STRONA GŁÓWNA

  Kwestia ruska w świetle historii cz 2.

Adam Szelągowski

 Fragment książki  "Kwestia ruska w świetle historii" - Warszawa 1911

 

Już zatem północno-zachodnia granica księstwa kijowskiego w ziemi Dragowiczan, może być przesunięta o wiek cały—daleko wstecz na wschód, aż po Turów. Od roku 988, kiedy jest wiadomość o osadzeniu tutaj Światopełka na księstwie, aż do roku 1097, kiedy spotykamy książąt kijowskich nad Bugiem, upływa przeszło sto lat. Na ten to okres czasu przypada zajęcie terytoryum stycznego z Lachami, a więc Pińska i Brześcia. Świadczą o tem daty latopisow, a niemniej są wskazówki językowe i archeologiczne, przemawiające za. tem, że ludność okolic Pińska czyli górnego biegu Prypeci, nie zalicza się do plemienia Dragowiczan, rozsiadłego między Prypecią a Dźwiną,—według Nestora (rozdz. III), lecz ciąży do okolic Buga, czyli przynależy do plemienia Wielunian. Mogą dane językowe być dziełem wieków późniejszych, a dane archeologiczne zbyt szczupłe do wyciągania wniosków stanowczych, w każdym razie z braku danych nie wolno rozwiązywać twierdząco kwestyi przynależności działu wód między Bugiem a Narwią do księstwa kijowskiego na podstawie posiadania samego Turowa, bo i zajęcie Pińska może przypaść dopiero na okres czasu pośredni. Argument ex silentio nie jest dowodem w nauce, ale może być wskazówką. Otóż taką wskazówką jest brak danych co do starć bezpośrednich między Rusią a Polską od północy, a zatem sfera styczności miała tam jakąś wielką zaporę. Rzecz tem ciekawsza, że pierwsza i najdawniejsza styczność bezpośrednia istnieje na granicy południowej, czyli w ziemi czerwińskiej. Tutaj, na rubieży ziemi polskiej i łąckiej, spotykamy ku końcowi X w. już nie jakieś plemię pierwotne, którego granic osiadłości nie da się bliżej określić, już nie jeden gród, jak Turów, lecz znaczną ich liczbę, jak oto: Przemyśl, Czerwień i “inne grody". Ile ich było i jak się poszczególnie nazywały—o tem nic nie wiadomo. Dopiero z wiadomości o 50 lat późniejszej (r. 1031): “Jarosław i Mścisław zebrali wojów mnogich, poszli na Lachy i zajęli grody czerwieńskie ponownie (opiat') — dowiadujemy się, że zbiór tych grodów miał ogólną nazwę “grodów czerwieńskich", to znaczy, że Czerwień stanowił centrum polityczne i administracyjne całej tej ziemi. Co to były za “inne grody", jaka więc była rozległość owej ziemi — na to pytanie miała dać odpowiedź rekonstrukcya wsteczna, przeprowadzona znowuż przy pomocy tych samych danych politycznych, zaczerpniętych z latopisca. O tem, żeby Włodzimierz Wielki osadził któregoś z książąt ruskich w Przemyślu lub Czerwieniu, albo żeby któryż książąt ruskich panował osobno w Czerwińsku w Xl w.—nie mówi nic historya. Dopiero w roku 1097, przy podziale dziedzictwa Włodzimierza i Jarosława, dostaje się Przemyśl Wołodarowi, a Trembowla (Terebowl) Wasylkowi — braciom Rościsławiczom. Na tej podstawie najpoważniejszy i najbezstronniejszy z historyków rosyjskich, Bestużew-Rjumin, buduje wniosek, że ziemia czerwińska była częścią księstwa kijowskiego i stała się dzielnicą dopiero od Rościsiawiczów. Ponieważ zaś najstarszy z nich Ruryk, umarł już w roku 1092 więc tę datę, nie zaś późniejszy rok 1097, wybiera jako datę udzielności późniejszego księstwa halickiego. Tym sposobem Wołyń razem z nowozbudowanym grodem Włodzimierzem stał się dzielnica, książęca., ale Czerwińsk—nie. Dlaczego zaś tutaj nazwa Czerwińska, jedynie znana latopiscowi, ustępuje później miejsca nazwie księstwa halickiego, na to również znajdowano uzasadnienie w rekonstrukcyi wstecznej dziejów politycznych. Po śmierci synów Wasylka (1144 r.) starszy z synów Wołodara, Włodzimierko, połączył Przemyśl i Trembowlę i przeniósł stolicę do Halicza. Przypuszczamy, ze stało się to na początku jego panowania, chociaż Halicz jest wymieniony jako stolica książęca dopiero pod rokiem 1152. W tych wszystkich przypadkach chodzi nie o sarnę nazwy grodów, co do których wczesnego istnienia jako osad ludzkich niema wątpliwości, lecz o stanowisko ich polityczne, jako centrów ziem, od których i samo księstwo wzięto nazwę. Otóż przeniesienie się centrum kraju do Halicza jest w związku z przesunięciem się interesów Rościsławiczów halickich daleko na południe, już Iwanko Rościsławicz panuje w Berładzie, a wiec w pobliżu Prutu w Mołdawii, i od tego czasu prawdopodobnie datuje się miasto Galacz przy ujściu Dunaju, jakoż hramota tego księcia z roku 1134, wydana kupcom mesauryjskim, mówi o ożywionych stosunkach ówczesnej Rusi halickiej z Węgrami, Czechami i krajami naddunajskimi. Analogiczny do poprzedniego, tylko we wręcz przeciwnym kierunku, był prąd w sto lat później do przeniesienia stolicy—już nie jak najdalej na południe, lecz przeciwnie— jak najdalej na północ. Prąd ten był wywołany ukazaniem się Mongołów i spustoszeniem przez nich Rusi kijowskiej. Wtedy znowu widzimy, Jak na miejscu Halicza stolicą kraju staje się Chełm, którego założenie źródła wręcz przypisują księciu Daniłowi włodzimiersko-halickiemu. I tutaj również obok nazwy Rusi halickiej pojawia się Ruś chełmska, i na takiejże samej podstawie, wnioskując z historyi politycznej XIII w., historyografia rosyjska włącza nie tylko już Chełm do Halicza, lecz i całą ziemię lubelską do Chełma. W taki to sposób powstają granice ziemi czerwińskiej, konstruowane z granic późniejszych ziem i powiatów Rusi Czerwonej za rządów polskich, a więc z Przemyśla, Trembowli, Halicza, Dżwinogrodu, ziemi chełmskiej, bełskiej i województwa lubelskiego. Pozostałe wątpliwości pokrywa się współczesnemi wiadomościami co do ludności mieszanej, a wreszcie dwoma stałymi argumentami nauki rosyjskiej w kwestyi dawnych siedzib ruskich na prawym brzegu Bugu i nad Sanem—polonizacyą i katolicyzmem. W rekonstrukcyi tej, jak widzimy, główne rolę odgrywają owe “inne grody", oprócz Przemyśla i Czerwienią, należące do ziemi czerwińskiej pod panowaniem Lachów, a o których mówi latopisiec, że “są i do dziś dnia pod Rusią". Zauważmy, że ustęp z tem określeniem czasu był pisany około roku 1039, a więc za świeżej pamięci po powtórnej wyprawie Jarosława na Lachów 1031 r., nie zaś w roku 1118 lub 1119. kiedy powstał latopis tak zwany Nestora, kiedy Wołyń byt już w rękach potomków Włodzimierza Monomacha, a Przemyśli Trembowla, zawiązek przyszłego księstwa halickiego — w rękach Rościsławiczów. Z tego wynika, że latopisiec w wyrażeniu “do dziś dnia" miał na myśli taki układ, jaki do roku 1039 istniał na zachodniej granicy Rusi. Atoli przez cały okres lat pięćdziesięciu Ruś kijowska dzierżyła tutaj nieprzerwanie jeden tylko gród wołyński — Włodzimierz. Co się tyczy innych grodów, jest z tego samego czasu wiadomość tylko o Bełzie, mianowicie z przed samej wyprawy Jarosława i Mścisława na Polskę w roku 1030, ze wzmianką, że go zdobył Jarosław, zaraz potem, pod rokiem następnym, czytamy o zajęciu na stałe grodów czerwieńskich. Te więc “inne grody, co są i do dziś dnia (a nie dzisiaj) pod Rusią", nie są to grody na zachód, lecz na wschód leżące od Buga. Tak kolejno idą po sobie: Przemyśl—najdalej na zachód wysunięty, nad Sanem, potem Czerwień nad Bugiem, a wreszcie także “inne grody", które z porządku topograficznego powinny leżeć już za Bugiem. Nie bez znaczenia też jest fakt, że gdy pod rokiem 981 w latopisie występuje nomenklatura grodów szczegółowa: “Przemyśl, Czerwień i inne grody", to pod rokiem 1031 występuje już nazwa ogólna: “grody czerwieńskie". Ponieważ podbój zaczynał się od Bełza z tamtej strony Buga, przeto już o “innych grodach" niema wcale mowy. Nie trzeba było już ich zdobywać powtórnie, bo one nie wracały wcale dcc Polski w ciągu tych lat 50. Taka jest interpretacya źródła. Ale czy są na to dowody, że latopisiec w myśli rozdzielał dawne nabytki na Lachach za panowania Włodzimierza na dwie połowy: grody czerwieńskie i grody stale od lat 50 związane z Rusią? Inaczej rzecz stawiając, pytamy się: czy można owo zdanie: “iże sut i do sehodnia pod Rusju"— odnosić tylko do ostatnich stów: “inyje grady", czy też należy je odnosić i do poprzednich grodów? Na pozór pytanie ściśle filologiczne, — ale gdybyśmy je stawiali na gruncie tylko filologicznym, natenczas rozstrzygnięcie go byłoby całkiem dowolne. I tak też oświadczano się dotychczas dowolnie, ze stanowiska filologicznego, za jedną lub drugą odpowiedzią. Ale taka kazuistyka słowna nie ma wartości w badaniu naukowem. Pytanie powyższe można rozstrzygnąć tylko na podstawie analizy źródła. A ta analiza, zwłaszcza najnowsza, dokonana przez Szachmatowa, daje podstawę do oświadczenia się za jednem tylko, nie za obydwoma. równocześnie rozwiązaniami tego niby czysto filologicznego zagadnienia. Przy analizie tekstu nie dosyć jest powiedzieć sobie, że ów ustęp pod rokiem 981 jest niejasny, lecz trzeba jednocześnie zadać sobie pytanie: dlaczego jest niejasny? czy on jest umyślnie zredagowany ciemno, czy też niejasność powstała przypadkowo? Otóż wszelka przypadkowość jest tutaj bezwarunkowo wykluczona. Zapiski kronikarskie już z natury swej są tak lapidarne, iż nieraz na cały rok przypada zdarzenie, zanotowane w trzech słowach. Lapidarność ta znaczy, że każdy wyraz jest odważony, że niema mowy o wyrażeniach takich jak “i t. d." lub “i t. p.'', jak w naszym przypadku —,,i inne grody". Możnaby przypuszczać, że sam latopisiec nie wiedział co to były za “inne grody", ale temu się sprzeciwia zdanie przydawkowe: “które są do dziś dnia pod Rusią". Mógł wreszcie latopisiec wymienić tylko Przemyśl i Czerwień, a przemilczeć to, o czem nie wiedział. Ale nawet najbardziej uprzedzony krytyk nie zarzuci latopiscowj, że nie wiedział, jakie to były grody, jeżeli zaś wiedział, a napisał: “inne grody, które są do dziś dnia pod Rusią", to widoczna, iż nie chciał lub nie mógł tych grodów wymienić. Otóż przypuszczenie, że latopisiec, sam pełen miłości dla Rusi i dla swych książąt, dobrowolnie zataja ich dzieła i chlubne czyny w walkach z Polską, byłoby tak niedorzeczne, iż samo wydałoby sąd na siebie. Ale tylko w jednym przypadku. Mianowicie wtedy, gdyby wiadomość ta istotnie została wciągnięta do kronik w tym już kształcie, w jakim ja. dziś czytamy pod rokiem 981 i tu właśnie analiza t. zw. “swodów" latopisowych i rekonstrukcya najstarszego “swodu" dostarcza niezbitego dowodu na to, ze wzmianka ta pod rokiem 981 jest albo z pamięci wpisana przy układaniu kroniki roku 1039, albo też, że wciągnięto tutaj jakiś zapisek współczesny lecz zmodyfikowany. Za pierwszym z tych wniosków oświadcza się Szachmatow, wskazując datę roku 981, jako granicę okresu, zawierającego równo lat pięćdziesiąt wstecz od powtórnego zajęcia Czerwińska). Jakoż według niektórych konjekter historycznych należałoby, biorąc ściślej odnieść wyprawę Włodzimierza na Polskę do roku 979. Ale czy z pamięci, czy z zapisku wcześniejszego podana data roku 981, będzie reminiscencyą wyprawy Jarosława na Polskę roku 1031, a wyprawy tej celem był jedynie kraj z drugiej strony Buga, dodatek więc “o innych grodach, które i do dziś dnia są pod Rusią", już nie z rozbioru zewnętrznego, filologicznego, lecz z czysto wewnętrznego rozbioru treści i powstania zapisku musi się odnosić do zaboru ziem, z których Włodzimierz W. w roku 988 utworzył dział dla swego syna Swiatopełka — do Wołynia. O tem, że nazwa ziemi wieluńskiej była identyczna z nazwą ziemi czerwińskiej, dowiedzieliśmy się już z samego położenia topograficznego grodów Czerwienią i Wielunia — obydwu nad Huczwą i obydwu z lewej strony Buga. Teraz zatem przyłącza się i druga wiadomość o położeniu grodów wieluńskich lub czerwieńskich przed rokiem 981 z drugiej strony Buga. Jakie to były grody — łatwo nam teraz odgadnąć, chociaż z umysłu nie wymienia ich najstarszy latopisiec. Nie był to gród Włodzimierz, ponieważ, jak wskazuje sama nazwa, założył go właśnie książę ruski, który pierwszy zdobył tę ziemię. Natomiast znamy dwa inne grody, chociaż później wymienione w latopisie, jednak bardziej starożytne, czego dowodem ich nazwy: jeden—to Łuck nad górnym biegiem Styru przy ujściu doń Głuszca, wymieniony pod rokiem 1085, a drugi — to Drohobuż nad górnym biegiem Horynia, wymieniony pod rokiem 1084. Ale obydwa te grody są już znane w czasach plemiennych: jeden jako gród plemienia Luczan (hoi Lenzanenoi), drugi—Drohobuzan (hoi Drougoubitoi) wymienianych przez Konstantyna Porfirogcnitę obok innych; Słowian, jako danników Rusi kijowskiej (paktiotai ton Ros). Że jednak zależność ta od Rusi w drugiej połowie X w. się przerwała, wskazuje to ustęp, dotyczący granicy Buga. i Styru w przywileju praskim. Druga bowiem z tych rzek nic oznacza nic innego, jak pograniczną ziemię Łuczan oraz gród Łuck, gdy tamta wskazuje pogranicze Czerwinska albo Wołynia. I dla Długosza jeszcze nazwa plemienna Łuczan jest równoznaczna z nazwą Wołynian.

* * *

Jeżeliśmy do rzędu owych “innych miast" z przed roku 981, oprócz Przemyśla i Czerwienią, włączyli miasta, położone z drugiej strony Buga, t. j. przedewszystkiem Łuck, a może i Drohobuż, to nie dotykaliśmy przecie kwestyi etnografii obszaru zabużańskiego, lecz jedynie stosunków politycznych tego terytoryum. A możliwość panowania lackiego poza Bugiem w czasach przed datą roku 981 jest uzasadniona w późniejszych już na sam Kijów wyprawach, podejmowanych przez: Bolesława Chrobrego oraz Bolesława Śmiałego, przyczem za każdym razem wchodzi w grę kwestya panowania polskiego w ziemi czerwińskiej. A teraz zachodzi jeszcze jedno pytanie: czy rozdzielenie dwóch terminów: Przemyśl i Czerwień oraz “inne grody, które są do dziś dnia pod Rusią" — nie pociąga za sobą zacieśnienia terytoryalnej nazwy grodów czerwieńskich jedynie do obszaru lewobrzeżnego Buga, czyli między Bugiem i Dniestrem a Sanem? Bo tak istotnie wypadałoby z określenia latopisca pod rokiem 1031. Ale to zacieśnienie nazwy Czerwińska u latopisca jest konsekwentnym wynikiem utworzenia nowej dzielnicy włodzimierskiej po roku 988, przyczem nazwa ziemi “Wołyń" nie zgadza się już z położeniem dawnego grodu Wielunia, który leżał na lewym brzegu Buga, jak to widać choćby z daty roku 1018, a przeto musiał należeć do kompleksu grodów czerwieńskich, zajętych przez Ruś powtórnie w roku 1031. Zupełnie analogicznie do zacieśniania się pojęcia o zakresie terytoryalnym ziemi czerwińskiej idzie z biegiem czasów proces zanikania pojęcia politycznego Czerwinska w historyi, aczkolwiek nazwa Czerwień figuruje w źródłach ruskich do połowy XIII w., i to nie sporadycznie, lecz stosunkowo bardzo często, bo po wymienionych już datach 981 i 1018 roku występuje także pod rokiem 1056 oraz 1205, 1235 i 1240; zatem co do licznych wzmianek stoi w szeregu takich grodów, jak Brześć, Łuck, Przemyśl, a nawet Włodzimierz, i dopiero od połowy XII w. bierze nad nim górę Halicz, Uhrowsk, a wreszcie Chełm. W znaczeniu politycznem termin “Czerwińsko" raz jedyny spotykamy w latopisie pod rokiem 1031, nigdy zaś więcej ani przedtem, ani potem. Zanik politycznego jego znaczenia rozpoczyna się od roku 988, t. j. od utworzenia księstwa włodzimierskiego, postępuje dalej w roku 1092 przez wydzielenie księstw: trembowelskiego i przemyskiego, a po nich — około roku 1144 — halickiego. Co się dzieje między datą ostatniej wyprawy Jarosława na Czerwińsk roku 1031 a usadowieniem się Rościsławiczów w Przemyślu i Trembowli— jest to kwestya pierwszorzędnej wagi dla stosunków Rusi z Polską i dla powstania późniejszej t. zw. Rusi halickiej. Dlatego rekonstrukcya tego okresu dziejów musi dać punkta wytyczne do określenia granic najdawniejszych Polski i Rusi. Między rokiem 1031 a 1092 w wiadomościach latopisnych o ziemi czerwińskiej istnieje zupełna luka. To milczenie historyografia rosyjska przedstawia w formie pozytywnej wiadomości; Oto pod rokiem 1031 zamyka się historya polityczna Czerwińska, a w roku 1092 zaczyna się nowa historya samodzielnego księstwa, później halickiego. Przez ten czas grody czerwieńskie tworzą część składową naprzód Rusi kijowskiej, a nieco później należą do Włodzimierza. Tutaj zatem brak wiadomości przyjęto za fakt pozytywny, a milczenie latopisca uznano za dowód niezmienności stosunków terytoryalnych Polski względem Rusi. Ale przekonaliśmy się już, ze na milczeniu lub niedomawianiu kronikarza kijowskiego nie można polegać. Jeżeli to przeświadczenie dotyczy układu najstarszego Swodu, totem bardziej. układu t.z.w. pieczarskicgo (1093 r.), z którego powstała ostateczna redakcya “Powieści lat dawnych" (1118 r.). Do połowy XI w. Ruś i Polskę dzieliło tyko współzawodnictwo państwowe. Od roku 1054 dzielić je poczyna także i wiara, która osobom wyznania wschodniego nakazywała dopatrywać się w łacinnikach heretyków gorszych od Żydów i zabraniała używać z nimi wspólnego jadła i napoju. Przypuśćmy, że ten przedział obyczajowy i kulturalny wytworzył się i pogłębił dopiero z biegiem czasu pod wpływem literatury religijnej . Ale latopisiec był właśnie nic osobą świecką, oddaloną od tych sporów, lecz mnichem. Temu milczeniu latopisca o grodach czerwieńskich nie odpowiadają liczne wzmianki o stosunku Polski do Rusi od roku 1031. Wszelako na pierwszy plan występują już nie grody czerwieńskie, lecz Mazowsze.

Ten obrót faktów politycznych w historyi ma swe uzasadnienie w położeniu geograficznem grodów czerwieńskich, które, jak na innem miejscu wykazałem, tak pod względem terytoryalno-osadniczym, jak handlowo-ekonomicznym, stanowiły przedłużenie Mazowsza oraz naturalny pomost geograficzny, łączący Polskę z Rusią. A tak samo ma się rzecz ze stosunkami politycznymi. Zajęciu grodów czerwieńskich przez Jarosława w roku 1031 towarzyszy wyprawa na Polskę: “powojewa lackuju zemlu i mnohich Lachow priwedosza". A tą lacką ziemią, jak to się okaże z analogicznych wypadków roku 1098, nic było nic innego, jak część Mazowsza. Wyprawa ta, jak przypuszczał Lewicki, miała na celu osadzenie na tronie Bezpryma, brata Mieszka II, ale musiała zapewne być okupiona utratą grodów czerwieńskich. Niezadługo po tej wyprawie na grody czerwieńskie latopis podaje wiadomość o dwukrotnej wyprawie Jarosława na Mazowsze. Raz pod rokiem 1041; “ide Jarosław na Mazowszany w ładjach", podobnież pod rokiem 1047: “poszedł Jarosław na Mazowszany i zwyciężył ich, i księcia ich zabił Moisława, i pokonał ich dla Kazimierza". W Polsce panował już wówczas nic Mieszko, lecz syn jego Kazimierz, przezwany później Odnowicielem. O tej pomocy ze strony Rusi wprawdzie nie wspomina Gall, opisując bunt Masława i zwycięstwo nad nim Kazimierza, ale wynika ona sama przez się z małżeństwa Kazimierza x siostrą Jarosława, Dobrogniewą, zaraz po powrocie do Polski, a więc w końcu r. 1038, lub z początkiem r. 1039. To też jest całkiem prawdopodobne przypuszczenie, że małżeństwo to było tylko rezultatem przymierza i sojuszu Kazimierza z Jarosławem na mocy którego Kazimierz uznał zabór ziemi czerwińskiej przez Ruś kijowską. Jakoż i powrót 800 jeńców ruskich, zabranych w swoim czasie przez Bolesława Chrobrego, jako wiano za Dobrogniewą, jest jakby wyrównaniem różnic politycznych między Rusią a Polską, datujących się od czasów Bolesława Chrobrego. Od roku więc 1039 ziemia czerwińska nie chwilowo, lecz trwale już, bo na mocy umowy z Kazimierzem, pozostaje w rękach Jarosława, a jednak niebawem po jego śmierci nowa zawierucha polityczna zmienia stosunek Polski do Rusi, już nie na korzyść tejże, lecz tamtej. Zupełnie analogicznie do Bezpryma, który, wypędzony z Polski, chroni się na Ruś i prowadzi na Polskę Jarosława i Mścisława, teraz znów syn Jarosława, Iziasiaw, strącony z tronu wielkoksiążęcego w Kijowie, osadzony jest na nim potężną ręką Bolesława Śmiałego. Analogia między temi zdarzeniami jest tak wielka, że mimowoli nasuwa się przypuszczenie, iż teraz wróciły a przynajmniej powinny były wrócić do Polski grody czerwieńskie. Za pierwszą hypotezą oświadcza się historyografia polska, Historycy rosyjscy zadowalają się hypotezą że mógł Iziasław obiecać Bolesławowi zwrot grodów czerwieńskich, ale ich nie oddał. A cóż mówią źródła? Latopis ogranicza się tylko do podania faktu, że Iziasław wypędzony zasiadł powtórnie przy pomocy Lachów na tronie w Kijowie, Bolesław zaś wrócił do Polski, przyczem Rusini pozabijali Lachów, rozkwaterowanych w ich ziemi. Z polskich źródeł tylko Gall podaje o wyprawie na Kijów Bolesława Śmiałego, ale to, co mówi o niej, poza jedną anegdotą o wykupieniu złotem pocałunku, przez księcia ruskiego i urągliwem traktowaniu go ze strony Bolesława, jest gołosłowną parafrazą opisu wyprawy na Kijów Bolesława Chrobrego, nawet przy użyciu tych samych zwrotów językowych. W braku innych danych, powrót grodów czerwieńskich do Polski w związku z wyprawą Bolesława Śmiałego musiałby pozostać hypotezą, gdyby się nie znalazły dowody stanowcze przynależności tych grodów do Polski w czasach późniejszych. Bo po wyprawie na Kijów Bolesława Śmiałego,. która trwała dziesięć miesięcy, Polska nie miała już sposobności powrócenia sobie tej ziemi. Iziasław jeszcze raz był strącony z tronu kijowskiego przez swych braci (1073 r.) i schronił się do Polski. Później bracia młodsi Iziasława Światoslaw i Wszewołod, zawarli sojusz z Bolesławem i wspierali go w walce z Czechami (1076 r.). Nareszcie Iziasław, już bez asysty Bolesława, lecz przy pomocy Polaków, wraca na Ruś, gdzie bez walki bracia odstępują mu tron wielkoksiążęcy (1077 r.), i niebawem ginie. Jakiekolwiek dawalibyśmy oświetlenie tym faktom, zawsze pozostanie rzeczą pewną, że na stosunek grodów czerwieńskich do Polski one już nie mogły wpłynąć w sposób podobny, jak wyprawa na Kijów roku 1069, której pamięć zapisał Gall w swej kronice i którą tradycya ludowa przyrównała do wyprawy pierwszej Bolesława Chrobrego. Otóż dowody te znajdą się w wiadomościach o zajęciu po raz trzeci, już ostateczny, ziemi czerwieńskiej przez Ruś, teraz już nie kijowską, lecz wołyńsko-włodzimierską i halicką.

Od stwierdzenia przynależności ziemi czerwińskiej do Polski po roku 1069 zależy też rozwiązanie pytania, czy wyprawa Bolesława Śmiałego na Kijów zakończyła się odebraniem od Rusi grodów czerwieńskich. Bezpośrednich bowiem. dowodów o tym podboju niema, i w tem ma słuszność historyografia rosyjska. Dowody bowiem, dotychczas przytaczane przez historyograue polską, są niewystarczające. Jedne,, jak u Anatola Lewickiego—z dokumentu mogunckiego roku 1086, odrzuciliśmy sami już poprzednio; zresztą Bug i Styr są to granice w kierunku południowym, nie zaś wschodnim. Drugie, jak stwierdzone przez Wojciechowskiego istnienie-biskupstwa łacińskiego na Rusi, są rzeczowo przekonywające, ale chronologia ich, opierająca się na wyprawie Bolesława Śmiałego, jest również hypotetyczna. Równocześnie drugi historyk polski, prof. Abraham, w braku pewnej chronologii tego biskupstwa, zaprzecza samemu jego istnieniu. Ustalenie przeto chronologii posiadania polskiego tych ziem będzie nie tylko stwierdzeniem podboju ich przez Bolesława Śmiałego, lecz i ostatecznem potwierdzeniem faktu organizacyi łacińskiego biskupstwa na ziemi czerwińskicj w XI w. z ramienia Polski. Kwestya jest nadzwyczaj prosta, albowiem rozwiązania jej dostarcza sam latopis, bez uciekania się do innych, nieistniejących zresztą źródeł i do sztucznych konstrukcyi historycznych. Pod rokiem 1077 czytamy w latopisie, że poszedł Wszewołod naprzeciwko bratu swemu Iziasławowi na Wołyń i że tam zawarł z nim pokój, a zaraz w następnym roku jest mowa o tem, że po śmierci Iziasława Wszewołod, znów zasiadłszy na stolcu wielkoksiążęcym, oddał Włodzimierz synowi Iziasława, Jaropełkowi, dodawszy mu Turów. Na tej podstawie utrzymuje się, że w roku 1077 Wołyń już należał do Rusi, ale takt ten wcale nie przesądza kwestyi grodów czerwieńskich, ani organizacji biskupstwa łacińskiego, gdyż, jakeśmy już widzieli, po roku 1031 pojęcie Czerwińska zacieśniło się do lewobrzeżnych obszarów nadbużańskich. Chodzi więc nie o cały dawny obszar Wołynia, czyli późniejszego Czerwińska, lecz o nowoutworzoną dzielnicę Rurykowiczów. Historycy rosyjscy wnioskują tak: że skoro od roku 1078 do r. 1085 na tronie włodzimierskim zasiadał Jaropełk, a po nim od roku 1085 Dawid, to widocznie ci sami książęta wołyńscy panowali równocześnie w Czerwińsku. Jakoż Dawid oddaje w roku 1097 Przemyśl Wasylkowi, a Trembowlę Wołodarowi — Rościsławiczom. Ci Roscisławiczowie są linią pierwszych książąt udzielnych halickich, jaką drogą dostała się przeto ta linia na księstwo—jest to dla nas pytanie pierwszorzędnej doniosłości. Rościsławiczów było trzech braci: Ruryk, Wasylko i Wołodar. Ruryk zmarł w r. 1092, a Wasylko i Wołodar dostali udziały w r. 1097. Ponieważ udziały przechodziły z brata na brata, przeto należy przypuszczać, że i Ruryk miał swój udział przed rokiem 1092. Jakoż nazywają go księciem przemyskim historycy rosyjscy. Ale słuszniej powinniby go nazywać księciem wołyńskim, gdyż Rościsławiczowie dobijali się właściwie o udział na Wołyniu; jest bowiem wiadomość, zresztą zagadkowa, u Tatiszczewa, bo latopisy nic o tem nic wspominają, że ojciec ich Rościsław chwilowo panował po Igorze we Włodzimierzu. Przemyśl więc i Trembowla byłyby dla Rościsławiczów spadkiem części działu wołyńskiego po ojcu. Jakoż Rościsławiczowie, dobijając się księstwa od Dawida, syna Igora, powołują się na swe prawa dziedziczne do Wołynia. Ale słowa, które wkłada w ich usta latopisiec, odznaczają się tendencyjnością. Już sama ich wielomówność nakazuje podejrzewać autentyczność praw Rościsławiczów do Wołynia (niema mowy o Czerwińska). Na tę okoliczność zwróciła uwagę sama historyografia rosyjska. Ale jest jeszcze wzgląd drugi. Protoplasta ich rodu ojciec Rościsława, Włodzimierz, umarł w r. 1052, a więc na. dwa lata przed śmiercią swego ojca, Jarosława Mądrego. A ten fakt czysto zewnętrzny wyklucza potomstwo jego od sukcesyi po ojcu, czyli uczynił Rościsława i jego synów— “izgojami". “Izgojstwo" jest to specyalna forma władania ziemiami u książąt ruskich, której genezę różnie tłumaczono: jedni widzieli w niem porządek rodowy (Karamzin), inni starali się wytłumaczyć je panowaniem siły przed prawem i porządkiem umów między książętami (Sergiejewicz). Zagadkowość tej formy prawnej w następstwie dzielnicowem kryje się już właściwie w zagadkowości samej genezy państwa i społeczeństwa na Rusi. W obszerniejszem znaczeniu miano “izgojów" obejmowało nie tylko książąt, którzy utracili prawo do dzielnic, ale i chłopów, mieszczan, nawet popów, słowem wszystkich, którzy wskutek jakichkolwiek przyczyn zostali wytrąceni z kolei i ram organizacyi społecznych, czyli — wyrażając-się językiem dzisiejszym — stali się declasse’s. W wieku XI rozciąga nad nimi stopniowo swoją opiekę Kościół, staja, sięwięc ludźmi, należącymi do Kościoła. Co do samej formy polityczno-prawnej “izgojstwa", to tylko można powiedzieć, że istniała ona i istnieje do dziś dnia u ludów środkowej Azyi, i to pochodzenia turkskiego. “Izgojami" byli: Temudżyn, który podbił cała, Azyę, i Baber założyciel państwa Wielkiego Mogola w Indyach; u Turków zwali się oni at-siz — ludzie bezimienni. Byli to dynastowie, którzy, wyzuci z ojcowizny, nie posiadali nic więcej, prócz łuku, szabli i kilku koni. Z chwilą oderwania się od hordy lub klanu osobistość każdego z nich ginęła, jak również imię,— stąd nazwa bezimiennych, — chyba, że przyjął go inny klan i uznał za swego członka. Ale najczęściej szli oni w step-szukać przygód, lub też zaciągali się do służby u obcych. Był to rodzaj rycerzów błędnych (chevaliers errants) wieków średnich. Pełno ich było w służbie wojskowej u Partów i Persów, na dworze kalifów bagdadzkich i egipskich. Z pośród nich też wyszli założyciele państwa Seldżukidów i Otomanów. Takim to “izgojem" był i ojciec późniejszych dynastów halickich, Rościsław, któremu przy podziale ziem po śmierci Jarosława Mądrego nic się nie dostało. Z szablą więc w ręku i wierną drużyną przy boku rzucił się na oddalony półwysep Kubań i zdobył Tmutorakań, czyli starożytną Matrachę. Odtąd też między tem księstwem stepowem nad morzem Azowskiem a naszem Podkarpaciem będą się stale ważyły losy jego potomków, Rościsławiczów. Odtąd będą oni naprowadzali na Polskę hordy Połowców, czyli “pogan i niewiernych" (paganos et infideles), pod których ciosami upadnie pierwsza katedra biskupia w Czerwińsku, jak o tem jeszcze w 300 lat później będzie wspominał biskup lubuski (następca pierwszych biskupów łacińskich w Czerwińsku) pod rokiem 1385. I onito położą pierwszą podwalinę pod Ruś Czerwoną na miejscu dawnego Czerwińska. Ale czyżby o tym stanie bezimiennym, a właściwie bez-klasowym Rościsławiczów nic współcześnie nie wiedziano? Czyżby te rzeczy starano się ukrywać? Na to pytanie rzuca światło współczesny zjazd lubecki (1097 r.) książąt ruskich, na którym Rościsławiczowie otrzymali swe działy. Zjazd ten otwierają książęta ruscy słowami: “Po cóż gubimy ziemię ruską, sami na siebie krzywdę robiąc? A Polowcy rozrywają naszą ziemię i radzi są, gdy my między sobą wojujemy. Weźmy się teraz razem, połączmy w jednym zamiarze i strzeżmy ziemi ruskiej, a każdy niech trzyma swoją ojcowiznę". Kłótni i walk dzielnicowych zjazd lubecki jak wiadomo, nie tylko nie zażegnał, lecz raczej je dopiero zażegł. Ale hasło “niech każdy trzyma swoją ojcowiznę" — stało się odtąd zasadą, przy której stoją jeśli nie poszczególni książęta, to przynajmniej cała oświecona część społeczeństwa na Rusi, a przede wszystikiem Kościół, który, jak wiadomo, i w sferze prawno-prywatnej wypowiedział był już walkę staremu porządkowi—“izgojstwu". Ta zasada ojcowizny (otczinnosti)— mówi prof. Ptatonow, — czyli prawa sukcesyi z ojca na syna, bez wątpienia zaczynała się już utrwalać w umysłach ludzi tej epoki, działając rozkładowo na dawne zasady rodowe. Izgoistwo, czyli wyzucie książąt z prawa własności, sprzyjało wytwarzaniu się na kresach Rusi takich ziem, któremi oni władali już nie ze starego prawa rodowego (czyli dawnego książęcego), lecz z nowego rodzinnego; książę udzielny izgoj nie mógł rościć pretensyi do włości innych książąt, ale nawzajem i oni nie mogli mieć pretensyi do włości nowych izgoja. Oto dlaczego Rościsławiczowie nie potrzebowali praw rodowych dla utwierdzenia się w swych nowozałożonych księstwach. Oto dlaczego stoi za nimi opinia latopisca, tak samo jak legenda ludowa (“Słowo o pułku Igora") otacza sympatyą pamięć ich ojca, dzielnego i walecznego izgoja Rościsława. W nauce rosyjskiej kwestya izgojstwa Rościsławiczów dawno już była postawiona. Przyjmuje ją też badacz najdawniejszych stosunków polsko-rosyjskich, Linniczenko, sam nawet dopatruje się tendencyjności u latopisca w słowach, które ten wkłada w usta Roscisławiczów, na Rożnem polu po zwycięstwie nad Światoopełkiem: “Wypada nam na miedzy swojej stać". W tych słowach widzi chęć uzasadnienia swych praw do Wołynia i grodów czerwieńskich. A jednak właśnie te grody czerwieńskie nie pozwalają mu wyciągnąć konsekwencyi z powyższego twierdzenia i po tych słowach (w dodanej uwadze) wraca do wręcz przeciwnej tezy: że Rościsławiczowie mieli prawo rodowe na Wołyniu, bo “w roku 1086 w Przemyślu siedział Ruryk Rościsławicz, który umarł w roku 1092". Rozgraniczenie zatem lacko-ruskie usprawiedliwia nawet, jak widzimy, prawo do ojcowizny Rościsławowiczów. Ta data zatem roku 1086 jest ostatnicm oparciem w historyografii dla praw rodowych Rościsławiczów na ziemi czerwińskiej, a tem samem jedyną podstawą do złączenia Czerwińska z Wołyniem pod rokiem 1078, kiedy Iziasławiczowie usadawiają się na księstwie włodzimierskiem.

(...)

Utwierdzenie zatem w roku 1097 Rościsławiczów w Przemyślu i Trembowli wcale nie było skutkiem, prawa ich rodowego, choćby nawet prawdziwa była skądinąd podawana wiadomość o czasowem panowaniu Rościslawa we Włodzimierzu. Przeciwnie, znajdujemy Rościsiawiczów, jako “izgojów", w walce ze stryjami, synami Jarosława Mądrego a braćmi młodszymi ich ojca (juniorami). Matka ich prawdopodobnie chroniła się na Węgrzech, u Beli i Gejzy, a synów, jak Ruryka, zastajemy w Polsce, gdzie, być może, są spokrewnieni ze starszą linią Piastów, kto wie nawet, czy nie podwójnie—z Bolesławem Śmiałym i Mieszkiem, jego synem. Dopiero po wygaśnięciu linii starszej piastowskiej widzimy, jak razem z Połowcami rzucają się na Polskę (1092 r.), a później rozbijają Kolomana węgierskiego przy pomocy tychże Połowców. Tak się przedstawia fakt zawładnięcia przez Rościsławiczów ziemią czerwińską, jeżeli go rozpatrywać będziemy przy pomocy źródeł współczesnych) nie zaś idąc drogą retrospektywną od wydzielenia z ziemi czerwińskiej księstw trembowelskiego i przemyskiego i rozszerzenia z tego tytułu praw do tych ziem Rościsławiczów wstecz, aż do Jarosława Mądrego. Zjazd lubecki bowiem, na którym się to wydzielenie dokonało, nie był uznaniem tylko praw rodowych do “ojczyzny", lecz i praw “izgojów" do nowoutworzonych księstw. Istnieje wprawdzie wiadomość bezpośrednia w latopisie, uzasadniająca prawo rodowe Rościsławiczów do części przynajmniej ziemi Czerwińska. Są to słowa latopisca pod. rokiem 1097. Wkładając w usta książąt, zebranych na zjeździe lubeckim, wiekopomne słowa, które miały oznaczać nową erę w stosunkach prawno-książęcych: “Każdy niech dzierży swoją ojcowiznę", wyszczególnia on po kolei dzielnice książęce: najpierw “Kijów—Światopełka, syna Iziasława", dwie zaś następne wymienia tylko według ich głów: Włodzimierz syn Wszewołoda, Dawid, Oleg i Jarosław—synowie Światosława. Któreby dzielnice należały do ich rodów—o tem nie ma wzmianki; dotyczący tej sprawy ustęp jest we wszystkich redakcyach kroniki tak zepsuty, że ani etymologicznie, ani syntaktycznie zrekonstruować się nie da. Dopiero przy “izgojach" brzmi on całkiem wyraźnie: “a im rozdał Wszewołod grody: Dawidowi—Włodzimierz, Rościsławiczom: Wołodarowi—Przemyśl, Wasilkowi — Trembowlę". Nawet z tak zepsutego tekstu kronikarskiego widać, że między książętami dzielnicowymi jedni trzymali ziemię z tytułu rodowego dziedziczenia (i tych dzielnice są niewymienione), inni, jak Dawid, Wołodar i Wasylko posiadają dzielnice, sięgające swem nadaniem czasów w. ks. Wszewołoda. Wszelkie wnioski dalej idące wstecz nie mają żadnego uzasadnienia i obracała się jedynie w sterze hypotez. Do ich rzędu należy i domniemanie, jakoby ziemia czerwińska była dziedzictwem Rościslawiczów po ojcu. Ale czy cała, czy też część jej, kiedy Rościsław był tutaj księciem, i czy Wołyń czy też samo Czerwińsko było przedmiotem pretensyi Rościsławiczów?—na wszystkie te pytania źródła nie dają żadnej odpowiedzi. Samo zaś domniemanie bez źródłowego. skądinąd poparcia nie ma żadnej wartości naukowej. Tak samo więc przedstawia się i rozciąganie miana ojcowizny na dzielnice Rościsławiczów. Dawid otrzymał Wołyń od Wszewołoda przynajmniej w czasowe władanie po wygnaniu Jaropełka (1085 r.); a chociaż po pogodzeniu się tegoż z Wszewołodem i Włodzimierzem Monomachem, Dawid musiał opuścić stolec wiodzimierski, to przecież nie dziwi nas wcale powrót jego ponowny na Wołyń z chwilą kiedy po śmierci Wszewołoda (1093 r.) Iziasiawiczowie otrzymali tron wielkoksiążęcy w Kijowie. Inaczej jednak z Rościsławiczami. Dziwną byłoby rzeczą, gdyby latopisiec, nie pomijający ich zabiegów to o Tmutorakań, to o Wołyń, przemilczał o ich rodowitem księstwie czy księstwach nadbuskich... Ze oni nie mieli swych dzielnic po wypędzeniu. z Tmutorakania w roku 1083, widać to stąd, że dwaj Rościsławiczowie, zapewne młodsi, siedzą u Jaropełka we Włodzimierzu (1084 r.) i instygują nowy zamęt na Rusi, siejąc niesnaski między Iziasławiczami a Wszewołodem i jego synem. Nie mógł zaś im Wszewołod nadać Przemyśla ani Trembowli za życia starszego brata. Bo skąd owo pominięcie tego jedynego z książąt, o którym wiadomo, że był w Przemyślu w czasie zabójstwa Jaropełka? Chyba więc tylko kres życia Ruryka mógł być datą wejścia w posiadanie tego grodu czerwieńskiego przez Wołodara. Jakoż data ta zgadza się z datą najazdu Połowców wespół z Rościsławiczami na Lachów. W roku następnym umiera Wszewołod. Między rokiem więc 1092 a 1093 można umieścić datę nadania grodów Przemyśla i Trembowli Rościsławiczom przez. Wszewołoda. Inna hypoteza o trzeciej dzielnicy, dźwinogrodzkiej, jest wprost fantastyczna. Opiera się ona bowiem tylko na wiadomości, że Jaropełk został zamordowany przez zbója, nasadzonego ze strony Rościsławiczów na drodze do Dżwinogrodu, Ta więc trzecia dzielnica jest również tworem rekonstrukcyi przy pomocy metody wstecznej, która do faktów politycznych wcale się nie nadaje. Na wyrażeniu tedy: “niech każdy trzyma ojcowiznę"— wniosków co do rodowych praw Rościsławiczów do ziem czerwieńskich budować nie wolno, jak wogóle osnowy przemówień, wkładane przez kronikarza w usta bohaterów, najmniej nadają się do interpretacyi prawniczej.

(...)

Na historyografię rosyjską tak działa oślepiająco fakt z roku 1097 — uznania praw Rościsławiczów do Przemyśla i Trembowli, że rozszerzają jego działanie na cały okres wstecz do Rościsława. Co o tem nadaniu myśleć, to, jak już powiedziałem, było ono uznaniem nie ojcowizny, lecz nowego kresowego księstwa izgojów". Ale i historyografia polska w stwierdzeniu praw Piastów do ziemi czerwińskiej nic posuwa się dalej, niż po rok 1032 (koniec biskupstwa łacińskiego w Przemyślu). Nikomu nie przychodziło na myśl pytanie: czy te dwa grody lub księstwa stanowiły całą ziemię czerwińską, czy też była to tylko część jej uszczuplona, i co się stało z resztą? Nasuwa się to pytanie samo przez się przywileju mogunckiego z roku 1086, który razem z Krakowem i ziemią Wag obejmuje jeszcze cały obszar Słowacczyzny oraz Zakarpacie aż po Bug i Styr. A ta właśnie idealna linia powietrzna najbardziej schodzi się z granicami północnemi ziem przemyskiej i trembowelskiej. Zachodzi tutaj jeszcze ta okoliczność, ze Kraków razem ze Słowacczyzną istotnie zajął w roku 1079 Wratysław, książę czeski, i trzymał je przez lat siedem, i ze ten właśnie kataklizm polityczny, niezależnie od osób i sprężyn, które w nim działały, wyrzucił z Polski Bolesława Śmiałego. Ten zakres wschodnich, posiadłości Władysława, stwierdzony przywilejem mogunckim, przyjęty jest za zgodny z prawdą przez całą historyografię dzisiejszą, z wyjątkiem co do owych ziem “na wschód od rzek Buga i Styru". Wydawało się niemożliwością uznać za posiadłość: Wratysława całą Małopolskę, razem z górnem dorzeczem Wisły aż po Bug i Styr. Ale było to tylko nieporozumienie, ponieważ część południowa dzisiejszej Rusi podkarpackiej była w związku ze Słowacczyzną i Mazowszem, nie zaś z Małopolską. Rozwiązanie więc tego problematu czysto geograficznego i komunikacyjnego z czasów bardzo odległych — usuwa i tę ostatnią sprzeczność. Zachodziłoby nawet pytanie, czy to nie w czeskich rękach znajdował się byt wówczas Przemyśl, kiedy Ruryk spełnił zamach na Jaropełku, i czy to nie czeska była w tem intryga. Gdyby nawet tak było, nie zmieniłoby to wcale postaci rzeczy i nie zwiększyłoby praw Rościsławiczów do ziemi czerwińskiej. Ale niemożliwość takiego przypuszczenia okazuje się stąd, że właśnie w tym samym roku 1086 Władysław, król węgierski, po szczęśliwej wojnie odbiera Wratysławowi jego nabytki w Polsce, poczem restytuuje Mieszka w prawach jego do Krakowa, a tem samem do ziemi waskiej i krainy aż po Bug i Styr. Biskupstwo łacińskie bowiem, które przetrwało te burze aż do r. 1092, nigdzie indziej nie mogło się znajdować, jak tylko w Przemyślu, Halicz bowiem nabiera dopiero znaczenia około r. 1142, a jako stolica książęca najwcześniej wymieniony jest w r. 1152. Na szczęście, przy rozwiązywaniu tego pytania możemy się kierować nie samymi domysłami, lecz faktami pozytywnymi. Jednym z tych faktów jest wiadomość u latopisca, że Dawid wypuszczony z Włodzimierza przez Swiatopełka, uciekł do Polski i przybył do Czerwienia. A więc Czerwień, leżący tuż na przeciwnym brzegu Buga, był grodem pogranicznym polskim. Ale nie tylko ten jeden gród, lecz i cały obwód ziemi czerwińskiej, posiadany przez Polaków w r. 1097, można zrekonstruować na podstawie danych topograficznych, zawartych w latopisie. Swiatopełk, wyruszywszy na wyprawę przeciwko Rościsławiczom, spotkał się z nimi na t. zw. Rożnowem polu. Bitwa pod. Rożnami zakończyła się klęską Swiatopełka. Rościslawiczowie zadowolili się odparciem nieprzyjaciela, co latopis wyraża metaforycznie, niby ich wlasnemi słowami: “Wystarczy nam stać na straży u własnej miedzy". I nic dziwnego. Na Kijów i na Polskę nie mogli się rzucać o własnych siłach. Polska przechodziła wówczas ostry kryzys w postaci walki Władysława Hermana ze starszym synem Zbigniewom, która była tylko przygrywką do późniejszej walki między seniorem Zbigniewem a juniorem Bolesławem Krzywoustym . Bez tego faktu trudno byłoby zrozumieć, jakim sposobem dwaj wrodzy sobie książęta ruscy, jak Swiatopełk i Dawid, we wręcz przeciwnych zamiarach uciekają się o pomoc do Polski. Z którą stroną związał swoje interesa Swiatopełk a po części i Dawid, to już wiemy. Był to Władysław Herman i syn jego Bolesław Krzywousty, którego małżeństwo ze Swiatopełkówną zostało wówczas uplanowane. Ale w takim razie Rościsławiczowie nie mogli szukać pomocy gdzieindzicj, niż we wrogim obozie, czyli musieli wiązać się z partyą Zbigniewa. Było to właśnie po chybionym buncie Zbigniewa przeciwko ojcu. Zbigniew, osaczony w Kruszwicy, dostał się w ręce ojca, który go zamknął w więzieniu. Kronikarz tłumaczy to tem, że Władysław Herman bał się, aby Zbigniew, rozgoryczony, “nie przystał do pogan albo obcych ludów, skąd większe mogłoby urosnąć niebezpieczeństwo". Nie ulega wątpliwości, że ci poganie — to przedewszyskiem Pomorzanie, a dalej Prusacy, obce zaś ludy - mogli to być Czesi, Węgrzy albo Rusini. Wyprawa Brzetysława na Polskę w roku 1096 miała niewątpliwie na celu poparcie sprawy Zbigniewa, a zakończyła się zdobyciem Warty i zbudowaniem innego grodu nad Nissą oraz Kamieńca. Trudna ta sytuacya domowa i niebezpieczeństwo, grożące z zewnątrz, tłumaczą nam najlepiej, dlaczego Władysław Herman szukał oparcia dla swej polityki na wschodzie, u Iziasławiczów. Rościsławiczowie, dobijając się uznania swoich praw, mogli śmiało odwołać się do pomocy Brzetysława. Ale i ze Zbigniewem wolał Herman się pogodzić. Datę tej zgody mamy ściśle podaną, gdyż była ona oficyalnie proklamowana, jako powrót do łask młodego dziedzica tronu, w dzień konsekracyi kościoła gnieźnieńskiego (l maja 1097 r.). Dawid, oblegany przez Swiatopetka, daremnie wyczekiwał na posiłki polskie i po siedmiotygodniowem oblężeniu wolał wydać gród Swiatopelkowi, a sam udać się do Polski. Ale poparcia w Polsce nie znalazł. Owszem, jest rzeczą. więcej niż prawdopodobną, ze dowiedział się o sprzyjaniu sprawie Światopełka. Nic pozostawało mu nic innego, tylko wracać do Rościsławiczów, którzy na równi z Dawidem byli zagrożeni w posiadaniu swych dzierżaw przez Lachów i Światopełka. Dawid udaje się do niedawnego swego wroga Wołodara, do Przemyśla, i tam uradzają sprowadzić do pomocy Połowców, którzy oddawna stali się już rozjemcami we wszystkich krwawych sporach książąt ruskich o włości i ziemie. Sprowadzenie Połowców było obroną Rościsławiczów przeciwko księciu kijowskiemu, Światopełkowi. Teraz więc wypadałoby, że wejdzie w czyn sojusz obronny między Piastami a Iziasławiczami przeciwko Rościstawiczom i że Władyslaw Herman pospieszy na pomoc Światopełkowi. Zamiast tego jednak, Swiatopełk sam wraca do Kijowa, aby czuwać nad granicami państwa, jednemu z synów, Mścislawowi, powierza obronę Wołynia, drugiego zaś, Jarosława posyła z prośbą o pomoc do króla węgierskiego, Kolomana. Widocznie na pomoc Polski w tej chwili nie mógł rachować. Ale pozostawał jeszcze drugi wróg Rościsławiczów, którego z domem Piastów łączyła wspólna walka przeciwko Czechom o te same ziemie starochorwackie; Kraków, Słowacczyznę, Czerwińsko. Jest nawet rzeczą prawdopodobną, że Koloman, był od razu wciągnięty do układu brzeskiego, uznającego prawa Iziasławiczów do ziem czerwińskich. Wyprawa bowiem jego na Przemyśl nie, tyle ma cechy dorywczej wyprawy w celu dania pomocy Swiatopelkowi, ile raczej obmyślanego planu przywrócenia dawnego stanu rzeczy w ziemi czerwińskiej, a przedewszystkiem przywrócenia hierarchii kościelne łacińskiej. Latopis bowiem wspomina o udziale w wyprawie dwóch biskupów. Gdyż Iziasławiczowie reprezentują na Rusi kierunek Zachodu, pojednawczy względem Rzymu. Ujawnia. się to, poza znaną sprawą rusko-rzymską ich ojca Jarosława, także w niechęci względem nich kronikarza, mnicha ortodoksyjnego. Darzy on natomiast sympatyą Rościsławiczów i Włodzimierza Monomacha, z którym zwyciężyła sprawa ortodoksyjna i nacyonalna na Rusi. Dlaczego Światopełk zawiódł się, czy też nie liczył na pomoc Polaków? Odpowiedz na to pytanie może być tylko jedna: w Polsce wrzało od buntu przeciwko Władysławowi Hermanowi — tym razem już nie tylko ze strony Zbigniewa, lecz i młodszego syna, Bolesława. A chociaż bunt folrmalnie skończył się ustępstwem ojca na rzecz synów, tu przecież trwała zgoda ani cisza w państwie nie nastała — zgoda między ojcem a starszym synem Zbigniewom, bo zbyteczna mówić, że Bolesław, późniejszy książę polski, naówczas młodzian w wieku lat od 11 do 13, mógł być tylko narzędziem, prostym pionkiem w rękach to jednego, to drugiego stronnictwa. Jakoż późniejsza walka jego z bratem Zbigniewom świadczy, że rzekome pogodzenie się braci z ojcem było w rzeczywistości odzyskaniem przez Władysława Hermana wpływu na syna. Na to przypuszczenie naprowadzają takie okoliczności, jak zaraz na początku roku 1099 zawarta umowa o małżeństwo syna, i później w drugiej połowie tegoż roku (około września) pasowanie Bolesława na rycerza, jakby w dowód uznania jego dojrzałości. O niesieniu więc czynnej pomocy Światopetkowi, księciu kijowskiemu, nie mogło być mowy. Zresztą powodzenie wyprawy Kolomana było, zda się, zapewnione. Króla węgierskiego w chwili, kiedy podstąpił pod mury Przemyśla, błagała o litość nad miastem księżniczka ruska Lanka, ale w krytycznej chwili na pomoc Rościsławiczom przybyli z Dawidem Połowcy. Tutaj, niedaleko od Przemyśla, nad rzeką Wiarem, spotkała króla węgierskiego klęska stanowcza od Bomaka i jego hordy. W ucieczce zginęli obydwaj biskupi: Kupan i Wawrzyniec, komes Eusen z rodu Ahnasi. Sam Koloman ratował się szybką ucieczką do Węgier, pozostawiając skarb i wojsko na pastwę Połowców. Tym sposobem zguba, która wisiała nad Rościsławiczami, została oddalona. I teraz zaczyna się druga część wyprawy, która miała na celu już nie zabezpieczenie posiadłości Rościsławiczów, lecz przywrócenie praw do utraconego księstwa wołyńskiego ich sojusznikowi—Dawidowi.

(...)

Nie myśmy pierwsi zwrócili uwagę na dziwną zgodność nazw miejscowych i ludowych Wołynia i Podkarpacia z onomatyką słowiańską zachodnią. Uczynili to samo Rosyanie (Perwolf i inni); co więcej— widzieli w tem specyficzny środek do pobudzenia rusofilstwa czeskiego. Myśmy tylko wykazali, ze ta sama wspólność onomatyki lądowej i miejscowej (np. Czerwienie, Wielenie), bardzo starożytnej, zachodzi między Pobużem a Powiślem i Pomorzem) a z drugiej strony—że taka sama łączność geograficzna i plemienna, jaka istnieje w czasach starożytnych między tą ziemią a Mazowszem, utrzymuje się także z Krakowem poprzez północne Węgry czyli Słowacczyznę i zanika ledwo we wczesnej dobie historycznej (Chorwaci). Stosunki te wprawdzie są tak starożytne, ze datują, się z okresu jakichś wielkich przesunięć plemion słowiańskich. Ale w każdym razie przesunięcia te odbywały się nie kosztem. późniejszych ludów ruskich, lecz na ich dobro w okresie historycznym. Być może, że ziemie te nad Bugiem były niegdyś wielkiem laboratoryum prasłowiańskiem, ale to pewna, iż nie były one nigdy laboratoryum “ruskiem czy rosyjskiem", i lepiej do tej idei dziś wcale nie wracać. Francuz, Anglik może sobie wyobrażać spokojnie, co się stanie za tysiąc i więcej lat z ich wspaniałemi stolicami, co uczony przyszły wykopie w ich gruzach i co odtworzy z ich przeszłości. Kirgiz, Tatar nie troszczy się o to, co będzie poza kresem jego życia i co było przedtem; przed nim step i po nim step, a zamiast gruzów — kości ludzkie, bielejące na słońcu. Taka jest różnica nietylko dwóch typów ludzi—zachodnio- i wschodnio-europejskiego, ale i dwóch systemów rządów oraz dwóch cywilizacyi. Tak samo, jak z odwieczną rosyjskością kraju między Bugiem, Wisłą a Sanem, ma się rzecz i z zaciekłością walki, prowadzonej przez żywioł polski z ruskim na tych ziemiach od szeregu stuleci. Argumenty do tej tezy, mającej ten sam cel praktyczny na względzie, również są czerpane z arsenału nauki, i to zarówno rosyjskiej, jak ukraińskiej. Argument “Ruś po Kraków" jest do dziś na pierwszym planie w naukowej publicystyce i w nauce politycznej szkoły ukraińskiej, ale może się kiedyś przydać i urzędowe) nauce rosyjskiej, Odpowiedzią, bezstronna. i ugruntowaną na dowodach historycznych na ten argument jest: Zgoda! ale Kraków, po Bug i Styr gdyż w łacinie ówczesnej (także i u Cezara) civitas znaczy to samo, co kraj lub plemię, nie miasto; tutaj zaś kraj ten sięgał z jednej strony na południe poprzez Karpaty do Wagu i Hronu, z drugiej zaś — na wschód do Topli, a przynależnością; do niego była podkarpacka kraina po Bug i Styr. Oto jaki jest stosunek granic politycznych ziem polskich i ruskich w zaraniu historyi (koniec X-go w.). Czy tym granicom politycznym odpowiadały także stosunki etnograficzne w dobie tak odległej, jak daleko tylko sięga pamięć historyczna? Czy ta granica etnograficzna zmieniała się i na czyją korzyść? jaka była w tem rola zasadnicza żywiołu polskiego? Chciałem na te pytania odpowiedzieć bezstronnie i spokojnie. Rozumiem, że sucha notatka kronikarska o zmianie stosunków politycznych na pograniczu nie może nam odsłaniać danych etnograticznych,—a takiemi są niestety wszystkie, zresztą bardzo cenne, daty latopisowe. Ale i odwrotnie wszelki przekaz późniejszy, choćby nawet z XIV w. o jakiejś fundacyi kulturalnej, choćby o erekcyi kościoła, zamiast być stwierdzeniem ludności katolickiej polskiej, tam osiadłej—wywołuje argument strony przeciwnej, że byt to akt polszczenia i katoliczenia. Dlatego ograniczyłem się do dokumentów najwcześniejszych z XIII -go w., ale sięgających stosunków co najmniej o półtora wieku wstecz, t. j. na aktach prawnych, wystawionych dla stron w celach praktycznych, a więc najmniej tendencyjnych lub z polityką mających do czynienia. Są to akta fundacyi opactwa sieciechowskiego z czasów Bolesława Krzywoustego i fundacyi katedry płockiej z czasów Bolesława Śmiałego. Fundacya znaczy uposażenie, a więc nie jest to okres zakładania tych wsi i osad, lecz przelewania dochodów z nich, z grodu na kościół.

Pierwszy ten dokument opracował już był St. Zakrzewski w artykule “Nad Wieprzem i Bugiem". Wyniki nasze są zgodne — prócz jednego punktu, gdzie mowa jest o Lublinie— “pogoście", do którego przynależał Kock. P. Zakrzewski zgadza się, że brzmienie tej nazwy “pogost" jest ruskie. Ja odnalazłem starożytną nazwę topograficzną na Mazowszu “Pogąst", dziś już zaginioną. Na podstawie innych danych, po części językowej, po części archeologicznej natury, doszedłem do wniosku, że wyraz ten w znaczeniu terytoryalnem odpowiadał pojęciu późniejszej kasztelanii i byt jej nazwą polską— przynajmniej na Mazowszu. Stosunki plemienne dla Krakowa są zgoła odmienne. Tam, zdaje się, była nazwą dla kasztelanii—żupa. Badanie nad uposażeniem biskupstwa płockiego w części uskutecznił dyr. W. Kętrzyński, który byt wydawcą spisu wsi i pierwszy poszukiwał ich na mapie współczesnej. Wsie te zachodzą zarówno w Lubelskie, jak i Siedleckie. Ilość ich, przypadająca na każdą kasztelanię, wskakuje gęstość osadnictwa na pograniczu rusko-polskiem już w XI w. Nie mamy żadnych danych, by utrzymywać, że to są wsie kresowe, że dalej na wschód i na południe osady polskie nie sięgały, raczej przeciwnie, ale są to nasze ostateczne dane historyczne, przy których musimy się ostać. Nie miałem w chwili pisania swego szkicu historycznego pod ręką żadnej mapy etnograficznej dzisiejszego rozsiedlenia Rusinów i Polaków na obszarze Królestwa Polskiego. Dopiero teraz mogłem porównać własne wyniki ze stosunkami dzisiejszego osiedlenia, przedstawionymi na mapie ludności Chełmszczyzny, ułożonej przez prof. W. A. Francewa, a usystematyzowanej we właściwszy sposób przez p. S. Dziewulskicgo. Wyznaję, że dla mnie samego wyniki tego zestawienia były zdumiewające. Jeżeli wogóle nigdy nie brałem zbytnio na seryo uczoności argumentów o “odwiecznie rosyjskim kraju" (Lubelskiem i Siedleckiem), jak i o Rusi do Krakowa, to przecież przypuszczałem możliwość jakiejś zmiany konfiguracyi granic etnograficznych w dobie historycznej, i to w okresie czasu blizko tysiącletnim. Kto wie—możeby mi nawet osobiście sprawiło lekką przyjemność dzisiaj, gdybym się przekonał, jak Polacy bezpowrotnie spolonizowali zachodnią część tego obszaru, a przynajmniej pozostawili jakiś ślad agresywnej walki, którą polskość i katolicyzm tutaj systematycznie i z zaciekłością prowadziły. Niestety, dane historyczne Xl — XIII w. pokrywają się prawie całkowicie z danemi statystycznemi czasów dzisiejszych. : Wykreślmy dane o osadach polskich na prawym brzegu Wisły, jak w Janowskiem (pod Kraśnikiem), w Lubelskiem (Lublin, Jastkowy), Lukowskiem, Radzyńskiem, tudzież na prawym brzegu Buga (między Bugiem a Narwią) w Ostrowskiem i Lomżyńskiem, a przekonamy się, że obszar, skąd czerpano uposażenie przy zakładaniu najstarszych fundacyi kościelnych i klasztornych (a między niemi w XIII w. były już i wsie rycerskie), dotyka granic mającej być wyłączoną, Chełmszczyzny, czyli rzekomo rdzennie rosyjskiej ziemi. Cóż więc jest ta mająca powstać Chełmszczyzaa? Jak statystycy wykazali, jest to terytoryum z cyfrą ludności prawosławnej (czyli mniej więcej etnograficznie ruskiej) w stosunku 38% do ogółu ludności. Jeszcze inaczej jednak przedstawi się ta kwestya etnograficzna, jeżeli będziemy ją rozważali ze stanowiska gęstości zaludnienia na różnych punktach tegoż terytoryum. Otóż okazuje się, że z wyjątkiem pogranicznego z Galicyą obwodu Księżopola i Babic liczba ludność prawosławnej, przekraczająca w danej gminie czy parafii 50%, czyli połowa ogółu ludności, rozmieszczona jest jedynie w dwóch punktach: nad Huczwą przy ujściu jej do Buga i między Uhrem a Cną na lewym brzegu Buga, w sąsiedztwie Włodawy i Brześcia. Poza temi trzema głównemi ogniskami reszta ludności ruskiej na obszarze przyszłej Chełmszczyzny rozpościera się cienkiemi warstwami, na samych krańcach sięgającemi poniżej 10% ogółu ludności. Ale też te krańce są to osady takie, jak Łęczna i Spiczyn, obydwie dobrze udokumentowane jako stare osady sieciechowskie z połowy XII w., a prawdopodobnie i Siedlce (Siedliszcze w pow. chełmskim). Ze nie zmieniły się tutaj stosunki etniczne zaludnienia, o tem mówi z jednej strony pochodzenie osad, z drugiej statystyka współczesna, która prawic wyklucza z nich ludność prawosławną. Ta zgodność danych statystycznych dzisiejszych z danemi dokumentów bardzo starożytnych, jest chyba potwierdzeniem nie walk historycznych między dwoma żywiołami, pochłaniania i pożerania się ich wzajemnego, lecz zgodnej pracy na polu osadnictwa. Jeżeli co do niektórych osad stwierdziliśmy zgodność danych pierwotnego osadnictwa z rozsiedleniem współczesnem dwóch żywiołów, różniących się językowo, to chyba i tam, gdzie żywioł polski jest w silniejszym stopniu pomieszany z ruskim, choćby nawet mniejszy od niego stanowił procent (a ten wypadek jest prawie znikomo mały w stosunku do całego obszaru przyszłej Chełmszczyzny), niema nawet mowy o tem, aby byt późniejszy od żywiołu ruskiego. Owszem z absolutnej, nie względnej przewagi ilościowej widać, że był to żywioł silniejszy, a zatem równoczesny co najmniej w pracy osadniczei. Tylko tam, gdzie mamy wzmianki o grodach ruskich w środku obszaru, jak Sączeska, Brody nad Wieprzem i niedaleko ujścia Poru, znajdujemy do dziś dnia kliny, wciskające się w głąb ludności ściśle polskiej. Kliny te, chociaż z ludnością prawosławną poniżej 10% wchodzą do obszaru przyszłej gubernii chełmskiej, lako terytorya “spolonizowane" (Zakrzów, Wysokie, Turobin), kiedy w rzeczywistości są to terytorya z dawna politycznie zruszczone. Historya na przestrzeni tysiąca lat przedstawia ten sam więc obraz, który trafnie zaobserwował ekonomista i statystyk, H. Wiercieński, dla czasów dzisiejszych. Wsie ruskie i łąckie mieszają się z sobą. Nikogo to nic dziwi, ani w nikim nie budzi do sąsiada nienawiści. Skoro nie ma przymusu wyznania ani języka, niema też przedmiotu sporu, współżycie i obyczaje raczej zbliżają tę ludność, niż oddalają. A jeśli jest różnica temperamentów, to ta raczej sprzyja zbliżeniu i spokrewnieniu, niż rozbiciu i walkom. Polityczny środek wyłączenia Chełmszczyzny, w imię ad hoc skonstruowanych, praw historycznych, ma właśnie na celu owe walki i rozbicie oprowadzić. Wywód historyczny, na który składają się zebrane przez nas dowody, przemawia na korzyść plemienia, które i do dnia dzisiejszego jest osiadłe w większości między Bugiem, Wista a Wieprzem, które tę ziemię zaludniło i zagospodarowało i które przez tysiąc lat utrzymało się na swej ojcowiźnie, znacząc każde pokolenie brózdami pracy na roli i mogiłami, sypanemi ojcom. Na tem właściwem tle historycznem wyłączenie Chełmszczyzny przedstawia się nie jako akt sprawiedliwości historycznej, ani jako akt wyzwolenia narodowego Rusi z pod opresyi polskiej, lecz jedynie jako nowy środek eksterminacyjny, którego celem — jeżeli już nie wydzieranie języka-i religii, to ziemi z pod nóg chłopa polskiego. Więc po cóż ten znany i wypróbowany już tylokrotnie-system rządów ubierać w nowe szaty teoryi narodowych i sofizmatów historycznych?

 Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2003