POPRZEDNIA STRONA

Oskarżam Grossa i Znak

Jerzy Robert Nowak

Nasz Dziennik, 26-27 stycznia 2008, Nr 22 (3039)

Aż milion Polaków ryzykowało życie swoje i swoich rodzin, pomagając Żydom, bo za to groziła śmierć! Skąd więc bierze Gross swe zmanipulowane uogólnienia oskarżające przeważającą część Narodu Polskiego, a nawet cały Naród za jego wojenną postawę wobec Żydów?

Już blisko półtora roku temu najszerzej i najgruntowniej obnażyłem antypolskie kłamstwa "Strachu" Jana Tomasza Grossa w cyklu 21 artykułów na łamach "Naszego Dziennika". W ślad za tym poszła wydana jesienią 2006 r. moja ponad 300-stronicowa książka "Nowe kłamstwa Grossa", całkowicie przemilczana w lewackich i liberalnych mediach, co najlepiej świadczy o ich "wartości" i "obiektywizmie". Wydaną w USA książkę Grossa "Fear" ("Strach") nazwałem "skandalicznym wręcz antywzorem pisania o historii", a jej autora - "hochsztaplerem". Niektórzy oceniali wówczas, że używam za ostrych wyrażeń przy ocenie Grossa i jego antypolskiego paszkwilu. A cóż teraz obserwujemy? Książka "Strach" ukazała się po polsku w bardzo okrojonej wersji, "oczyszczonej" z najdrastyczniejszych, najbardziej grubiańskich oszczerstw, jak to pokazałem w porównawczym studium "Manipulacja Grossa i Znaku", "Nasz Dziennik" z 19-20 stycznia 2008 roku. Nawet ta mocno złagodzona wersja "Strachu" zawiera tak wiele bezczelnych, jątrzących kłamstw antypolskich i antykatolickich, iż uzyskała sobie w Polsce od fachowców-historyków serię jakże zasłużonych krytyk, totalnie dyskredytujących Grossa i jego pokraczne dzieło. Krytyk, które całkowicie potwierdziły moją dużo wcześniejszą, bardzo ostrą ocenę. Okazało się, że miałem 100-procentową rację.

Gross "wampirem historiografii"
Przypomnę teraz niektóre z najnowszych opinii o książce Grossa, wyszłych spod piór wybitnych naukowców polskich, dobrze znających materiały dokumentalne do czasów tak zakłamywanych w "Strachu". Według informacji PAP z 12 stycznia 2008 r., prezes IPN profesor Janusz Kurtyka powiedział: "Myślę, że pana Grossa można nazwać wampirem historiografii, dlatego że jego książka z nauką ma niewiele wspólnego, operuje przede wszystkim emocją, operuje bardzo ograniczonym zestawem źródeł, bardzo jednostronnie interpretowanych". Znany naukowiec z IPN, czołowy badacz historii Kościoła katolickiego w Polsce profesor Jan Żaryn powiedział wprost w czasie dyskusji w programie telewizyjnym "Między niebem a ziemią" (20 stycznia 2008 r.), że "'Strach' powinien szybko znaleźć się w śmieciach", a on sam nie wie, po co wydano tę książkę (cyt. za "Gazetą Wyborczą" z 21 stycznia 2008 r.). Inny znany historyk IPN, zastępca dyrektor archiwum w tej instytucji, dr Piotr Gontarczyk, dał niedwuznacznie do zrozumienia, że Gross reprezentuje rasistowską metodę w badaniach, w której dla niego "liczy się nie wiarygodność przekazu, lecz metryka świadka (...). Inne niż żydowskie źródła są nie tylko gorsze, lecz nieistotne dla ustalenia faktów (...). Rację mają tylko Żydzi, a nie Polacy" (por. tekst P. Gontarczyka "Daleko od prawdy", "Rzeczpospolita" z 12-13 stycznia 2008 r.). W swej recenzji Gontarczyk porównał "poziom" "Strachu" Grossa do "osiągnięć" myślowych Leszka Bubla. Z kolei polski historyk ze Stanów Zjednoczonych prof. Marek Chodakiewicz określił Grossa jako "zjawisko kulturowe", godne porównania tylko z Dodą-Elektrodą.
W "Naszym Dzienniku" z 19-20 stycznia br. pisałem o licznych drastycznych oszczerstwach antypolskich w amerykańskim wydaniu "Strachu", które zostały pominięte w polskim przekładzie. Przypomnę tu jeszcze jedno oszczerstwo, które dostrzegłem już po wspomnianej mojej publikacji. Otóż do najobrzydliwszych i najbezczelniejszych zarazem antypolskich kłamstw Grossa, wyciętych w polskim przekładzie "Strachu" należy zaliczyć podane przez niego na 164 stronie "Fear" oszczercze uogólnienie, jakoby Żydzi "byli gnębieni przez swych polskich sąsiadów - przez stulecia, ale specjalnie w czasie nazistowskiej okupacji". Ta Grossowa kalumnia jest szczególnie oburzająca w świetle faktu, że przez stulecia właśnie Polska była jedynym schronieniem dla Żydów przepędzonych okrutnymi prześladowaniami z reszty krajów europejskich. Nieprzypadkowo nawet w osiemnastowiecznej Wielkiej Encyklopedii Francuskiej nazwano Polskę "paradisus Judeorum" (rajem dla Żydów). Tak "gnębiliśmy Żydów", że aż słynny krakowski myśliciel żydowski rabin Mojżesz Isserless pisał w XVI wieku: "Jeśliby Bóg nie dał nam tego kraju jako schronienie, to los Żydów byłby nie do zniesienia". Tak "prześladowaliśmy Żydów", że w XIX wieku na terenach byłej Rzeczypospolitej Obojga Narodów żyło 4/5 ogółu Żydów świata (wg "Bożego igrzyska" prof. Normana Daviesa). Wyglądałoby na to, Żydzi są dość szczególnymi masochistami, tak masowo chroniąc się na tereny Rzeczypospolitej Obojga Narodów, gdzie ich rzekomo prześladowano. Dodajmy, że współczesny historyk żydowski Barnett Litvinoff ocenił w swym monumentalnym dziele "The Burning Bush. Antisemitism and World History" (London 1988, s. 90), że "przypuszczalnie Polska uratowała Żydów od całkowitego wyniszczenia" (w okresie średniowiecza i odrodzenia). Trudno na tym tle nie uznać oszczerstwa "o Polakach gnębiących Żydów przez stulecia", podawanego przez Grossa zupełnie nieznającym historii Europy Amerykanom, jako przykładu wyjątkowej podłości hochsztaplera zza Oceanu.

Najbardziej jadowite oszczerstwa antypolskie
Pomimo jakże licznych cięć w stosunku do angielskiego oryginału "Strachu", cięć mających zdezinformować jego polskich czytelników, co do prawdziwych intencji Grossa, polskie wydanie "Strachu" i tak zawiera bardzo dużą liczbę skandalicznych oszczerstw antypolskich i antykatolickich. Oto niektóre jakże wymowne przykłady.
Na s. 317 polskiego wydania "Strachu" Gross pisze: "Polacy w przeważającej większości nie okazywali pomocy ani nawet współczucia mordowanym współobywatelom Żydom i jakże często na różne sposoby uczestniczyli w procesie zagłady". Komentujący te słowa na łamach "Rzeczypospolitej", jej redaktor naczelny Paweł Lisicki pisał: "Trudno chyba znaleźć inny przykład tak daleko posuniętej nienawiści i pogardy. Większość Polaków - poza nieliczną grupą inteligencji - to w ujęciu Grossa dziki, łapczywy, żądny mordu motłoch, to ciemna ogłupiona, chytra czerń, powodowana chciwością i kompleksami. Po kolejnych opiniach Grossa pojawić się musi pytanie: jeśli większość Polaków była taka, jak ich maluje autor 'Strachu' - irracjonalna, otępiała, poddana machinacjom katolickiego kleru, pazerna i zbrodnicza masa - to czyż zaliczenie ich przez okupanta do kategorii podludzi nie byłoby aby uzasadnione" (por. "Rzeczpospolita" z 11 stycznia 2008 r.).
Na s. 302 Gross pisze, że "(...) Zagłada Żydów została przez nieżydowskich współobywateli przyjęta z zadowoleniem. I w tej, nazwijmy ją pragmatyczną, reakcji polskiego społeczeństwa na bezbrzeżne okrucieństwo Holocaustu tkwił korzeń moralnej zapaści, której jesteśmy świadkami po wojnie".
Na s. 64-65 polskiego przekładu Gross pisze: "Zabijanie Żydów po wojnie w Polsce nie było traktowane jako zbrodnia, lecz raczej jako forma kontroli społecznej w obronie wspólnych interesów. Zabójcy Żydów nie podlegali ostracyzmowi ze strony społeczności lokalnej".
Na s. 244 Gross wmawia, że "(...) naziści mordowali Żydów (...) na oczach przeważnie obojętnej i często na różne sposoby wykorzystującej tę sytuację miejscowej ludności".
Na s. 313 czytamy, że apel Zofii Kossak-Szczuckiej o ratowanie Żydów rzekomo "został przez większość społeczeństwa i kleru katolickiego zignorowany".
Porównajmy te oszczercze antypolskie uogólnienia Grossa ze świadectwami dużo uczciwszych od niego Żydów - świadków holokaustu. Przytoczę kilka świadectw z setek relacji o podobnej wymowie.
Prezes Stowarzyszenia Kombatantów Żydowskich Arnold Mostowicz stwierdził w publikowanym 25 lutego 1998 r. w "Życiu" tekście: "Żaden naród nie złożył na ołtarzu pomocy Żydom takiej hekatomby ofiar jak Polacy, chociaż w wielu okupowanych krajach pomoc ta nie niosła za sobą takiego ryzyka".
Były łącznik między polskim a żydowskim podziemiem, działacz syjonistyczny Adolf Berman, skądinąd brat kata Polaków Jakuba Bermana, akcentował: "Opisy męczeństwa Żydów w Polsce mają tendencję do podkreślania cierpień spowodowanych przez szantażystów, informatorów, granatową policję i inne szumowiny. Mniej się pisze za to o tysiącach Polaków ryzykujących życiem dla ratowania Żydów. Piany i fale na powierzchni rwącej rzeki są bardziej widoczne niż głęboko płynący główny strumień, a ten strumień rzeczywiście był potężny (cyt. za R.C. Lucas, "Zapomniany Holocaust. Polacy pod okupacją niemiecką 1939-1944", Kielce 1995, s. 180).
Emigrantka z Polski w 1968 r., Żydówka Klara Mirska pisała w wydanej w 1980 r. w Paryżu książce wspomnieniowej "W cieniu wielkiego strachu" (s. 457): "Zebrałam wiele zeznań o Polakach, którzy ratowali Żydów; i nieraz myślę: Polacy są dziwni. Potrafią być zapalczywi i niesprawiedliwi. Ale nie wiem, czy w jakimkolwiek innym narodzie znalazłoby się tylu romantyków, tylu ludzi szlachetnych, tylu ludzi bez skazy, tylu aniołów, którzy by z takim poświęceniem, z takim lekceważeniem własnego życia, tak ratowali obcych".
Wybitny żydowski literaturoznawca, profesor Uniwersytetu w Tel Awiwie, Gabriel Moked powiedział w wywiadzie udzielonym "Wprost" 28 czerwca 1992 r. m.in.: "Jestem przekonany, że odpowiedzialność za zagładę polskich Żydów ponoszą Niemcy, ściślej mówiąc hitlerowcy. Nawet, jeśli część polskiego społeczeństwa Żydom nie pomagała albo łatwo godziła się na ich zagładę, to większa część narodu Żydom bardzo pomogła".
Przykłady tego typu relacji żydowskich świadków holokaustu można bardzo długo mnożyć. Skąd więc bierze Gross swe zmanipulowane uogólnienia oskarżające przeważającą część Narodu Polskiego, a nawet cały Naród za jego wojenną postawę wobec Żydów? Trzeba tu dodać, że w swych wywiadach prasowych z ostatnich paru tygodni Gross idzie coraz wyraźniej "na całość" w swych obrzydliwych oskarżeniach pod adresem całego Narodu Polskiego. W wywiadzie dla wydawanego przez Niemców "Dziennika" (nr z 12-13 stycznia 2008 r.) Gross wyraźnie posunął się do stwierdzeń jawnie oskarżających wszystkich Polaków za stosunek do Żydów. Stwierdził tam, expressis verbis: "Na podstawie świadectw ludzi żyjących w tamtym czasie można stwierdzić, że Polacy byli wdzięczni Hitlerowi za wymordowanie Żydów i uważali, że należy się mu za to pomnik. Agresja Polaków wobec Żydów nie wynikała tylko z oswojenia się ze śmiercią, ale także z akceptacji dla Holocaustu". A więc jakoby ("wszyscy") Polacy akceptowali holokaust, decydując się na "agresję wobec Żydów". Czy te słowa Grossa nie kwalifikują się do natychmiastowej interwencji prokuratora? A czy nie powinna ona mieć miejsca także wobec redaktora "Dziennika" Bogumiła Łozińskiego, który ani jednym słowem nie zareagował na te obrzydliwe antypolskie kalumnie? Prawdziwą hańbą jest to, że nawet po takim wywiadzie Grossa są w Polsce jeszcze liczni targowiczanie gotowi bronić autora "Strachu". Czy tak upadli na głowę w swym tolerowaniu antypolonizmu, czy są już aż tak podłymi renegatami? Przypomnijmy, że historyk IPN, prof. Jan Żaryn ocenił, iż: "W różnorodną pomoc Żydom mogło być zaangażowanych nawet do 1 miliona Polaków żyjących pod okupacją hitlerowską i sowiecką" (por. J. Żaryn, "Hierarchia Kościoła katolickiego wobec relacji polsko-żydowskich w latach 1945-1947", [w:] "Wokół pogromu kieleckiego", IPN, Warszawa 2006, s. 81). Aż milion Polaków ryzykowało życie swoje i swoich rodzin, bo za to groziła śmierć!

Jak Gross wybiela francuską kolaborację
Na s. 316, pisząc o tym, że los postawił Polaków w konfrontacji z holokaustem Żydów, Gross komentuje: "W innych częściach świata ludzie nie byli poddani takiej próbie. Francuzów na przykład los nie wodził na pokuszenie, zmuszając ich do rozstrzygnięcia, jak się zachować, kiedy nielubiani sąsiedzi zostają wyjęci spod prawa, napiętnowani, kiedy są poniżani, wywłaszczani, a później mordowani na ulicy, rozstrzeliwani na rynku albo na pobliskim cmentarzu, pędzeni kilometrami do wagonów towarowych i zabijani po drodze, podczas gdy za udzielenie im pomocy paragrafy prawa okupacyjnego grożą wyrokiem śmierci". Zapytajmy w tym momencie, czy w całej tej sprawie Gross rzeczywiście jest totalnym ignorantem, czy tylko udaje głupiego, dodajmy - w bardzo udany sposób, wręcz perfekcyjnie? Gross udaje, że nie czytał nic o tym, że rząd Vichy i cała administracja francuska, kolaborująca z Niemcami, uczestniczyła w szeroko zakrojonej akcji antyżydowskiej, dając swój oficjalny "wkład" do holokaustu. To ta administracja rządu Vichy nadała odpowiedni rozpęd kolejnym prześladowaniom francuskich Żydów. Jak pisze żydowski historyk M.R. Marrus w książce "Holocaust" (Warszawa 1993): "Do 1942 r. Vichy nie tylko skutecznie wyjęła Żydów spod prawa, ale też przejęła znaczną część ich majątków i internowała wielu z nich w specjalnych obozach; zastępy urzędników przyzwyczajone były za sprawą codziennej rutyny do nękania Żydów, oznaczania ich dokumentów specjalnymi pieczątkami i wysyłania ich do obozów dla internowanych. Policja Vichy współdziałała z niemiecką polityką eksterminacji Żydów, wyłapując Żydów na terenie Francji i organizując ich deportacje na wschód do obozów zagłady". Dodajmy tu, że Gross, z taką werwą rozpisujący się na temat antysemityzmu dzieci polskich wobec dzieci żydowskich po wojnie, obrzucania ich obelgami i kamieniami, udaje, że nie wie, jak we Francji Vichy rozprawiano się z dziećmi żydowskimi. Przypomnijmy więc, że policja francuska doby wojny na masową skalę wyłapywała dzieci żydowskie, nawet te, które mieszkały w sierocińcach i domach opieki na administrowanych przez Vichy terenach Francji. Najwięcej akcji policyjnych, mających na celu wyłapywanie dzieci żydowskich, miało miejsce latem i jesienią 1942 roku. Ogółem przez okres wojny wywieziono do obozów śmierci ok. 76 tys. Żydów, w tym 2 tys. dzieci w wieku poniżej 6 lat. Spośród wywiezionych przeżyło wojnę zaledwie 2566 osób. Ocenia się, że aż 85 proc. wywiezionych do obozów zagłady Żydów zostało zatrzymanych przez policję francuską. W latach 1941-1944 do policji francuskiej i do gestapo we Francji napłynęło przeszło 3 mln listów ze skargami na żydowskich współobywateli i donosami informującymi władze o miejscu ich ukrycia.
Świetnie znający stosunki we Francji były ambasador Polski w tym kraju i kawaler francuskiej Legii Honorowej Stanisław Gajewski w wywiadzie dla książki o "Żegocie" ostro scharakteryzował zachowanie Francuzów podczas wojny (sam Gajewski miał matkę Żydówkę i musiał ukrywać się w czasie okupacji w Polsce na fałszywych aryjskich papierach): "W tamtych okolicznościach naród przechodził moralny egzamin. Gdy Niemcy poszukiwali strażników do obozu, nie mieli ani jednego reflektanta w Polsce i musieli cały personel obsadzać Niemcami. We Francji natomiast wszyscy strażnicy byli Francuzami. Niemcy byli sami zaskoczeni tym, jak bardzo gotowi do współpracy, a nawet gorliwi byli Francuzi (...), samorzutnie zaproponowali dostawić wszystkie dzieci, które posłano do Auschwitz" (I. Tomaszewski, T. Werbowski, "Żegota". The Rescue of Jews in Wartime Poland).
Inna sprawa. Gross uporczywie piętnował polską granatową policję, a "dziwnie" przemilczał podany w raporcie J. Karskiego ze stycznia 1943 r. bardzo ważny fakt pokazujący, że potrafiła ona zachowywać się wobec Żydów dużo lepiej niż policja żydowska! Według wspomnianego raportu J. Karskiego: "Polska policja, która pilnowała getta jeszcze do sierpnia zeszłego roku [1942 r. - dop. JRN], została w całości usunięta, ponieważ nie wytrzymywała tej atmosfery, jaka była w getcie warszawskim, pomagała ludności żydowskiej, a poszczególni policjanci, często zupełnie straciwszy głowę, uciekali ze służby". A więc policja polska nie wytrzymywała psychicznie atmosfery w getcie i Niemcy musieli usunąć ją jako niezdolną do brutalnych działań wobec Żydów! Zamiast niej znalazło się 2200 żydowskich policjantów w Warszawie, którzy skutecznie wykonali całą brudną robotę wobec ponad 300 tys. swoich rodaków; bijąc ich i rabując, zapędzili ich na Umschlagplatz, skąd powędrowali do obozów zagłady. Pytanie, dlaczego Gross tak starannie omija sprawę bestialskiego zachowania żydowskich policjantów wobec swych współrodaków, zachowania opisywanego przez tyluż dużo uczciwszych od niego żydowskich autorów, choćby najsłynniejszego kronikarza getta warszawskiego Emanuela Ringelbluma, a także Władysława Szpilmana, Barucha Goldsteina, Chaima Kaplana, Icchaka Cukiermana, Aleksandra Bernfesa i in. Czyżby ten pseudonaukowiec nie zdążył nigdy przeczytać ich tekstów? Przecież nawet nie zauważył ich w swojej bibliografii. Rzecz znamienna - w rozmowie z Moniką Olejnik w TVN 24 14 stycznia 2008 r. Gross starał się usprawiedliwić zachowanie policji żydowskiej w gettach, mówiąc: "Policjanci żydowscy to ludzie skazani na śmierć". Jakże niskie i podłe są te usprawiedliwienia w porównaniu z jednoznacznymi potępieniami zbrodniczości działań policji żydowskiej wobec własnych rodaków, wyszłymi spod piór największej Żydówki XX wieku Hannah Arendt (por. jej wspaniałą, dziś przemilczaną książkę "Eichmann w Jerozolimie") czy Szymona Wiesenthala, który na próżno domagał się bezwzględnego ścigania żydowskich kapo. Na próżno żądał, bo jednym z najbardziej nieludzkich kapo był syn samego ministra spraw wewnętrznych Izraela Icchaka Grünbauma.
Znamienne, że nawet w tak długo zbliżonym do "Tygodnika Powszechnego" i Znaku katolickim "Gościu Niedzielnym" 13 stycznia 2008 r. ukazała się recenzja bardzo mocno krytykująca zastosowaną przez Grossa metodę maksymalnego oczerniania Polaków przy równoczesnym wybielaniu zachowań innych nacji. Autor tej recenzji, znany publicysta i historyk Andrzej Grajewski, pisał o książce Grossa jako o antypolskim "paszkwilu", akcentując: "Gross, gdyby był rzetelnym naukowcem, postawiłby takie pytanie, czy zachowanie Polaków w czasie wojny było gorsze, aniżeli innych narodów okupowanej Europy. Możemy do takich porównań stanąć bez kompleksów. Polska była jedynym krajem w okupowanej Europie, gdzie społeczeństwo nie kolaborowało z reżimem narodowosocjalistycznym. Nie było u nas ochotników do Waffen SS, choć w jednostkach tej formacji służyli przedstawiciele prawie wszystkich narodów europejskich. Czy przejawem antysemityzmu był fakt, że w Polsce, gdzie terror okupacyjny był największy, uratowano największą liczbę Żydów, a w Yad Vashem stoi najwięcej, bo ponad 6 tys. polskich drzewek, dedykowanych 'Sprawiedliwym wśród Narodów Świata?' O tym Gross nie wspomina, kreśląc swój obraz z fragmentarycznych źródeł wyrwanych z kontekstów zdań i relacji. (...) Gross, analizując jednostkowe wydarzenia, stawia absurdalną tezę, że (...) strach przed Żydami, którzy ocaleli z zagłady, był jednym z fundamentów społecznego ładu w powojennej Polsce. W interpretacji Grossa ten strach to polska specjalność, jakby nie było strachu Szwajcarów, którzy bogactwo swych banków zbudowali m.in. na przejętych górach żydowskiego złota, strachu Francuzów, których policja masowo uczestniczyła w deportacji Żydów do obozów zagłady, czy Węgrów, którzy wsparli reżim nilaszowski i w ciągu miesiąca utopili tysiące Żydów w Dunaju". Przeciwstawiając się widocznemu w książce Grossa wybielaniu Niemców, Grajewski stwierdza: "(...) rozumiem, że dla Grossa wręcz niestosowne byłoby pytanie, dlaczego nie pisze o strachu Niemców, jakoby to nie oni zgotowali Żydom zagładę, lecz jacyś naziści, którzy nie wiadomo skąd przybyli do miłującego pokój i bliźnich narodu niemieckiego". W kontekście tych stwierdzeń Grajewskiego warto przypomnieć, że Gross zapytany przez M. Olejnik w programie TVN 24 z 14 stycznia 2008 r.: "Kto w tym czasie był większym antysemitą - Niemcy czy Polacy?", odpowiedział: "Trudno powiedzieć".
I takiego to autora stara się maksymalnie nagłośnić polskie (!) katolickie (!) wydawnictwo Znak!

Poparcie Grossa dla niemieckich roszczeń wobec Polski
Na s. 86 "Strachu" Gross występuje - obok nagłośnienia roszczeń żydowskich - z poparciem dla roszczeń niemieckich i wyraźnym podważaniem postanowień układu w Poczdamie. Pisze tam: "Za sprawą okoliczności historycznych w XX wieku mieliśmy do czynienia w Polsce z dwoma procesami przywłaszczenia na masową skalę cudzej własności - po wypędzeniu ludności niemieckiej i po wymordowaniu Żydów. Ale że zamordowanie albo wypędzenie człowieka nie daje nikomu tytułu własności do niczego (...)". Pod takimi antypolskimi sformułowaniami mogłaby się podpisać sama Erika Steinbach. Jak można wytłumaczyć jednak to, że polskie katolickie wydawnictwo Znak nie odcięło się od tego typu wsparcia dla roszczeń niemieckich, godzącego w podstawowe interesy polskiego Narodu?
Na s. 57-58 Gross rzuca kolejne przerażające oszczerstwa wobec Polaków jako Narodu. Zarzuca Polakom brutalność w czasie przesiedleń ludności niemieckiej czy ukraińskiej. Zarzuca, że skutkiem tej brutalności padło kilkaset tysięcy ofiar śmiertelnych. Wspomniane oszczerstwo skrytykował dr hab. Paweł Machcewicz na łamach tak długo wybielającego Grossa "Tygodnika Powszechnego" (nr z 13 stycznia 2008 r.), ale i tym razem Znak nie zdobył się na odcięcie od obrzydliwej antypolskiej kalumnii. Co więcej, prezes zarządu wydawnictwa Znak Henryk Woźniakowski idzie dalej w zaparte w obronie Grossa. Polemizuje nawet z podjętą przez ks. kard. Stanisława Dziwisza krytyką wydania paszkwilu Grossa w katolickim wydawnictwie.

Prof. Jerzy Robert Nowak