STRONA GŁÓWNA

Podsumowanie i wnioski

Andrzej Szeliga

 

Podsumowanie.

Przystępując do pisania pracy wydawało mi się, że konflikty narodowościowe w Przemyślu to sprawa marginalna. Z kontaktów z Ukraińcami, którzy tu przyjeżdżają w celu turystycznym, na zakupy czy do pracy nie wynika, żeby mieli coś konkretnego przeciw Polakom. Owszem narzekają na utrudnienia przy przekraczaniu granicy, na Straż Miejską, na niektórych pracodawców – oszustów, ale nie ma to podtekstów nacjonalistycznych. Są to ludzie często wykształceni, których ciężka sytuacja zmusza do pracy za granicą. Niektórzy są b. sympatyczni i nawet lubią przyjeżdżać do Polski. Jeden student powiedział mi nawet tak po prostu od siebie, że jego babcia do tej pory dziękuje Bogu za to, że przed wojną rodzina mieszkała po polskiej stronie granicy. Kiedy po drugiej stronie w Republice Ukraińskiej, miliony ludzi umierało z głodu, u nich było skromnie, ale nie można było narzekać. Nie pamiętam z jakiego on pochodził miasteczka, ale stwierdził, że u nich wszystko co ładne: pałacyk, park, kamienice pochodzą jeszcze z “polskich czasów”. Jeszcze bardziej mnie zdziwił fakt, że przyjeżdżający Ukraińcy wolą chodzić do rzymskokatolickich kościołów niż do swoich. Do cerkwi, większość wierzących chodzi w Niedzielę Palmową i na Wielkanoc. Ogólnie zauważa się, że im dalej mieszkają na wschód od Polski tym bardziej są nam życzliwi. Tam chyba nie ma organizacji, które by źle ich nastawiały do Polaków

Mam wrażenie, że konflikt polsko – ukraiński ma dwie płaszczyzny. Jedna dotyczy pamięci historycznej, a druga spraw majątkowych. Irytujący jest fakt porównywania Akcji Wisła do rzezi na Wołyniu, morderstw dokonywanych przez UPA, czy SS – Galizien do wyroków wykonywanych na zdrajcach przez AK. Nie można stawiać znaku równości między zagospodarowaniem opustoszałych cerkwi przez ludność rzymskokatolicką do dewastacji polskich kościołów na Wschodzie. Wystarczy przeczytać artykuł “Orlęta Zasmucone” H. Piątkowiskiego (Życie Przemyskie nr 41 / 10 X 1990r.). Nie wiem, jakie są książki do historii na Ukrainie, ale u nas nikt żołnierzy SS – Galizien nie uważa za bohaterów. Owszem przy końcu wojny walczyli z Armią Czerwoną, ale głównie ta dywizja była stworzona przez Niemców do tłumienia ruchu partyzanckiego i eksterminacji ludności polskiej. Nie walczyli o Ukrainę, bo hitlerowcy niczego takiego nie obiecywali. Natomiast użyli Ukraińców do eksterminacji Zamojszczyzny i Chełmszczyzny. Ta dywizja dokonała pacyfikacji całych wsi na terenie obecnego województwa podkarpackiego, lubelskiego i świętokrzyskiego oraz na Kresach Wschodnich. Często czyniła to przy współudziale OUN – UPA. Częściowo została rozbita pod Brodami i niektórzy SS – mani zostali przerzuceni do tłumienia partyzantki jugosłowiańskiej, a niektórzy swoje okrucieństwo kontynuowali w UPA. Rola UPA to też nie jest kwestia interpretacji. Przecież nawet Światowy Związek Ukraińskich Uczestników Wojny podjął działania przeciw staraniom członków UPA zmierzającym do zarejestrowania swojej organizacji jako kombatanckiej (Życie Przemyskie, nr 36 / 4 IX 1996r.). W Przemyślu prawie nie ma rodziny, w której ktoś nie został zamordowany przez UPA. Nawet moja babcia mieszkająca po wojnie w podprzemyskiej wsi, sama przeżyła nocne spalenie swojej miejscowości, własnego domu, śmierć sąsiadów, cudowne ocalenie ojca, rabunek. Do dziś ma łzy w oczach gdy o tym mówi. Trudno się dziwić mieszkańcom Birczy, że nie chcieli u siebie grobu bandy UPA, która przybyła w nocy, aby spalić i obrabować miasteczko. Mieli pecha, bo w garnizonie było akuratnie wojsko i tym razem zginęli napastnicy. Okoliczne wsie nie miały tyle szczęścia, mieszkańców wymordowano, a wsie zrównano z ziemią. Zupełnie świeża jest sprawa z pochówkiem tychże upowców na cmentarzu Strzelców Siczowych, koło Pikulic. W czasie uroczystego pogrzebu wyjątkowo szowinistyczne przemówienie wygłosił kapelan UPA ks. mitrat Dziubina. Obecnie położono tam płyty z ukraińskimi napisami, których treść nie była uzgodniona z Radą Pamięci Walk i Męczeństwa. Na jednej z płyt napis brzmiał: “Tu spoczywają żołnierze UPA polegli w walce za wolną Ukrainę podczas natarcia na garnizon Wojska Polskiego w Birczy 7 I 1946r.” Dlaczego walczyli o Ukrainę na terenie wolnej Polski i to przy pomocy podpalenia wsi? Tego tablica nie mówiła, ale gdy na polecenie wojewody służby komunalne zdjęły “samowolkę”, rozległy się głosy niezadowolenia. Oddział przemyski Związku Ukraińców w Polsce napisał nawet do J. Oleksego o zwrot tablic. Przewodniczący J. Sidor twierdzi, że nie obrażają one uczuć Polaków. Mieszkańcy Birczy myślą jednak inaczej. Jeżeli do godnego pochowania Strzelców Siczowych nikt nie ma pretensji, to plany powiększenia tego cmentarza i urządzenia tam nekropolii upowców, to jednak przesada. Niech by sobie spoczęli na cmentarzu komunalnym i sprawa ich mogił nie rozdrażniałaby ludzi, którzy wiele przez nich wycierpieli. Najgorsze jest to, że ukraińskie gazety takie jak “Nasze Słowo” piszą o złożeniu do grobów upowców w Pikulicach, w ten sposób: “(...) odczuwając pewien ból i skromną radość, że to w ukraińskiej ziemi spoczęli ci, którzy byli solą tej ziemi”. Wydaje mi się, że w różnych nieodpowiedzialnych politykach, redaktorach, różnych przyjezdnych z Warszawy czy nawet Kanady, tkwi całe zło. Mój wujek np. był wstrząśnięty, przebiegiem pogrzebu sąsiada – Ukraińca. Zmarły za życia nigdy nie bawił się w politykę, był miłym, życzliwym człowiekiem. Dlatego Polacy poszli pożegnać go na cmentarzu. Tam wujek doznał szoku, bo przy grobie pojawił się człowiek z zewnątrz, który wygłosił nacjonalistyczną mowę o tym, że czas najwyższy przyłączyć rdzenne ukraińskie ziemie i miasta takie jak Lublin, Nowy Sącz i Tarnów do macierzy. Ludzie zgromadzeni nad trumną byli bardzo zdziwieni, na co komu takie “przemówienia”. Polacy starają się nie zaogniać sytuacji i np. z tablicy w kościele karmelitów poświęconej pomordowanym przez UPA przeor kazał zdjąć “tryzuba”, aby nie mówiono, że u nas poniża się godło Ukrainy. Ze strony ukraińskiej jest jednak mało dobrej woli. Np. cierpliwie od wielu lat czeka się na uhonorowanie Orląt Lwowskich. Ktoś tych radnych Lwowa, lubiących utrudniać stosunki polsko – ukraińskie, wybrał do RM. Innym problemem są liczne nielegalne pomniki UPA (np. mauzoleum w Hruszowicach). Jest ich tak wiele, że aż może dziwić nieporadność władz w likwidacji tych “samowolek budowlanych”. Ludzie, którzy to obserwują mogą czuć duży dyskomfort psychiczny.

 

30. Pomnik UPA w Hruszowicach

Drażni nierówność traktowania mniejszości po dwu stronach granicy. Przytoczę prosty przykład z Chyrowa nieopodal Ustrzyk Dolnych. Mieszkańcy miasteczka skarżą się w liście do Nowin (z XII 2003r.), że od 15 lat starają się o zwrot kościoła, ale ciągle napotykają na przeszkody. Nadal muszą się modlić w prywatnym domu i już tracą cierpliwość. Ostatnio podano za przyczynę zwłoki fakt, że do kościoła dobudowano budynek, w którym odbywają się dyskoteki i nie można znaleźć rozsądnego rozwiązania. Jednocześnie mniejszość ukraińska w Ustrzykach Dolnych już od początku lat 90 bez przeszkód korzysta z cerkwi. Sprawy majątkowe w ogóle spędzają Polakom sen z oczu. Dopóki żył dr Stabiszewski strona ukraińska nie stawiała swoich spraw na ostrzu noża. Mimo że grekokatolicy otrzymali w formie rekompensaty za budynki użyteczności publicznej, które do nich należały przed wojną, setki hektarów przy granicy z Polską, to Komisja Majątkowa ciągle oddaje im różne gmachy, nie badając szczegółowo praw własności. Tymczasem po drugiej stronie granicy w Drohobyczu starano się o pusty budynek “Sokoła” zbudowany ze składek Polaków. Ostatecznie budynek przekazano... Ukraińcom. Media szukając sensacji bardzo jednostronnie nagłaśniają sprawy, nawet nie starając się dociec dlaczego np. ludzie tak bronią klasztoru karmelitów? Klasztor ufundował starosta przemyski Marcin Krasicki. Zachwycony naukami karmelitów, nie patrząc na koszty, postanowił sprowadzić ich do Przemyśla. Powstał wspaniały późnorenesansowy kościół, z unikalną amboną w kształcie łodzi. W 1784 r. austryjacki cesarz Franciszek II oddał klasztor i kościół grekokatolikom. Użytkowali go do 1946 r., gdy wrócił do karmelitów. Msza dla grekokatolików po wojnie odbywała się w pojezuickim kościele garnizonowym, ale jak twierdzi moja mama skupiała niewielu wiernych. Po 1989 r. grekokatolicy zażądali oddania kościoła karmelitów. W 1990 r. arcybiskup Tokarczuk zaproponował, aby w drodze pojednania, w centrum Przemyśla wspólnie wybudować katedrę grekokatolicką. Na to jednak nie wyraziła zgody strona ukraińska. Żądano kościoła karmelitów. Wkrótce potem grekokatolicy otrzymali od arcybiskupa dużo większy kościół pojezuicki, ale nie byli z tego zadowoleni. Dokonali w kościele wielu przeróbek wbrew zaleceniom konserwatora zabytków. Myślę że propozycja arcybiskupa Tokarczuka była bardzo rozsądna. Jeszcze wtedy ludzie nie byli tak zubożali i prace pewnie posuwały by się szybko. Może jakiejś pomocy udzieliliby Ukraińcy z Kanady i W. Brytanii. Powstałaby cerkiew zgodna z architekturą unicką. Ani kościół karmelitów, ani tym bardziej jezuicki na taki nie wygląda.

 

31. Katedra greckokatolicka - kościół pojezuicki  Fot. Andrzej Szeliga

Dochodziła do tego jeszcze sprawa protestów potomków fundatora, którzy chcieli poszanowania jego woli i uczynienia karmelitów jedynymi użytkownikami fundacji. Zresztą w latach dziewięćdziesiątych, gdy tylko wyremontowano jakiś obiekt zaraz upominała się o niego strona ukraińska. Gdy odnowiono dużym nakładem kosztów (wraz ze wzmocnieniami stropów) Archiwum Państwowe mieszczące się w dawnym budynku i cerkwi Bazylianów, Ukraińcy zażądali jego zwrotu. Rzeczywiście kiedyś była ich własnością, ale powinni zwrócić pieniądze za remont. Państwo Polskie oddało im cerkiew i znowu w błyskawicznym tempie musiało wyremontować budynek dawnej łaźni (zupełnie nie nadający się, choćby ze względu na wilgoć) na potrzeby Archiwum.

Kolejno strona ukraińska zażądała budynku starostwa, bo kilkanaście lat mieszkał tam biskup, choć z tego pomysłu się wycofała. Kolejnym żądaniem był zwrot seminarium greko-katolickiego wówczas II LO i dawnego pałacu biskupa (obecnie Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej). Budynki te zostały zbudowane przez austryjaków z tzw. funduszu religijnego, który powstał z kasaty głównie (80-90 %) kościołów rzymsko-katolickich. Austryjacy dali te gmachy do użytku grekokatolikom. Mimo że nie wiadomo było co począć z II LO i muzeum, Komisja Majątkowa nakazała zwrot tych budynków Ukraińcom. Obecnie seminarium jest wynajmowane na działalność komercyjną. Nie ma tu działalności religijnej. Jest to ogromny gmach, w którym mógłby mieszkać biskup. Niestety postanowiono oddać też do dyspozycji biskupa greko-katolickiego budynek Muzeum, nie podając skąd wziąć środki na budowę nowego. Muzeum niedawno zostało zmodernizowane i wyremontowane, aby zapewnić właściwe warunki eksponatom i bibliotece. Obecnie nie wiadomo gdzie pomieścić ponad 100 tys. eksponatów.

32. Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej. Fot. Andrzej Szeliga.

Źle przemyślane decyzje Komisji Majątkowej są przyczyną irytacji i powodują niepotrzebne napięcia. Podobnie jak nie rozliczenie się z przeszłością. Gloryfikowanie ukraińskich SS-manów czy upowców, z drugiej strony nie dostrzeganie, że Akcja Wisła skrzywdziła wiele niewinnych osób sprawia, że ludzie żyjący na tym terenie setki lat, przyglądają się sobie podejrzliwie. Począwszy od 1918 r., kiedy na wsiach rozpoczęły się napady Ukraińców na dwory i bogatszych gospodarzy mające tło rabunkowe, przez korzystanie z wojny do policzenia się z sąsiadami, nawoływania ukraińskich księży do rozprawienia się z Polakami, aż do okrutnych mordów w czasie II wojny światowej i porachunków powojennych, kształtowała się świadomość ludzi pogranicza. Z perspektywy Warszawy, po krótkich rozmowach z jedną czy z drugą stroną, trudno to zrozumieć.

Wydaje im się dziwne, dlaczego nie wszyscy byli zadowoleni z utworzenia koło Przemyśla cmentarza Strzelców Siczowych, dlaczego wierni tak się upierali przy kościele karmelitów, co komu przeszkadzał pomnik Orląt Przemyskich, że aż w Berlinie starano się o pozwolenie na jego rozbiórkę. Historia pogranicza jest skomplikowana i wszelkie decyzje jakie dotyczą Kresów Wschodnich, muszą być rozważne. Bardzo łatwo kogoś skrzywdzić i spowodować, że za błędne decyzje władz będą obwiniani ci, którzy nie mają z nimi nic wspólnego.

 

Wnioski

Wydarzenia z 1918-1919 r. i 1939-1947 r. położyły się głębokim cieniem na stosunki polsko-ukraińskie. Aby uzdrowić sytuację, żeby nie było wzajemnej niechęci, wojny na pomniki, oskarżeń, trzeba wreszcie rzetelnie zbadać historię Kresów Wschodnich i uczyć już tylko tej niezafałszowanej. Powinno się odbrązowić historię ostatnich 100 lat. Jednej stronie pokazać, że UPA nie było armią, bo zajmowała się rabunkami i morderstwami. SS-Galizien dopiero przy końcu wojny walczyła z Armią Czerwoną, wcześniej było używana do pacyfikacji ludności cywilnej. Oczywiście w tych formacjach też można było spotkać ludzi walczących o wolną Ukrainę, ale wprowadzonych w błąd przez swych przywódców.

Bardzo kontrowersyjna wydaje się rola księży greckokatolickich u schyłku I i w czasie II wojny światowej. Z drugiej strony pamięć o okrucieństwie wysiedleń ludności polskiej nie usprawiedliwia brutalności Akcji Wisła. Oprócz ludzi będących rzeczywiście zapleczem UPA, ukarano tysiące zupełnie niewinnych osób skazując ich na poniewierkę i zerwanie z ich “małą ojczyznę”. Jako ci “okrutni Ukraińcy” cierpieli potem z powodu wyraźnej wrogości swoich nowych polskich sąsiadów. Początek konfliktu wyraźnie się zarysowuje w 1918r., kiedy Ukraińcy 1 XI tegoż roku postanowili opanować Lwów i Przemyśl. Gdyby tych walk i późniejszego odwetu wojsk polskich nie było, zapewne duże miasta i powiaty, w których zamieszkiwali w przeważającej części Polacy, przyłączono by do Rzeczypospolitej. Z ziem położonych dalej na wschód utworzono by Ukrainę. Zagłębia przemysłowe, mogły być zarządzane wspólnie. Wojna, w której zginęły Orlęta Przemyskie, rozpoczęła narastanie konfliktu.

Drugą sprawą, która wciąż budzi emocje, jest zwrot majątków. Nikt nie kwestionuje samego faktu zwrotu, ale powinna tu obowiązywać zasada wzajemności. W Przemyślu oddaje się pałac biskupi, (choć tu prawo własności grekokatolików jest problematyczne), a we Lwowie polski biskup albo mieszka w wynajętym domku, albo może ewentualnie korzystać z niektórych pomieszczeń w swoim przedwojennym pałacu. Oddawanie szkół, gmachów, powinno być normalną sprawą, ale kiedy tylko jedna strona przestrzega prawa, a druga wynajduje tysiące pretekstów, żeby nie zwrócić własności, to ludzie mają prawo być zdenerwowani i oszukani. W ostatnich latach i tak na Ukrainie udało się odzyskać niektóre obiekty będące przed wojną polską własnością. Dotyczy to głównie bardzo zdewastowanych obiektów na prowincji, ale własność w miastach ciągle nie może wrócić do pierwotnych właścicieli. Kiedy dochodzą jeszcze sprawy związane z finansowaniem przez Polskę ukraińskich gazet, w których roi się od nacjonalistycznych treści, a na pomoc dla rodaków na Wschodzie nie ma pieniędzy, ludziom po prostu “puszczają nerwy”. Najsmutniejsze jest to, że mieszkańcy Wschodu należą do bardzo życzliwych, serdecznych, chętnych do pomocy, ale to posunięcia władz powodują tarcia. Oskarżane o wszystko są narody, a nie ich przywódcy polityczni czy duchowi. Nacjonalistów po obu stronach granicy nie ma wielu (a po stronie polskiej już chyba nieliczni chcieliby przyłączenia Lwowa do Polski – bo teraz to tylko budynki – cudowna atmosfera tego miasta uleciała 60 lat temu). Nacjonaliści to jednak bardzo głośna grupa i potrafi znaleźć słuchaczy. Ich oficjalnie wypowiedzi są bardzo wyważone, ale między sobą głoszą “prawdy” nie do przyjęcia dla rozsądnie myślącego człowieka.

Miejmy nadzieje, że takich ludzi będzie coraz mniej. Żołnierze sprzed 80 lat będą spać spokojnie i nikt ich pomników nie rozbierze. Ludność pogranicza znów będzie żyć w przyjaźni jak przed I wojną światową. Przykładem współpracy jest istnienie w Przemyślu Batalionu Polsko-Ukraińskiego pod wspólnym dowództwem. Batalion ten wypełnia misje zagraniczne (np. w Kosowie). Dobrym sygnałem jest też organizowanie wielokulturowego festiwalu “Galicja” w Przemyślu. Dorobek kulturalny Ukrainy, Słowacji, Węgier i Polski jest tu doceniony i szczerze oklaskiwany. Na wspólnych wystawach i koncertach ludzie zapomnieli, że dzieli ich trudna historia. Jeżeli politycy po jednej i drugiej stronie nie będą utrudniać nam życia i pozwolą się poznawać i rozumieć, to można być optymistami.