POPRZEDNIA STRONA

Katolicy, Żydzi i III Rzesza 

Matthew M. Anger

Nie powinniśmy zapominać, ze na dłuższą metę papież i 

Rzym są większymi wrogami narodowego socjalizmu niż Churchill czy Roosevelt.

Reinhard Heydrich, szef Biura Bezpieczeństwa SS

W roku 1995, podczas obchodów pięćdziesięciolecia zakończenia II wojny światowej, pamiętano o wielu sprawach, ale, jak się zdaje, o wielu rzeczach zapomniano. Gdy obchody dobiegały końca, kanał "Art & Entertainment" wyemitował swoim widzom program poświęcony roli Watykanu podczas wojny. Pod tytułem The Pope and the Nazis (Papież i naziści) zaprezentowano szczególnego rodzaju dokument. Ukazano srogie obrazy ponurych obozów koncentracyjnych, a ścieżkę dźwiękową stanowiły wypowiedzi tych, którzy przeżyli. Nagle kamera ukazała nam obraz Ojca Świętego zasiadającego na tronie wraz ze wszystkimi insygniami, podczas gdy narrator pełnym powagi głosem odczytał werdykt: "A papież nadal milczał". Mit o bezczynności papieża Piusa XII utrwalił się w naszych umysłach wskutek ciągłego powtarzania. Tak długo bowiem, jak miernikiem "prawdy" będzie donośność głosu krzykaczy, nie obronią się ani historycy, ani duchowni. Liberalni teologowie mogą bezkarnie oskarżać Watykan czasów Piusa XII, zarzucając mu "wieloraką winę" oraz "współodpowiedzialność" za nazistowskie okrucieństwa, podczas gdy w opublikowanej ostatnio autoryzowanej biografii Jana Pawła II autorstwa Tada Szulca, papież Pius XII jest przedstawiony jako wysoko urodzony, pozbawiony uczuć duchowny, który nie stanął na wysokości zadania w godzinie próby. Aby zrozumieć źródła kampanii prowadzonej przeciwko Piusowi XII, trzeba się cofnąć do roku 1963. W lutym tego roku na scenie berlińskiej odbyła się premiera sztuki Rolfa Hochhutha pt. The Deputy (Namiestnik). To, co przyciągnęło uwagę, to "wnikliwe i osobiste" spojrzenie Hochhutha na postacie czołowych katolików i nazistów podczas II wojny światowej. Publiczność była przygotowana na przedstawienie obrazu deprawacji ludzi stojących za "ostatecznym rozwiązaniem" Hitlera, ale to, że również Pius XII miał być przedstawiony jako łajdak, dla wielu było zadziwiającym (niektórzy mówili: "odważnym") twierdzeniem. W kluczowej scenie dramatu Ojciec Święty staje w konfrontacji z młodym, idealistycznym i zupełnie fikcyjnym ojcem Riccardo, który prosi, aby Watykan położył kres polityce rasowej Hitlera. Papież Hochhutha zdaje się nie być tym poruszony. Gdy nieśmiałym głosem prosi o wyrozumiałość ze względu na potrzebę dyplomatycznego zachowania bezstronności, ksiądz karci papieża wykrzykując: "Bóg nie zniszczy swego Kościoła tylko dlatego, że papież nie odpowiada na jego wezwanie". Wielu widzów, a także tych, którzy czytali komentarze na temat tego przedstawienia uznało, iż powyższy cytat jest fragmentem Pisma świętego. Przed wystawieniem sztuki The Deputy panowała powszechna pochwała zachowania Kościoła podczas wojny. Pius XII otrzymywał wyróżnienia od głów państwowych, dyplomatów i przywódców społeczności żydowskiej. Był wychwalany po swej śmierci przez Goldę Meir, a Leonard Bernstein poprosił o chwilę ciszy podczas koncertu w Filharmonii Nowojorskiej dla uczczenia "odejścia wielkiego człowieka". Ale The Deputy wszystko to zmienił. Pomimo, iż twierdzenia Hochhutha zostały zakwestionowane przez wielu, np. przez Roberta M. Kempnera, byłego szefa Amerykańskiej Delegacji Oskarżycieli w Norymberdze, dziennikarze nadal przedstawiali papieża jako podupadłego księcia Kościoła, który bardziej się martwił o stan konta banku watykańskiego niż o ludzi zgromadzonych pod jego oknami. Podobnie jak w przypadku każdego dochodzenia, pytanie o zachowanie się Watykanu podczas wojny pociąga za sobą wiele wątków:

1) Nazistowskie prześladowania katolików, które są w znacznym stopniu ignorowane;

2) Holokaust Żydów w odniesieniu do podobnych wydarzeń w historii;

3) Stanowisko Kościoła wobec Żydów i współczesny sposób pojmowania tego stanowiska.

Chociaż bezpośrednie przedstawienie dowodów powinno wystarczyć dla oczyszczenia papieża z podejrzenia winy (a w konsekwencji, całego Kościoła), jest prawie niemożliwym, nawet z pomocą najbardziej przekonywujących dowodów i statystyk, stawić czoła "nowej ortodoksji" świeckiego establishmentu. Określone interesy poprzedzają wszelką obiektywną dyskusję na temat działalności Kościoła - niezależnie, czy chodzi o Inkwizycję, sprawę Galileusza, czy o II wojnę światową. Czytelnik dostrzeże związek pomiędzy rozwojem neomodernizmu w Kościele a nagłym rozpowszechnieniem się opinii wrogich Piusowi XII. Niestety, ten aspekt sprawy może być potraktowany tylko w takim stopniu, w jakim wchodzi bezpośrednio w zakres powojennej analizy zachowania Watykanu. W niniejszym opracowaniu oparto się również na źródłach niekatolickich, aby uniknąć oskarżeń o stronniczość. Trzeba jednak podkreślić, iż praca ta nie stanowi ślepej apologii każdego członka Kościoła od 1933 do 1945 r. Jeżeli konkretni katolicy, włączając w to duchownych, byli obojętni albo nawet wspierali nazistowski eksperyment, ich moralne zaniedbania nie są bezprecedensowe. Z drugiej jednak strony, błędy te nie stanowią większego oskarżenia dla naszej Wiary niż tchórzostwo nowoczesnych "katolików", którzy ignorują lub nawet wspierają tzw. regulację poczęć, która pochłonęła więcej ofiar, niż hitleryzm i stalinizm razem wzięte. Będąc tego świadomym, Czytelnik może być zaskoczony do jakiego stopnia katolicy działali nie tylko w swym własnym imieniu, ale również w imieniu niekatolików, i to z pomocą środków stanowiących zaledwie cząstkę tego, co wydaje się na zbrojenia.

Kościół Cierpiący

Antagonizm nazistowski w stosunku do Kościoła w latach poprzedzających wojnę, który stawał się coraz bardziej otwarty i gwałtowny wraz z tym, jak Hitler zaciskał pętlę na niemieckim społeczeństwie, to temat rzadko poruszany w standardowych opracowaniach na temat III Rzeszy. Gdy jednak temat jest poruszany, często pojawia się argument, iż reakcyjni przywódcy Kościoła czynili wszystko, aby dostosować się do niemieckiego Nowego Porządku. Na szczęście nie wszyscy autorzy są tak nieodpowiedzialni. Niektórzy, jak np. angielski historyk Anthony Rhodes, dokonują niezwykłej pracy mającej na celu udokumentowanie ataków nazistowskiej prasy, a następnie towarzyszących im czynów. Odnotowują oni dla przykładu, iż o ile naziści oficjalnie zezwalali na działalność szkół parafialnych, natychmiast zaczęli jednak zastraszać rodziców, w szczególności pracowników administracji, których dzieci pobierały nauki w katolickich szkołach. W rezultacie w Bawarii uczęszczanie do szkół katolickich spadło z 65% do zaledwie 3% w 1937 r. Kardynał Pacelli (przyszły Pius XII), jako watykański sekretarz stanu, słał kolejne noty protestacyjne do Rzeszy, z których większość pozostawała bez odpowiedzi. Pogromy antykatolickie rozpoczęły się bardzo wcześnie, bo już 30 czerwca 1934 r. Podczas niechlubnej "nocy długich noży" frakcja Hitlera rozprawiła się z oponentami zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz partii, co stało się też okazją do cichego pozbycia się co bardziej krzykliwych katolickich przeciwników. Eric Klausener, przywódca Akcji Katolickiej w Berlinie, zginął od kuł Gestapo, a dr Fritz Gerlich, redaktor katolickiego pisma "Der Cerade Weg" (Prosta Droga) został aresztowany, a potem zmarł w Dachau. Większość popleczników Hitlera to byli praktyczni, jeżeli nie wręcz przekonani ateiści. Ci bardziej ideowi mieli pragnienie stworzenia własnego niemieckiego kultu, opartego na mieszance nordyckiej mitologii i biologicznego rasizmu. Przywódca SS Heinrich Himmler marzył o teutońskiej elicie ze swym własnym rytem i systemem hierarchii, rekrutującej się spośród szeregów "czarnych koszul". Generalnie zakończyło się to fiaskiem. Przywódcy nie mający zapędów intelektualnych, jak deputowany Martin Bormann, byli wolni od całej tej nazistowskiej "mistyki" i otwarcie prześladowali katolików. Nie sprzeciwiali się jednakże woli Hitlera, który przestrzegał: "W żadnym razie nie chce męczenników (pośród księży). Winniśmy ich traktować jak zwykłych kryminalistów". Establishment niemiecki wolał bowiem wzbudzać "moralne oburzenie" motłochu niż wdawać się w teoretyczne dysputy, w których bez wątpienia stanąłby na straconych pozycjach. Duchownych katolickich oskarżano o brak patriotyzmu, korupcję finansową i zepsucie moralne. Rewelacje Lurida o rzekomym "bezwstydzie kryminalistów w kapłańskiej sutannie" były publikowane przez "Freiburger Zeitung" w roku 1935, a Goebbels nazywał klasztory "inkubatorami homoseksualizmu". Czasami jednak te wybryki dawały efekt odwrotny od zamierzonego. Kard. Schulte informował papieża, że w odpowiedzi na nazistowskie oszczerstwa "kościoły są przepełnione" Pominąwszy pronazistowskiego biskupa polowego Rarkowskiego, który zachwycał się retorykę) o zwycięskim Vaterlandzie. niemieckojęzyczna hierarchia zdecydowanie odmawiała współpracy z reżimem. Tymczasem ci, którzy nie podołali, byli wzywani na dywanik czujnego papieża, jak w przypadku karci. Innitzera z Wiednia, który został zmuszony do podpisania publicznego sprostowania po tym, jak wypowiedział się przychylnie o Hitlerze w 1938 r. Nawoływani wieloma upomnieniami z Watykanu, biskupi niemieccy prowadzili politykę biernego nieposłuszeństwa. Czasami opozycja ta stawała się mniej bierna, jak np. w listopadzie 1941 r., gdy katolicy z Minister przemaszerowali przed siedzibę miejscowego Gauleitera (szefa dystryktu) w proteście przeciwko sankcjom nałożonym na biskupa von Galena. Dziś nadal heroiczna postawa takich duchownych jak von Galena, Preysing i Faulhaber przeciwko nazistowskiej polityce eutanazji jest pomijana, podczas gdy studentów uczy się, że Dietrich Bonhoffer, intelektualista protestancki, był jakoby jedynym przykładem przywódcy oporu niemieckiego duchowieństwa. To, że byli protestanci, którzy sprzeciwiali się Hitlerowi, szczególnie pośród oficerów, jest faktem dobrze znanym. To co jest mniej znane, jak stwierdza liberalny historyk Ian Kershaw, to to, że niemieccy katolicy utworzyli największy mur oporu przeciwko nazizmowi, który wypada dużo korzystniej, niż "zwykła postawa dwulicowości w łonie kościoła protestanckiego". Nawet przed dojściem Hitlera do władzy w roku 1933 czasopisma katolickie na południu Niemiec prowadziły "druzgocącą kampanię przeciwko całej doktrynie nazistowskiej", którą to doktrynę postrzegano jako odmianę "bezbożnego bolszewizmu"\ Nawet w szczytowym okresie wojny, w marcu 1942 r., niemieccy biskupi wystosowali odważny List pasterski Fulda, który potem przedrukowano w krajach alianckich jako przykład wewnętrznego oporu wobec reżimu. Antykatolickie postawy w ramach samych Niemiec były w pewnym stopniu łagodzone ze względu na polityczny pragmatyzm, natomiast w Austrii i w okupowanej części Czech (Bohemia, Morawy) prześladowano w sposób otwarty. Kościoły plądrowano, duchownych szpiegowano, a pielgrzymki były zakazane. Bez wątpienia najgorsza sytuacja była w Polsce, tradycyjnym wrogu Prus i bastionie wiary, która miała być wymazana z hitlerowskiej mapy Europy. Zaraz po inwazji we wrześniu 1939 r. zachodnie tereny Polski włączono do Rzeszy, a dotychczasowych mieszkańców wypędzono, umożliwiając tym samym niemieckie osadnictwo. Ponad dwa miliony Polaków zginęło w wyniku zjadliwej antysłowiańskiej polityki Hitlera i zapotrzebowania na "lebensraum" ("przestrzeń życiową"). Raport opublikowany 29 listopada 1939 r. przez prymasa Polski kard. Hlonda daje pewne wyobrażenie o sposobach traktowania Polaków: "Naszych chłopców i część naszych dziewcząt w wieku ponad 14 lat deportowano do Niemiec. Tych młodych ludzi aresztują po mszach niedzielnych pod drzwiami kościołów i natychmiast wysyłają; co tydzień jest nowy transport (...) Ojciec Klein z Chomętowa został uwięziony i zmuszony do pracy przy brukowaniu ulic. Ojca Janke z Jaktrowa rozstrzelano. Deportowano wszystkich księży z Kcyni, a tamtejszy kościół zamknięto na dwa miesiące". Kilka tygodni później kardynał donosił, iż zniszczono przydrożne krzyże i statuy, a nawet figury świętych ustawione na domach i w ogrodach. Urzędnicy nazistowscy niczym nie różnili się od sowieckich komisarzy. Kościoły, rektoraty i seminaria zostały zaanektowane przez policję i wojsko i zamienione na garaże, baraki, a nawet na psiarnie, podczas gdy wiernych tak nękano, iż niemożliwym stało się przyjmowanie sakramentów. Spowiedź była dozwolona tylko w języku niemieckim, co w praktyce oznaczało jej zakaz, a małżeństwa niedozwolone dla mężczyzn poniżej 28 roku życia i kobiet poniżej 25. Wyroki śmierci wykonano na ok. 3000 duchownych, podczas gdy wiele tysięcy zginęło w obozach. Całkowita liczbę chrześcijan więźniów wojennych i nie-kombatantów, którzy zginęli z rak nazistów, oszacowano na co najmniej siedem milionów. Jak stwierdził rabin Danii po wojnie, gdyby Hitlera nie powstrzymano, wymordowałby "dziesięć razy dziesięć milionów katolików."

(...)

Watykan i Żydzi

Bardziej szokującym oskarżeniem, niż ogólne stwierdzenie, iż "Watykan mógł uczynić więcej", by pomóc Żydom, jest sugestia jakoby papież stchórzył wobec dokonanej przez Gestapo deportacji Żydów rzymskich we wrześniu 1943 r. Oskarżenie to, dotyczące szczególnego i dobrze udokumentowanego epizodu, zdaje się nie doceniać wagi ówczesnych wydarzeń. Jednym z dokumentów przytaczanych jako dowód współpracy Watykanu z Niemcami jest treść depeszy przesłanej przez niemieckiego ambasadora w Watykanie, Ernsta von Weizsackera, na samym początku antyżydowskiej akcji razzia ("łapanka") przeprowadzonej przez komendanta SS Herberta Kapplera: "Pomimo nacisków ze wszystkich stron, papież nie pozwolił sobie na otwarte potępienie deportacji Żydów z Rzymu. Choć musi spodziewać się, iż jego postawa spotka się z krytyką ze strony naszych wrogów i będzie wykorzystana przez kraje protestanckie i anglosaskie w ich antykatolickiej propagandzie, uczynił wszystko co mógł w tej delikatnej materii, aby nie rozdrażniać stosunków z rządem niemieckim i ze środowiskami niemieckimi w Rzymie."   Pomocnym będzie tu zapewne przedstawienie kontekstu tej sprawy, jak to wykazano na procesie norymberskim dwa lata później, von Weizsackera, antynazista, prowadził niebezpieczną podwójną grę. Próbował on ochronić papieża (który coraz bardziej skrywał swoją opozycję wobec niemieckiej polityki przed bardzo prawdopodobnym niemieckim odwetem), jednocześnie występując w roli "lojalnego" urzędnika. By tego dokonać, redagował swoją korespondencję używając stosownych dwuznaczności. Alianccy dyplomaci w Watykanie byli przekonani, iż w dobrze pojętym interesie Kościoła było, aby Hitler myślał, iż papież jest zbyt słaby, aby cokolwiek uczynić. Zadziwiające, iż współcześni krytycy jak się zdaje, dali się temu zwieść bardziej niż naziści. Ale kwestia postaw antyżydowskich w Watykanie nadal pozostaje otwarta. W roku 1943 oddziały niemieckie wkroczyły do Wiecznego Miasta, gdyż faszystowski reżim upadł, a nowy rząd włoski stanął po stronie aliantów. 28 września Kappler zażądał od miejscowej społeczności żydowskiej kontrybucji w wysokości jednego miliona lirów oraz stu funtów złota. Niespełnienie tego warunku miało oznaczać podróż w jedną stronę do obozów w Polsce. Żydom udało się zebrać odpowiednią ilość lirów, ale nie mieli tak wiele tego drogocennego metalu. W desperacji naczelny rabin Rzymu zwrócił się do papieża. Jak pisze protestancki autor Alden Hatch: "Pius XII nie wahał się ani chwili. W ciągu 24 godzin okup zapłacono. Chociaż nigdy nie ujawnił, skąd pochodziło złoto, wiadomo, iż nakazał stopienie konsekrowanych naczyń, aby w ten sposób pozyskać środki, by na wzór Chrystusa uczynić ten akt największej miłości dla wyznawców obcej wiary." W tym samym czasie tysiące Żydów ukrywało się w rzymskich kościołach i klasztorach, podczas gdy kolejne setki znalazły schronienie w letniej rezydencji papieża w Castel Gandolfo. Dwa lata po wojnie rabin Zolli nawrócił się na katolicyzm, przyjmując imię chrzestne papieża - Eugenio. W krajach okupowanych przez państwa Osi przykłady katolickiego heroizmu i interwencji ze strony Watykanu mówią same za siebie. Świadectwa niekatolików wypełniłyby grube tomy, więc trochę szkoda, iż możemy tu przytoczyć tylko parę przykładów. Według historyka Holokaustu, Raula Hilberga, nuncjusz papieski na Węgrzech wydał 20 000 paszportów, które pozwoliły żydom i ochrzczonym nawróconym Żydom opuścić ten kraj przed końcem 1944 roku. Choć na dużo mniejsze) skalę, jednak bardziej poruszające jest świadectwo Sigmunda Gorsona. Będąc Żydem, który przeżył Auschwitz, a który okazał się przyjacielem św. Maksymiliana, polskiego franciszkanina, Gorson stwierdził, iż ludzie "dopuścili się najbardziej ohydnych ataków na Kościół katolicki. Ostatnio na Broadwayu przedstawiano znaną sztukę The Deputy, oskarżającą Kościół katolicki o wspieranie i współudział w zabijaniu Żydów. Nie jest to prawdą, a ja osobiście przyjechałem do Nowego Jorku, aby powiedzieć to autorowi tej nikczemnej sztuki (...). Dwukrotnie uciekałem z obozów koncentracyjnych, gdy nas transportowano, a potem ukrywałem się wraz z innymi dziećmi żydowskimi w klasztorach i seminariach. A siostry, które nam pomagały, były brutalnie gwałcone i mordowane, jakże można coś takiego w ogóle powiedzieć? Kościół katolicki w Polsce pomagał nam nieprzerwanie, a ojciec Kolbe osobiście mnie uratował."  Wcześniej wspomniano, iż kard. Sapieha błagał Piusa XII, aby ten unikał wszelkich jednoznacznych wypowiedzi, które mogłyby pogorszyć sytuację nie-Niemców w okupowanej Europie. Holandia daje nam smutny przykład tego, co miało się wydarzyć, gdy takiej rady nie posłuchano. W roku 1943 kler katolicki połączył swe wysiłki z protestantami, by powstrzymać deportację ochrzczonych Żydów. Mieli na tym polu wiele sukcesów. Poszli więc o krok dalej, protestując przeciwko deportacji pozostałej części żydowskiej populacji. Władze niemieckie poczyniły posunięcia, po których protestanci umilkli. Księża katoliccy jednak nadal się sprzeciwiali. W rezultacie naziści i ich sprzymierzeńcy po prostu zintensyfikowali działania antyżydowskie, deportując nie tylko Żydów, ale też nawróconych na katolicyzm - łącznie ok. 79% żydowskiej populacji - więcej niż gdziekolwiek indziej na Zachodzie. To zdarzenie powinno dać chwilę zastanowienia. Jak zauważa jeden z ocalonych podczas wspomnianej wcześniej deportacji Żydów rzymskich: "Nikt z nas nie pragnął, aby papież wypowiadał się otwarcie. Wszyscy byliśmy zbiegami i nie chcieliśmy, aby na nas zwrócono uwagę. Gestapo tylko by zwiększyło i zintensyfikowało swoje śledztwo (...). Dużo lepiej dla nas, iż papież milczał. Wszyscy tak uważaliśmy i dziś uważamy tak samo."  Słowne protesty dały pozytywny efekt w kilku ograniczonych przypadkach i na ogół wówczas, gdy wychodziły prywatnymi kanałami. Dużo ważniejsza była rozległa akcja pomocy społecznej Kościoła. Pośród chaosu wojennego w Europie agencje katolickie otrzymały około stu tysięcy indywidualnych próśb o pomoc, z czego odpowiedziano na około jedne) trzecia. W samym tylko roku 1943 dwadzieścia tysięcy Żydów odnalazło swoje rodziny poprzez Biuro Informacji Watykańskiej. Podczas gdy kuchnie watykańskie rozdzielały racje żywnościowe umierającej z głodu populacji Rzymu i jego przedmieść, papieskie kolumny samochodowe szły za postępującymi aliantami do samego serca pokonanej Rzeszy, rozdając paczki żywnościowe i ubrania mieszkańcom niedawno oswobodzonych obozów. Pośród obdarowanych było pół miliona katolików i ćwierć miliona Żydów. Jednakże najbardziej przekonywujących statystyk dostarcza dyplomata Izraela, Pinchas Lapide, którego książka The Last Three Popes and the Jews (Trzech ostatnich papieży a Żydzi) jest cytowana przez każdego odpowiedzialnego komentatora pontyfikatu Pacelliego. Korzystając ze zbiorów Instytutu Pamięci Holokaustu Yad Vashem w Izraelu, Lapide przypisuje Kościołowi uratowanie 800 000 Żydów podczas II wojny światowej. Lapide stwierdza następnie, iż liczby odnoszące się do katolików "znacznie przewyższają liczbę tych uratowanych przez wszystkie inne Kościoły, instytucje religijne i organizacje pomocy razem wzięte". Nawet wrogo nastawieni autorzy, jak John Loftus i Mark Aarons przyznają, iż "Papież Pius XII prawdopodobnie uratował więcej Żydów, niż wszyscy alianci razem wzięci." Można by sądzić, iż testament żydowskiego pisarza, który służył podczas wojny i miał dostęp do podstawowych dokumentów, winien raz na zawsze zakończyć prowokowane przez media "kontrowersje" wokół postawy Piusa XII. Niektórzy oponenci próbują podważyć te dowody, sugerujcie, iż poszczególni księża i wierni działali niezależnie, a nawet wbrew woli papieża. Jednakże, pisze Lapide, takie twierdzenia stoją w sprzeczności z przedstawianym przez nich obrazem Pacelliego jako autorytarnego prałata trzymającego Kościół w "żelaznym uścisku". Pius XII wiedział co się działo, a naoczni świadkowie to potwierdzali. Według relacji msgr Scavizziego, który potajemnie pomagał Polakom i Żydom w ramach Królewskiej Misji Włoskiej w Krakowie: "Na moich oczach [Pius XII] płakał jak dziecko i modlił się jak święty. (...) Następnego dnia powierzył mi kilka milionów bardzo wartościowych pieniędzy - które wydrapał z samego dna skarbca, gdyż ofiary nie nadchodziły już, jak przedtem - aby to potajemnie rozdać polskim biskupom, do walki z głodem (...)"

Podstawowe przyczyny kontrowersji

W roku 1993 rabin Marvin Hier, dziekan Centrum Szymona Wiesenthala, wywarł nacisk na Watykan, aby powstrzymać proces kanonizacyjny Piusa XII, tym samym przypieczętowując oficjalny żydowski brak aprobaty dla działalności zmarłego papieża. Taka postawa stoi w jawnej sprzeczności ze zdecydowaną obroną Pacelliego przez dr Józefa Lichtena, byłego szefa Anti-Defamation League (Ligi Przeciw Zniesławieniu), przeciwko oszczerczym oskarżeniom Hochhutha w roku 1963. Wówczas też, jakby depcząc po piętach artykułu Lichtena, rozpoczęła się otwarta kampania przeciwko tradycyjnemu Kościołowi, dziś już usankcjonowana wraz z aggiornamento Soboru Watykańskiego II. Ruch ten nie powstał w przeciągu jednej nocy. W Niemczech miał on swoje korzenie wśród dysydentów dziennikarzy i pisarzy z lat pięćdziesiątych. Według liberalnego katolika Gordona Zahna: "Gdy rozważano problemy katolicyzmu, zaczęty pojawiać się polityczne i teologiczne akcenty nowego trendu w nauczaniu. Tak zwani Linkskatholiken ("katolicy lewego skrzydła") (...) wysunęli się na czoło tego, co można opisać jako okres przewartościowania i wyjawienia".  Skoro owo "przewartościowanie" było teraz modne wśród katolików, nie należy się dziwić, iż niekatolicy winni także wskoczyć do tego pociągu (...)

Słowa czy czyny?

Po przebrnięciu przez fragmentaryczne i często sprzeczne argumenty na temat polityki Kościoła podczas II wojny światowej, staje się jasne, iż krytycy są zdeterminowani, by szukać błędów nawet tam, gdzie ich nie ma. Gunter Lewy skarży się "że papież i jego zwolennicy (...) nie chcieli dostrzec położenia Żydów z rzeczywistym zrozumieniem naglącej potrzeby i moralnej zniewagi". Po przemyśleniach przyznaje: "Nie ma żadnej dokumentacji na poparcie tych twierdzeń, ale jest to konkluzja, której nie sposób uniknąć." Największym chwytem Lewy'ego i innych jest zarzut, iż papież nigdy nie wydał potępienia ex cathedra Hitlera i nazizmu. Tu się przypomina maksyma kard. Newmana, iż "celem Kościoła nie jest działanie na pokaz, ale wykonywanie swojej pracy". Nie przejmując się konsekwencjami swych działań, albo może raczej, nie poczuwając się do odpowiedzialności, krytycy zgodziliby się pewno na jeszcze większe zniszczenie Żydów i katolików, żeby tylko Watykan przyjął postawę słusznego oburzenia. Odwołując się do kwestii postawy Kościoła w przeszłości, ludzie tacy jak Hochhuth, Isaac czy Falconi pragną umniejszyć wiarę, która nie jest ich wiara. Tylko w ten sposób można zrozumieć bezlitosne i irracjonalne potępianie Piusa XII. Aby skutecznie radzić sobie z takimi wypaczeniami, trzeba rozważać te kwestie we wszystkich aspektach, co oznacza dogłębne i uczciwe spojrzenie w przeszłość, które nie zniekształca i nie fabrykuje niczego ku zadowoleniu chwilowych wyborów. Póki to nie nastąpi, możemy się tylko spodziewać, iż słabi i zagubieni przywódcy katoliccy będą nadal deklarować swoje mea culpa osobom, które ani nie maja prawa oskarżać, ani nie maja pragnienia, aby to zrozumieć.