STRONA GŁÓWNA

Oni byli pierwsi

 ZENON  ANDRZEJEWSKI

18 maja 1944 nastąpił finał największej bitwy II wojny światowej stoczonej przez aliantów z wojskami niemieckimi na frontach zachodnich. Tego dnia padło włoskie Verdum - Monte Cassino. O godz. 9.30 patrol 12. Pułku Ułanów Podolskich pod dowództwem ppor. Kazimierza Gurbiela zajął stary benedyktyński klasztor na "Świętej Górze". I choć wydawać by się mogło, że na temat bitwy, w pięćdziesiąt lat od jej zakończenia, powiedziano i napisano już wszystko to jednak do dzisiaj rozpowszechniane są sprzeczne wersje zajęcia klasztoru. Najbardziej znana, tyle co nieprawdziwa, jest wersja M. Wańkowicza, stworzona jeszcze w roku 1946. W tomie II rzymskiej edycji "Bitwy o Monte Cassino" mistrz Melchior napisał: "Ppor. Gurbiel - to ten, który pierwszy z patrolem ułańskim wpadł, nie zważając na nie rozpoznany zaminowany teren, do Klasztoru i zawiesił proporczyk (...)". Wykreowany przez Wańkowicza na narodowego bohatera ppor. Gurbiel żywo się obruszał ilekroć pisano o nim jako o tym, który pierwszy wszedł do klasztoru na Monte Cassino i zawiesił proporczyk na gruzach opactwa. Stary ułan bardzo się zżymał, że przypisuje się mu nienależne zasługi,

W roku 1954, podczas polonijnej akademii w Filadelfii, w 10-lecic bitwy o Monte Cassino, Gurbiel zwrócił Wańkowiczowi uwagę na nieścisłości w jego reportażu lecz ten w kolejnych wydaniach "Bitwy" nigdy ich nie sprostował. Tak więc raz stworzona legenda żyła i w niezmienionej postaci przetrwała do dzisiaj i nic nie pomogło, że w dziesiątkach wywiadów, jakich udzielił za życia, ppor. Gurbiel dementował fikcyjną wersję zajęcia klasztoru zrodzoną w wybujałej wyobraźni Wańkowicza. Legenda była silniejsza. Do dziś powołują się na nią chętnie różni autorzy, gdyż jest plastyczna, niezwykle sugestywna i zawiera duży ładunek emocjonalny. Pisał T. Radwański w "Karpatczykami nas zwali": "Pierwszy żołnierz polski, który wszedł na szczyt wzgórza Monte Cassino, przemyślanin, Kazimierz Gurbiel, oglądał ruiny klasztoru w zadumie (....)". J. Iwanowski: "Pierwszym polskim żołnierzem, który wszedł w ruiny klasztorne na Monte Cassino byt podporucznik Kazimierz Gurbiel z 12. Pułku Ułanów Podolskich" ("Ułani na Monte Cassino", Express Wieczorny 1986, Nr 100). Podobnie pisali inni. Sam Gurbiel mówił: "Nie ja pierwszy wszedłem do klasztoru i nie ja zawiesiłem proporczyk. Tu Wańkowicz grubo przesadził. Pierwsi weszli a nie "wpadli" moi ułani. No bo kto rozsądny "wpada" na nie rozpoznane pole minowe lub wchodzi pod górę biegiem?" Zresztą, jeśli chodzi o "wpadanie", Wańkowicz też nie jest konsekwentny, ponieważ w innym miejscu sam sobie zaprzecza pisząc o patrolu Gurbiela: "Szli jak słonie na butelkach w cyrku - dołami po wybuchłych pociskach i głazami, na których widać było, że min nie ma". To porównanie świadczy o tym, że patrol Gurbiela musiał podchodzić do klasztoru ostrożnie i rozważnie a nie biec na oślep, co groziło niechybną śmiercią.Skoro więc ppor. Gurbiel nie byt pierwszym polskim żołnierzem, który postawił stopę na podwórcu klasztornym to komu zatem należy się palma pierwszeństwa? Ppor. Gurbiel tak relacjonował tamto wydarzenie: 

"18 maja, około 7 rano, przybiegł do mnie goniec dowódcy szwadronu i zameldował: - Panie poruczniku, ma się pan natychmiast stawić u porucznika Sandera! Nie wiedząc o co chodzi poszedłem tak jak stałem. Bez żelaznego kapelusza, bez tomigana, tylko w furażerce i koszuli, z przypiętym do pasa rewolwerem. - Kaziu! - zwrócił sio do mnie por. Sander. - Wachmistrz Wróblewski zmontował dla ciebie patrol z 13 ułanów. Prowadź na klasztor i zobacz co się tam dzieje. Mamy meldunki, że Niemców już nie ma, ale bądź ostrożny, bo wiesz jak to z meldunkami bywa. Jak któremu ułanowi włos z głowy spadnie, ty odpowiadasz gardłem. Pamiętaj, tyle będziemy warci ilu nas wróci. - Kiedy wykonanie? - zapytałem. - Natychmiast! - odpowiedział Sander. Objąłem dowództwo i ruszyliśmy szykiem familijnym w kierunku klasztoru (...). Weszliśmy na pole minowe. Niemcy założyli sterty min i nie wszystkie były wybuchłe. Szliśmy wolno i ostrożnie ale zdecydowanie. Tuż przed klasztorem powiedziałem do swojego zastępcy wachm. Wróblewskiego: - Antoś, bierz erkaem i ułana. Ubezpieczaj! (...). Ale stary przyjaciel stanowczo odmówił. - Gdzie ty, Kaziu, tam i ja. Albo razem wejdziemy albo razem zginiemy. Co miałem robić? Zostawiłem w osłonie pchor. Pietruskiego, a sami podeszliśmy pod klasztor. St. uł. Wilhelm Wadas, Ślązak z pochodzenia, wspiął się na barkach wachm. Wróblewskiego przełazł pierwszy przez mur i dopadając jakiejś furtki krzyknął "Hande hoch und heraus!" (...). W kwadrans po naszym wkroczeniu do klasztoru nadbiegł ułan Józef Bruliński, goniec od por. Hrynkiewicza. który z drugim patrolem szedł tuż za nami. Bruliński przyniósł zaimprowizowany proporczyk 12 Pułku Ułanów Podolskich zrobiony naprędce z dwóch chust w kolorach amarantowym i navy-blue. Białą żyłkę biegnącą przez środek proporca dorobiono ze zwykłego żołnierskiego bandaża. Gdy Bruliński chciał mi oddać proporczyk podesłany przez Hrynkiewicza, powiedziałem: Józku skoro sam ten proporczyk tu przyniosłeś, to i sam go wetknij! Rozkazu nie trzeba było chłopcu powtarzać. Bruliński wgramolił się na sam szczyt klasztornych gruzów i zatknął tam proporczyk na kawałku gałęzi znalezionej gdzieś po drodze. Dochodziła dziesiąta. Dopiero później, około dwunastej, gdy nas w klasztorze już nie było, zawieszono tam flagę polską a obok niej brytyjską (...)". 

Ppor. Kazimierz Gurbiel.

Taka jest skrócona wersja wydarzeń ppor. Gurbiela.

Czymże więc różni się ona od wersji Wańkowicza? Analizując różnice musimy mieć świadomość, że ppor. Gurbiel był uczestnikiem wejścia do klasztoru i dowódcą patrolu, zaś Wańkowicz nie był bezpośrednim świadkiem tego wydarzenia i swoje informacje czerpał z drugiej ręki.

l. Według ppor. Gurbiela, żołnierzem, który w dniu 18 maja 1944 pierwszy wszedł do klasztoru na Monte Cassino był st. uł. Wilhelm Wadas, zaś Wańkowicz twierdzi błędnie, że był to właśnie ppor. Gurbiel.

2. Z relacji ppor. Gurbiela jednoznacznie wynika, że proporczyk 12. PUP zawiesił na gruzach klasztornych uł. Józef Bruliński, a Wańkowicz ten zaszczyt również przypisuje ppor. Gurbielowi, co jest oczywiście nieprawdą.

Podobną nieścisłość znajdujemy w książce J. Piekałkiewicza "Die Schlacht von Monte Cassino. ZwanzigVolkerringen urn einen Berg", który pisze: "O godz. 9.50 zatknął ppor. Gurbiel na resztkach murów, gałąź z proporczykiem 12 Pułku Ułanów Podolskich (...)". Tenże J. Piekałkiewicz podaje za Gurbielem, że : "Kiedy osiągnięto wznoszące się gwałtownie ku niebu resztki murów st. uł. Wadas wspiął się na ramionach wachmistrza Wróblewskiego. Przeszedł on przez mur i jako pierwszy dotarł do opactwa". Identycznie przedstawia wypadki płk. M. Młotek w "Trzeciej Dywizji Strzelców Karpackich 1942-1947": "Po dojściu do murów, st. uł. Wadas wspiął się po ramionach wachm. Wróblewskiego i pierwszy przeszedł na drugą stronę muru (-.). O godz. 9.50 ppor. Gurbiel zawiesił na znalezionej gałęzi, w miejscu dobrze widocznym, pułkowy proporczyk (...)".

Okazało się jednak, że i wersja ppor. Gurbiela "z Wadasem jako pierwszym", jest nieścisła. Zakwestionował ją w roku 1986 mieszkający w Vancouver st.uł. Leon Szczepulski, który w liście z 19 września skierowanym do mjr W. Dziewickiego, prezesa Koła 12 PUP w Londynie, napisał: "Relacja ppor. Gurbiela nie zgadza się z faktami. Ja, Leon Szczepulski, były starszy ułan z roku 1939, oświadczam, że to ja i wachm. Antoni Wróblewski wkroczyliśmy pierwsi do ruin klasztoru. Proszę o sprostowanie tego faktu w dokumentacji archiwalnej 12 Pułku Ułanów Podolskich". To samo powtórzył st. uł. Leon Szczepulski w liście z 26.09.1993 r. napisanym do mnie. Na skutek protestu Szczepulskiego Gurbiel oficjalnie wycofał się z tego fragmentu swojej relacji, w którym pierwszeństwo przyznawał st. uł. Wadasowi i w swoich wspomnieniach "Moja droga do Monte Cassino", spisanych w roku 1987, przyznał: "Który z ułanów znalazł się pierwszy w klasztorze tego nie mogłem wówczas stwierdzić. Dopiero w roku 1985, gdy z końcem września odwiedził mnie w Przemyślu stary przyjaciel Antoś Wróblewski dowiedziałem się od niego, że był to st. uł. Szczepulski i on. Przyznać się muszę, że nawet nie znałem dobrze składu mego patrolu, gdyż nie ja bytem jego monterem tylko Antek Wróblewski, a ja przyszedłem w ostatniej chwili, aby dowodzić. Po bitwie nie długo zabawiłem już w wojsku, gdyż 7 lipca 1944 zostałem ciężko ranny (amputacja nogi) i nie miałem z kim tych szczegółów skonsultować (...). Stad powstały nieścisłości, o które później miał pretensje st. uł. Szczepulski". W cytowanym już liście z 26.09.1993 r. Leon Szczepulski, podtrzymując swoją wersję, napisał: "O szczegóły związane z zajęciem klasztoru proszę zapytać zastępcę dowódcy naszego patrolu wachm. Antoniego Wróblewskiego, jeżeli jeszcze żyje. Niestety, adresu jego nie posiadam". Okazało się jednak, że wachmistrz (obecnie porucznik kawalerii) Antoni Wróblewski żyje. Odnalazłem go w październiku 1993 r. w dalekim Toronto i nawiązałem z nim kontakt. W obfitej korespondencji, jaka się między nami wywiązała, zadałem por. Wróblewskiemu następujące pytania:

l. Czy relacja ppor. Gurbiela jest zgodna z faktami, tzn. czy tak było istotnie, że st. uł. Wilhelm Wadas wspiął się na Pana ramionach i przeskoczył mur klasztorny, a więc był tym żołnierzem, który pierwszy postawił stopę na dziedzińcu klasztoru?

Odpowiedź: Nie! Jest to fantazja Gurbiela. Stanowczo stwierdzam, iż takie wydarzenie, by st. uł. Wadas wspinał się po moich ramionach i przeskakiwał mur otaczający klasztor, nigdy nie miało miejsca! W licznych publikacjach dotyczących bitwy o Monte Cassino jak również w "Dziejach Pułku Ułanów Podolskich 1809-1947" jest wiele nieścisłości i błędów rzeczowych. Ze mną, jak też ze Szczepulskim, nikt nigdy na ten temat nie przeprowadzał żadnego wywiadu. Pan jest pierwszy, któremu po 50 latach udzielam wywiadu drogą korespondencyjną.

2. Skąd wobec tego pochodzi wersja ppor. Gurbiela?

Odpowiedź: Nie wiem.

Pytanie to, jak sądzę, wobec śmierci ppor. Gurbiela i st. uł. Wilhelma Wadasa, pozostanie już chyba na zawsze bez odpowiedzi.

3. Jeżeli relacja Szczepulskiego jest prawdziwa to kto pierwszy wkroczył na dziedziniec klasztorny, on czy Pan. i jak to się odbyło?

Odwiedź: Weszliśmy razem, pokonując zwały cegieł i piasku w przejściu do klasztoru. Szczepulski relacje swoją oddaje wiernie i z pełną dozą uczciwości!

4. Czy ppor. Gurbiel obserwował moment waszego wejścia do klasztoru?

Odpowiedź: Nie!  Ppor Gurbiel, jako dowódca, nie mógł iść w pierwszej linii. byłoby to sprzeczne z regulaminem służby polowej, w myśl którego dowódca zawsze znajduje się w tyle lub z boku, by mógł obserwować i dowodzić ruchami całego oddziału. Podchodząc pod klasztor oderwaliśmy się ze Szczepulskim od Gurbiela i idących z nim ułanów. Po naszym wejściu nadbiegła reszta patrolu z ppor. Gurbielem i prawdopodobnie dopiero wtedy st. uł. Wadas zobaczył furtę, do której podbiegł i krzyknął: - Hande hoch oder ich schiesse!

Relacje poszczególnych członków historycznego patrolu z zajęcia klasztoru na Monte Cassino w dniu 18 maja 1944 r. różnią się wieloma szczegółami. Każdy to wydarzenie widział i zapamiętał inaczej. Zadecydowały o tym zapewne zwykłe indywidualne różnice w percepcji. Niemniej jednak po weryfikacji przedstawionych wyżej relacji można ustalić w sposób bezsporny następujące fakty:

1. Pierwszymi polskimi żołnierzami, którzy weszli do klasztoru na Monte Cassino byli st. uł. Leon Szczepulski i wachm. Antoni Wróblewski z 12 Pułku Ułanów Podolskich.

2. Pułkowy proporczyk na gruzach klasztornych zatknął ułan Józef Bruliński.

I choć wydarzenia te w globalnym bilansie zwycięskiej bitwy o Monte Cassino nie mają większego znaczenia to dla szeregowych żołnierzy, którzy szli na niepewne, gdyż w każdej chwili mogła ich spotkać w klasztorze śmierć, mają znaczenie prestiżowe i symboliczne. Nader istotne też jest bezsporne ustalenie tych faktów dla historyków dbających o rzetelność w przedstawianiu wiekopomnych wydarzeń z dziejów polskiego oręża.

Część patrolu ppor. Kazimierza Gurbiela (w furażerce) w  ruinach klasztoru Monte Cassino.

 

 Żródło tekstu:

1. Z.Andrzejewski -"Oni byli pierwsi" - Przemyśl 1997.

 

Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2000