POPRZEDNIA STRONA

Faszyzm i masoneria

Andrzej Solak

10 czerwca 1924 r. bojówka włoskich faszystów uprowadziła, a następnie zamordowała Giacomo Matteottiego, lidera partii socjalistycznej i deputowanego do parlamentu. Na pierwszy rzut oka zabójstwo nie wydawało się niczym nadzwyczajnym w politycznych realiach ówczesnych Włoch. Wszak nie przebrzmiały jeszcze echa brutalnej wojny ulicznej z lat 1919-1922, jaką prowadzili między sobą partyjni bojówkarze z prawa i z lewa, mordujący się z nieprawdopodobną zaciekłością. W zbrodni na Matteottim był jednak osobliwy szczegół, nie pasujący do utartych schematów. Na czele zespołu morderców stał niejaki Amerigo Dumini, działający najpewniej na zlecenie szefa policji Emilia De Bono. Ci dwaj panowie byli członkami Obediencji Piazza del Gesù, innymi słowy... masonerii – organizacji do dziś głoszącej wszem i wobec swój antyfaszyzm! Benito Mussolini, twórca faszyzmu, otrzymał swe imię na cześć XIX-wiecznego prezydenta Meksyku, rewolucjonisty i masona, Benito Juareza. Pierwsze polityczne wybory przyszłego twórcy faszyzmu, jego zaangażowanie w anarchizm i syndykalizm, wreszcie prominentna pozycja w partii socjalistycznej, wcale nie zapowiadały fanatycznego oddania idei państwa totalnego. Wielbiciele Duce starają się nie pamiętać o tych „młodzieńczych błędach” swego idola. Młody Benito odnosił się do patriotyzmu z nienawiścią typową dla rewolucyjnej lewicy. Flaga narodowa była dlań „szmatą zatkniętą w kupie gnoju”. Aby uniknąć poboru do wojska zbiegł za granicę, wpierw do Szwajcarii, potem do Francji. Po powrocie do kraju był aresztowany za sabotowanie dostaw zaopatrzenia dla wojsk włoskich walczących z Turkami w Libii (1912). Na niwie dziennikarskiej udzielał się jako wydawca marksistowskiego pisma o dźwięcznej nazwie „La Lotta di Classe” („Walka klas”), potem objął posadę redaktora naczelnego socjalistycznego dziennika „Avanti!” („Naprzód!”). Na dobrą sprawę, Duce pozostał wierny przez całe życie tylko swym obsesjom antykatolickim. Już w młodości popełniał paszkwile, w rodzaju „Jana Husa” czy „Kochanki kardynała”, rozpowszechniał też „rewelację” o intymnych stosunkach, łączących jakoby Jezusa i Marię Magdalenę. Ten ostatni pomysł podchwyciło szereg współczesnych pismaków, „demaskatorów” Kościoła katolickiego, w rodzaju Baigenta, Leigha, Lincolna („Święty Graal, Święta Krew”) oraz Browna („Kod Leonarda da Vinci”, „Anioły i demony”). Wielbiciele „twórczości” tych panów rzadko mają świadomość, że owi literaci podążają szlakiem przetartym między innymi  przez twórcę faszyzmu... Już po dojściu do władzy Mussolini pragmatycznie uregulował stosunki państwo-Kościół, choć wzajemne relacje nadal obfitowały w konflikty. Znamienna była postawa papieża Piusa XI, który w obliczu zagrożenia komunistyczną rewolucją nazwał Mussoliniego „człowiekiem zesłanym przez Opatrzność”, jednak zachował trzeźwą ocenę faszystowskich rządów. Dowodem encyklika „Non abbiamo bisogno” (1931), ostro potępiająca faszyzm, mocno kontrastująca z cielęcym zachwytem, jakim darzyli Duce ówcześni politycy niemal całego świata. „Precz z ciemnością!” Wielu poczytuje na plus Mussoliniemu jego wrogość do wolnomularstwa. Interesujące są jednak przyczyny tych niesnasek. Otóż Benito starał się w młodości o... przyjęcie do masońskiej loży! Spotkał się z odmową, co niezmiernie uraziło jego dumę. Rychło jął zwalczać „sztukę królewską”, jeszcze jako aktywista partii socjalistycznej. W 1914 r., na kongresie socjalistów w Ankonie, był wśród tych delegatów, którzy pod hasłem „Więcej światła, precz z ciemnością!”, zażądali od „obrońców proletariatu” dokonania wyboru między partią a lożą. Po burzliwej dyskusji pomysł wcielono w czyn. Wolnomularze–socjaliści zwracali legitymacje partyjne bądź też pozbywali się rytualnych fartuszków. Mussolini wyleciał z hukiem z partii niewiele później, za niewczesny militaryzm (!). On – jeszcze niedawno dekownik i sabotażysta, w owym 1914 r. niespodziewanie stał się zażartym zwolennikiem interwencjonizmu, to jest przystąpienia Włoch do Wielkiej Wojny. Następstwem tego kroku był przyspieszony rozwód z socjalistami, w zamian jednak Benito pozyskał możnych protektorów. Wkrótce założył własne, opiniotwórcze pismo „Poppolo d’Italia” („Lud Włoski”), które rychło uzyskało gigantyczny nakład, stając się wpływową trybuną interwencjonizmu. Na powołanie ogólnokrajowego dziennika ktoś musiał wyłożyć duże pieniądze. „Poppolo d’Italia” finansował wywiad francuski, możliwe też, że amerykański i rosyjski. Sporo grosiwa dorzucała również rodzima oligarchia finansowa. Był jeszcze jeden sponsor - ujawnił to po latach masoński mistrz Emilio Piatti. Otóż gazeta Mussoliniego otrzymała pokaźne fundusze (6,5 mln lirów) od… wolnomularstwa, konkretnie od Wielkiego Wschodu Francji i Włoch. Benito odebrał pieniądze z rąk włoskich i francuskich „braci” (wśród tych ostatnich był przedstawiciel francuskiej ambasady) w Mediolanie, w siedzibie lombardzkich władz regionalnych. Kopię umowy, wraz z fotokopiami podpisanych przez Mussoliniego czeków zdeponowano w siedzibie loży w Piacenzie – będą tam spoczywały przez szereg lat, do chwili, kiedy tłum faszystów przypuści „spontaniczny” atak i splądruje to gniazdo masonów... Italia rzeczywiście przystąpiła do wojny światowej, co Wielki Wschód uznawał potem za swoją zasługę, w dziele wspomożenia francuskich „braci” tudzież zniszczenia katolickiej monarchii Habsburgów. Niemały udział we wplątaniu kraju w konflikt miała gazeta Mussoliniego – teraz pozującego na superpatriotę, w istocie zaś agenta wpływu obcych wywiadów, rodzimych kół biznesu oraz tajnych lóż. Marsz na Rzym Klęska państw centralnych postawiła Włochy w obozie zwycięzców. Przynajmniej teoretycznie, bo poniesione straty były potworne – 650.000 zabitych, zrujnowana ekonomia, narastający kryzys społeczny, na którym żerowali najrozmaitsi radykałowie. Vittoria mutilata – kalekie zwycięstwo... W obliczu realnej groźby rewolty komunistycznej Mussolini, organizujący wówczas swój ruch fasci, jawił się jako mąż opatrznościowy. Umiarkowana lewica ceniła go za społeczny radykalizm. Nacjonalistom odpowiadały jego (niewczesne) patriotyzm i militaryzm. Kościół i konserwatyści traktowali go jako mniejsze zło. Również loże darowały Benito jego niegdysiejsze antymasońskie ekscesy. Czyż twórcy faszyzmu i braci fartuszkowych nie łączyła nienawiść do Kościoła? Takoż niedawne zaangażowanie na polu interwencjonizmu, suto wynagrodzone francuskim złotem? Wolnomularze, tacy jak Giovanni Marinelli, Cesare Rossi, Michele Bianci, Roberto Farinacci oraz żydowski przemysłowiec Cesare Goldman będą wspierać tworzące się faszystowskie bojówki. „Squadristi” Mussoliniego, sławne „Czarne Koszule”, przez parę lat będą zbrojnym ramieniem włoskiej Kontrrewolucji. Formacje bojowe komunistów i socjalistów zyskają wreszcie godnego przeciwnika. Lata 1919-1922 to okres krwawej międzypartyjnej vendetty. Przeciwnicy faszystów zarzucają im zgładzenie w tym czasie aż 5000 osób; sami biorą na swe sumienia 500 ubitych „Czarnych Koszul”. „Squadristi” Benito przyznają się do „tylko” 1800 zabójstw, za to na 3000 szacują liczbę ofiar w szeregach swych zwolenników. Po zneutralizowaniu czcicieli Lenina „Czarne Koszule” (w ich szeregach nie mniej niż 230 włoskich Żydów) rozpoczynają własną rewolucję - ruszają do Marszu na Rzym (październik 1922). Znowu w tle pojawiają się masoni. Wielki mistrz „szkotów” Raoul Palermi (Obediencja Piazza del Gesù) osobiście pofatyguje się na spotkanie z Mussolinim, przekazać mu arcyważne informacje, o nastrojach w rzymskim garnizonie, zwłaszcza o profaszystowskich sympatiach dowództwa gwardii królewskiej tudzież włoskiej generalicji. Również i konkurencyjna Obediencja Palazzo Giustiniani odegra w tych dniach rolę niebagatelną, wspierając rokoszan kwotą 3,5 mln lirów; jej wielki mistrz Domizio Torrigiani, po zwycięstwie Marszu na Rzym i objęciu władzy przez faszystów, pospieszy z gratulacjami. Mason-faszysta Curzio Malaparte w książce „Technika zamachu stanu”, postawi Mussoliniego w jednym szeregu z Trockim i Leninem, jako głównych burzycieli starego, burżuazyjnego porządku. W hitlerowskiej III Rzeszy „Technika zamachu stanu” będzie płonęła na stosach, zaś po latach zachwyci się nią Mao Zedong...

Już w styczniu 1923 r., jak niegdyś wśród socjalistów w Ankonie, Mussolini stwierdza, że nie da się pogodzić przynależności do jego partii oraz członkostwa w loży. Niespełna trzy lata później masoneria zostanie wyjęta spod prawa. Te trzy lata to dla masonów okres rozdarcia między szczytnymi ideami humanitaryzmu, wolności i braterstwa, ostentacyjnie deptanymi przez faszystów, a całkiem przyziemną chęcią przejścia do obozu zwycięzców. Wielki mistrz Palermi wybiera tę drugą ewentualność - przyjmuje sowicie opłacaną fuchę konfidenta policji. „Bracia” z jego Obediencji Piazza del Gesù świadczą faszystom usługi z zakresu „mokrej roboty” - vide sprawa Matteottiego. Tymczasem atmosfera wokół „sztuki królewskiej” staje się coraz bardziej gorąca. W maju 1925 r. Izba deputowanych, stosunkiem głosów 289 do 4, delegalizuje masonerię. Decyzja wymaga jeszcze zatwierdzenia przez Senat. We wrześniu i październiku we Florencji uderza w masonów gniew faszystowskiego ludu. Wolnomularze Gaetano Pilati i Gustavo Consolo giną od kul bojówkarzy. Atakowane i dewastowane są siedziby lóż. Do pogromów zagrzewa z gorliwością neofity faszystowski boss Roberto Farinacci, zwany „rzeźnikiem z Cremony”, drzewiej członek Najwyższej Rady Obediencji Palazzo Giustiniani, w latach wojny światowej dekownik, a do tego wściekły antyklerykał... Są wszakże próby oporu. „Brat” Tito Zaniboni (Obediencja Palazzo Giustiniani), eks-parlamentarzysta i kapitan strzelców alpejskich, narwaniec, ale człowiek odważny, działając w porozumieniu z generałem Luigi Capello, takoż „inicjowanym” w loży, przygotowuje zamach snajperski na premiera Mussoliniego. 4 listopada 1925 r. Benito przemawia z balkonu Palazzo Chigi przy piazza Colonna w Rzymie. Zaalarmowana donosem policja wdziera się do pobliskiego hotelu „Dragoni”, aresztując kapitana Zaniboniego, który stojąc w hotelowym oknie, zerkając w stronę głoszącego płomienną tyradę Duce, ładował już swój karabin! Niedługo potem pojmano też generała Capellę (obu zamachowcom wlepiono po 30 lat więzienia), następnie zaś samego wielkiego mistrza Torrigianiego, który Capellę finansował (co sąd wycenił na pięcioletnią zsyłkę na Wyspy Liguryjskie i do Ponzy). Nic nie pomogły chóry „potępień” ze strony lóż, „odcinanie się” od zamachowców i wiernopoddańcze hołdy. 20 listopada 1925 r. włoski Senat, w tajnym głosowaniu (182 głosy „za”, 10 głosów „przeciw”), stawia masonerię poza prawem. Wierni słudzy wielu panów Nieliczni „bracia” przeszli do opozycji, głównie na bezpiecznej emigracji, choć nie brakło też skromnej liczebnie konspiracyjnej loży Pisacane, założonej przez mistrza Torrigianiego na zesłaniu w Ponzie. O wiele liczniejsi byli masoni, którzy wkręcili się w struktury faszystowskiego państwa, tacy jak: Galeazzo hr. Ciano (minister spraw zagranicznych), Giuseppe Bottai (gubernator Rzymu, wiceminister korporacji, minister oświaty), Italo Balbo (marszałek lotnictwa, gubernator Libii), Edmondo Rossoni, Cesare Rossi, Achille Starace... Służyli wiernie Mussoliniemu – do czasu, gdy powiały inne polityczne wiatry. Wtedy nadszedł czas, by przesiąść się do rydwanu kolejnego zwycięzcy. 25 lipca 1943 r. dziewiętnastu członków Wielkiej Rady Faszystowskiej (wśród nich aż trzynastu dawnych wolnomularzy!) przegłosowało wniosek o wotum nieufności dla Duce. Mussolini został pozbawiony władzy, na rzecz marszałka Pietro Badoglio – skądinąd kolejnego eks-masona, przy tym zbrodniarza wojennego, w latach 30. szefującego agresji na Abisynię, gdzie na szeroką skalę stosował gazy trujące przeciw tubylcom... Z upadku Duce wielu pochopnie wyciągnęło wniosek o wszechpotędze masońskiej konspiracji, która przez blisko 30 lat miała posługiwać się Mussolinim do realizacji własnych celów, potem zaś, gdy przestał już być potrzebny, wyrzuciła go za burtę. Rzeczywistość wydaje się o wiele bardziej prozaiczna. Zarówno włoskie wolnomularstwo, jak i sam Duce wykonywali najrozmaitsze wolty, zmieniali sojusze, zdradzali ideały i ludzi. Drogi faszystów i masonów nieraz schodziły się – mimo ideowych różnic istniały bowiem płaszczyzny porozumienia, i nie był to jedynie prymitywny antykatolicyzm. Włoscy wolnomularze, z gębami pełnymi „humanitarnych” frazesów, finansowali gazetę Mussoliniego w nadziei uwikłania swej ojczyzny w pierwszą wojnę światową. Potem, głośno wielbiąc demokrację i powszechne braterstwo, wspierali bojówki „Czarnych Koszul” i Marsz na Rzym. Gdy nastał czas wyboru, ogromna większość masonów zdradziła swe loże i posłusznie przeszła na służbę faszystowskiego państwa. Następnie ich liderzy zdradzili Mussoliniego i ogłosili się „odwiecznymi” antyfaszystami... Tak naprawdę, zawsze chodziło im o jedno – o zachowanie przywilejów, jakie daje władza. Doskonale wiedzieli bowiem, gdzie stoją konfitury.