POPRZEDNIA STRONA

Komputer w szkole

Ostatnio wpadł mi w ręce artykuł autorstwa Michała Szelesta opublikowany w czasopiśmie "Ojczyzna" , Nr 5/2000, w którym podano kilka krytycznych uwag odnośnie  masowego wprowadzenia komputerów do szkół. Autor atykułu powołuje się na wydaną na rynku amerykańskim książkę  - High Tech Heretic: Why Computers Don't Belong in the CIassroom and Other Reflections by a Computer Contrarian, by Clifford Stool, New York Doubleday, 1999 stron 221) - Clifforda Stolla, gdzie ukazano absurdy komputeryzacji szkół w USA. W publikacji tej użyto wielu zaskakująco prostych i ważkich argumentów przeciw powszechnemu szaleństwu komputeryzacji, pokazując zarówno bezpośrednie absurdy jakie z tym się wiążą, jak i słusznie punktując dalekosiężne szkody, jakie mogą z tego wyniknąć. Jak pisze w swym artykule M. Szelest  "pierwszym argumentem na rzecz komputeryzacji jest pogląd, że oszczędzi ona środków i zmniejszy koszty nauczania. Otóż nie zmniejszy. Komputery trzeba kupić i to od razu w dużej liczbie aby wyposażyć całe klasy, następnie trzeba wynająć specjalistę lub firmę do ich ciągłej konserwacji, wymieniać sprzęt co kilka lat, a przede wszystkim stale kupować odtąd nowe oprogramowanie. Nie istnieje przykład szkoły, która przez komputeryzację zmniejszyła swoje wydatki. Każdy, kto wszedł na tę ścieżkę, wie, że otworzył sobie kanał do drenowania pieniędzy. Nie to jest jednak argumentem zasadniczym. Wprowadzanie komputerów do nauczania rozmaitych przedmiotów odziera nauczanie z wielu walorów bezpośredniości przenoszące je w sferę wirtualną ". W dalszej części artykułu ,podano  powołując się na wspomnianą już książkę C.Stolla ,  przykład silnie skomputeryzowanej szkoły -Science Magnet School, Buffalo. Jeden z uczących tam wykładowców - dr Reichert, ze stanowego uniwersytetu w Buffalo, tak opisuje swoje wrażenia : Wziąłem w tej szkole lekcje fizyki. Ale szkoła ta, mimo swego profilu, nie ma nawet pracowni fizycznej. Nie ma np. równi do demonstrowania prostej mechaniki, nie ma prostego sprzętu do ręcznego demonstrowania doświadczeń. Wszystko, co szkoła ma, to komputery i oprogramowanie do nich. Wkurza mnie, że są pieniądze na kupowanie programów, ale szkoły nie stać na kupno ławy optycznej, zestawu woltomierzy albo kamertonów. Na okręgowym zebraniu nauczycieli mego przedmiotu mądrzył się facet, który byt przeciw kupowaniu zestawu do bezpośredniej demonstracji pola magnetycznego i przyspieszenia kątowego. Ale ten sam facet byt gotów wydać 20 razy tyle na wyposażenie pracowni fizycznej w komputery". Tymczasem jak twierdzi C.Stoll "za cenę dwóch tuzinów komputerów,  można mieć znakomicie wyposażone laboratorium do wielopoziomowego nauczania fizyki, zza dziesięć lat komputery będą nic niewartym złomem, ale kamertony będą tak samo dobrze służyły nauczaniu rezonansu, woltomierz będzie służył demonstrowania prawa Ohma, a wspomniany zestaw wciąż będzie świetnie służył do pokazywania przyspieszenia kątowego w praktyce.

Jak pisze dalej M.Szelest "Reichert daje też przykład nauczycielki fizyki, która usunęła z pracowni wszelkie magnesy, w obawie że mogą jej rozmagnesować zawartość dyskietek z programami. W jej szkole zatem, o magnetyzmie uczniowie mogą dowiedzieć się tylko z programów komputerowych. Szaleństwo komputerowe wdziera się także do przedszkoli i zerówek. Firma Knowledge Adventure Company  twierdzi, że nawet 9-miesięczne niemowlę korzysta na kontakcie z jej oprogramowaniem, ponieważ "wćwicza" się w obcowanie z komputerem (!) . Stoll słusznie wyśmiewa ten pomysł. Uważa on, że nawet przedszkole jest nie do pogodzenia z komputerem. Świat pięcioletniego dziecka jest pełen plasteliny, kremu z ciastek i innych substancji oraz przedmiotów, które się źle komponują ze światem komputerów. Dzieciom nie wolno np. wsypywać piasku z piaskownicy do klawiatury, ani rozmazywać masła orzechowego na ekranie monitora: tego w przedszkolu bardzo pilnują. choćby ze względu na cenę sprzętu. Co zatem robić z ich dzieciństwem ?" No dobrze, ale w starszych klasach ? Czy oswajanie się z komputerami nie służy nabyciu tej swobody, która potem będzie bardzo potrzebna w miejscu pracy ? - pyta autor artykułu ,pisząc dalej ,że  zdaniem  C.Stolla, wprawdzie "używamy na co dzień komputerów w pracy. Ale przecież także na co dzień jeździmy samochodami, a mimo to nie owijamy całego programu szkolnego wokół samochodu. Przyuczenie dorosłych do komputera w miejscu pracy nie jest żadną sztuką, to kwestia tygodni, a nie lat. Także dzieci w szkołach nie mają wielkich problemów z komputerami. Czy ktoś z rodziców słyszał o kłopotach dzieci z nauką obsługi komputerów? Nie. Natomiast są kłopoty z matematyką, fizyką, historią, językami itp. l tu dzieciom potrzebna jest pomoc, a nie w komputerach. Problem jest zresztą głębszy. Dzieci już wcześniej przywykłe do wysiadywania przed telewizorem zasiadają teraz przed monitorem komputera. Zaczyna się lekcja według tego samego schematu: siedź i patrz, a my cię będziemy zabawiać. Bardziej niż cokolwiek innego komputery przyuczają dzieci do poglądu, że świat jest wirtualną, z góry zaprogramowaną rzeczywistością, w której każdy problem da się rozwiązać poprzez kliknięcie odpowiedniej ikonki myszą". Konkluzja autora jest taka ,że "komputeryzacja szkół [moim zdaniem nadmierna i fałszywie pojęta komputeryzacja-P.J.] zabija najważniejszą ze wszystkich interakcji - sokratejski dialog pomiędzy nauczycielem a uczniem. Nie ma takiego sprzętu, który mógłby to zastąpić. Uratować go może tylko odejście od szaleństwa dehumanizującej komputeryzacji szkół ."

*   *   *

Od siebie dodam jeszcze kilka zdań komentarza. Nie chodzi tutaj wcale by w szkołach nie było w ogóle komputerów, natomiast  ważne jest by nie stawały się one  celem samym w sobie, nie zniewalały człowieka i nie spychały pracy nauczyciela  z uczniem na boczny tor . Komputer w szkole powinien być tylko i wyłącznie pomocą dydaktyczną pozwalającą uczniom na łatwiejsze zrozumienie pewnych zagadnień oraz nabywanie przez nich konkretnych umiejętności, zaś nauczycielom ułatwiającą przekazywanie nowoczesnych treści dydaktycznych. Natomiast komputer nie może zastąpić klasycznego procesu nabywania podstawowych  wiadomości i umiejętności przez ucznia i to zarówno w zakresie przedmiotów ścisłych  jak  i humanistycznych.  Moim skromnym zdaniem młodsze klasy w szkole podstawowej nie powinny mieć w ogóle zajęć z komputerem. Natomiast jego wykorzystanie powinno  być niejako zwieńczeniem całego procesu nauczania w szkole. Wtedy dopiero młody człowiek mający odpowiednią bazę w postaci zdobytych gruntownych wiadomości i umiejętności z wielu dziedzin, może go w sposób rozumny i celowy wykorzystać. Tymczasem ostatnio obserwuje się w szkołach w Polsce stale  rosnącą tendencję polegającą na rozpoczynaniu kształcenia w zakresie wielu przedmiotów i to w najmłodszych klasach, właśnie od komputera. Widoczny jest także nagły wzrost ilości różnego rodzaju "pracowni internetowych", mających być  lekarstwem dosłownie na wszystkie kłopoty szkoły ,  których walor dydaktyczny jest właściwie żaden. Co ciekawe w sytuacji gdy w kraju rzekomo brakuje ciągle pieniędzy na szeroko rozumianą oświatę  czyli na: podręczniki , pomoce dydaktyczne ,czy też wyposażenie i utrzymanie szkół oraz godziwe pensje dla nauczycieli  -  na internet pieniądze zawsze się jakoś znajdują. Tworzone są nawet i finansowane z budżetu państwa specjalne programy jak choćby lansowany ostatnio przez Ministerstwo Edukacji Narodowej  program  "internet w każdej szkole". Niedawno mówiono także o  "prezydenckim programie internetowym" , którego celem jest tworzenie tak zwanych "klas internetowych " w każdej szkole. Na czym mają polegać owe klasy - naprawdę nie wiem. Wygląda na to ,że niedługo o randze danej placówki oświatowej i jej "nowoczesności" będzie decydować tylko obecność pracowni internetowej. Nie muszę dodawać ,że na ów program  przeznaczono także wielkie środki finansowe, zapewne z budżetu państwa. Skąd więc takie nagłe zainteresowanie tak pojętą "edukacją" , w sytuacji gdy ustawicznie brakuje pieniędzy na rozwój prawdziwie pojętej oświaty w Polsce. Może się mylę ,ale czy nie jest to jakiś sposób indoktrynacji młodego pokolenia , kształtowania jego przyszłych postaw i wychowywania dzisiejszej młodzieży na przyszłych "europejczyków", poprzez podawanie gotowych wzorców zachowań i schematów myślowych. Taki wyłącznie "internetowy" sposób kształcenia  pozbawia  człowieka między innymi gruntownej  wiedzy oraz umiejętności twórczego  i logicznego myślenia  jak też wyciągania logicznych wniosków. A może o to właśnie w tym wszystkim chodzi ?