POPRZEDNIA STRONA

Wyprzedaż polskiej ziemi cz. II.

tragedia narodowa

Przemysław Krzemień, Włodzimierz Achmatowicz

Fragmenty książki "Wyprzedaż polskiej ziemi - tragedia narodowa"

 Wydawnictwo MARYJA - Toruń 1997. 

 

Chodziły tu Niemce 

Chodziły odmieńce;

Sprzedaj chłopie rolę

Będziesz miał czerwieńce! 

M.Konopnicka

ZAGROŻONE OBSZARY

Używając nazwy zagrożone obszary, mamy na myśli nie tylko Ziemie Odzyskane, lecz wszystkie ziemie, które do 1914 roku należały do Niemiec. Niestety, problem ten nie kończy się na granicach z 1914 roku, ponieważ, jak świadczą o tym liczne już dowody, które ukazujemy dalej, i cała Polska, zwłaszcza jej najbardziej urodziwe tereny, stanowi pole! dalszej ekspansji, a przede wszystkim teren popisu dla spekulantów.

ZIEMIE ODZYSKANE

Ziemie Odzyskane stanowią pierwszy obiekt niemieckiej rekolonizacji. Mają one rzeczywiście dużo zalet, mianowicie:

Duża powierzchnia, 100.000 km2, czyli jedna trzecia Polski. 

Słabe zaludnienie, co czyni z tych ziem rezerwę gruntu dla przyszłych pokoleń Polaków.

(To słabe zaludnienie, tak ciekawe na pierwsze spojrzenie, ma jednak drugą, ujemną dla nas, stronę medalu. Objawy wykupu ziemi są mniej widoczne dla mieszkańców tych terenów i nawet jeżeli są one widoczne, to tylko dla małej garstki ludzi. Informacje o wykupie ziemi rozchodzą się wolniej niż na przykład na Śląsku, gdzie zagęszczenie jest nieporównywalnie większe).

Największe kompleksy leśne w obecnej Polsce:

Bory Zielonogórskie (235 tys. ha), Bory Dolnośląskie (151 tys. ha), Bory Stobrawskie (111 tys. ha), Puszcza Notecka (120 tys. ha), Lasy Nadodrzańskie (ponad 80 tys. ha), Puszcza Goleniowska (63 tys. ha), Bory Krajeńskie (130 tys. ha), Lasy Koszalińskie (370 tys. ha), Bory Tucholskie (260 tys. ha), Puszcza Piska (105 tys. ha)

pokrywają obszary znacznie większe niż bardziej znane, np.:

Puszcza Augustowska (115 tys. ha), Puszcza Knyszyńska (83 tys. ha), Puszcza Białowieska („tylko" 58 tys. ha na terenie Polski, a 128 tys. w całości), Puszcza Solska (124 tys. ha)

czego jesteśmy mało świadomi, a o czym możemy przekonać się, otwierając najprostszy atlas szkolny czy mapę Polski z wykazem lasów.

Największe i najliczniejsze jeziora: pojezierza Mazurskie, Pomorskie, Wielkopolskie, Lubuskie.

Najmniej skażone tereny Polski, za wyjątkiem Górnego Śląska. Dobra ziemia uprawna, dawny spichlerz Niemiec.

Jednym słowem, region turystyczno-rolny. Płuca Polski. Jakie ciało może żyć bez płuc?...

PROBLEM PRZYSZŁYCH POLSKICH REPATRIANTÓW

Jeszcze jeden powód przemawia za zachowaniem Ziem Zachodnich:

przyjęcie przyszłych uchodźców polskich ze Wschodu. Nie mamy tu na myśli naszych rodaków z Litwy, Białorusi czy Ukrainy, którzy, w ogromnej większości, pragną pozostać na ziemiach zamieszkałych od wieków przez swoich przodków. Chodzi nam o polskich uchodźców z Republik Centralnej Azji, jak Kazachstan, Tadżykistan, itp. Walki toczone tam przez muzułmańskich nacjonalistów dotykają wszystkich chrześcijan, zarówno tych, którzy znaleźli się tam z własnej woli lub z przymusu. Gdyby Polska zainteresowała się losem swoich tamtejszych synów, którzy tyle przecierpieli dla zachowania swojej polskości, to mogłaby ich skierować na Ziemie Zachodnie i pomóc im osiedlić się tam. Uważamy wręcz, że należy to do naszych najpilniejszych obowiązków, gdyż tym ludziom grozi śmierć, a na przesiedlenie się do Rosji, Ukrainy czy Białorusi mają nikłe szansę, zważywszy choćby na panujący tam kryzys mieszkaniowy. Związek Polaków w Kazachstanie, który liczy kilkaset tysięcy Polaków, wystosował pismo do polskiego rządu w sprawie repatriacji, gdyż większość z nich pragnie powrócić do Ojczyzny. W odpowiedzi rząd polski oświadczył w 1994r., że „taka możliwość na razie nie istnieje". Niemcy nie wahają się ściągać swoich, na przykład do Prus Wschodnich, aby na nowo te ziemie kolonizować. My natomiast zapominamy o naszych braciach ze Wschodu. Nie są oni godni uwagi, bo pieniędzy nam nie przyniosą. Nieważne, że codziennie zagraża im śmierć. Ba, szkoda nawet, że jeszcze istnieją. Ostatni jak na razie epizod tej smutnej sprawy miał miejsce 19 października 1996r. w Lodzi, podczas legalnej i pokojowej demonstracji Niezależnego Zrzeszenia Studentów i Federacji Młodzieży Walczącej. Pod hasłem: „Polska dla wszystkich Polaków", uczestnicy domagali się powołania Państwowego Urzędu Repatriacyjnego na rzecz powrotu do macierzy Polaków z Kazachstanu, Uzbekistanu, Gruzji i Syberii. Zostali oni brutalnie rozpędzeni przez policję.

  KOLONIZACJA W PRZESZŁOŚCI

Odniesiemy się tutaj do bardzo ciekawej pozycji opublikowanej latem 1941 r. w Londynie przez Polski Rząd na uchodźstwie pod tytułem: „Nowy niemiecki porządek w Polsce".

Książka ta opisuje zbrodnie hitlerowskie dokonane na ludności polskiej do lata 1941 r. Omawia szeroko wysiedlanie Polaków z ziem zachodnich Drugiej Rzeczypospolitej oraz przypomina przebieg germanizacji w przeszłości. Na stronie 143, tak czytamy o kolonizacji polskich ziem w przeszłości:

„Hitler postanowił wysiedlić całą polską ludność z dużej strefy, sięgającej nie tylko po polskie prowincje, które w dziewiętnastym i na początku dwudziestego wieku należały do Prus, (Poznańskie, Pomorze i Śląsk), lecz także po szeroką przestrzeń, która przed pierwszą wojną należała do Austro-Węgier i Rosji. Wszystkie te ziemie anektowane do Reichu pokrywały powierzchnię około 36.117 mil kwadratowych - [94 tyś. km i zamieszkiwane były przez około 10.740.000 mieszkańców, w tym przez przeszło 9.500.000 Polaków i przez zaledwie 600.000 Niemców. (...) Hitler miał nadzieję, że wysiedlenie Polaków z tych ziem pozwoli mu potem wyeliminować polski element żyjący dotychczas wewnątrz granic ówczesnego Reichu, a mianowicie we Wschodnich Prusach, Pruskim Pomorzu i Niemieckim Śląsku. (...)

Była to jedna z podstawowych zasad w polityce Hitlera: Aby jakikolwiek kraj zgermanizować - powtarza on w „Mein Kampf" - konieczne jest germanizować ziemię (den Boden), ponieważ tylko takie postępowanie daje dobre wyniki. (...) Po rozbiorach Polski Fryderyk Wielki rozpoczął przymusową kolonizację miast i wiosek odebranych Polsce po 1772 r., osiedlając w nich chłopów z Brandenburgii. Polityka ta prowadzona była dalej przez jego następców i dotyczyła nie tylko od dawna odbitego Śląska, lecz także Poznańskiego i polskiego Pomorza. (...) Historia wszystkich tych ziem znajdujących się pod pruskim panowaniem jest historią ciągłych prób destrukcji Polaków ze strony niemieckich władz, nie tylko przez narzucanie niemieckiego języka i kultury, ale przede wszystkim przez zabieranie Polakom tyle ziemi, ile się dało. W słynnej wypowiedzi przed Reichstagiem 8 lutego 1872 r. Bismarck podsumował swój program obchodzenia się z Polakami jednym słowem: „ausrotten" (wykorzenić, wyplenić). W celu przyśpieszenie powolnego procesu germanizacyjnego, w 1885 r. rząd pruski, pod przewodnictwem Bismarcka, powołał słynną Komisję Kolonizacyjną (Ansiedlungs Komission), dotując ją szerokimi funduszami celem wykupywania ziemi od polskich właścicieli. Z początku sumy te nie pozwoliły osiągnąć zamierzonych celów. Polacy bronili każdego metra ziemi - [nie to, co dziś...]. Z powodu tego niepowodzenia, za panowania Wilhelma II i administracji kanclerza Bulowa, rząd pruski uchwalił wyjątkowe ustawy, których surowość wzbudziła oburzenie cywilizowanego świata. Pomimo różnych form nacisku, Polacy nadal nie sprzedawali swojej ziemi. Zdecydowano więc wziąć ją siłą. W 1908r. Pruski Landtag udzielił Komisji Kolonizacyjnej prawa przymusowego wywłaszczania polskiej ziemi. (...) W czasie pierwszej wojny światowej, Niemcy planowali poszerzenie zasięgu kolonizacji. Dopóki mieli jeszcze nadzieję na zwycięstwo, przygotowywali się do wcielenia do Rzeszy prowincji poprzednio należących do Rosji, jak Zagłębie Dąbrowskie i obszary sąsiadujące z Poznańskiem i Prusami Wschodnimi. Już wtedy planowano deportować Polaków z tych ziem do jakiegoś „Królestwa Polskiego", określanego przez Niemców jako „Nebenstaat", mającego uzupełniać potrzeby niemieckiej strefy ekonomicznej. (...) 20 czerwca 1915 r. , petycja niemieckich intelektualistów skierowana do Kajzera Wilhelma II domagała się całkowitego wysiedlenia polskiej ludności - więc kilku milionów mieszkańców - z terenów, które miały być przyłączone do Niemiec. Podpisało ją 352 profesorów, 158 duchownych różnych wyznań, 148 sędziów, 40 posłów, 18 generałów, 253 pisarzy i artystów oraz inni przedstawiciele świata intelektualistów. (...) W dążeniu do anektowania większej ilości polskiej ziemi i wysiedlania polskich mieszkańców, niemieccy konserwatyści zgadzali się z demokratami i liberałami. Byli zgodni w tej materii nie tylko aż do klęski, która nastąpiła w 1918 r., lecz nawet później. Pomimo, że Konstytucja Weimarska gwarantowała pełną równość między obywatelami, i prowadzili oni dalej politykę niszczenia polskiego społeczeństwa, liczącego półtora miliona ludzi, pozostałego w obrębie granic nowego państwa niemieckiego. (...) Traktat Wersalski bardzo łagodnie rozwiązał kwestię wschodniej niemieckiej granicy. Nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę oficjalny spis ludności z 1910 r. (a dr Ludwig Bemhard, autorytet od spraw polskich w Prusach, wyraźnie stwierdził, że był on sfałszowany), całe regiony zamieszkałe w większości przez Polaków pozostały poza granicami Polski, jak na przykład: okolice Sztumu i Złotowa w Zachodnich Prusach, wschodnie okręgi Pomorza Zachodniego, niektóre zachodnie okręgi Poznańskiego, południowe tereny Prus Wschodnich, gdzie nawet sfałszowany spis  z 1910 r. podawał ponad 60% Polaków między innymi w okolicach Jańsborska (Johannisburg), Niborka (Neidenburg), Szczytna (Orteisburg). ... Co się tyczy Śląska Opolskiego, dr Pauł Weber w swojej książce: „Die Polen in Oberschlesien" notuje - wciąż odnosząc się do spisu ludności z 1910 r., że jedna trzecia -wszystkich Polaków zamieszkujących Niemcy znajduje się na terenie Opolszczyzny. Z początkiem dziewiętnastego wieku, niemiecki filozof Fichte, w swoich „Przemówieniach do narodu niemieckiego" (Reden an die Deutsche Nation) argumentował konieczność zdobywania przestrzeni życiowej (tzw. Lebensraum) dla narodu niemieckiego, przestrzeni, w której żaden naród innej krwi lub innej mowy nie będzie mógł zamieszkać i z której wszyscy więc „nie-Niemcy" będą musieli być wysiedleni, a wszystkie ich własności skonfiskowane. (...) W 1906r., Klaus Wagner opublikował książkę pod tytułem: „Wojna, polityczno-rozwojowc-historyczna analiza". Objaśnia w niej całą doktrynę Lebensraumu. Twierdzi, że wyższy naród ma prawo powiększać swoje terytorium. Wyraźnie przedstawia doktrynę deportacji: organizujmy duże migracje wyższych narodów. Dalsze pokolenia będą nam za to wdzięczne... O wojnie polsko-sowieckiej 1920 roku, mało ludzi wie, do jakiego stopnia Niemcy stały po stronie bolszewickiej. Słynny generał von Seeckt najlepiej wyraził niemieckie stanowisko: Polska jest sednem sprawy wschodniej. Istnienie Polski jest nie do zniesienia, jest nie do pogodzenia z koniecznymi warunkami dla życia Niemiec. Ona musi zniknąć z powodu swojej wewnętrznej słabości i z powodu zabiegów Rosji, które znajdą nosze poparcie. (...) Rosja i Niemcy w granicach z roku 1914 - taka musi być podstawa porozumienia między naszymi dwoma krajami. W dniu 25 lipca 1920 roku, trzy tygodnie przed Bitwą Warszawską, niemiecki minister Spraw Zagranicznych, Simonds, zabronił transportu amunicji z Francji przez Niemcy. Po bitwie zatem, kiedy duża część rozbitej armii rosyjskiej przekroczyła niemiecką granicę, Niemcy postąpiły niezgodnie z prawem międzynarodowym. Pozwolili jej wrócić do Rosji zamiast internować. Francuski Generał Weygand, przedstawiciel Aliantów przy generale Rozwadowskim, napisał w swoich pamiętnikach (str. 161), że całkiem liczna grupa niemieckich oficerów brała udział w Bitwie Warszawskiej po stronie armii sowieckiej. Z tajnych akt KPZR (teczka nr 4352) dowiedzieliśmy się niedawno, że Niemcy od 1915 roku przekazali dziesiątki milionów marek dla wsparcia Bolszewików. Dziwiłby się ktoś dzisiaj, gdyby Niemcy przekazywali ogromne kwoty pieniędzy dla odzyskania swoich dawnych terenów wschodnich? Hitler nie jest więc autorem doktryny o dominacji Niemiec. Ona sięga o wiele dalej i głębiej. Jego książka „Mein Kampf" jest tylko popularyzacją w brutalniejszej formie tego, co od kilkudziesięciu lat przedstawiane było jako główny cel narodu niemieckiego. Oto kilka słów z „Mein Kampf", których żaden Polak nie powinien nigdy zapomnieć:

„Jedyna skuteczna germanizacja, jedyna, która przyniesie szczęście narodowi niemieckiemu jest ta, która dąży do germanizacji ziemi, a nie ludzi. Jest niewybaczalnym szaleństwem myśleć, że Murzyn czy Chińczyk mogą stać się Niemcami tylko dlatego, że mówią po niemiecku. Antypolska polityka prowadzona przez tak wielu niemieckich mężów stanu, prawie zawsze, niestety, była oparta o złe podstawy. Myśleli oni, że polski element mógł ulec germanizacji wyłącznie poprzez językową germanizację... To, co zostało skutecznie zgermanizowane w naszej przeszłości, to była tylko ziemia, którą nasi przodkowie zawładnęli mieczem i na której osiedlili się niemieccy chłopi."

Nigdy, nigdy nie zapomnijmy tych słów. Tak samo są one aktualne dziś Jak 60 lat temu...

WYSIEDLENIE POLAKÓW

(Nadal według „The German New Order in Poland") „...Przesiedlenia stanowiły główny punkt polityki zagranicznej Trzeciej Rzeszy. Instrukcje polityczne dotyczące deutsche Ostpolitik (niemieckiej polityki wschodniej) zostały przekazane w 1940 roku Narodowo-Socjalistycznej Partii w formie listu pod tytułem: „Der Osten ist befreit, die Volksarbeit beginnt" („Wschód jest oswobodzony, praca dla ludu rozpoczyna się"). Tak brzmiały najważniejsze punkty instrukcji: Zwycięska wojna nie oznacza zwycięskiego pokoju. Każda wojna zawsze rozstrzyga się po wojnie... Wyniku walki o przestrzeń życiową między dwoma narodami nie da się rozpoznać po jednej kampanii. Ten, kto chce zwyciężyć w takiej walce musi myśleć na przestrzeni pokoleń. (...) Niemiecka pozycja na Wschodzie dopiero wtedy będzie mogła być uważana za ustabilizowaną, kiedy opierać się będzie na szerokiej warstwie niemieckich robotników i chłopów. Ktokolwiek udaje się na Wschód musi wiedzieć, że ma się zachowywać jak pionier niemieckiego narodu. Cywile nie mają prawa zniszczyć tego, co zdobyli żołnierze. Od samego początku okupacji hitlerowskiej, postawiono kropkę nad „i". Miesiąc po wybuchu wojny, Forster, Gauleiter Zachodnich Prus (czyli polskiego Pomorza) orzekł w Toruniu: Za parę lat, ani jedno polskie słowo nie zabrzmi w Toruniu, i to na zawsze... Stare niemieckie poczucie winy i sentymentalizm nigdy nie będą już miały wpływu na nasze zachowanie. Inna jego wypowiedź z tego okresu brzmi: Ziemia na Wschodzie musi stać się stuprocentowo niemiecką (das Land in Osten zu Hundert fur Hundert deutsch wird) i w przyszłości nic na tym obszarze nie będzie mogło należeć do osoby innej narodowości (es fremdvolkischen Besitz dort ''in Zukunft nicht mehr geben soll) Przemawiając w Bydgoszczy 27 listopada 1939 roku, dodał: Powierzył mi Fuhrer odpowiedzialność za niemiecką sprawę w tym kraju, z wyraźnym nakazem przeprowadzenia w nim germanizacji... Ktokolwiek poczuwa się do polskiej narodowości musi tę ziemię opuścić.

UZASADNIENIE DEPORTACJI

Jednym z głównych argumentów użytych przez Niemców dla wysiedleń polskiej ludności jest rzekome wysiedlanie Niemców z Pomorza, Poznańskiego i Śląska po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Przytoczymy odpowiedź także wziętą z książki: „The German New Order in Poland", ponieważ jako publikacja Polskiego Ministerstwa Informacji Rządu Londyńskiego z 1941r., może być uważana za oficjalną polską pozycję: „Fałszywy i cyniczny jest argument, który uzasadnia niemieckie przedsięwzięcia rzekomym wysiedlaniem Niemców z Pomorza, Poznańskiego i Śląska po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Nie było nigdy takich wysiedleń. Wprost przeciwnie, polskie władze okazały najdalej idącą wyrozumiałość w stosunku do mniejszości niemieckiej. Nie ma porównania pomiędzy dobrowolnym odejściem Niemców z etnicznie polskich terenów odzyskanych w latach 1918-1920 a przestępczym planem wysiedleniowym i kolonizacyjnym aktualnie realizowanym przez III Rzeszę na tych terenach jak i na szerokich obszarach położonych dalej na Wschodzie. Emigracja Niemców w 1919 roku i później była przeprowadzana w warunkach, które pozwoliły im na zabranie ze sobą wszystkiego, co możliwe do zabrania oraz na sprzedaż nieruchomości. Uznając, że niemieccy koloniści zostali ściągnięci na te ziemie dla spełnienia roli politycznej, autorzy Traktatu Wersalskiego zezwolili państwu polskiemu na likwidację (w zamian za odszkodowanie) nieruchomości należących do kolonistów przybyłych po 1908 roku. Państwo polskie tylko częściowo wykorzystało tę możliwość, zezwalając wielu z nich na pozostanie na gospodarstwie w Polsce."

PRZEBIEG DEPORTACJI

Deportacje Polaków rozpoczęły się natychmiast po zakończeniu działań wojennych. Pierwszą ofiarą stało się Orłowo, miejscowość położona między Gdynią a Gdańskiem. 12 października 1939 r. o świcie, Niemcy podstępnie wywiesili plakaty informujące ludność o jej przesiedleniu tego samego dnia „we własnym interesie". Mieszkania musiały zostać otwarte z kluczami w drzwiach. Mieszkańcy, którzy nosiliby się z zamiarem stawiania oporu mieli być natychmiast rozstrzelani (werden sofort erschossen). Niszczenie mebli i mieszkań równałoby się z sabotażem. Cała ludność - która w ogóle nie miała czasu zapoznać się z wywieszonymi plakatami - została wypędzona z domów i wywieziona w bydlęcych wagonach do Generalnej Guberni. Nic nikomu nie pozwolono zabrać ze sobą.

Kolej na Gdynię - największy polski port zbudowany wysiłkiem całego Narodu po I wojnie światowej na miejscu małej rybackiej wioski - przyszła po czterech dniach, Miasto liczyło wtenczas 130 tys. mieszkańców, z czego 99% stanowili Polacy. 16 października 1939r., rozpoczęły się deportacje na skutek których ostatni Polacy opuścili miasto 15 listopada. Gdynię przechrzcili Niemcy na Gotenhafen (Port Gotów).

Poznań, stolica Zachodniej Polski, liczył sobie wówczas 270 tys. mieszkańców, w tym 1% Niemców. Masowe wywózki rozpoczęły się w niedzielę, 22 października 1939 r. od bogatych kupców. Klucze do ich mieszkań przejęło niemieckie Biuro do Spraw Przesiedleń (Umsiedlungsamt). Niemcy wydali najpierw oświadczenie zabraniające mieszkańcom przebywania poza swoim domem między 17.30 a 6.00. Wysiedlenia odbywały się następnie co noc i dotyczyły za każdym razem od 500 do 1500 ludzi. Pierwszy etap wysiedleń zakończył się 18 grudnia 1939 r. ze względu na Święta (!...) i ponowiony został 15 stycznia 1940 r. Po trzech miesiącach (do lutego 1940 r.) zdołano wywieźć 70 tys. ludzi. Na ich miejsce, sprowadzono 36 tys. Niemców z krajów bałtyckich oraz licznych urzędników i rodziny wojskowe. Do końca października 1939 r. w samym Poznańskiem rozstrzelano ok. 5 tys. właścicieli ziemskich, księży i inteligencji.

Z Pobiedzisk, miasteczka leżącego nieopodal Poznania, wywieziono w jednym dniu 2,5 tys. mieszkańców na 4 tys.

Gniezno, liczące 30 tys. mieszkańców, doznało również masowych deportacji. Katedra została zamknięta i jej klucze powierzono Gestapo.

Z Inowrocławia, pomorskiego miasta liczącego 40 tys. mieszkańców, w nocy, 30 listopada 1939 r. wywieziono około tysiąca rodzin.

Krótko po rozpoczęciu wywózek z Poznańskiego i Pomorza, Niemcy zabrali się za ziemie położone dalej na Wschodzie, które również zostały wcielone do Rzeszy, mianowicie: Suwałki, Ciechanów, Włocławek, Płock, Łódź, Kalisz, Chrzanów, Biała, Wadowice i Żywiec. Najpierw poradzili sobie z wsiami, a następnie z miastami.

Kalisz, stare polskie miasto wspominane przez Ptolemeusza pod nazwą Calissia w drugim wieku n.e. zostało ponownie okrutnie doświadczone (ponownie dlatego, że miasto już doszczętnie zniszczyły niemieckie wojska w sierpniu 1914r.). Wskutek deportacji, jak wynika z liczb przez samych Niemców podanych, populacja spadła z 80 do 20 tys. mieszkańców, a po przybyciu niemieckich osadników, wzrosła do 43 tys.

Włocławek po sześciu miesiącach stracił wskutek deportacji 49 tys. mieszkańców na 67 tys.

Płock (40 tys. mieszkańców) i Ciechanów oczyszczono z polskiego żywiołu. Cały ten region został anektowany do Rzeszy pod nazwą „Sudostpreussen" (Południowe Prusy Wschodnie). Niemcy głosili, że cały ten obszar był od początku niemiecki i mówili o Płocku jako o niemieckim mieście nad Wisłą (ein deutsche Stadt an der Weichsel). Pułtusk opisywany był jako niemiecka twierdza nad Narwią (ein deutsche Bastion am Narew). Ciechocinek, słynny kurort nad Wisłą, został dosłownie oczyszczony z Polaków i przechrzczony na Hermannsbad.

Dziesiątki tysięcy Polaków wywieziono z następujących miast:

Lipno, Rypin, Nieszawa, Konin, Koło, Aleksandrów, Turek, Toruń, Grudziądz, Chełmno, Leszno, Rawicz, Ostrów, Kościan, Powidz, Witkowo, Mogilno, Września, Gostyń, Żnin, Swarzędz, Kostrzyn.

Od stycznia 1940r., nastąpiły masowe wysiedlania chłopów z okolic Płocka, Ciechanowa, Włocławka, Kalisza i Konina. Od września 1940 r., przyszła kolej na chłopów z żywieckiego.

Łódź, drugie polskie miasto pod względem zaludnienia (700 tys. mieszkańców), nie zostało oszczędzone. Deportacje rozpoczęły się w grudniu 1939 roku, przy wielkich mrozach. W ciągu jednej doby, wywieziono 6 tys. rodzin. 21 lutego 1940r. Gazeta „Grenzzeitung" oświadczyła, że całe centrum Łodzi zostało od Polaków oczyszczone i zarezerwowane dla niemieckich osiedleńców. We wrześniu 1940 r., szacuje się liczbę wywiezionych dotychczas mieszkańców miasta na 150 tys. W lutym tego samego roku, nadano Łodzi nazwę Litzmannstadt.

W południowo-zachodniej Polsce, również masowo wywożono, szczególnie z Górnego Śląska^ Śląska Cieszyńskiego i z Krakowskiego.Katowice, po kilku miesiącach niemieckiego terroru, nie liczyły już żadnego polskiego prawnika, inżyniera, lekarza czy nauczyciela. Robotnicy z całego Śląska, których obecność nie była niezbędna dla funkcjonowania lokalnego przemysłu, byli wysyłani na roboty do Niemiec. Podobny los dotyczył miast, takich jak: Tarnowskie Góry, Chorzów, Rybnik i Pszczyna. Małe dzieci wyrywano rodzicom, aby wysłać je do Niemiec i zrobić z nich przyszłych nazistów. Młode dziewczyny wywożono również do Niemiec, w celach, które łatwo sobie wyobrazić.

BRUTALNOŚĆ PRZESIEDLEŃ

Od samego początku, polskie organizacje podziemne informowały Zachód o przebiegu hitlerowskiego terroru w Polsce i o okrutnych, nieznanych dotąd warunkach przeprowadzania przesiedleń ludności cywilnej. Bardzo dokładne raporty, sporządzone na podstawie relacji świadków, składał Papieżowi Piusowi XII Prymas Polski Kardynał Hlond. Niżej podajemy kilka fragmentów jego drugiego raportu datowanego na luty 1940 roku, fragmenty wywiadu udzielonego tegoż samego miesiąca belgijskiej gazecie oraz kilka innych świadectw z książki „The German New Order in Poland": W oczekiwaniu na wywózką, ludzie żyją w ciągłym strachu. Nie potrafią spać. Kładą się do łóżka całkiem ubrani, gdyż zaledwie kilka minut zostawia im się na opuszczenie domu. (...) Przychodzą w nocy. Nie mają żadnej litości. Kobiety ciężarne - prawie że rodzące, chorzy, kalecy, starzy, umierający, wszyscy są wyrzucani z domów. (...) Wysiedlenie odbywa się przy całkowitym pozbawieniu człowieka całego swojego mienia, bez najmniejszego odszkodowania. W najlepszym przypadku może zabrać ze sobą jedną walizkę. Pozwolenie na zachowanie obrączki ślubnej należy do wyjątków. Pieniądze, biżuteria, pościel i odzież zapasowa są zakazane. Naruszanie tych nakazów oraz niszczenie pozostawionego mienia pociąga automatycznie za sobą karę śmierci. (...) Wysiedleni mają 10 do 20 minut, aby opuścić mieszkanie. Często zmuszam są w ostatniej chwili do zmywania naczyń i posłania łóżek świeżą pościelą dla przyszłych właścicieli... (...) Deportacje odbywają się w sposób, którego nie można przewidzieć. Raz wywozi się mieszkańców z jednej dzielnicy, raz z drugiej. Raz wypróżniają całą ulicę. Raz zabierają się za przedstawicieli danego zawodu: lekarzy, prawników, kolejarzy itd. Ludzie nie potrafią przewidzieć kogo czeka następna kolej i to ich przygnębia tym bardziej. (...) Na wsi, zaczyna się zazwyczaj od bogatych właścicieli, inteligencji, po czym przychodzi kolej na chłopów. Na ulicy, pod nadzorem Gestapo, czekają oni czasami godzinami na dwudziestoparostopniowym mrozie na ciężarówki, które ich zabiorą najpierw do baraków w Głównej. Tam, w straszliwych warunkach sanitarnych, gdzie nawet brak jest wody, rodzą się dzieci, czasem myte w użyczonej przez dobrych ludzi starej kawie zabranej z domu. (...) Zdrowi mężczyźni kierowani są do Niemiec na roboty i przepadają bez wieści. (...) Młode, a zwłaszcza ładne dziewczyny są także stamtąd zabierane. Czternastoletni chłopcy również, z pewnością aby otrzymać nazistowskie wychowanie. Wyobrazić sobie można rozpacz rodziców! (...) Śmiertelność jest bardzo duża ze względu na panujące choroby, np. tyfus.

Po kilku czasami tygodniach czekania, ładowani są do bydlęcych wagonów, które następnie szczelnie są zamykane i w ogóle nie otwierane podczas podróży trwającej od dwóch dni do tygodnia. (...) Nikogo nie wypuszcza się dla załatwiania naturalnych potrzeb, nie karmi się, nikomu nie daje się pić, wagonów nie ogrzewa się, choć mrozy sięgają minus trzydziestu stopni. Drodze do Generalnej Guberni towarzyszą dantejskie sceny. Gdy wyjątkowo pociągi zatrzymują się na stacjach, Niemcy bezlitośnie zabijają tych (np. w Sosnowcu), którzy próbują zbliżyć się do wagonów, aby nakarmić zagłodzone ofiary. W Inowrocławiu, kobieta, która rzuciła głodnemu dziecku kawałek chleba, dostała trzy lata wyroku. Bywało, że  bydlęce wagony zastępowano wagonami otwartymi, normalnie przeznaczonymi do przewozu węgla. Kolejarze donoszą o takim pociągu, w którym nikt nie przeżył. 7 stycznia 1940 roku, w Płaszowie, z jednego wagonu przybyłego z Poznańskiego wydobyto ciała 28 zamarzniętych ofiar, głównie kobiet i dzieci. W Dębicy, w jednym wagonie znaleziono 30 zamarzniętych dzieci. W wielu przypadkach, ciała ofiar tak byty przylepione do ścian wagonów, ze trzeba było użyć kilofów. (...) Pociągi docierały do całej Generalnej Guberni: Kielce, Radom, Lublin, Kraków... Miejscami docelowymi byty wielkie miasta, miasteczka lub wioski. Często jednak wyładowywano wagony na otwartym polu, kilometry od najbliższych osad, nawet nocą... (...) Dla tych, którzy przeżyli, rozpoczynała się wtedy następna droga krzyżowa: szukanie dachu nad głową, jedzenia, ciepła w przeludnionej Generalnej Guberni, która służyć miała jako rezerwa taniej siły roboczej dla III Rzeszy.

WYSIEDLENIA Z GENERALNEJ GUBERNI

Odbywały się na mniejszą skalę i w innym celu. W wszystkich miastach, najlepsze mieszkania przypadały niemieckim urzędnikom i wojskowym. We większych miastach, całe dzielnice były dla nich zarezerwowane. Mieli tam osiedlać się nie tylko urzędnicy i wojskowi, lecz także rzemieślnicy, kupcy, dziennikarze itd. Tutaj także, mieszkańcy mieli kilkadziesiąt minut, aby opuścić mieszkanie, zazwyczaj bez żadnych bagaży poza małymi walizkami. Dzielnicę wyłącznie dla Niemców utworzono najpierw w Krakowie (w czerwcu 1940r.), w najszykowniejszej części miasta. W Warszawie utworzono ją 18 października 1940r. Dzielnica niemiecka pokrywała obszar zamieszkały przez 140 tys. Polaków, którzy musieli odstąpić im miejsca. Nazwy ulic zostały również zgermanizowane. Ulica Skolimowska np. przekształciła się w Tiroler Strasse...

DEPORTACJE DZIECI

Od samego początku okupacji, Niemcy rozpoczęli jedną z najbardziej sadystycznych akcji w swoich dziejach na polskiej ziemi: wywożenie tysięcy małych dzieci do Niemiec celem ich zgermanizowania. Każdy Polak słyszał o deportacjach z Zamojszczyzny, skąd w latach 1942-1943 wywieziono do Rzeszy ok. 30 tys. samych dzieci, których część zamarzła na śmierć podczas transportu w bydlęcych wagonach bez żadnej opieki, a reszta przepadła na zawsze w niemieckich sierocińcach. Nie każdy natomiast wie, że podobna akcja, na terenach zachodnich, rozpoczęła się od początku okupacji. W „The German New Order in Poland" czytamy na str. 167: Tysiące polskich dzieci od siedmiu do czternastu lat zostało oderwanych od swoich rodzin i uprowadzonych z Łodzi, Ozorkowa, Kalisza, Sieradza i innych miast oraz wiosek. Z Bielska i okolic, wyrwano z rąk matek nawet dzieci od dwóch do trzech lat. Gazeta „Kolnische Zeitung" Nr 584 z 1940 r. w artykule „Neues Leben im Osten" („Nowe życie na Wschodzie") usprawiedliwia owe uprowadzenia. Opisuje życie dziewcząt porwanych z Łodzi, Sieradza i Kalisza, i umieszczonych w niemieckiej szkole dla wychowania domowego. Nie uczy się ich tylko języka niemieckiego i gospodarności domowej, lecz wpaja im się także niemieckiego ducha, aby wyrosły z nich wzorowe Niemki. Przypominamy jeszcze raz, że „The German New Order in Poland" napisano w czerwcu 1941 r. Ile stało się nieszczęść przez okres całej wojny, Polacy z grubsza - choć coraz mniej - wiedzą. Nie wielu jednak bywa świadomych tego, że te straszne okrucieństwa, które dotknęły polskie społeczeństwo: masowe wysiedlenia, wywożenie dzieci, były akcjami starannie i od dawna przygotowanymi, jeszcze hen za czasów pokoju. Tej nauki nie mamy prawa zapominać. Bardzo dużo rzeczy o tragicznych konsekwencjach dla Polski szykuje się podobnie i dzisiaj, kiedy wydaje się nam, że wszyscy tak bardzo potrzebują naszego towarzystwa i zachwycają się tym, jak sobie „pięknie" radzimy. Do lutego 1940r., czyli w 4 miesiące po zakończeniu wojny obronnej w 39 r., zdołano w straszliwych warunkach wywieźć z Zachodniej Polski ok. 720 tys. ludzi!...

ODWET

Śląsk

W sobotę 2 września, we wsi Parzymiechy w powiecie częstochowskim, na polu Stanisława Sotery zamordowano 27 kobiet i dzieci, wśród nich Antoniną Kęsik z jednodniowym noworodkiem. (...) Było ich osiemdziesięciu. Wszyscy dawni śląscy powstańcy. Rozstrzelano ich w niedzielą, 3 września 1939r., w Jaśkowicach Śląskich koło Orzesza. (...) Już w pierwszym dniu wojny w ówczesnym województwie katowickim odbyło się 15 egzekucji, w których zginęło 199 Polaków. W Zimno-w odzie (powiat kłobucki) zamordowano 41 mieszkańców, w tym 2 kobiety i 3 dzieci; nazajutrz z miejscowości tej wywieziono do Rzeszy 100 osób. W poniedziałek 4 września w Katowicach miała miejsce pierwsza masowa egzekucja. Przy ulicy Zamkowej, zamordowano 80 powstańców i harcerzy. (...) Łącznie od początku września do końca października, odbyto się na Śląsku co najmniej 50 egzekucji, w których zginęło przeszło 1600 osób. (...) Przyszedł czas realizacji zapowiedzi gauleitera i nadprezydenta prowincji śląskiej, Wagnera, który już w kwietniu 1935 r. w Bochum na kursie dla działaczy NSDAP, przedstawiając program germanizacji Śląska, solennie ich zapewniał, że w ciągu dziesięciu lat zniknie bez śladu wszystko, co świadczy o polskości tej ziemi, a po upływie lat trzydziestu nikt i jej mieszkańców w ogóle nie będzie wiedział, iż Polska kiedyś istniała.

Wielkopolska

W Wielkopolsce, w nocy z 2 na 3 września Niemcy spalili wieś Torzeniec w powiecie kępińskim. Zamordowali 37 osób. Również w tę noc w niedalekim Wyszanowie żołnierze Wehrmachtu spalili 27 gospodarstw i zabili 26 osób, w tym 13 dzieci. Wielkorządca „Kraju Warty" (Warthegau) Artur Greiser instruował, że w tym okręgu ma mieszkać tylko jeden naród. Tym narodem muszą być Niemcy, gdzie są Niemcy, nie ma miejsca dla innych narodów.

Pomorze

W Gdańsku już 2 września zaczęto wysyłać Polaków do Stutthofu, obozu koncentracyjnego utworzonego w sierpniu 1939r. W Lasach Piaśnickich pod Wejherowem wymordowano do kwietnia 1940 roku ponad 12 tys. osób, w większości przedstawicieli inteligencji. Pod Starogardem, w Lesie Szpęgawskim, stracono do połowy grudnia 70 tys. ludzi. Zginęli tam niemal wszyscy nauczyciele z powiatu starogardzkiego. W Bydgoszczy 5 września w rowach przeciwlotniczych w parku Kochanowskiego rozstrzelano 50 młodych chłopców, harcerzy i gimnazjalistów. (...) Ogólną liczbę mieszkańców Pomorza Gdańskiego, którzy w latach 1939-1945 zostali zamordowani szacować trzeba co najmniej na 120 tys. osób. Z tym, że co najmniej 50 tys. zostało zamordowanych w pierwszych miesiącach wojny, w okresie od września 1939r. do stycznia 1940r. (...) 11 listopada 1939 roku, w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, na przedmieściu Gdyni, Obłużu, zamordowano 11 chłopców w wieku 15-18 lat, wyselekcjonowanych z kilkusetosobowej grupy mężczyzn, których o świcie wyciągnięto z mieszkań. (...) Forster, gauleiter Pomorza, mówił na zgromadzeniu hitlerowców w Bydgoszczy 29 września 1939 roku: Kto należy do Narodu polskiego musi stąd zniknąć. Obca ziemia będzie rzeczywiście naszą dopiero wtedy, kiedy prawo własności Niemców zakorzeni się w niej na dobre. Trzeba z całą należytą ostrożnością, lecz także z całą niezachwianą wolą, przyjąć taki sposób wywłaszczania Polaków, dzięki któremu zostaną oni powoli przetransportowani wewnątrz Cesarstwa i zastąpieni przez Niemców.

 OBECNY STAN WYKUPU

WYKUP POLSKIEJ ZIEMI SIĘGA AŻ PO SAN

Ażeby udowodnić, jak wygląda prawda z wykupem polskiej ziemi, przytoczymy kilka wiadomości, zaczerpniętych z gazet regionalnych, np. z Rzeszowskiego, choć identycznie lub gorzej wygląda to na Mazurach i Pomorzu. „Nowiny Rzeszowskie" z 10 marca 1995r. pod tytułem „Hodowla zarodowa" przytaczają obszerny artykuł tłumaczący nam w jaki sposób polski obywatel, przebywający od wielu lat na Zachodzie i mający kartę stałego pobytu w Niemczech, pan Kiełdanowicz, ubiega się o kupno pięciu tysięcy hektarów w województwach przemyskim i krośnieńskim. Ofertę złożył 6 lutego 1995r. Dziennikarz na wstępie opisuje w jakich okolicznościach spotkał pana Kiełdanowicza: Na rynku w Jarosławiu, pilnował mercedesa, którym przyjechał do Polski Diederich Hille, przedsiębiorca budowlany z Detmold, RFN. Pan Kiełdanowicz byt kierowcą pana Hille. Artykuł naświetla dalej, że pan Kiełdanowicz - kierowca i stróż mercedesa - chce założyć wzorcowe gospodarstwa rolne na poziomie EWG i że nie chce żadnej formy dzierżawy, tylko kupna. Wszystkie tereny, które zamierza nabyć należały do państwowych gospodarstw rolnych i znajdują się w miejscowościach: Leszczawa Dolna i Górna, Leszczawka, Kuźmina, Roztoka, Łodzinka Dolna i Górna, Wola Korzeniecka, Malawa, Dobrzanka, Brzeżawa, Lipa, Jawornik Ruski, Borowica, Zohatyń, Leszczawy, Sopotnik, Grąziowa, Trójca, Kwaszenina, Nowosielce Kozickie, Krajna, Kalwaria Paciawska i Paportno (dalej chyba nie mogliby się posunąć; połowa wsi Paportno leży po drugiej stronie ukraińskiej granicy). Jak pisze gazeta, jesienią 1994r. do rzeszowskiego oddziału Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa wpłynęła oferta na kupno nieruchomości po PGR-ze w województwie przemyskim od Fundacji Ochrony Ekologicznej Europy Wschodniej i Jej Parków Narodowych, zarejestrowanej w Warszawie. (...) Kapitał założycielski fundacji dała spółka RAT z siedzibą w Detmold, RFN. Prezydentem fundacji jest Diederich Hille, sekretarzem Wacław Kiełdanowicz (można się zastanawiać dlaczego fundacja dotycząca Europy Wschodniej ma kapitał niemiecki i prezydenta niemieckiego?...). Dalej gazeta wyjaśnia, że fundacja najpewniej nie dostanie zgody od polskiego MSW na przystąpienie do przetargu na kupno gruntów, dlatego oferta kupna została przepisana na osobę fizyczną legitymującą się polskim paszportem. Tłumaczy się potem, że właściciel tysięcy hektarów Wacław Kiełdanowicz aktem darowizny daruje ziemię fundacji, a fundacje są zwolnione z podatku dochodowego. Kiełdanowicz wyjaśnia również, że zaplanowany jest także rozwój turystyczny i pisze w swojej ofercie: Zarówno ja, jak i towarzyszące mi osoby z Niemiec w czasie inspekcji regionu - [słowo „inspekcja" brzmi już złowrogo...] -jednoznacznie podkreślali wspaniałe widoki, piękne obiekty sakralne. Duże otwarte tereny, czyste powietrze, nie skażone potoki i rzeczki, czynią ten zakątek bardzo atrakcyjnym... Nieco wcześniej, 22 sierpnia 1994r., ta sama gazeta rzeszowska „Nowiny", w artykule pt: „Niemcy chcą pomóc Bieszczadom" oznajmiła nam, jakie plany nasi sąsiedzi zza Odry mają dla naszych kresów i - jak zwykle - dla naszego dobra (bo my oczywiście takich planów nie mamy). Zaczyna się tak: Niemcy coraz poważniej interesują się Bieszczadami. Nie tylko urzeka ich piękno dzikiej natury, ale chcieliby wykorzystać ją na potrzeby turystyki i ściągnąć w Bieszczady tłumy współziomków. Trochę dalej: W Wetlinie opracowano koncepcję polsko - niemiecko - słowacka - ukraińskiej konferencji na 1995 rok, w której Niemcy zapowiadają udział byłego prezydenta von Weizsaeckera. (...) Konferencja ma doprowadzić do powołania międzynarodowej instytucji, która zajmie się planowaniem i koordynowaniem wszelkich poczynań na terenie Bieszczad i całego rezerwatu karpackiej biosfery. Czy można zapytać się, dlaczego Niemcy wchodzą w skład konferencji, która ma się zająć przyszłością Bieszczad i to w sposób tak ścisły, że będzie się zajmowała planowaniem wszelkich poczynań! Czy przykładowo Polska pozwala sobie wchodzić w skład organizacji, które zajmują się planowaniem „wszelkich poczynań" na pograniczu niemiecko - francusko - szwajcarskim? Na koniec artykułu, jeden z niemieckich uczestników, profesor Michael Succow z uniwersytetu w Greifswaldzie, powiada: Nadszedł czas, aby udostępnić ten kawałek boskiego tworu Europejczykom. Najwyraźniej nie chodzi tu o barbarzyńców znad Sanu ani znad Wisły, ale o mądrych, rozwiniętych, prawdziwych Europejczyków; tych z Zachodu. Te dwa wycinki z gazet powinny wystarczyć każdemu Polakowi, aby zrozumiał, co znaczy zagrożenie wykupu ziemi dla naszego państwa i jak daleko (geograficznie i przenośnie) ten wykup jest dziś posunięty. Bieszczadzcy chłopi zastanawiają się coraz bardziej nad działalnością byłego ministra ostatniego rządu komunistycznego, który zjawia się na przeróżnych przetargach i kupuje olbrzymie ilości ziemi. Skąd pieniądze? W jakim celu i dla kogo? Tajemnica. Odnośnie tak zwanej współpracy przygranicznej, w lutym 1997 r. odbyła się w Gliwicach międzynarodowa konferencja poświęcona współpracy transgranicznej między Niemcami, Polską, Czechami a Słowacją. Konferencję zorganizowała Fundacja im. Friedricha Eberta oraz Instytut Śląski w Opolu. Wypowiedzi uczestników były na ogół zdecydowanie przychylne współpracy transgranicznej i euroregionom. Polemika powstała dopiero wtedy, kiedy przedstawiciel słowackiego MSW, dr Dusan Sveda, wypowiedział następujące słowa: Współpraca przygraniczna powinna respektować suwerenność każdego z państw i być jednakowo korzystna dla każdej ze stron.Thaddaeus Schaepe -pełnomocnik rządu krajowego Nadrenii i Westfalii - uznał takie warunki za nierealne. Kolejny raz, Niemcy przypominają nam, że w rozmowach z nimi, suwerenność państw ościennych w żaden sposób nie wchodzi w rachubę. Jest ona po prostu „nierealna" (ponownie można się zastanowić, dlaczego przedstawiciel Landu położonego na zachodniej granicy Niemiec bierze udział w konferencji dotyczącej wyłącznie ich wschodniej granicy). Zawtórowała mu parlamentarzystka Irena Lipowicz z UW: Gdy mamy do czynienia z krajami o różnym poziomie Życia to korzyści jednakowe są celem dalekosiężnym. Czyli rozumiemy, że dla pani Lipowicz, rzecz normalną stanowi fakt, że współpraca między krajem bogatym a krajem biednym kończy się większą korzyścią dla kraju bogatego. Ciekawa to teoria. Tego typu wypowiedzi ze strony członków UW są, co prawda, od dawna na porządku dziennym. Dziwi nas tylko fakt,  że partia ta uważa się wciąż za partię „intelektualistów".

 PIERWSZY W POLSCE WYKUP CAŁEJ WSI

Lecz nie na tym koniec. Posunęliśmy się jeszcze dalej na drodze narodowego wywłaszczania. Oddajmy głos „Rzeczpospolitej" z 15 kwietnia 1995 r.: Austriacki biznesmen kupuje Sztynort w całości. Wieś na sprzedaż. Będzie to pierwsze w Polsce wysiedlenie całej wsi. Nabywca kupuje nie tylko zabytkowy pałac i park w Sztynorcie, ale i wszystkie stojące we wsi domy, ulice, sieć wodną, elektryczną, ziemię. Ludzie będą musieli opuścić swoje mieszkania. Przeniosą się do specjalnie dla nich wybudowanego bloku - mówi Jerzy Litwinienko, zastępca burmistrza Węgorzewa (Mazury). Dowiadujemy się dalej, że transakcja dotyczy w sumie 52 ha ziemi -w tym 18 ha zabytkowego parku - i że wszystkie, 38 rodzin zgadza się na wyprowadzkę. Oficjalnym nabywcą jest Polka, żona Austriaka Dietricha Traitlera. Cena: trzy i pół miliarda starych złotych za cały majątek ! Do tego należy dodać 11 miliardów na budowę nowego bloku.  Sztynort przeznaczony jest na centrum wypoczynku i turystyki. Lecz dla kogo? Planowany jest golf, hipodrom i pięciogwiazdkowy hotel.  Wykup i wysiedlenie całej wsi jest niesamowitym precedensem w zmierzającej ku ostatecznemu schyłkowi Polsce. Pomysł ten jest z pewnością analizowany przez setki i tysiące grup ludzi na Zachodzie czyhających na podobne okazje. Podwójne obywatelstwa, fikcyjne śluby, wszelkiego rodzaju inne chwyty i korupcja pozwolą powtórzyć identyczne numery na całym obszarze naszego państwa. Cudze pieniądze i własna głupota zabijają dziś Polskę pewniej, niż miecze rozbiorców czyniły to dawniej. Nie ma chyba dziś na całym świecie państwa, które prowadziłoby bardziej samobójczą politykę niż Polska. Cala nasza ziemia jest już dziś obiektem kolonizacji i spekulacji. Zjawisko dotyczy nawet, powtarzamy, terenów nigdy nie objętych germanizacją. Tendencje te tylko nasilą się po naszym zniewoleniu w Unii Europejskiej, gdzie pieniądze będą jedynym władcą, jedynym prawem, jedynym bogiem. Nie trzeba będzie już nawet przekupstwa i chwytów, aby nas wykupić do ostatka. Każdy obywatel Unii będzie mógł nabywać co będzie chciał, gdzie będzie chciał, aby tylko miał na to środki. 

Nie nazywamy tego wolnością. To jest dyktatura pieniądza.

 NA POMORZU ZACHODNIM

Gazeta „Prawo i Życie" donosi: Wystarczy przejechać się wzdłuż trasy do Stargardu Szczecińskiego, by co rusz natknąć się na tabliczki z napisem „ziemia do sprzedania". Także w języku niemieckim. Mechanizm ziemskiego interesu rozpracowała szczecińska policja ds. Przestępczości Gospodarczej z KWP. (...) Występują-jak zwykle - oceny uspokajające, można by powiedzieć:  usypiające. „Z punktu widzenia AWRSP,, opinie, że obcokrajowcy wykupują w Olsztyńskiem tysiące hektarów są mocno przesadzone". 15% ziemi pozostającej w dyspozycji A WRSP nie znalazło jeszcze bowiem gospodarza, zaledwie 5% sprzedano (23 tys. ha). Z tych 5% w posiadaniu cudzoziemców jest tylko 1%. Tego optymizmu nie podziela miejscowa siedziba PSL. Tymczasem, reporterzy słyszą, że pod Szczytnem, zjawisko wykupywania ziemi staje się wręcz masowe. Mówiąc o zabytkowych obiektach, jeden z dyrektorów AWRSP w Olsztynie przyznaje, że gdy wejdziemy do Unii, też - podkreślamy my - będzie na nie stać głównie obcokrajowców. Więc AWRSP sama sobie zaprzecza, mówiąc raz, że obcokrajowcy stanowią mniejszość kupców, a raz, że większość. Policja szacuje, ze omijając obowiązujące obcokrajowców procedury, za pośrednictwem różnych podmiotów gospodarczych -AWRSP, gmin i rolników, Niemcy weszli w posiadanie ok. 20 tys. hektarów w tej części Polski. Zachęciły ich do tego ogłoszenia w niemieckiej prasie agrarnej. (...) Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że prym w interesach wiódł Heinz P., niemiecki farmer rezydujący w pałacyku w Wirówku pod Gryfinem. (...)

Co do liczby 20 tyś. ha znajdujących się w niemieckich rękach, to policja tak szacuje, więc można powiedzieć, że nie byle kto. I to oszacowanie, dotyczące tylko małego kawałeczka Polski - Pomorza Zachodniego - jest z pewnością zaniżone. Każdy w pamięci ma kłamliwe zapewnienia różnych organów władzy, którymi zasypywano nas przed dwoma laty, jakoby „w Polsce mafii by nie było". Wiemy jednak dobrze jak wyglądała rzeczywistość. Ci sami ludzie chcą nas dziś przekonać, że wykup ziemi jest znikomy, bądź marginalny. Z nie do uwierzenia tupetem negują rzeczywistość. Fakt ten powinien wzbudzać przerażenie, kiedy przyznają się do utraty 20 tys. ha na samym Pomorzu Zachodnim. Ile ubyło nam ziemi naprawdę???

 PRÓBA OSZACOWANIA

Jeżeli policja szacuje nasze straty na 20 tys. hektarów dla samego Pomorza Zachodniego, możemy spokojnie tę cyfrę dwa, trzy razy pomnożyć z wielu przyczyn: 

policja może wiedzieć o większej ilości straconej ziemi i nam tego nie ujawniać, załóżmy po to, aby społeczeństwa nie przerazić (niech w to uwierzy kto chce, ale jest to teoretycznie możliwe); 

Niemcy działają inteligentnie, skutecznie i konsekwentnie. Możemy być więc pewni, że doskonale potrafią się maskować. Jest wręcz rzeczą niemożliwą, aby nie potrafili ukryć przed polskimi władzami większości zrealizowanych zakupów ziemi; 

podstawionych Polaków nie sposób policzyć i z pewnością jest ich bardzo dużo;

Niemcy mogą działać za pośrednictwem innych (nie niemieckich) firm zagranicznych;

możliwość przekupienia (bądź zastraszenia) władz lokalnych czy poszczególnych osób celem nieujawniania pewnych transakcji nie może być nie wzięta pod uwagę;

podjęcie kontroli nad spółkami polsko-niemieckimi posiadającymi grunt dzięki wykupowi przez niemiecką stronę akcji od strony polskiej i przekroczenie progu 51% udziału kapitałowego;

sporządzenie adekwatnych testamentów.

Wszystkie te czynniki skłaniają nas do oszacowania kupionej przez Niemców ziemi na Pomorzu Zachodnim na co najmniej 50 tys. ha. Tyle ziemi wykupionej. A jak z dzierżawą? Wiemy jak w Polsce łatwo dzierżawić ziemię, wiemy jak do tego zachęcamy naszych sąsiadów i w ogóle nie-Polaków, oraz wiemy, że w UE, gdzie tak marzymy znaleźć się już, dziś, natychmiast, prawo pierwokupu automatycznie pozbawi nas dzierżawionej ziemi na rzecz dotychczasowych dzierżawców. Ponieważ w końcu dzierżawa jest łatwiejsza od kupna i mniej wzbudza podejrzeń, ponieważ nic nie stoi na przeszkodzie, aby podstawiać Polaków czy innych obcokrajowców jako dzierżawców, a nie tylko jako kupców (mogą oni przed niemieckim notariuszem podpisać, że po wstąpieniu Polski do UE, wykupią tę ziemię korzystając z prawa pierwokupu i ją natychmiast oddadzą Niemcowi, który ich podstawił), możemy bez najmniejszej przesady twierdzić, że utraciliśmy co najmniej tyle samo ziemi w postaci dzierżawy, jak w postaci wykupu, czyli ponownie ok. 50 tys. ha. Razem, na Pomorzu Zachodnim, szacujemy więc polskie straty na ok. 100 tys. ha ziemi, czyli prostokąt o rozmiarach 50 km na 20... Obliczmy teraz nasze straty w odniesieniu do całej Polski Gdyby do Pomorza Zachodniego doliczyć Pomorze Wschodnie (kolejne 100 tys. ha strat), Warmię i Mazury (100 tys. ha). Ziemię Lubuską, Toruńskie, Bydgoskie i część Poznańskiego (100 tys. ha), a wreszcie cały Śląsk z Sudetami - gdzie w okolicach Karpacza i Szklarskiej Poręby wykup ziemi jest wprost zawrotny (100 tys. ha) -na terenie całej Polski dochodzimy do liczby łatwo sięgającej progu 500 tysięcy hektarów. Prostokąt o rozmiarach 50 km na 100. Tak wygląda oszacowanie polskich strat na lato 1996 roku. Gdyby dodać jeszcze takie ziemie, jak Bieszczady, gdzie Niemcy kierują już swoje apetyty, można tylko wołać o pomstę do nieba. Kiedy Czytelnik trzymać będzie w ręku niniejszą książkę, cyfra ta będzie kompletnie zdezaktualizowana, co zawdzięczamy między innymi ustawie z marca 1996r., przegłosowanej przez SLD i UW w kontekście dwulicowości PSL-u oraz tragicznej nieobecności na sali posłów KPN i BBWR, Albo się człowiek bawi w grę o stołki, albo służy Narodowi. Naród musi zapamiętać kto tego dnia zdradził swój kraj, obojętnie, czy to przez oddany głos, czy przez swój ą nieobecność. Rząd systematycznie okłamuje Naród swoimi fałszywymi, oficjalnymi statystykami. Rząd dalej oszukuje Naród, nie nadając sprawie wykupywania ziemi należytego rozgłosu. Rząd dalej oszukuje Naród, forsując ustawę liberalizującą jeszcze bardziej wyprzedaż majątku narodowego... A wiceminister MSW Zimowski powtarza, że nie grozi nam sytuacja, ze będziemy odpierać ochotników na kupno gruntów czy nieruchomości. Przeciwnie, takich ludzi trzeba zachęcać, i że (...) nie należy demonizować groźby wykupywania ziemi przez cudzoziemców w Polsce, bo zjawisko to ma obecnie zupełnie marginalny charakter. Żyjemy w permanentnym zakłamaniu. AWRSP z Olsztyna przyznaje się również do wydzierżawienia 80% oddanej do jej dyspozycji ziemi, czyli ok. 270 tys. ha. Autorzy ww. artykułu w ogóle nie zwrócili na ten fakt uwagi. Ile spośród tych 270 tys. ha wydzierżawiono Niemcom? Ile spośród tych 270 tys. ha nigdy w polskie ręce nie wróci, zwłaszcza po wstąpieniu do UE? (...)

KOLONIZACJA W PRZYSZŁOŚCI

Od samego początku, najbardziej widoczny będzie wykup ziemi przy granicy: Dolny Śląsk, Ziemia Lubuska, Pomorze Zachodnie (do tych regionów dodać należy Pomorze Gdańskie, Mazury i północne Mazowsze, które staną się regionami przygranicznymi z Niemcami, jeśli Rosja im odda swoją część byłych Prus Wschodnich) Z odległości 10-15 km od granicy, Niemcy będą co dzień dojeżdżali do pracy w Niemczech, a wieczorem wracali do Polski. Nieco dalej od granicy lub od mostów nad Odrą, w pięknych Lasach Nadodrzańskich, w Puszczy Lubuskiej, Puszczy Gorzowskiej, Borach Dolnośląskich, wybudują swoje domy letniskowe, każdy na ogromnych połaciach ziemi. Jeśli mogą mieć kilka hektarów u nas za cenę kilku metrów kwadratowych u siebie, trudno się temu dziwić (przypomnijmy, że metr kwadratowy działki pod Hamburgiem, Stuttgartem lub Konstancją waha się od 500 do 1500 marek). Większość dworków, zamków jest już na Ziemiach Odzyskanych wykupiona, jak ogólnie wszystko, co stanowi obiekt zabytkowy. Trochę później, zaczną wykupywać domy we wsiach (właściwie, już się to zaczęło). Pozostali Polacy będą się coraz bardziej czuli nieswojo i zaczną szukać każdej okazji, by wyjechać do centralnej Polski, zachęcani zresztą do tego przez następnych Niemców, którzy będą chcieli kupić następne domy. Dla pewnej ilości Niemców powstaną w szkołach zupełnie legalne klasy niemieckie, z niemieckimi nauczycielami (patrz słowa Kroiła o zapotrzebowaniu na tysiące nauczycieli niemieckich na str. 183), a następnie niemieckie szkoły, potem zakłady, przedsiębiorstwa, które będą oczywiście zatrudniały Niemców, nie Polaków. W wykupionej w 1992r. przez „Henkla" raciborskiej „Pollenie" miejscowa ludność powiada, że zwolniono mnóstwo Polaków, by ich zastąpić ludźmi deklarującymi się pochodzeniem niemieckim. Oficjalnym dyrektorem zakładu pozostał były dyrektor „Polleny" Sławomir Oszczęda, lecz dyrektorem do spraw finansowych i marketingu jest Niemiec Detlef Mode, a dyrektorem do spraw produkcji Niemiec Jurgen von Laufenberg. Jaki jest prawdziwy stopień odpowiedzialności pana Oszczędy?... Rozpocznie się znów kolonizacja. Całkiem pokojowa. W ramach „prawa". I nikt już jej nie zatrzyma. Pójdzie ona sprawnie, szybko, bardzo szybko, bo Niemcy są inteligentni, logiczni i konsekwentni. Wiedzą, jaką wartość ma ziemia. A my, zapomnieliśmy już? No, może nie jest zupełnie tak źle, powiadają niektórzy. Faktycznie, może dali się omamić „naszym" nazistom ze Śląska („naszym", bo skoro przez dwa lata gościliśmy ich na Śląsku, to mogą tylko być przyjaciółmi...), którzy powtarzają, że „Polaków nie będzie się wyrzucać z ziem niemieckich na wschód od Odry i Nysy", z których chcą „stworzyć republikę buforową" Zresztą, według nich, „Polacy, to wschodnio-germański szczep"... Jak widzimy, w przeciwieństwie do tego, co miało miejsce w przeszłości, kolonizacja niemiecka nie rozpocznie się od miast, ale od wsi. Czasy się zmieniły. Ziemia rozległa, nie skażona ma większą wartość dla człowieka niż kamienica stojąca pod dymiącym miejskim kominem. Niemcy zagarną błyskawicznie wszystko co zielone, zdrowe, czyste. Dla Polaków pozostaną bloki w zasmrodzonych, zatrutych miastach i osiedlach. Tego muszą być mieszkańcy Ziem Odzyskanych świadomi: jeśli Niemcy będą nadal mieli możliwość kupowania nieruchomości w Polsce, ceny będą dalej szły w górę i Polacy będą mogli pożegnać się z myślą o wyprowadzeniu się kiedyś ze swoich klatek w obskurnych osiedlach. Pieniądze z takim trudem od lat odkładane, by kupić działeczkę poza miastem i postawić choć skromny domeczek swojej rodzinie, nigdy nie wystarczą. Wiemy to wszyscy. Jest to straszliwa krzywda wyrządzona naszemu społeczeństwu. Pozbawia się je nadziei, że los będzie mogło sobie zmienić na lepszy. Nasz bogaty sąsiad tak będzie podbijał ceny, że sprawa wykupu ziemi na niemal połowie obszaru Polski przestanie być sprawą Polaka. 

Jeszcze jedna rzecz powinna nam otworzyć oczy na rzeczywistość: wybór Berlina na stolicę zjednoczonych Niemiec. Z pewnej strony, jest on zupełnie logiczny. "Niemcy mają pełne prawo powrócić do swojej byłej stolicy. Ale trudne także nie dostrzec, że został on podyktowany faktem, że przyszłość Niemiec - to Wschód. Mitteleuropa. Europa Środkowa. Tak mówi się w kołach ekonomicznych i politycznych, choć delikatnie, by nie obrazić partnerów z Unii Europejskiej. Mniej delikatnie natomiast podkreślają to różne organizacje i związki niemieckie. Warto także zauważyć u Niemców bardzo wyraźną tendencję pro-wschodnią. Młodzi do dwudziestu paru lat wpatrzeni są jeszcze w Zachód, ale z czasem dosyć szybko przenoszą swoje zainteresowania na Wschód. Berlin przyciągnie w najbliższych latach dziesiątki tysięcy wyższych urzędników, naukowców, inżynierów. Przyciągnie dziesiątki wyższych uczelni, tysiące przedsiębiorstw. Gdy ci liczni i bogaci ludzie (bo to nie byle jaka warstwa społeczeństwa) osiedlą się tak blisko Polski (nawet nie sto kilometrów), dopiero doświadczymy desantu na nasze piękne i tanie ziemie! Wszyscy będą chcieli posiadać swój dom poza Berlinem, gdzieś wśród lasów. Jeśli w dodatku niedługo zniesiemy granice, to po godzinie jazdy samochodem mieszkańcy Berlina będą w Polsce. Cóż to dla tych setek tysięcy Niemców będzie kupić pola, lasy, jeziora? Może Czytelnik zaryzykuje pytanie: „przecież niedozwolone jest kupowanie lasów i jezior?" W takim razie, trzeba będzie zainteresować się tym, jak do tej pory niektórym się to udało. Na przykład między Gorzowem Wielkopolskim a Kostrzynem, w okolicach Dolska, Niemcy już posiadają lasy z jeziorami. Trzeba będzie się zapytać, dla kogo zamieniamy przygraniczne tereny na pola golfowe, na luksusowe pałace-hotele (jak zamek w Lubniewicach, na Pojezierzu Lubuskim, gdzie już pojawiły się niemieckojęzyczne napisy: „privat"), na super tereny wypoczynkowe. Dla Polaków? Nie żartujmy sobie. Może ktoś wtedy powie: „Służba, obsługa będą polskie, to nam da pracę." Ale kto w takie bajki dziś jeszcze wierzy? Jeżeli tak daleko w głąb Polski, jak w Raciborzu, potrafi się zwalniać Polaków, aby na ich miejsce zatrudniać Niemców, czy nie potrafi się tego zrobić jeszcze bliżej granicy?

PERSPEKTYWY ROZWOJU SYTUACJI W RAMACH UNII EUROPEJSKIEJ

Wewnątrz UE stracimy naszą ziemię natychmiast i bezpowrotnie. Przypomnimy tylko w skrócie kilka przyczyn, które do tego prowadzą. Pełny obraz konsekwencji wstąpienia Polski do UE znajdzie Czytelnik w cytowanej już książce: „Unia Europejska jest zgubą dla Polski".

-całkiem wolny przepływ kapitałów oraz prawo nabywania czegokolwiek, gdziekolwiek i w dowolnej ilości przez każdego obywatela UE na całym terenie UE;

-prawo osiedlania się każdego obywatela UE na całym terenie UE;

-bezwzględne pierwszeństwo prawa wspólnotowego nad prawem państwowym państw członkowskich, nawet rangi konstytucyjnej, co oznacza totalne podporządkowanie tychże państw Brukseli... czyli Berlinowi. Jednym słowem: całkowita utrata suwerenności;

-prawo głosowania i kandydowania do wyborów samorządowych i europejskich wszelkich obywateli UE zamieszkałych na terenie Polski - nawet nie posiadających polskiego obywatelstwa, z wszystkimi z tym faktem związanymi konsekwencjami.

Powyższym punktom żadne państwo sprzeciwić się nie ma prawa. Czuwa nad tym Europejski Trybunał Sprawiedliwości, który bezlitośnie usuwa z ustawodawstw państwowych wszelkie sprzeczności z prawem wspólnotowym. Jeżeli do tego jeszcze dodać, że w UE decyzje są przeważnie podejmowane większością głosów (a mogą więc być narzucone niektórym państwom wbrew ich woli), mamy już do swojej dyspozycji więcej argumentów niż potrzeba, by obawiać się Unii Europejskiej jak ognia. Unia Europejska spowoduje po bardzo krótkim czasie utratę przez Polaków od jednej trzeciej do polowy ich ziemi. Do ziem zwanych odzyskanymi, powoli dołączą się te, które nigdy dotąd nie były objęte germanizacją, ponieważ prawdopodobnie zawsze będziemy biedniejsi od Niemców oraz dlatego, że w Unii jedyną władzę stanowić będzie pieniądz. Nie chcieć wejść do Unii Europejskiej, to znaczy przede wszystkim zachować naszą ziemię. Wmawia się nam na każdym kroku, że chęć zachowania swojej ziemi jest aktem sprzecznym z postępem, dowodem ciemnoty i zacofania. Wręcz przeciwnie. Jej wykup przez obcych pociągnie za sobą upadek naszej kultury na jej obszarach. Gdzie tu widać postęp? Utrata ziemi, to straszliwy i niepowtarzalny regres.

Mniejszość niemiecka w wyborach

Licząca 180 tys. formalnych członków, organizacja Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim posiadała -[w. pierwszych wyborach samorządowych] - 24 delegatów do Sejmiku Wojewódzkiego, 17 wójtów i burmistrzów oraz przewagę w 25 gminach województwa opolskiego (na 65 gmin Opolszczyzny). Podczas wyborów do Parlamentu odnotowano pewien spadek zainteresowania działalnością TSKMN ze strony elektoratu, co wywołało energiczną reakcję ze  strony Towarzystwa oraz pracowników federalnego MSW Niemiec, zajmujących się działalnością Niemców w Polsce. (...) Po ogłoszeniu wyników - [drugich] - wyborów można zauważyć, że dane oficjalne będące w posiadaniu wojewódzkiego Biura Wyborczego i administracji rządowej nie odzwierciedlają prawdy. Wielu działaczy mniejszości niemieckiej startowało do wyborów z listy straży pożarnej, SLD -[proszę bardzo, co za ciekawy sojusz!] - i jako kandydaci niezależni. (...) W chwili obecnej, na ogólną liczbę 1434 radnych prawie 500 to posiadacze niemieckiej przynależności państwowej, co stanowi ponad jedną trzecią radnych w województwie. Oficjalnie, Niemcy mają 176 mandatów. (...)

Na Opolszczyźnie Niemcy mają więc:

-Wójtów i Burmistrzów - 24 (oficjalnie 8)

-Przewodniczących Rady - 25 (oficjalnie 10)

-Delegatów do Sejmiku - 32 (oficjalnie 17), tj. 39% Sejmiku... (...)

PODWÓJNE OBYWATELSTWO POLSKO-NIEMIECKIE

Rok temu, według władz -wojewódzkich, niemieckie paszporty otrzymało ok. 40 tys. spośród 300 tys. opolskich Niemców. Niektórzy przedstawiciele mniejszości mówią jednak o 80 tys. Opolan z niemieckimi i polskimi paszportami w kieszeni - [jak zwykle, polskie (raczej "polskie" - P.J.) władze starają się pomniejszać problemy, kiedy nie mogą już ich zanegować. Dobrze, że Niemcy od czasu do czasu informują nas o swoich osiągnięciach. A jeśli Niemcy sami przyznają się do 80 tys. podwójnych obywatelstw -i to tylko na Opolszczyźnie - w rzeczywistości musi być ich o wiele więcej]. Szczęśliwi posiadacze nie chwalą się tymi dokumentami w Polsce. Ale nie wszyscy dbają o dyskrecję. Były poseł mniejszości Georg Bryłka, oficjalnie przekraczając granicę jako polski parlamentarzysta, legitymował się paszportem niemieckim. Wstydem dla naszych władz powinno być naruszenie godności polskiego posła. Nie powinno się zarazem być polskim posłem, a jednocześnie posiadać obce obywatelstwo, a zwłaszcza kpiąco się tym obywatelstwem legitymować na granicy. Pan Bryłka, jak i liczni jego towarzysze, publicznie dał do zrozumienia, jak wysoko cenił sobie polskość i polskie poselstwo. Niewątpliwie przy głosowaniach w Sejmie, tacy jak on ludzie, będą bronili interesów niemieckich, a nie polskich. A na jednego posła, który przyznał się do posiada niemieckiego obywatelstwa, ilu przypada takich, którzy się do tego nie przyznali? Ilu mamy Niemców w Sejmie i Senacie? Sprawa podwójnego obywatelstwa, zwłaszcza polsko-niemieckiego, jest kluczowym zagadnieniem dla samego istnienia Polski. Należy najwyraźniej podkreślić, że dla Niemców, posiadanie polskiego obywatelstwa ma jedną jedyną zaletę: możliwość kupowania nieruchomości w Polsce za bezcen i bez ograniczeń. Niemcy polskim obywatelstwem pogardzają. Nie przedstawia ono dla nich żadnej wartości duchowej lub uczuciowej. Wręcz przeciwnie. Jest to tylko środek; narzędzie własnej ekspansji na Wschód. Przed laty, ludzie rzucali się na niemieckie obywatelstwa, aby tylko wyjechać z Polski. Pozbawiali się przy tym najczęściej polskiego obywatelstwa. Dziś obserwujemy, że Niemcy z Polski zachowują swoje polskie dokumenty, a Niemcy z RFN starają się je uzyskać albo przynajmniej otrzymać kartę stałego pobytu, która ich również upoważnia do nabywania nieruchomości. Nie ma nic łatwiejszego. Pozostaje jeszcze sprawa obywatelstwa „europejskiego", o którym musimy myśleć już dziś, aby nie dać się jak zwykle zaskoczyć raptownymi decyzjami „idącymi w kierunku zjednoczenia europejskiego, więc automatycznie idącymi w kierunku postępu ludzkości, większych swobód obywatelskich, praw człowieka, itp." Jeśli Niemcy będą posiadali obywatelstwo europejskie, a Polacy będą się tego samego „prawa" domagali w imieniu swojego legendarnego dążenia do równości, efekty będą takie same, jak z obywatelstwem polsko-niemieckim: wykup zachodniej polowy Polski w „imieniu powrotu tych germańskich ziem do Macierzy", i części reszty Polski „w imieniu lokaty pieniędzy w nieruchomościach gdziekolwiek się da i gdziekolwiek ludzie dadzą się nabrać".

Fragment ulotki rozdawanej w 1991 roku na Górze Świętej Anny , podczas spotkania urządzonego przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Mniejszości Niemieckiej (TSKMN)

NIEMCY ZJEDNOCZONĄ OJCZYZNĄ

My jesteśmy jednym narodem, Nigdy nie zrezygnujemy z terenów wschodnich, Całe Niemcy Niemcom, Tylko jedność Niemiec prowadzi do ich wolności jako Narodu. Wrocław, Królewiec, Szczecin są niemieckimi miastami jak Berlin. 

Mapka zamieszczona w jednym z numerów "Schlesiche nachrichten" - pisma ziomkostwa śląskiego (15 marca 1991). Podpis w prawym dolnym rogu brzmi: "114 tys. km2 Niemiec nie może być podarowane."

 

Żegnaj, Polska Ziemio!...

Żegnaj, Polska Ziemio... Nie byliśmy Ciebie godni. Pozbywamy się Ciebie, jak niewierne dzieci swojej Matki. Bez wstydu. Bez kompleksu. Zupełnie tak, jak żąda tego dzisiejsza moda. Jesteś przedmiotem, nie świętością. Tak jak samochód czy radio. Tak jak stara koszula, którą zamienia się na szmatę.

Żegnaj, Polska Ziemio... Przez tysiąc lat było nam z Tobą miło, ale zrozum... To inne czasy. Pieniądz nam teraz poprzewracał w głowie. To nie nasza wina. Wolimy siąść przed telewizorem zamiast na ławce w ogrodzie. Wolimy przeskakiwać z programu na program, zamiast podczas wieczornego spaceru obserwować w zadumie, jak słońce, w wieczornym chłodzie, majestatycznie zachodzi za polem. Naszym polem (to też głupota, mieć własne pole; tylko przy tym robota). Wolimy grać do znudzenia w gameboy'a, zamiast pomęczyć się trochę przy sadzeniu drzewek. My, ludzie nareszcie pozbawieni niepotrzebnych uczuć, stajemy się płytcy i przekupni jak reszta cywilizowanego świata. Czas najwyższy! Ty, Ziemio żywicielko, stajesz się wreszcie najzwyklejszym towarem, nawet szczerze mówiąc, uciążliwym. Idź sobie Ziemio do diabła, będzie nam bez Ciebie lżej! Tylko tak się czasami zastanawiamy: dlaczego sąsiedzi się Tobą tak zachwycają, że wszyscy chcą Ciebie kupić? Chyba stracili rozum, który my dopiero teraz -dzięki nim, prawdę mówiąc - odzyskaliśmy. A nie, prawda: jesteś Jedynym namacalnym, prawdziwym dowodem naszej przyjaźni". Tak tak. Tak właśnie mówili nam sąsiedzi. Ale coś innego jeszcze mówili... Aha: że pozbycie się Ciebie jest „niezbędnym warunkiem naszego rozwoju" (i chyba jeszcze warunkiem przyjęcia nas do jakiegoś bardzo ważnego, międzynarodowego klubu; coś w tym rodzaju). Jesteś prezentem, który im ofiarujemy w dowód wdzięczności za to, że nas raczą na każdym kroku oświecać swoją wiedzą. Ofiarując im Ciebie -mamy nadzieję, że czujesz się zaszczycona - przepraszamy jednocześnie za to, że byliśmy dawniej uparci i nieulegli w stosunku do nich, takich życzliwych (oj, pamiętamy; ci nasi Ojcowie, jakiego wstydu nam narobili! Tak ich wtedy skrzywdzili, sąsiadów naszych, strzelając nawet do nich, aby tylko ich nie wpuścić do naszych domów. Pożal się Boże, co za ciemnota!... My już inaczej będziemy postępować). Tak tak, to to. Elegancko to wygląda, prawda? To my przepraszamy. My, ofiary, zanosimy katowi prezent (jak to, co mówicie? Kat nie żałuje tego, co zrobił? Co? On o niczym nie pamięta? Niee, to chyba przesada..). Ano jeszcze , przypomina się : "sprzedaż ziemi , to inwestycja." Prawda to główny argument (...) To wszystko "czysta korzyść dla nas." Podobno gwarantowana przez różne organizacje, fundacje, powiadają, nawet międzynarodowe...