STRONA GŁÓWNA

Ułani generała Maczka

ZENON  ANDRZEJEWSKI

6 czerwca 1944 r, rozpoczęła się inwazja aliantów na wybrzeża Normandii, znana pod kryptonimem "0verlord". W drugiej fazie tej operacji do walk na kontynencie skierowana została I Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka, w której skład wchodził 24 Pułk Ułanów z Kraśnika. Żołnierzami, którzy pomnażali wojenną sławę tego Pułku byli dwaj przemyślanie: por. Czesław Błaszyk i ppor. Zbigniew Chabasiewicz.

 

Por. Czesław Błaszczyk (z lewej) oraz ppor. Zbigniew Chabasiewicz (z prawej).

Pożegnanie

"8 września (1939 r. - przyp. aut.), o dziesiątej wieczorem, wpadł do mnie Cesiek Błaszyk. - Ubieraj się! Trzeba uciekać! Ojciec mówi, że lada chwila będą tu Niemcy! - Po krótkim pożegnaniu z bliskimi wyruszyliśmy, biorąc na drogę po bochenku chleba i jednej koszuli na zmianę". Tak wspominał po latach początek swej pancernej odysei ppor. Zbigniew Chabasiewcz.

Droga

Wyszli z Przemyśla około północy. Było ich siedmiu: Czesław Błaszyk (lat 18), Tadeusz Błaszyk (lat 14), Zbigniew Chabasiewicz (lat 17), Zygmunt Jaeschke (lat 17), Lesław Jaeschke (lat 15), Bronisław Safar (lat 19), Wacław Safar (lat 16). "Siedmiu wspaniałych" z parafii "Błonie Lwowskie". Dzień później, w Medyce, dołączył do nich Zbyszek Kozłowski (lat 18). Szli do Podhajec na Podolu, gdzie mieszkała babka Zbyszka Chabasiewicza, zamierzając tam przeczekać niebezpieczny okres i wrócić do domu. Maszerowali nocą, za dnia odpoczywali w lasach. Szosa zatłoczona była wojskiem i uciekinierami. Istniała nieustanna groźba lotniczych nalotów. 17 września, w jednej z wiosek na Podolu, dotarła do nich wiadomość o wkroczeniu do Polski Armii Czerwonej. Wydarzenie to skłoniło ich do zmiany planów. Zawrócili i poszli w kierunku szosy prowadzącej do Stanisławowa. Postanowili iść dalej na południe, na Węgry. Po drodze zabrał ich do halftracka kapral Bator z 2 Baonu Czołgów z Żurawicy i 18 września przekroczyli granicę.

Węgry

Na terenie Węgier drogi ich zaczęły się rozchodzić: bracia Safarowie i Zbyszek Kozłowski odłączyli od kolumny i gdzieś się zawieruszyli. Pozostała piątka została internowana razem z wojskiem w miejscowości Sakaly Hogyesz. Ponieważ byli niepełnoletni, zostali wkrótce przeniesieni do obozu dla cywili w Kadarkut. Ale ich ciągnęło do Armii Polskiej we Francji, którą odtwarzał gen. Sikorski. Leszek Jaeschke i Tadzik Błaszyk, jako najmłodsi, zostali w obozie, zaś Cesiek Błaszyk, Zbyszek Chabasiewicz i Zygmunt Jaeschke uciekli pociągiem, na gapę, do Kaposvar, a stąd do Budapesztu. 7 stycznia 1940 r. o świcie, przemarznięci, głodni, umorusani, w szkolnych mundurach, zgłosili się do polskiego konsulatu w Budapeszcie. Mieli trochę szczęścia, spotkali tu bowiem ks. dziekana Antoniego Miodońskiego i ppłk Kellera z X DOK w Przemyślu. Otrzymali w przyspieszonym trybie "lewe" paszporty, cywilne ubrania, pieniądze i w ciągu trzech dni wyjechali do Francji. Chabasiewicz podróżował teraz pod zmienionym nazwiskiem jako Władysław Czarkowski, Błaszyk nazywał się Niziołek a Jeaschke - Ciuśniak. 

Francja

Przez Jugosławię i Włochy dotarli do Modany, pierwszej francuskiej stacji kolejowej w Alpach, gdzie znajdował się punkt ewidencji wojskowej. Tu zaciągnęli się na ochotnika do wojska i zostali skierowani do obozu w Coetquidan, na północy Francji, a stąd do pobliskiego Paimpont, w którym tworzył się ośrodek kawalerii i broni pancernej. W lutym 1940 r., trzej przemyscy muszkieterowie wstąpili do 24 Pułku Ułanów stacjonującego w Mondragon. Siedemnastoletni Zbyszek Chabasiewicz przyjęty został jako syn pułku.

Na Wyspach Brytyjskich

Po kapitulacji Francji przyszedł rozkaz ewakuacji do Wielkiej Brytanii. 22 czerwca 1940 r. 24. Pułk Ułanów zaokrętował się w porcie Le Verdon na angielski statek "Royal Scotsman" i po trzech dniach podróży zawinęli szczęśliwie do Liverpoolu. Stąd transportem kolejowym zostali przewiezieni do Glasgow i po krótkim pobycie na stadionie White City, gdzie odbywały się słynne wyścigi psów, przeniesiono ich do Douglas. Po przeformowaniu, dowództwo brytyjskie skierowało 24 Pułk Ułanów do obrony wybrzeży Szkocji, na wypadek inwazji niemieckiej od strony Norwegii. Tu, następuje kolejny okres szkolenia i przezbrajania się ze sprzętu francuskiego na angielski. W miejscowości Loder, Pułk otrzymał pierwsze czołgi. Przemyślanie wystani zostali na specjalistyczne kursy do szkół pancernych w Bovington i Lulworth. W styczniu 1943 r. Zygmunt Jaeschke odszedł do lotnictwa, a Czesław Btaszyk i Zbigniew Chabasiewicz oddelegowani zostali do Szkoły Podchorążych Broni Pancernej w Catterick. Do Pułku powrócili 21.03.1944 r. w stopniu kaprala podchorążego. Błaszyk mianowany został dowódcą czołgu w 2 plutonie 3 szwadronu a Chabasiewicz w plutonie 3.

Inwazja

Ani się spostrzegli jak nadszedł dzień lądowania l. Dywizji Pancernej w Normandii. Konwój wyruszył 31 lipca o godz. 17.00. Wyładowanie Pułku nastąpiło 2 sierpnia na plaży Embouchure de la Sculles i w sztucznym porcie Arromanches-Bains. W nocy z 7 na 8 sierpnia rozpoczęła się operacja "Totalize" Kierunek natarcia Dywizji prowadził wzdłuż osi Caen-Falaise. Zadanie 24 Pułku Ułanów: opanować miejscowość Couvicourt i uderzyć na Estrees la Campagne.

Ze wspomnień ppor. Z.Chabasiewicza:

"Wyszliśmy na przedpole Caen i od razu znaleźliśmy się w ogniu walki. Niemcy stawiali silny opór ostrzeliwując nas z moździerzy i dział przeciwpancernych. Rozwinęliśmy się w szyk prąc szybko do przodu. Kurz, pierwsze trupy na polach, pierwsze spalone czołgi. W drugim dniu natarcia, pod wieczór, zdobyliśmy wzgórze 111. Gdy nasze czołgi spływały wolno po stoku w dół usłyszeliśmy na podsłuchu radiowym: - Wychodzą pantery! Wychodzą pantery! - Szybko zajęliśmy stanowiska. Byłem wychylony z włazu i obserwowałem przedpole. W pewnym momencie czołg nasz został trafiony, z lewej strony, pociskiem, który przebił wieżę i zabił mojego strzelca Wacka Chruścickiego. Ja dostałem dwa odłamki w udo i trzy w łydkę. Wyskoczyłem z wieży, a za mną kierowca i strzelec przedni. Położyłem się na ziemi. Pierwszy przy mnie był Cesiek Błaszyk. Podjechał por. Michalski i zrobił mi zastrzyk z morfiny. Załadowali mnie na Stuarta i szybko odwieźli na tyły, bo silnie krwawiłem. Po kilku dniach przewieziono mnie do szpitala w Basingstoke, w Anglii."

Na pancernym szlaku

Błaszyk tymczasem szedł z Dywizją dalej, uczestnicząc w ciężkich walkach pod Falaise i Chambois, a także w opanowaniu i obronie słynnej "Maczugi". Za odwagę wykazaną 14 sierpnia podczas ratowania kolegów z płonącego czołgu otrzymał swój pierwszy Krzyż Walecznych. Po drodze wyzwolili Belgię i weszli na teren Holandii. Błaszyk awansował na dowódcę plutonu czołgów a 18 września 1944 r. przyszły nominacje dla niego i Chabasiewicza na stopnie podporuczników.

Pod Dorst

28 października pluton ppor. Błaszyka został przydzielony do szpicy straży przedniej brygady i o 16.30 wyruszył w kierunku na Dorst. Tuż po wyjeździe otrzymali silny ogień ppanc z lasów Molenschot. W czasie zajmowania stanowisk ogniowych czołgi ugrzęzły w rozmokłym terenie i groziło im zatopienie. Ppor. Błaszyk wydał rozkaz wymontowania karabinów maszynowych. Załogi czołgów okopały się w ziemi i wraz z dowódcą odpierały przez kilkanaście godzin wściekłe ataki Niemców. Pomoc nadeszła dopiero po północy. Wszystkie czołgi zostały uratowane. Straty własne zero. Za całą tę akcję ppor. Błaszyk odznaczony został Krzyżem Virtuti Militari V kl.

Nad kanałem Mark

3 listopada piechota otrzymała rozkaz sforsowania kanału Mark. Przeprawa się nie udawała, gdyż Niemcy byli bardzo dobrze okopani w wale kanału po drugiej stronie. Na skutek huraganowego ognia nieprzyjaciela piechurzy zaczęli się wycofywać. Jedni wpław, inni na łodziach. Widząc krytyczną sytuację ppor. Błaszyk wyjechał na wał ryzykując zestrzelenie swoich czołgów. Był widoczny jak na dłoni. Dzięki jednak położonym zasłonom dymnym i silnemu ogniowi z dział i karabinów maszynowych przygwoździł Niemców do ziemi i umożliwił kolegom wycofanie się bez większych strat. Za wyczyn ten otrzymał swój drugi Krzyż Walecznych.

Nad Mozą i na Kapelsche Veer

Gdy w połowie listopada 1944 r. ppor. Chabasiewicz powrócił do Pułku z obozu dla ozdrowieńców w Peebles, dywizja stała już nad Mozą. Trwały intensywne przygotowania do wkroczenia na terytorium Niemiec. Szkolono uzupełnienia, naprawiano czołgi i pojazdy mechaniczne. Ppor. Chabasiewicz objął dowództwo IV plutonu czołgów w III szwadronie. W okresie zimy na froncie nastąpił zastój. Dywizyjne patrole dozorowały 52 kilometrowy odcinek Mozy, a 24 Pułk Ułanów doskonalił się w prowadzeniu ognia artyleryjskiego z dział czołgowych i pełnił służbę na wyspie Kapelsche Veer. skąd w styczniu 1945 r. wykurzono niemieckich spadochroniarzy. "Służba na wyspie trwała 48 godzin i była bardzo męcząca - wspominał Zb. Chabasiewicz. - Jeździliśmy obsadzać unieruchomione na stanowiskach czołgi, pozostawione przez Kanadyjczyków. Spełniały one rolę stalowych bunkrów. Na stanowiska podjeżdżaliśmy łódkami wśród pływających trupów alianckich i niemieckich. Załadowanie do łódek i dojazd do wyspy, z zapasami żywności i amunicji, odbywały się pod nieustannym ogniem niemieckiej artylerii i moździerzy. Na Kapelsche Veer przeżyliśmy też kilka nalotów latających bomb".

Nad kanałem Kusten

7 kwietnia 1945 r., wieczorem, przyszedł rozkaz wymarszu. Rozpoczęła się ofensywa wiosenna. 8 kwietnia Pułk przekroczył po moście pontonowym Ren i po raz pierwszy w historii polskiej - czołgi wjechały do Niemiec od zachodu. Pokonując rzeki, kanały, zalewy i bagna, jednostki l Dywizji Pancernej posuwały się w głąb północno-zachodnich Niemiec. 15 kwietnia 3 szwadron ppor. Błaszyka i ppor. Chabasiewicza wraz z 9 Baonem Strzelców weszły w skład O.W. mjr Stępnia, który otrzymał zadanie sforsowania kanału Kusten. Obrona niemiecka na tym odcinku okazała się jednak nadspodziewanie silna. Niemcy siedzieli wkopani w wały ochronne kanału i w szeroko rozbudowanych umocnieniach ziemnych. Wszystkie natarcia zostały odrzucone z dużymi stratami.

Ze wspomnień Z.Chabasiewicza:

"18 kwietnia pod wieczór, dowódca szwadronu polecił mnie i Ceśkowi Błaszykowi podjechać nad sam kanał dwoma czołgami, by wesprzeć moralnie naszych piechurów. Ja wjechałem na brzeg dołem, poniżej skarpy, a Cesiek szosą, która biegła po nasypie, dojechał aż do zerwanego mostu na kanale i tam zajął stanowisko. W nocy Niemcy strzelali z bunkrów, po drugiej stronie kanału, po stanowiskach naszej piechoty, a my odpowiadaliśmy ogniem z czołgów, by ich uspokoić. Od czasu do czasu, z przeciwległego brzegu, jakiś Niemiec puszczał w naszym kierunku serie ze schmeissera. W pewnym momencie Cesiek Błaszyk ostrzegł mnie przez radio, że wychodzi z czołgu. Nie widziałem jakie są jego zamiary. A on wyszedł ze stenem i stanął za betonowym słupem czając się na tego Niemca. Gdy ten strzelił Cesiek oddał w jego stronę dwie krótkie serie. W tej samej chwili, Niemiec z innego stanowiska puścił serię po przekątnej i Cesiek przestał strzelać. Nastąpiła cisza, a w chwilę potem usłyszałem z ciemności jego krzyk: - Styczyński, jestem ranny!".

Relacja st. uł. T.Styczynskiego:

"Gdy wyskakiwałem z czołgu, Niemcy zauważyli mnie na tle nieba i zaczęli strzelać do mnie z broni maszynowej. Przypadłem do ziemi i zacząłem się czołgać do rannego skrajem szosy. Ppor. Błaszyk byt przytomny i bardzo cierpiał. Nie należę do ułomków ale porucznik był większy i w dodatku bezwładny. Po krótkim namyśle wsunąłem się pod niego i z nosem przy ziemi pełznąłem z nim do czołgu. Niemcy nie przerywali ognia, który jednak nie był celny, bo teraz byli niżej od nas. To nas uratowało, jak również ppor. Chabasiewicz, który bronią swego czołgu trzymał pod ogniem Niemców w dziurach i bunkrach. Gdy nareszcie dotarłem do czołgu, cały mokry z wysiłku i wyczerpany nerwowo, musiałem jeszcze wciągnąć rannego nad tył naszego shermana. Wsiadłem następnie do swojej kabiny i wycofałem czołg za zakręt szosy, gdzie stały czołgi dowództwa szwadronu. Tam z pomocą kolegów wsadziliśmy ppor. Btaszyka na willisa, który zabrał go do punktu opatrunkowego piechoty. Po prowizorycznym opatrzeniu rany, sanitarka odwiozła rannego na lotnisko, skąd odleciał do Anglii".

Rana ppor. Błaszyka okazała się bardzo ciężka. Dostał serię po nodze i w dwóch miejscach miał przestrzeloną kość udową. 19 kwietnia, po przygotowaniu lotniczym i artyleryjskim, podjęto kolejną próbę sforsowania kanału Kusten. Akcję rozpoczęły miotacze płomieni obrzucając ogniem północny brzeg kanału i zapalając ciągnący się za nim zagajnik. Następnie kompania piechoty przeprowadziła się na łodziach i uchwyciła wał. Saperzy rzucili człon mostowy w rejonie śluzy. Po nim przeszły natychmiast czołgi  3 szwadronu i uderzyły wzdłuż toru kolejowego. Pod osłoną czołgów saperzy założyli materiał wybuchowy pod nasyp kolejowy. Przez spowodowaną wybuchem wyrwę pierwszy przedarł się czołg ppor. Chabasiewicza a za nim przeszły pozostałe czołgi IV plutonu, które pokryły ogniem całe przedpole i przydusiły Niemców do ziemi. Piechota mająca wsparcie czołgów poderwała się do przodu i Niemcy w popłochu zaczęli opuszczać swoje stanowiska. Za brawurową akcję podczas forsowania kanału Kusten ppor. Zbigniew Chabasiewicz otrzymał Krzyż Walecznych.

Kierunek: Kollinghorst

Po krótkim odpoczynku 24 Pułk Ułanów ruszył na Kollinghorst. "22 kwietnia zostałem wyznaczony na dowódcę szpicy i prowadziłem cały pułk "na mapę" - wspominał Zb.Chabasiewicz. - Było to zadanie niezwykle męczące i odpowiedzialne. Musiałem mieć oczy dookoła głowy. Gdy wjechaliśmy do miasta zostałem wezwany do dowódcy Pułku. Płk Dowbór oznajmił mi, że za miastem Niemcy zorganizowali obronę i zaatakowali naszą piechotę i czołgi rozpoznawcze. Są zabici i ranni, których trzeba wyciągnąć spod ognia. - Z czym tam się mogę spotkać? - zapytałem. - Z działami przeciwpancernymi - odpowiedział płk. Dowbór. - Zjechałem z szosy w lewo i niewidoczny dojechałem do bocznej dróżki, prostopadłej do szosy. Była to raczej wąska alejka, gdyż po obu jej stronach rosły wysokie żywopłoty. Prowadząc swój pluton zauważyłem u wylotu tej alejki palącego się na szosie Stuarta, a obok, w rowie, leżących rannych, którzy zaczęli rękami dawać mi znaki, że nie mogą się podnieść, bo ostrzeliwują ich Niemcy z lasku po drugiej stronie szosy. Nasze czołgi zajęły stanowiska i zaczęły okładać ten lasek ogniem. Gdy wychylony z wieży obserwowałem przez lornetkę akcję ewakuacyjną, Niemcy wystrzelili z działa ppanc pocisk który odpalił na jakiejś gałęzi i rozerwał mi się nad głową. Poczułem tylko chlaśnięcie, jakby mnie ktoś uderzył w kark. Dostałem, przemknęło mi przez myśl. Wyskoczyłem z czołgu a za mną pozostali koledzy. Nie wyskoczył strzelec wieżowy Józek Kierzkowski, który został ciężko ranny w głowę. Pod kołnierzem kombinezonu poczułem krew. Zostałem ranny w szyję, a drugi odłamek utkwił w czaszce. Podskoczył do mnie kierowca, wziął mnie pod rękę i szybko odprowadził do tyłu. Przez radio dali  znać do Pułku że zostałem ranny. Sanitarnym halftrackiem przyjechał dr Falkowski, który obejrzał ranę i powiedział: - No, kochany, masz wielkie szczęście. Niewiele brakowało, a poszłaby żyła i już nie miałbym co koło ciebie robić!".

Po założeniu opatrunku, dr Falkowski odwiózł ppor. Chabasiewicza do przejściowego punktu sanitarnego, a o godz. 3.00 nad ranem, przewieziono rannego dakotą do szpitala w Brukseli. Błaszyk natomiast, już w stopniu porucznika, po ewakuacji do Anglii, przebywał początkowo w angielskim szpitalu wojskowym w Worcester (na płn. od Londynu), a następnie w IV polskim szpitalu wojennym w Ormskirk, w pobliżu Liverpoolu.

Po wojnie

Pancerna Odyseja przemyskich ułanów dobiegła końca. Zbigniew Chabasiewicz, w czerwcu 1947 r., wrócił do rodzinnego Przemyśla. Tu, mimo że ukoronowaniern jego kariery zawodowej było stanowisko prezydenta miasta, zasłynął głównie ze swojej życiowej pasji, jako znakomity nauczyciel i popularyzator języka angielskiego. Większość z jego uczniów nigdy nie miała okazji poznać chlubnej wojennej przeszłości swego profesora. Czesław Błaszyk zaś został po wojnie za granicą zajmując się działalnością ekonomiczno-handlową. Obecnie mieszka w Toronto, ma 74 lata i jest na emeryturze. Koledzy z jednego podwórka, później towarzysze broni, których przyjaźń umocniła się jeszcze podczas wojennych trudów, mimo dzielącej ich odległości utrzymywali przyjacielskie kontakty aż do śmierci Zbigniewa Chabasiewicza 9 września 1993 roku.

 Żródło tekstu:

1. Z.Andrzejewski -"Ułani generała Maczka" - Przemyśl 1995.

 

Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2000