STRONA GŁÓWNA

Tragedia w fiordzie Rombakken

ZENON  ANDRZEJEWSKI

29.03.1935 Kierownictwo Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej Polskiej podpisało umowę ze stocznią angielską „John Samuel White and Company Limited" w Cowes, na wyspie Wight, o budowę dwóch niszczycieli, które miały wzmocnić skromne siły naszej floty na Bałtyku. Zawarta umowa przewidywała, że pierwszy okręt zostanie zbudowany w ciągu 26 miesięcy. Na trzy miesiące przed zakończeniem budowy kadłuba, 5 maja 1936, minister spraw wojskowych nadał okrętowi z numerem 1800 nazwę ORP „GROM".

St. bosman Michał Wojdyła urodzony 28.09.1905 w Przemyślu.

Po szczeblach marynarskiej kariery

Michał Wojdyła, syn przemyskiego kolejarza mieszkającego na Zasaniu przy ulicy Kominiarskiej 9, wybrał zawód całkowicie inny niż jego ojciec. Został marynarzem. W zeszycie ewidencyjnym Michała przechowywanym w Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum gen. Sikorskiego w Londynie, znajduje się zapis informujący, że do Polskiej Marynarki Wojennej został wcielony 8.10.1925 roku. Miał wówczas dwadzieścia lat. Trzymiesięczny okres rekrucki odbył w kadrze floty. Po zaprzysiężeniu przeszedł 6-tygodniową zaprawę morską ucząc się wiosłowania, żeglowania a także poznając ogólna, wiedzę okrętową i regulamin służby. Praktykę okrętową odbył na jednostce szkolnej ORP „Podhalanin", wieńcząc ją awansem na starszego marynarza. Choć pochodził z przeciwległego krańca Polski, miał szczególne predyspozycje do służby w marynarce, co też szybko dostrzegli jego przełożeni proponując mu służbę nadterminową. Ukończył kurs specjalistyczny dla maszynistów okrętowych i awansował na stopień mata. 1.12.1929 został mianowany podoficerem zawodowym. W styczniu 1932 dowództwo floty wysłało go do Francji w celu uzupełnienia załogi ORP „Burza", a już 1 kwietnia tegoż roku awansuje na bosmanmata. Z kolei, rozkazem Dowództwa Floty Nr 11036, otrzymuje przeniesienie do Nadzorczej Komisji Budowy Okrętów Zagranicą 8.12.1936 r., transportowcu ORP „Wilia", przypływa do Cowes, gdzie obejmuje funkcję gospodarza kotłów na budowanym niszczycielu ORP „Grom". Jako doskonały fachowiec miał nadzorować budowę kotłowni i instalację w niej nowoczesnych urządzeń. Do końca 1936 roku kotły zostały zamontnwane, sprawdzone i uznane za gotowe do odpalenia. 11 maja 1937, o godz. 15.00, ORP „Grom" został wyprowadzony z doku w Southampton i przekazany stronie polskiej. Z chwilą podpisania protokołu przyjęcia okrętu przez kmdra por. Włodzimierza Steyera służbę objęła pierwsza wachta załogi polskiej. Po uroczystościach podniesienia biało-czerwonej bandery wszyscy rozeszli się na swoje stanowiska. Punktualnie o godz. 20.00 ORP „Grom" odkotwiczył wyruszając w swój pierwszy rejs, do Polski. 16 maja 1937, o godz. 15.30, niszczyciel zawinął do portu na Oksywiu i wszedł do basenu nr 10, gdzie zacumował. Na jego pokładzie powrócił do kraju bosmanmat Michał Wojdyła, który w niespełna rok później awansował na bosmana i został odznaczony Brązowym Medalem za długoletnią służbę.

Pierwszy okręt floty polskiej

ORP „Grom", zbudowany według polskich planów i przy polskiej współpracy w angielskiej stoczni, był w swej klasie najlepszą jednostką w skali światowej. Miał długość 114 m, między pionami 111,25 m, szerokość 11,2, średnie zanurzenie 3,3 m, wyporność normalną 2183 tony i prędkość 39 węzłów. Okręt posiadał dwie kotłownie, w których trzy  główne kotły typu angielskiego , każdy o łącznej powierzchni 1222m kw. Gospodarzem jednej z kotłowni był bosman Michał Wojdyła. ORP „Grom'' wydatnie wzmocnił nasze szczupłe siły morskie, tworząc wraz z „Burzą" i „Wichrem" dywizjon niszczycieli. 26 listopada 1937 doszła „Błyskawica". Stosunkowo niedługa, bo zaledwie dwudziestoośmiomiesięczna, służba okresu międzywojennego przyniosła „Gromowi" zaszczytne miano „pierwszego okrętu floty polskiej".

W przededniu wojny

Zaostrzająca się z miesiąca na miesiąc sytuacja polityczna i militarna w Europie zapowiadała zbliżającą się wojnę. Aneksja Czechosłowacji i Kłajpedy przez  Hitlera zastała zespól polskich niszczycieli w stanie częściowego pogotowia. Od kwietnia 1939 na „Gromie", „Błyskawicy" i „Burzy" odbywało się czyszczenie kotłów oraz przeglądy i konserwacja wszystkich mechanizmów. Gdy 24 sierpnia zarządzono częściową mobilizację niszczyciele znajdowały się w porcie helskim, gdzie uzupełniały amunicję. Następnie przeszły na redę, skąd obserwowały wejście pancernika „Schleswig-Holstein" do Wolnego Miasta Gdańska. 30 sierpnia 1939, o godz. 12.50, dowódca dywizjonu kmdr por. Roman Stankiewicz otrzymał z Dowództwa Floty na Oksywiu rozkaz: „Wykonać Pekin!". Był to zaszyfrowany nakaz odprowadzenia trzech polskich niszczycieli do Wielkiej Brytanii. O godz. 14.15 „Grom", „Błyskawica" i „Burza" opuściły redę gdyńską wyruszając w rejs, którego cel znali tylko nieliczni oficerowie. Po minięciu Helu okręty wzięły kurs na Cieśniny Duńskie. 1 września, o godz. 7.00, załogi dowiedziały się o zdradzieckiej napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę. O godz. 13.00, 30 mil na wschód od May Island (położonej u wejścia do zatoki Firth of Forth), nastąpiło spotkanie polskich okrętów z brytyjskimi niszczycielami HMS „Wanderer" i ,,Wallace". Po zaokrętowaniu na polskie okręty angielskich oficerów łącznikowych wszystkie jednostki weszły na redę awanportu Edynburga — Leith. Rozpoczął się drugi etap działalności „Groma" — służba

u boku Royal Navy 

„Grom" otrzymał zadanie patrolowania wód przybrzeżnych Wielkiej Brytanii oraz eskortowania wychodzących i przychodzących konwojów. Była to służba monotonna, nużąca, mało atrakcyjna, ale wymagająca  od załogi dużej odporności i znakomitego opanowania trudnego morskiego rzemiosła. W okresie swej działalności bojowej na Zachodzie ORP „Grom" przebył 15 tysięcy mil morskich wykonując 20 patroli operacyjnych, 5 konwoi przybrzeżnych i 6 atlantyckich. W tym czasie wziął udział w 7 atakach na nieprzyjacielskie okręty i dwukrotnie walczył z niemieckimi samolotami.

„Polski diabeł" w walce o Narvik

19 kwietnia 1940 ORP „Grom" po raz ostatni opuścił brytyjską bazę Scapa Flow i popłynął do nowego rejonu zmagań wojennych: Norwegii. Wraz z „Błyskawicą" i „Burzą" miał wspierać alianckie wojska desantowe, które zamierzały opanować zajęty przez Niemców Narvik. Wieczorem 21 kwietnia 1940 „Grom" i „Błyskawica" weszły do fiordu Vest i po zatankowaniu paliwa przystąpiły do patrolowania wód i fiordów przy jego wschodnich wybrzeżach. Na służbie patrolowej spędziły cały tydzień. Jak wspomina oficer sygnałowy „Błyskawicy" Wieńczysław Koń, patrole odbywały się w niecodziennej scenerii bajkowego krajobrazu, w pustych i cichych, głęboko wrzynających się w ląd, o idealnie gładkiej powierzchni fiordach, u stóp stromych gór pokrytych białym całunem śniegu, przy mroźnej, ale słonecznej pogodzie. Jedynie niespodziewane spotkania z nieprzyjacielem nie pozwalały zapomnieć o trwającej również tu, na dalekiej Północy, wojnie. Pod koniec kwietnia dowództwo alianckie podjęło próbę zmuszenia garnizonu niemieckiego w Narviku do poddania się. Artyleria okrętowa ostrzeliwała pozycje niemieckie na wyznaczonych odcinkach wybrzeża. „Grom" działał w fiordzie Rombakken, położonym na północ od Narviku, przy wybrzeżu, po którym przebiegała ważna linia kolejowa łącząca szwedzką Luleę z Narvikiem. „Błyskawica" penetrowała fiordy położone na południe od Narviku. Zadaniem okrętów było niszczenie stanowisk nieprzyjacielskich, dróg i torów kolejowych. Każdy manewr „Groma'' — „polskiego diabła", „okrętu widma", „łowcy ludzi", jak nazywali go Niemcy, wzbudzał wśród hitlerowców strach, panikę i zajadłą nienawiść.. „Grom" zapuszczał się w głąb fiordu i ogniem artylerii okrętowej paraliżował natychmiast każdy zauważony na pozycjach niemieckich przejaw życia. Niemcy byli bezsilni i wściekli. Skoro tylko próbowali usunąć zniszczenia dokonane poprzedniego dnia, od razu spadał na nich ogień polskiego niszczyciela. Nawet nocą nie mieli chwili spokoju i siedzieli po kilka dni bez ciepłej strawy. Zamarł prawie w zupełności wszelki ruch. Nawet pojedynczy piechur nie mógł się pokazać na brzegu. 29 kwietnia, po wyczerpaniu paliwa, „Błyskawica" udała się do fiordu Skjel, a jej zadania patrolowe w okolicach wyspy Baroy przejął „Grom". 3 maja, wczesnym rankiem, „Grom" powrócił do fiordu Rombakken. Obserwatorzy z „Groma" usiłowali dokładnie zlokalizować niemieckie stanowiska, ale na tle skalistego wybrzeża nie było to łatwe. O godz. 4.00 Niemcy wystrzelili 88 mm pocisk, który przebił prawą burtę i spowodował drobne uszkodzenia w kotłowni. „Grom" musiał się wycofać poza zasięg ognia dział nieprzyjacielskich. Po prowizorycznym naprawieniu uszkodzeń niszczyciel ponownie wszedł do fiordu i zniszczył trzy działa baterii niemieckiej. Noc z 3 na 4 maja „Grom" spędził u wejścia do fiordu Rombakken, a świtem znów przystąpił do walki niszcząc dwa kolejne działa nieprzyjacielskie 75 mm, ściągniętc na stanowiska pod osłoną ciemności.

Tragedia „Groma" i jego załogi

O godz. 8.00 służbę na okręcie objęła nowa wachta. Dzień zapowiadał się słoneczny, niebo było zupełnie czyste, bez jednej chmurki. Życie na „Gromie" biegło swoim normalnym trybem i nic nie zwiastowało mającej niebawem wydarzyć się tragedii. Tuż po godz. 8.00, na wysokość 3000 m, ukazały się dwa bombowce niemieckie „Heinkel — 11!". Kmdr ppor. Aleksander Hulewicz polecił uruchomić maszyny i zarządził alarm przeciwlotniczy. Oczekiwany atak jednak nie następował. W czasie gdy z pokładu „Groma" obserwowano przelot nieprzyjacielskich maszyn, na wysokości ponad 5500 m pojawił się trzeci bombowiec, „Junkers", wolno szybujący w powietrzu. Ze względu na dużą wysokość nie otwierano do niego ognia. Skuteczny atak bombowy z tak dużej wysokości wydawał się wręcz nieprawdopodobny. A jednak... Samolot ten zrzucił wiązkę bomb. „Grom" wykonał zwrot, ale dwie z sześciu rzuconych bomb trafiły w pokład na śródokręciu. Jedna trafiła w załadowany aparat torpedowy nr 2 i spowodowała eksplozję torped. Druga zniszczyła dwudziestometrowy pas poszycia w prawej burcie na wysokości maszynowni, otworzywszy wodzie drogę do wnętrza okrętu. Los okrętu został przesądzony. „Grom" niemal natychmiast po wybuchu zaczął tonąć. Kiedy dowódca, nie widząc możliwości ratunku, polecił opuścić pokład i skakać do wody, nie wszyscy mogli to uczynić. W pomieszczeniu bosmańskim na rufie został zaklinowany wybuchem bomby luk wejściowy i wszyscy, którzy tam byli, znaleźli się w śmiertelnej pułapce. Wśród uwięzionych pechowców był też bosman Michał Wojdyła. Z relacji mar. E. Oruby: (...) „Kiedy będąc już w wodzie szukaliśmy ratunku, oni kiwali do nas, przed straszną swą śmiercią, przez otwarte bulaje, które byty za małe, aby wydostać się na zewnątrz. Do dziś nie potrafię powiedzieć, czy było to wołanie o pomoc czy znaki pożegnania. Wszyscy zginęli okrutną śmiercią: żywi, do końca świadomi, ze idą na dno".

Agonia

„Groma" trwała zaledwie trzy minuty. Nie zdołano nawet spuścić łodzi ani wyrzucić tratew ratunkowych. W pewnym momencie dziób i rufa okrętu uniosły się do góry, po czym „zamknęły się" z przeraźliwym trzaskiem i pogrążyły wraz z ludźmi uwięzionymi w zablokowanym pomieszczeniu bosmańskim. W lodowatej otchłani fiordu Rombakken znalazło swój grób 59 członków załogi. Wśród nich przemyślanin, bosman Michał Wojdyła, który pozostawił żonę Teresę i dwoje dzieci: córkę Celinę i syna Czesława. Rozkazem Kierownictwa Marynarki Wojennej z 4.05.1940 Nr 41/40 bosman Michał Wojdyła został awansowany pośmiertnie na starszego bosmana i odznaczony Medalem Morskim z jednym okuciem za rzetelną służbę na morzu w czasie wojny 1939 — 1945. W metryce zgonu st.bosm. Michała Wojdyły, w rubryce: „Przyczyna śmierci", zanotowano lakonicznie: „zginął w czasie pełnienia obowiązków wojskowych w walce o wolność i niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej".

 

 Żródło tekstu:

1. Z.Andrzejewski -"Tragedia w fiordzie Rombakken" - Przemyśl 1996.

 

Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2000