STRONA GŁÓWNA

Obrońca Westerplatte

materiał otrzymany dzięki uprzejmości  p.Wiktora Chorążykiewicza

Wspomnienie

Już od kilkunastu lat młodzież XIII Liceum Ogólnokształcącego im. Bohaterów Westerplatte w Krakowie opiekuje się grobami Westerplatczyków: kpt. Franciszka Dąbrowskiego - zastępcy dowódcy mjr. Henryka Sucharskiego, i lekarza z Westerplatte kpt. (mjr. LWP) Mieczysława Słabego. 15 marca 1998 minęła 50. rocznica śmierci tego ostatniego.

Mieczysław Słaby urodził się 9 grudnia 1905 r. w Przemyślu. Tam ukończył III Gimnazjum. W latach 1925-1930 studiował medycynę na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. W 1935 roku był powołany na stanowisko młodszego lekarza 38. Pułku Piechoty w Przemyślu. W 1936 roku został przeniesiony do 5. Pułku Strzelców Konnych w Dębicy, gdzie awansowano go do stopnia kapitana.

4 sierpnia 1939 r. przybył jako lekarz do Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Tu, wraz z cała załogą, przeżył kampanię wrześniową. Dzięki jego nadludzkim wysiłkom zmarło w koszarach jedynie kilku spośród 50 rannych. Po kapitulacji został odesłany do obozu jenieckiego Stalag I A w Klein Dexen pod Królewcem. Tu poważnie zachorował na chorobę wrzodową.

Po wyzwoleniu w 1945 r. został powołany do służby czynnej w Ludowym Wojsku Polskim i po nominacji na starszego lekarza skierowany do VIII Oddziału Wojsk Ochrony Pogranicza w Przemyślu. Latem 1946 r. mianowano go szefem służby w tej jednostce i awansowano do stopnia majora. 1 listopada 1947 r., niesłusznie oskarżony o naruszenie tajemnicy wojskowej, został podstępnie aresztowany i przewieziony do aresztu śledczego przy Montelupich w Krakowie.

Tam, w wyniku nękających przesłuchań, bicia i wymuszania potwierdzeń przedstawionych zarzutów, odezwała się ze zdwojoną siłą choroba wrzodowa. W stanie agonii został przewieziony do szpitala wojskowego, lecz lekarze nie mogli mu już pomóc. Zmarł 15 marca 1948 r., przed zakończeniem śledztwa. Został potajemnie pochowany nocą na cmentarzu Rakowickim. W 1971 r. pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Virtuti Militari.

Fragmenty monografii Zbigniewa Flisowskiego pt. “Westerplatte”, wyd. MON, wyd. IX, Warszawa 1978.

Z relacji ppor. Zdzisława Kręgielskiego, dowódcy placówki “Przystań” na Westerplatte:

(...)Mieczysław Słaby, lekarz, został przeniesiony ze swej jednostki macierzystej, którą był zmotoryzowany pułk kawalerii w Dębicy. Na przekór swemu nazwisku, był to mężczyzna wysoki, dobrze zbudowany, o czerstwej twarzy i wesołym spojrzeniu. W czapce na bakier, sprawiał wrażenie pół cywila, pół wojskowego. Z całej jego postawy i zachowania się biła prostota i szczerość.

(...)Korzystając z pobytu w koszarach zajrzałem do wszystkich pomieszczeń. To, co zobaczyłem, przeszło moje oczekiwania. Ranni leżeli z powodu braku miejsc na noszach, gdzie tylko się dało. (...)Sam widok stanu rannych odbierał co najmniej połowę pozostałej jeszcze siły woli i odporności. Nasunęło mi się pytanie: “Jak długo będą mogli tak żyć?” Lekarz, kapitan Słaby, dokonywał wprost cudów. O zachowaniu higieny przy operacjach nie można było w ogóle marzyć.

Z relacji kpr. Edmunda Szamlewskiego, dowódcy placówki “Wał” na Westerplatte:

(...)Kapitan Słaby, choć zrównoważony, był zrozpaczony, gdyż ranni wołali o pomoc, a on nie miał żadnych narzędzi chirurgicznych, a nawet bandaże zostały zniszczone. Podchodził więc do rannych i pocieszał ich jak umiał. Pamiętam jednego rannego, któremu pocisk wyrwał szczękę oraz uszkodził szyję. (...)Kapitan Słaby, widząc przerażenie żołnierza i chcąc go uspokoić, podtrzymał go. W oczach kapitana dostrzegłem łzy; dziwne to były łzy w oczach żołnierza, lekarza. Były to łzy bezradności. Wiedział bowiem, jako lekarz, że w innych warunkach nawet takie rany nie byłyby tak groźne jak tu, w tym piekle.

Z relacji por. Leona Pająka, dowódcy placówki “Prom” na Westerplatte:

(...)Początkowo kapitan dr Słaby dokonał pierwszego opatrunku , dysponując tylko zawartością apteczki polowej (stół operacyjny i narzędzia chirurgiczne znajdowały się w wagonie zatrzymanym przez Niemców pod koniec sierpnia 1939 r.). Z braku odpowiednich narzędzi chirurgicznych używał nawet osobistych rzeczy, jak np. maleńkich nożyczek, które zastosował jako rodzaj spinacza do rozerwanych mięśni. Wszystkie te prowizoryczne zabezpieczenia z wielkim zainteresowaniem wyjmowali i oglądali lekarze niemieccy, kiedy 7 września przewieziono mnie do szpitala w Gdańsku.