STRONA GŁÓWNA

O  Prawdę

ze stosunków polsko-ukraińskich

 ks. dr Szczepan Szydelski

profesor apologetyki na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie

 tekst został opublikowany w 1924 roku

/fragmenty/

 

 Ze stosunków polsko-ruskich.

Ważną i bardzo aktualną sprawą zajął się ks. Karalewski w uwagach swoich w Revue Apologetique z roku 1923: Le clerge occidental et l'apostolat dans l'Orient asiatique et greco-slave. Autor pisze o sprawie misyjnej na Wschodzie z takim zapałem, iż zasługiwałby z tego tytułu na specjalny szacunek ze strony wszystkich, którym leżą na sercu rozwój i przyszłość Kościoła katolickiego. Główną tezę autora stanowi żądanie, by misjonarze zachodni, którzy myślą się poświęcić pracy misyjnej na, Wschodzie, przyjęli na stałe obrządek wschodni i w ten sposób zapewnili swej pracy powodzenie. Autor w wywodach swoich  w tej sprawie nawiązuje do tradycji metropolity Rutskiego, a w szczególniejszy sposób podnosi myśli i stanowisko metropolity Szeptyckiogo. Miło mi tu stwierdzić, że podobne myśli spotykam w Listach o Wschodzie naszego ks. Pawła Smolikowskiego, ze Zgromadzenia Zmartwychwstańców, pisanych i wydanych w roku 1883 we Lwowie. Ks. Smolikowski, pracując wówczas jako misjonarz w Bułgarji w szczególności w Adrjanopolu, zwracał również uwagę na draźliwość ludów wschodnich na punkcie obrządku i swoich zwyczajów i żądał od misjonarzy, którzy tam mieliby pracować, by zdobywali się na: potrzebną odwagę i przyjmowali obrządek wschodni, torując sobie w ten sposób drogę do zaufania ludu.  Ks. Smolikowski zajmuje się tym tematem dokładniej w Liście swoim V., t. j. ostatnim, zaznaczając równocześnie, że wyrzeczenie się obrządku swojego łacińskiego, a praktykowanie grecko-słowiańskiego, dla człowieka Zachodu jest rzeczą niezmiernie trudną i wymaga wielkiej ofiary. Nie chcę wydawać sądu, czy uwagi ks. Karalewskiego są słuszne i czy oddają każdemu, co mu się należy. List do redakcji wspomnianego pisma „d'un missionnaire, ancien professeur... d'apologetique", polemizujący spokojnie z wywodami ks. Karalewskiego nasuwa w tym względzie poważne wątpliwości, któremi jednak zajmować się nie myślę, jak nie myślę się zajmować uwagami ks. prałata Calavassy'ego, również w tej sprawie zainteresowanego. W każdym razie wolno każdemu bronić swego zapatrywania, choćby ono z pewnych względów miało się spotkać nawet z ostrą krytyką. Ale ks. Karalewski w artykułach swoich dotyka też wielu kwestji, które w dużej mierze są natury politycznej i zbyt żywo obchodzą Polskę, a dotyka ich w sposób, który stanowczo wymaga wyjaśnienia. Arcybiskup Ropp w ewioim liście do redakcji Revue Apologetique na pewne ustępy wywodów ks. Karalewskiego, o ile mianowicie odnosiły się do jego własnej osoby i do projektu przez niego zgłoszonego w sprawie misji w Rosji, już odpowiedział; odpowiedź jego jednak nie wydaje się dostateczną. A warto się z tą sprawą zapoznać, aby wiedzieć, co o nas w pewnych kołach katolickich, także francuskich i włoskich, mysią i mówią. Naturalnie nie odnoszę uwag moich pod adresem redakcji Revue Apologćtique gdyż redakcja, jak mi to jest wiadomem, odnosi się do nas życzliwie, a nawet żałuje, że artykuły ks. Karalewskiego bez zastrzeżeń w swojem piśmie zamieściła. Ks. Karalewski w przyszłości dla. swoich wycieczek przeciw Polakom już tam miejsca nie znajdzie. Ale uwagi ks. Karalewskiego nie są z pewnością odosobnione i dlatego nie wolno nam ich milczeniem pomijać. Ks. Karalewski, a właściwie ks. Charron, pochodzenia francuskiego, nie rosyjskiego i nie ukraińskiego, bibljotekarz watykański — z tego tytułu w styczniu bieżącego roku bawiąc we Lwowie w pałacu metropolity Szeptyckiego, zakupywał pewne dzieła polskie dla bibljoteki watykańskie] - miał specjalna misję od tegoż Metropolity, z której aż do czasu wojny wywiązywał się, jak sam - pisze, dobrze, i jak mógł. pracował dla obrządku grecko-słowiańskiego. Mając mandat od ks. Metropolity Szeptyckiego do bronienia, oczywista w Kurji Rzymskiej, spraw obrządku grecko-słowiańskiego, mógł w sposób nawet przesadny bronić w misjach na Wschodzie także praw tegoż obrządku i tego mu nikt za złe brać nie może. Ale ks. Karalewski, jako pisarz katolicki, występujący w interesie widocznym Kościoła katolickiego i jego przyszłości w Rosji, miał obowiązek być dla wszystkich sprawiedliwym, a w podawaniu faktów materjalnych całkiem objektywnym. Niestety w tym względzie autor, o ile idzie w szczególności o Polaków i o Polskę, świadomie czy nieświadomie, nie umiał zachować dość bezstronności. To co mówi o Polakach, o klerze polskim i o Polsce, jest w wysokim stopniu niesłuszne i krzywdzące. Ks. Karalewski podał mianowicie z jedne strony szereg faktów w całkiem fałszywem oświetleniu, a z drugiej strony zdaje się bronić tezy, niejednokrotnie już przedtem przez niektórych teoretyków czy entuzjastów z Zachodu i przez wrogów Polski powtarzanej, że Polska stoi na przeszkodzie nawróceniu Rosji, dlatego Polacy, jako nacjonaliści, w pracy misyjnej w Rosji nie mogą być użyci. Nie idzie mi tu tyle o obronę Polaków jako takich, ani o wykazywanie zdatności czy niezdatności naszej do propagandy katolicyzmu w Rosji, tem mniej o obronę nacjonalizmu polskiego, o ile o nim można mówić, ale raczej o obronę prawdy, na której wszelka praca kościelna winna polegać. Polacy są narodem katolickim od wieków, a z tego tytułu mają prawo żądać, aby ich traktowano sprawiedliwie przynajmniej tam, gdzie się występuje w imię idealnych interesów Kościoła katolickiego. Kościół przytem nie może budować planów swoich na nieprawdzie na faktach fałszywych, na relacjach zbyt jednostronnych i tendencyjnych, toby bowiem nie przyniosło dobrych owoców. Uwagi jednak ks. Karalewskiego, choć zapewne nie pochodzą z osobistej animozji do Polaków, ani złej woli, i chociaż mają pozory uwag ściśle rzeczowych, podyktowanych jedynie interesem kościelnym, są przecież w rzeczywistości bardzo jednostronne i dlatego właśnie domagają się odpowiedzi i sprostowania. Autor mówi między innemi o „walkach politycznych, które rozdzierają Galicję wschodnią od chwili, jak Polacy zdobyli ją siłą w roku 1918/19". To zdanie nie odpowiada prawdzie objektywnej. Walki polityczne w Małopolsce wschodniej sięgają czasów dawniejszych i one to właśnie doprowadziły do walki orężnej. Polacy nie zdobywali siłą Galicji wschodniej, gdyż ją od wieków zajmowali, ani nie rozpoczynali walki orężnej. Walkę orężną rozpoczęli Rusini, niespodzianie i gwałtem zająwszy polski Lwów, a prowadzili ją siłami z całej Ukrainy. Rusini sami zdali na los oręża, czyją ma być Galicja wschodnia. Polacy napadnięci, musieli myśleć o obronie i przyjąć narzuconą im walkę, która się zakończyła ich zwycięstwem. „Żaden prawosławny nie może się stać katolikiem, jeśli nie chce być łacińskiego obrządku". O takim zakazie nic mi nie wiadomo, a i autor nie podał tu żadnego dowodu. Póki zaś nie dostarczy dowodu, że tego rodzaju zarządzenie wydano, mam prawo także ten zarzut uważać za nieuzasadniony. Sprawa ta jednak nie jest tak prostą jak się wydaje autorowi, i dlatego niżej do niej jeszcze wrócimy. „Starożytną   katedrę władyków z mozaikami błyszczącemi złotem niedawno przemienili w kościół polski".  Słowa, te odnoszą się prawdopodobnie do soboru w Łucku, który służył aż do czasu okupacji państw centralnych celom prawosławnym, w ostatnich zaś czasach miał być istotnie przerobiony i zwrócony łacinnikom. Ale ta właśnie katedra prawosławna aż do czasu 1853 była kościołem OO. Bernardynów i gwałtem tylko rząd carski zabrał go katolikom łacińskim. Jest on tylko jednym z wielu zabranych Polakom, którzy niegdyś mieli tam kilka ddużych świątyń, a dziś posiadają tylko jedną. Może jutro w nowym numerze Revue Apologetique  ks. Karalewski zechce za posłem ruskim do Sejmu warszawskiego, panem Chruckim, napisać, że Polacy świeżo zabrali Rusinom kościół i klasztor w Nowym Zachorowie. Wyjaśnił minister polski, że jest to znów odebranie dawnego klasztoru polskich Dominikanów, który Rosjanie w roku 1848 bezprawnie zabrali i na cele prawosławia przerobili. Polacy częściowo tylko swoje odbierają, nie zabierają, cudzego. „Mądra restauracja odbyła się przy tej manifestacji dwuobrządkowości" — pisze dalej ks. Karalewski pod adresem ks. arcyb. Roppa, autora memoriału wniesionego do Rzymu w w sprawie dwuobrządkowości w Rosji - "w miejsce gołąbka wyobrażającego Ducha św. , dano orła białego."   Żałuję bardzo, że autor nie podał dokładnie miejsca, gdzie w tein sposób przemalowano gołąbka na orła białego, aby można rzecz, zbadać! Jest to poważne oskarżenie, ale wydaje mi się ono jednem z licznych oszczerstw, rzucanych na Polaków przez ich wrogów. Jeśli rzeczywiście przywrócono gdzie orła białego, którego usuwali czy zamalowywali Moskale w czasie panowania w Polsce, to niezawodnie odpowiadało to a la "restauration intelligente" , albowiem nie przywykliśmy jeszcze do nadużywania w sposób niegodny rzeczy świętych do celów zupełnie świeckich. Jesteśmy katolikami śmiem to twierdzić, nie gorszymi od innych i mamy pewne zrozumienie tych rzeczy. Jeśli jednak autor miał tu na względzie sobór prawosławny w Łucku, to cały ten zarzut jest  podłem oszczerstwem. Autor padł tu ofiarą bezczelnie fałszywych, informacyj, gdyż stan rzeczy jest zupełnie inny. Ks. Czyżewski, proboszcz łucki, pisał mi w tej sprawie w sierpniu 1923 roku: „Sobór prawosławny (były kościół pobernardyński) dotąd pozostaje w rękach schizmatyckich. Pomimo  obietnic i nakazów, z góry władze miejscowe nie mogą się zdecydować na oddanie soboru katolikom. Skąd mogła powstać pogłoska, o przemalowaniu gołąbki na orła, trudno zrozumieć. Mozaiki w kościele pobernardyńskim nie było i zapewne w soborze też niema, oprócz malowideł wschodniego pędzla i napisów w języku słowiańskim." Podobnie pisał mi w tej sprawie ks. prałat Płoszkiewicz. Rzecz toczyła się niedawno w Sejmie i choć większość oświadczyła się za zwróceniem soboru łacinnikom, to jednak przypuszczam, że zwrot dotąd nie nastąpił. Lecz jak słuszny mogą, mieć wobec tego żal Polacy do autora, że tak łatwo przyjmuje kłamliwe relacje i w piśmie katolickiem oczernia ich wobec całego świata! „Polityczna akcja polska,  prowadzona w wielkiej mierze wbrew przepisom kanonicznym przez księży, przejścia dowolne (na obrządek łaciński), nawet wymuszone" — zarzuca nam w dalszym ciągu ks. Karalewski. Odpowiadam, że akcją polityczną zajmują się przedewszystkiem księża ukraińscy. Lwowska n.p. kapituła metropolitalna obrządku grecko-słowiańskiego ma w swoim gronie takich członków jak ks. Kunicki: wśród lwowskiego duchowieństwa łacińskiego człowieka o podobnym charakterze trudnoby było  znaleźć. Działalność polityczna ks. Kunickiego  dobrze jest znaną we Lwowie i dziwić się mogę, że autor o niej nie słyszał i tylko u duchowieństwa łacińskiego widzi akcję polityczną. O zmuszaniu do przejścia na obrządek łaciński nie ma u nas mowy i żądam tu od autora dowodów na uzasadnienie swego oskarżenia. A co do przechodzenia dobrowolnego,  przyznaję, że takie wypadki po miastach i po walkach ostatnich się zdarzają, ale zdarzają się nie od dzisiaj i nie tylko na korzyść obrządku łacińskiego. Przechodzenia dobrowolne trafiały się tu od wieków i jest rzeczą pewną, że w tej walce o dusze w ostatecznym rozrachunku w ciągu wieków obrządek łaciński znacznie więcej stracił, niż zyskał. Także po roku 1863 obrządek łaciński stracił w ten sposób w Małopolsce Wschodniej tysiące  dusz, i to nawet drobnej szlachty, gdyż kościoły katolickie łacińskie były rzadkie, a cerkwie unickie w każdej wiosce i wioszczynie. A co się działo w prowincjach, niegdyś carom podległym, gdzie wskutek  systematycznego prześladowania Kościoła obrządek łaciński na kresach musiał tracić na rzecz prawosławia setki tysięcy dusz? W każdym razie nie znam żadnego rozporządzenia ze strony rządu polskiego o przeciąganiu ludzi obrządku wschodniego ma obrządek łaciński, a jeśli je zna  ks. Karalewski, niech je ogłosi z podaniem jego daty. My z naszej strony podnosimy nadzwyczajną, tolerancję w tych rzeczach państwa polskiego, które Konstytucją zagwarantowało wszystkim wolność i nie zamierza tych gwarancyj cofać. Cerkiew unicka w Małopolsce wschodniej cieszy się niezawodnie zupełna swobodą, a jeśli przy zmianie obrządku nie przestrzega się „les prescriptione canoniques", to ten zarzut. dotyka w wyższym stopniu obrządku grecko-słowiańskiego. Obrządek laciński był zazwyczaj w roli broniącego się, nie napadającego. Możnaby tu na poparcie przytoczyć mnóstwo faktów, ale szczupłe ramy niniejszych uwag na to nie pozwalają. Zarzuca nam też autor „l'imperiailisme polonais", i w tym względzie — stwierdzamy to z bólem — idzie razem z nacjonalistami rosyjskimi, niemieckimi,  litewskimi i ukraińskimi, a przedewszystkiem a wolnomyślicielami i masonami całego świata, którzy nie mogąc, strawić katolickiej Polski, zarzucają jej imperjalizm.  W ogólności im kto sam jest większym imperjalistą, tem głośniej wytyka; imperalizm Polsce. Litwini chcą zabrać Wilno, które od wieków jest miastem polskiem, które już w XVI wieku miało polski uniwersytet i w którem oni stanowią ledwie 2—5 % i nie są imperjalistami: Polska zaś, przygarniająca tę ziemię sierocą  i cisnącą się jej ludność polską jest imperjalistyczną!  Rusini galicyjscy, wyciągający ręce po Wołyń, Polesie, Podlasie, Białą Ruś i poludniowo-zachodnią Małopolskę (Łemków) nie są imperialistami: Polska, dlatego, że te kraje od wieków posiadała, i na nie kulturalnie oddziaływała, że żywioł polski mimo wrogiego ucisku tam się utrzymał i dlatego tych krajów się nie zrzeka, jest imperialistyczną!  Rzecz zrozumiała, że nacjonaliści rosyjscy i niemieccy, którzyby w ogóle żadnej Polski nie chcieli, krzyczą, również na polski imperjalizm. A niestety, spotyka nas ten sam zarzut, i to nie po raz pierwszy, także z kół, rzecby można, rzymskich — Polacy upominają się o ziemie, do których mają prawo, ale nie są imperjalistami, dlatego zrzekli się bez trudności nawet Mińska i Kamieńca Podolskiago, choć te miasta gwałtem wyrywały się do Polski. Ale ks. Karalewski już nie tylko mylnie informuje  czytelników Revue Apologetique  idzie on dalej i pozwala sobie przeciw, nam na złośliwe przytyki, które u takiego autora i w taktem piśmie muszą wywoływać zdumienie. "Polacy — pisze autor — chcieliby iść do Rosji prawosławnej i nawracać ich jak Murzynów i Chińczyków."  Czem tłumaczyć to tak niegodne kapłana katolickiego spotwarzanie polskiego narodu i polskiego kleru? Czyż nie jesteśmy duchowieństwem katolickiem, czy innej uczymy się teologji, niż nasi konfratrzy w Rzymie, Insbrucku czy Paryżu? Czyżbyśmy zapomnieli elementarnych zasad tej teologji?  Przystąpię do dalszych przeciw nam uwag ks. Karalewskiego. Ks. Karaleweki czyni zarzut Polsce i Polakom,  że nie oddają stolic biskupich w Łucku i Ostrowie ks. biskupowi Bocianowi, że nie pozwalają nawracać na unję schizmatyków na Wołyniu, w ziemi Chełmskiej, na Podlasiu, że burzą sławny sobór na placu Saskim w Warszawie, że kaplicę niegdyś bazyljańską w Warszawie oddano ks. arcybiskupowi Teodorowiczowi. To wszystko tłumaczy autor jedynie polskim nacjonalizmem i imperjalizmem. Ale rzecz dziwna., autor nie dostrzegł, jak powierzchownie i jednostronnie te rzeczy przedstawia. Autor nie zastanawiał się nawet, czy też przypadkiem i u Rusinów niema nacjonalizmu, i czy właśnie sympatyzowanie z tym ukraińskim nacjonalizmem nie jest źródłem tego rodzaju skarg przeciw Polakom, a przecież ten moment sprawę ogromnie komplikuje.  Jest faktem, któremu także ks. Karalewski nie chce przeczyć, że Rusini prowadzą również politykę, i to politykę odnośnie do Polaków nienawiści i kłamstw, że w swej polityce przeciw Polakom, jako skrajni nacjonaliści, nie przebierają w środkach, że jeszcze w roku 1923 przy kościele metropolitalnym nadużyli pożegnania Mgr. Genocchi'ego do skrajnej manifestacji politycznej,  dopuszczając posła Łuckiewicza,  znanego krzykacza i schizimatyką z Wołynia, wśród znaków kościelnych i chorągwi, do gwałtownej mowy przeciw nam. Rusini w jesieni 1922 r. palili polskie chaty i dwory, niszcząc całoroczny dobytek i domostwa, mordowali takich działaczy, jak ś.p. Twardochlib, dlatego tylko, iż mieli odwagę wbrew instrukcjom Petruszewicza nawiązywać stosunki z Polakami i dążyć do zgodnego z nimi spółżycia. Z tą polityką nienawiści i zbrodni solidaryzował się ogół społeczeństwa ruskiego, nie wyłączając nawet duchowieństwa, gdyż gwałty, podpalania, morderstwa nie zostały publicznie potępione przez nikogo z inteligencji ruskiej, przez nikogo z cerkwi ruskiej, nic o tem nie wiadomo przynajmniej we Lwowie. A to wszystko działo się podówczas, gdy Polacy wyciągali rękę do zgody i w Małopolsce wschodniej prowadzili w stosunku do Rusinów politykę jaknajbardziej umiarkowaną, aż za słabą. Czyż to wszystko ma oznaczać, iż tylko Polacy prowadzą politykę i są nacjonalistami, a Rusini są niewiniątkami bez polityki i bez nacjonalizmu?  Stwierdzam fakt, że Rusini prowadzili i prowadzą politykę skrajnie nacjonalistyczną, prowadzili politykę nacjonalistyczną już przed wojną, i że skutkiem swoich wielkich aspiracyj politycznych, zamiast budować państwo ukraińskie nad Dnieprem, które im Opatrzność już dała, rozpoczęli krwawą wojnę z Polakami o Lwów, chcąc stworzyć wielką Ukrainę, że w końcu gdy sny o wielkości los rozwiał, myślą nawet o złączeniu z bolszewikami rosyjskimi. W  tej polityce ukraińskiej było magna pars unickie duchowieństwo ruskie. Jeśli zatem ktoś zarzuca nacjonalizm Polakom, nie powinien przeoczać gwałtowniejszego nacjonalizmu Rusinów, który właśnie utrudnia pokojowe spółżycie z sobą dwu szczepów pokrewnych. Ale także obrządek słowiański i sama unja mają niezmiernie wielkie znaczenie polityczne, czego jak się zdaje ks. Karalewski również nie brał, czy nie chciał brać pod uwagę. Unja ma pierwszorzędne znaczenie polityczne dla samych Rusinów galicyjskich, a następnie dla Polski i dla Rosji.

(...)

 

 Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2003