STRONA GŁÓWNA

Pawłokoma

u żródeł akcji odwetowej

 czasopismo historyczno-publicystyczne "NA RUBIEŻY" nr 80/2005

www.narubiezy.republika.pl

 Pawłokoma, wieś sołecka, gmina Dynów, parafia Dylągowa.W 1921 roku wieś miała 209 zagród i 1.145 mieszkańców, w tym: 272 Polaków, 865 Rusinów i 8 Żydów. W 1931 roku liczba zagród wzrosła do 225, a mieszkańców do 1.253 osób. W 1939 roku liczba mieszkańców uległa zmniejszeniu do 1.189 osób, w tym było: 898 Ukraińców, 273 Polaków i 9 Żydów. Według spisu ze stycznia 1945 roku wieś miała 1.101 mieszkańców, w tym: 735 Ukraińców i 366 Polaków. Miejscowi Ukraińcy już od 1937 roku znajdowali się pod silnym wpływem OUN, która miała tu swoją komórkę organizacyjną i byli wrogo nastawiani przez nią w stosunku do miejscowej ludności polskiej. Po klęsce wrześniowej 1939 roku przez dwa tygodnie w Pawłokomie stacjonowały wojska niemieckie. Miejscowy nauczyciel nacjonalista ukraiński Mikołaj Lewicki złożył donos na 12 Polaków, że posiadają broń, że w nocy ostrzeliwali żołnierzy niemieckich. Niemcy aresztowali wtedy pięciu Polaków: Andrzeja Burka, Jana Diaczyńskiego, Władysława Kowala, Jana Nowaka i Walentego Sarnickiego. Pozostałych siedmiu zdążyło się ukryć i uniknęło aresztowania. Aresztowanych skierowano do Rzeszowa do wojskowego sądu wojennego. Groziła im kara śmierci. Przypadek zrządził, że oficer prowadzący śledztwo był z pochodzenia Austriakiem, który znał osobiście jednego z aresztowanych. Razem służył z nim w wojsku podczas pierwszej wojny światowej. Zarządził dokładne w tej sprawie śledztwo i nie znajdując żadnych dowodów na potwierdzenie donosu kazał zwolnić aresztowanych. Po dwu tygodniach wojsko niemieckie wycofało się z Pawłokomy i wieś znalazła się pod okupacja sowiecką. Od pierwszych dni czynili wszystko by pozbyć się Polaków, szczególnie te polskie rodziny, które zakupiły ziemię z miejscowego majątku ziemskiego. Między innymi znany jest fakt, że kilku Ukraińców zwróciło się do komendanta NKWD z zapytaniem, czy mogą wyrżnąć Lachów? W odpowiedzi usłyszeli kategoryczny zakaz tego i stwierdzenie: “u nas wsie nacje mają równe prawa". Wtedy miejscowy komitet ukraiński sporządził doniesienie do NKWD, że Polacy którzy zakupili ziemię są osadnikami wojskowymi i brali udział w wojnie w 1920 roku, co było wierutnym kłamstwem. Na podstawie tego doniesienia NKWD 10 lutego 1940 roku zesłało na Sybir 7 polskich rodzin - 40 osób:

1. Piotr Banaś z żoną Józefą i pięciorgiem dzieci,

2. Wincenty Banaś z żoną i trójką dzieci,

3. Jakub Chrapek z żoną Anielą i dwójką dzieci,

4. Mikołaj Łach z żoną Karoliną i czwórką dzieci,

5. Wawrzyniec Pyrda z żoną Apolonią i dwójką dzieci,

6. Andrzej Radon z żoną Antoniną i pięciorgiem dzieci,

7. Henryk Wrotniak z żoną Wiktorią i pięciorgiem dzieci.

Z całej grupy zesłanych na Sybir, ocalało tylko 10 osób. Po wybuchu wojny niemiecko - sowieckiej w czerwcu 1941 roku Pawłokoma znalazła się pod okupacją niemiecką. Już pod koniec czerwca 1941 roku we wsi ożywiła się działalność OUN. Terenową władzę administracyjną i policyjną przejęli Ukraińcy i podobnie jak dawniej zaczęli się wysługiwać nowemu okupantowi. Szczególną aktywność przejawiał w tym względzie miejscowy nauczyciel Ukrainiec Lewicki. Złożył on oskarżenie, ze Polacy w Pawłokomie posiadają ukrytą broń. Policja ukraińska aresztowała trzech mężczyzn i dwie kobiety pod zarzutem posiadania broni. Policjanci na miejscu dokonywali przesłuchań przy zastosowaniu różnych tortur, aby wymusić przyznanie się i wskazanie miejsca ukrytej broni. Aresztowanym połamano ręce i nogi, broni nie znaleziono. W tym stanie zabrano aresztowanych – którzy zaginęli bez wieści w lutym 1942 roku.

1-5. NN.

W marcu 1943 roku policja ukraińska złożyła donos do gestapo na czterech mieszkańców wsi. Zostali aresztowani i osadzeni w Oświęcimiu gdzie zginęli:

6. Franciszek Guc,

7. Jan Kosztowski,

8. Andrzej Łach,

9. Anna Szpak - Ukrainka, sympatyzująca z Polakami. W kwietniu 1944 roku zostało aresztowanych przez policję ukraińską z Jawornika Ruskiego pięciu mieszkańców Pawłokomy pod zarzutem posiadania broni i przynależności do AK. Zaginęli bez wieści:

10. Jan Kuś,

11. Maria Ulanowska,

12. Jan Radon,

13. Katarzyna Kucyło,

14. Jan Ulanowski,

Terenowe kierownictwo AK podjęło decyzję o ukaraniu nacjonalistów ukraińskich współpracujących z okupantem niemieckim i podejrzanych o donosy do gestapo. Wydano i wykonano w latach 1943 -1944 wyroki śmierci na: Mikołaju Lewickim, Iwanie Karpie, Iwanie Szpaku i Eugeniuszu Trojanie. W styczniu 1945 roku do wsi wkroczył oddział UPA w sile około 60 ludzi i uprowadził ze wsi 10 mieszkańców Pawłokomy i trzech mieszkańców Dynowa, którzy w tym czasie przebywali w Pawłokomie. Uprowadzonymi byli:

15. Stanisław Banaś,

16. Marek Diablik,

17. Edmund Dzióbczyński,

18. Andrzej Łańczak,

19. Jan Marszałek,

20. Kacper Radon (sołtys),

21. Antoni Trojan,

22. Ignacy Wilk (delegat do Gminnej Rady Narodowej),

23. Katarzyna Kosztowska, 29 lat, Ukrainka sprzyjająca Polakom,

24-25. NN. milicjanci pełniący służbę w Dynowie,

26. NN. kobieta, ok. 45 lat (przebywała w tym czasie u Antoniego Trojana). z Dynowa:

27. Jan Gąsecki,

28-29. Gierul... dwaj bracia.

Następnego dnia rodziny uprowadzonych, terenowe kierownictwo samoobrony i dawni żołnierze AK z Pawłokomy i Dynowa wystosowały apel z wezwaniem do kierownictwa UPA, aby zwolniły uprowadzonych, lub wskazały miejsce pochówku. Dano termin wykonania i jednocześnie zagrożono odwetem w przypadku nie spełnienia tego apelu. Apel przekazano miejscowemu księdzu grekokatolickiemu w Pawłokomie oraz wykonano informacyjne ulotki. Na apel Ukraińcy nie dali żadnej odpowiedzi. W związku z tym strona polska podjęła działania mające wymusić wskazanie miejsca pochówku uprowadzonych Polaków. W nocy z 1 na 2 marca 1945 roku w rejonie plebanii w Dylągowej dokonano koncentracji oddziału poakowskiego “Wacława" przybyłego spod Lwowa oraz członków polskiej samoobrony z Dynowa, Bartkówki i innych miejscowości. 3 marca 1945 roku wczesnym rankiem oddział “Wacława" wsparty przez liczną grupę mężczyzn - Polaków z okolicznych samoobron (w tym było wielu Polaków, którym bandy UPA spaliły lub ograbiły gospodarstwa i wymordowały kogoś z ich rodzin). Otoczyły wszystkie domostwa ukraińskie, mieszkańcom nakazały zgromadzić się w cerkwi. Oddzielono wszystkich mężczyzn w wieku od 17 do 75 lat. Natomiast wszystkie kobiety z dziećmi pod eskortą wyprowadzono ze wsi w kierunku Piątkowej, tam zwolniono i kazano im iść na Ukrainę. Zatrzymanych mężczyzn poddano przesłuchaniu, które sprawadzało się do dwu pytań: “Kto uprowadził Polaków- mieszkańców Pawłokomy? gdzie są zakopane ich zwłoki?" Wszyscy odpowiadali, że nie wiedzą i że nie mieli z tym nic wspólnego. Odpowiedzi te budziły wątpliwości. Nawet gdyby w uprowadzeniu i zamordowaniu nie brali udziału Ukraińcy z Pawłokomy, to bez pomocy miejscowych Ukraińców nie byliby w stanie dokonać tak szybkiego i sprawnego uprowadzenia. Brak pozytywnej odpowiedzi na zadane pytania spowodowało, że dowództwo akcji odwetowej podjęło decyzję rozstrzelania wszystkich zatrzymanych mężczyzn - Ukraińców. Wydzielona grupa wyprowadziła ich na cmentarz, gdzie wykopano dwa doły i nad nimi rozstrzelano od 120 do 150 Ukraińców i tam ich zasypano ziemią i obie te mogiły istnieją po dziś dzień. Liczba rozstrzelanych Ukraińców budzi kontrowersje i emocje. Ukraińcy podają liczbę 365 osób i że wśród nich były również kobiety i dzieci. Wykorzystują tu podaną w meldunku poakowskim liczbę około 300 rozstrzelanych banderowców do tego dodali liczbę 65, aby to brzmiało bardziej wiarygodnie. Sprawa tu jest bardzo prosta do wyjaśnienia. Wystarczyło tylko dokonać ekshumacji z dwu zbiorowych mogił, aby ustalić rzeczywistą liczbę ofiar. Nikt tego jednak nie dokonał, ani ówczesne władze polskie, ani też Ukraińcy nie domagali się tego. Wypędzone ukraińskie kobiety z dziećmi udały się ze skargą do sowieckiego komendanta wojennego w Sanoku. Ten wysłał oddział NKWD, który dokonał w połowie kwietnia 1945 roku w Dynowie i jego rejonie aresztowania 282 Polaków podejrzanych o udział w akcji odwetowej w Pawłokomie. Po przesłuchaniu zwolniono 200 Polaków, a 82 skazano na więzienia i łagry i zesłano w głąb ZSRR. Władze Polski Ludowej również dokonały aresztowań kilkunastu Polaków podejrzanych o udział w akcji odwetowej w Pawłokomie. Część z nich skazały na więzienia do 6 lat. 7 lipca 1945 roku została zamordowana przez miejscowych “Striłciw" z SKW “Smicha" i “Jastruba" Polka powracająca z przymusowych robót z Niemiec.

30. Karolina Kaszycka.

W nocy z 4 na 5 października 1945 roku bojówki UPA dokonały napadu na Pawłokomę. Spaliły większość budynków polskich i poukraińskich oraz zamordowały 5 napotkanych Polaków:

31-35. NN.

W dniu 12 lutego 1946 roku w nocy banda UPA uprowadziła z Pawłokomy 13 osób. Z grupy tej zwolniła z nieustalonych przyczyn czteroosobową rodzinę Fedzugów, a jednej osobie Emilowi Michalikowi udało się uciec i dzięki temu ocalał. Pozostałych 8 osób zostało zamordowanych w rejonie Woli Wołodzkiej. Byli to:

36. Jan Marszałek, 37 lat

37. Józef Pantol, 25 lat

38. Władysław Ulanowski, 24 lata

39. Andrzej Żańczak, 45 lat

30-43. NN.

W marcu 1946 roku zostało zamordowanych trzech mieszkańców Pawłokomy, którzy wybrali się po ziemniaki do swoich gospodarstw (mieszkali czasowo po zachodniej stronie Sanu).

44-46. NN.

W dniu 23 października 1946 roku podczas napadu bojówki UPA został zastrzelony w czasie ucieczki:

47. Ludwik Potoczny,

48. Józefa Łach, 12 lat

49. Zbigniew Biela około 11 lat  - utopili się w Sanie podczas ucieczki.

Po 1947 roku po operacji “Wisła" Polacy odbudowali się i teraz wieś jest zamieszkała wyłącznie przez Polaków. Ukraińcy z Pawłokomy zostali przesiedleni na Ziemie Odzyskane w 1947 roku. Część z nich wyjechała do Kanady, głównie mężczyzn banderowców, których w dniu akcji odwetowej nie było w Pawłokomie. Ukraińcy próbują wykorzystać skutki akcji odwetowej Polaków w Pawłokomie, wyolbrzymiając poniesione straty, a całkowicie zapominając o przyczynach tej akcji odwetowej.

Zdzisław Konieczny - BYŁ TAKI CZAS. U źródeł akcji odwetowej w Pawłokomie. (Wybrane fragmenty)

LUDNOŚĆ

Wieś Pawłokoma zamieszkiwało w 1938 roku 273 rzymskokatolików i 898 grekokatolików. Ogółem wioska miała w tym czasie 1.171 mieszkańców. W małżeństwach mieszanych zgodnie z Konkordią, dzieci były chrzczone w kościele lub cerkwi. Zgodnie z zasadą - córki według obrządku matki, a synowie ojca. Nazwiska mieszkańców Pawłokomy o brzmieniu polskim czy też ukraińskim nie świadczą o przynależności narodowej. O przynależności do danej narodowości decydowali rodzice. W latach okupacji sowieckiej i niemieckiej ludność Pawłokomy uległa zmniejszeniu w wyniku wywózki na “Sybir" i na przymusowe roboty do Niemiec. Spis ludności wioski dokonany w styczniu 1945 roku podaje, że wieś zamieszkiwało 1.101 mieszkańców, w tym 735 Ukraińców i 366 Polaków. Pawłokoma była siedzibą parafii grekokatolickiej, do której należały wioski Bartkówka i Sielnica. Przy czym w obu tych wsiach grekokatolicy stanowili znikomy procent mieszkańców. Polacy w Pawłokomie należeli do parafii rzymsko -katolickiej w Dylągowej.

POCZĄTKI KONFLIKTU

Wieś posiadała cerkiew murowaną, wybudowaną w 1909 roku, dom ludowy - ukraiński, sklep ukraiński, czytelnię “Proświty", budynek szkolny, ukraińską wytwórnię dachówek. Przed wybuchem drugiej wojny światowej prowadzono w nim naukę po polsku i po ukraińsku. Początek konfliktu między Polakami, a Ukraińcami w Pawłokomie spowodowała parcelacja folwarku przez jego właściciela A. Skrzyńskiego dokonana po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Z parcelacji skorzystali głównie Polacy zamieszkali w Pawłokomie, Dylągowej oraz innych wioskach, a tylko nieliczni Ukraińcy z Pawłokomy co spowodowało zawiść ukraińskich mieszkańców wsi. Dodatkową przyczyną antagonizującą mieszkańców wsi był udział Ukraińców z Pawłokomy w wojnie polsko -ukraińskiej 1918 - 1919 roku oraz działalność UWO (Ukraińskiej Organizacji Wojskowej), a także wiadomości docierające za pośrednictwem uczniów ukraińskiego gimnazjum państwowego w Przemyślu i księży grekokatolickich pracujących w Pawłokomie o “walce" przeciwko państwu polskiemu prowadzonej przez nacjonalistów ukraińskich. Z Pawłokomy pochodził też znany działacz ukraińskiej spółdzielczości Andrij Mudryk, którego rodzina mieszkała we wsi. We wsi działali Ukraińcy, sympatyzujący lub należący do OUN. W latach II Rzeczypospolitej nastąpił wzrost świadomości narodowej mieszkańców Pawłokomy zarówno ukraińskiej jak i polskiej. Ci ostatni dzięki poparciu administracji uzyskali możliwość utworzenia własnej świetlicy, przeznaczonej dla miejscowego “Strzelca". Stała się ona centrum polskim, stanowiąc konkurencję dla jedynej dotychczas świetlicy “Proświty". Powstanie świetlicy “Strzelca" doprowadziło do wyraźniejszego podziału narodowościowego i zaostrzenia się konfliktu między Polakami, a Ukraińcami.

DZIAŁALNOŚĆ OUN

W latach II Rzeczypospolitej uchodziła Pawłokoma za wieś stanowiącą najaktywniejsze środowisko nacjonalizmu ukraińskiego w powiecie brzozowskim, które prowadziło wybitnie antypolską działalność. Przed wybuchem drugiej wojny światowej we wsi grupa osób z księdzem grekokatolickim organizowała liczne uroczystości mające charakter narodowo- religijny i antypolski. Do najbardziej znanych działaczy nacjonalistycznych należeli księża grekokatoliccy: Józef Fala, Mirosław Seneta i Wasyl Sawczuk oraz tacy mieszkańcy wsi jak: Jan Dziwik, Karpa, Piotr Potoczny i nauczyciel Mikołaj Lewicki.

NASILENIE DZIAŁAŃ ANTYPOLSKICH

W 1938 roku nastąpiło ożywienie działalności OUN w Pawłokomie. W lutym 1938 roku Starostwo Powiatowe w Brzozowie zawiesiło działalność czytelni “Proświty" w Pawłokomie za zorganizowanie obchodów - akademii dla uczczenia śmierci Wasyla Biłasa i Dymitra Daniłyszyna [1], sławiąc ich jako bohaterów narodowych [2]. Byli oni sprawcami zabójstwa Ukraińca Tadeusza Hołówki, polityka, posła na sejm zwolennika porozumienia polsko - ukraińskiego. Został on zabity 28 sierpnia 1931 roku, a sprawcy zostali schwytani i skazani na śmierć. W marcu 1938 roku na tajnym zebraniu około 40 członków zawieszonej czytelni “Proświty" - ks. Wasyl Sawczuk wzywał do bojkotu Polaków oraz nie pracowania ani też kupowania od nich. W październiku 1938 roku odbyły się w Pawłokomie nielegalne zebrania członków OUN, w których brali udział: ks. M. Seneta, P. Potoczny, Karnas i Naleśnik. Zebrania miały na celu wykorzystanie młodzieży ukraińskiej do wystąpień antypolskich. Co wyraziło się m.in. w śpiewaniu antypolskich piosenek szydzących z Polaków i państwa polskiego oraz wzywanie Polaków do wynoszenia się za San. W ukraińskie Zielone Święta w nocy z 12 na 13 czerwca 1938 roku Ukraińcy z Pawłokomy urządzili religijno narodowe antypolskie manifestacje w postaci ustawienia krzyża z cierniowymi wieńcami z czerwoną szarfą i hasłem “Braciom za wolność Ukrainy" - usypywanie mogił i procesje. Atakowani byli również ci Ukraińcy i te organizacje ukraińskie, które stały na stanowisku współpracy z polską administracją. Tego rodzaju działalność nacjonalistów ukraińskich rozbudzała do nich niechęć Polaków. Działacze OUN głosili, że tylko ona jest jedynym reprezentantem ludności ukraińskiej. Poglądy te wspierał również ksiądz grekokatolicki z Pawłokomy. Wystąpienia nacjonalistów ukraińskich w Pawłokomie, skierowane przeciwko państwu polskiemu jak też polskim mieszkańcom wsi, spowodowały aresztowania terenowych przywódców OUN i ich zwolenników. Aresztowano Jana Dziwika, Piotra Potocznego, Karpę i M. Lewickiego. W wilii M. Lewickiego organizowano spotkania nacjonalistów ukraińskich z emisariuszami ze Lwowa, przechowywano broń nielegalnie wydawane gazety i ulotki. Z tego środowiska wysuwano hasła “Lachiw rizat". Aresztowania udało się uniknąć miejscowemu księdzu grekokatolickiemu, którego na jakiś czas przeniesiono do innej parafii. W Pawłokomie występowało zjawisko identyfikowania się żon - grekokatoliczek z obrządkiem męża, a zatem dochodziło do polonizacji ich dzieci. Narodowcy ukraińscy podjęli akcję przeciwdziałania temu. Starali się różnymi środkami dotrzeć do rodzin mieszanych. W Pawłokomie proponowali polskim mieszkańcom wsi kupowanie towarów w miejscowym sklepie ukraińskim po zaniżonej cenie oraz dawano Polakom różne upominki. Chodziło tu o osłabienie więzi między polskimi mieszkańcami wsi i pozyskanie rzymskokatolików do zmiany wyznania, a w perspektywie zmiany narodowości. Nastąpiło tu zderzenie dwu racji. Narastała wzajemna nieufność i wrogość między polskimi i ukraińskimi mieszkańcami wsi. Nawet spory sąsiedzkie przybierały często charakter narodowościowo - religijny.

PRZED WYBUCHEM WOJNY NIEMIECKO - POLSKIEJ

Nadzieje ukraińskie na powstanie na Rusi Zakarpackiej “Autonomicznej Ukrainy Zakarpackiej" w 1938 roku jako początku budowy, przy pomocy Niemiec hitlerowskich państwa ukraińskiego rozbudziło nastroje antypolskie wśród Ukraińców w Pawłokomie. Rychły jednak upadek Autonomicznej Ukrainy Zakarpackiej, stanowił dla Ukraińców zawód, ale nie pozbawił ich nadzieli na pomoc Niemców w budowie państwa ukraińskiego.

OKUPACJA NIEMIECKA

Klęska wrześniowa 1939 roku Polski rozbudziła ponowne nadzieje ukraińskich nacjonalistów na budowę, przy pomocy Niemiec państwa ukraińskiego, w skład którego weszłyby tereny południowo - wschodniej Polski. Przybycie wojsk niemieckich do Pawłokomy było radośnie witane przez miejscowych Ukraińców. Ukraiński nauczyciel Mikoła Lewicki złożył do wojskowych władz niemieckich donos na Polaków, którzy udzielali pomocy żołnierzom polskim, dając im cywilne ubrania i umożliwili im uniknąć niewoli, za co ci pozostawili im mundury wojskowe, broń i amunicję. Informował również M. Lewicki, że polscy mieszkańcy Pawłokomy ostrzeliwali w nocy żołnierzy niemieckich i podał ich nazwiska. Z dwunastu podanych przez M.Lewickiego nazwisk miejscowych Polaków Niemcy aresztowali tylko pięciu, bo pozostali zdołali się ukryć. Aresztowano wtedy: Andrzeja Burka, Jana Diaczyńskiego, Władysława Kowala, Jana Nowaka i Walentego Samickiego. Aresztowani byli początkowo przetrzymywani w lokalu “Proświty" w Pawłokomie, a następnie wywiezieni do Rzeszowa, gdzie mieli stanąć przed sądem wojskowym. Niemcy dokonali jednak sprawdzenia prawdziwości doniesienia M.Lewickiego i nie znajdując na to dowodów zwolnili aresztowanych. Na taką decyzję miał niewątpliwie wpływ - przypadek, że oficerem prowadzącym śledztwo był Austriak, który znał jednego z aresztowanych ze wspólnej służby w armii austriackiej podczas pierwszej wojny światowej.

OKUPACJA SOWIECKA

W wyniku ustalenia granicy niemiecko - sowieckiej, po dwu tygodniach wojsko niemieckie opuściło Pawłokomę, która znalazła się pod okupacją sowiecką. Wspomniany wyżej nauczyciel Mikołaj Lewicki udał się wraz z wojskiem niemieckim do Dynowa, gdzie współpracował z Niemcami. Nowa władza sowiecka postrzegana była przez Polaków jako okupacyjna, a przez miejscowych Ukraińców nieufnie. Władze sowieckie organizowały różnego rodzaju mitingi z mieszkańcami wsi, na których mówiono o wyzwoleniu Ukraińców spod panowania “pańskiej Polski" i przyłączeniu ich do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, w której będą żyć szczęśliwie i w dobrobycie. NKWD dokonywało też częstych przesłuchań mieszkańców na okoliczność przekraczania granicy na Sanie przez uciekinierów z obu stron. Przygraniczne położenie wsi powodowało dodatkowe ograniczenia dla mieszkańców, a ciągłe przesłuchania mieszkańców wywoływały niepewność jutra. Z Pawłokomy wywieziono 10 lutego 1940 roku w głąb ZSRR 40 Polaków z 7 rodzin. Byli to: Piotr Banaś, żona Karolina i pięcioro dzieci, Wincenty Banaś i troje dzieci, Jakub Chrapek, żona Aniela i troje dzieci, Wawrzyniec Pyrda, żona Apolonia i dwoje dzieci, Mikołaj Łach, żona Karolina i czworo dzieci, Andrzej Radon, żona Antonina i pięcioro dzieci, Henryk Wrotniak, żona Wiktoria i pięcioro dzieci [3] . Przed wywiezieniem wyżej wymienionych rodzin Ukraińcy z Pawłokomy domagali się od sowieckiego Komendanta zezwolenia na wymordowanie wszystkich Polaków z Pawłokomy, na co ten nie wyraził zgody. Wywiezionych Ukraińcy oskarżyli o udział w walce przeciwko Rosji Sowieckiej w 1920 roku. Gdy okazało się, że to nieprawda, komendant NKWD wstrzymał wywózkę pozostałych Polaków z Pawłokomy. Z sąsiedniej wsi Bartkówka położonej nad Sanem wiosną 1940 roku władze sowieckie przesiedliły na Wołyń większość Polaków. W czasie okupacji sowieckiej 1939 - 1941 nacjonaliści ukraińscy podrzucali do gospodarstw polskich w Pawłokomie starą broń, a następnie informowali władze sowieckie. Powodowało to rewizje i aresztowania Polaków u których znajdowano podrzucaną broń.

DRUGA OKUPACJA NIEMIECKA

Wybuch wojny niemiecko - sowieckiej w czerwcu 1941 roku doprowadził do zmiany okupanta w Pawłokomie. Przebywały w niej krótko oddziały niemieckie. Wrócił z Dynowa M.Lewicki, który rozpoczął organizowanie młodzieży ukraińskiej w miejscowej siedzibie “Proświty" w Pawłokomie. Zaczął prowadzić szkolenie wojskowe młodych Ukraińców, a także podburzać ich przeciwko Polakom. Przejawiało się to na początku w wypasaniu bydła i koni na polach Polaków. co wyrządzało znaczne szkody w uprawach. Na tym tle dochodziło do bójek między czyniącymi szkody gospodarzom polskim Ukraińcami, a polskimi gospodarzami i ich synami. Później dochodziło do częstych gróźb pod adresem polskich mieszkańców, że “budemo rizaty Lachiw". Przyjazdy do Pawłokomy emisariuszy OUN, zebrania Ukraińców, podburzające wystąpienia przeciwko Polakom powodowały narastającą wzajemną niechęć między mieszkańcami obu narodowości. Dodatkowymi zjawiskami narastania tej niechęci do Ukraińców ze strony Polaków, było widoczne uprzywilejowanie przez okupanta niemieckiego miejscowych Ukraińców wyrażające się w wydawaniu im odmiennych dowodów osobistych “kennkart", zezwoleń na prowadzenie działalności kulturalnej, oświatowej i sportowej, wprowadzenie języka ukraińskiego do szkoły. Polacy obserwowali też działalność ukraińskich nacjonalistów w Dynowie, w którym Niemcy obsadzili administrację niemiecką. W wyniku działalności nacjonalistów ukraińskich, niektórzy młodzi Ukraińcy wstąpili ochotniczo do dywizji ukraińskiej SS “Galizien". Z Pawłokomy byli to m.in.: Jan Nestorowski, Mikołaj Szaruga i Władysław Szpak. W istniejącej sytuacji dochodziło do wzrostu niechęci do ukraińskich sąsiadów, których obciążano winą za donosy do gestapo i aresztowanie w marcu 1943 roku i osadzenie w Oświęcimiu czterech mieszkańców wsi: Franciszka Guca, Jana Kosztowskiego, Andrzeja Łacha i Anny Szpak - Ukrainki sympatyzującej z Polakami. W latach okupacji niemieckiej Ukraińcy z Pawłokomy obchodzili rocznicę bitwy pod Krutami. Na symboliczną “mogiłę Polski" udawała się wtedy procesja z księdzem grekokatolickim. Pod mogiłą odbywała się uroczystość, której nadano wybitnie antypolski charakter, pomimo że bitwa ta dotyczyła walk Ukraińców z bolszewikami w 1918 roku. Polskie podziemie w odwecie za to ścięło postawiony tam krzyż, który jakiś czas potem postawili Ukraińcy ponownie, ale chęć odwetu narastała również z ich strony. Pod koniec 1943 roku i na początku 1944 roku zaczęli powracać z Wołynia wysiedleni przez sowieckie władze mieszkańcy z sąsiedniej Bartkówki. Powracający opowiadali okropne wieści o dokonywanych tam mordach przez UPA na ludności polskiej. Wieści te wywierały przygnębienie i obawy u polskich mieszkańców wsi, że to samo może się zdarzyć i tutaj, zwłaszcza, że takie pogróżki padały z ust miejscowych nacjonalistów ukraińskich. Współpraca z niemieckim okupantem Ukraińców z Pawłokomy wyrażała się w ich pracy we współpracujących z okupantem organizacjach ukraińskich w Dynowie, a także z posterunkiem policji ukraińskiej w Jaworniku Ruskim stanowiącym placówkę szkolącą młodzież ukraińską dla potrzeb UPA i organizowanych przez OUN we wsi oddziałów samoobrony tzw. SKW (Samoobronne Kuszczowe Widdiły). Działania ukraińskich nacjonalistów na szkodę Polaków i polskiego antyhitlerowskiego podziemia spowodowały wydawanie wyroków śmierci przez sądy podziemnej Polski. Egzekucje dokonywane przez grupy likwidacyjne objęły między innymi aktywnych działaczy nacjonalistycznych z Pawłokomy. Zastrzelono 14.X.1942 roku Mikołaja Lewickiego nauczyciela, w maju 1943 roku Iwana Karpę oraz w 1944 roku Iwana Szpaka i Eugeniusza Trojana. Wyroki te miały być ostrzeżeniem, że współpraca z okupantem i działalność na szkodę narodu polskiego będzie karana z całą surowością. Te wyroki śmierci nie przerwały jednak współpracy nacjonalistów ukraińskich z okupantem niemieckim, ale stała się ona bardziej skryta. Zalążki polskiego ruchu oporu powstały w Pawłokomie prawdopodobnie jeszcze podczas okupacji sowieckiej jesienią 1940 roku. Umocniły się w latach 1943 -1944. Na początku 1944 roku pluton AK w Pawłokomie miał 12 osób. Do AK należeli w różnym czasie następujący mieszkańcy Pawłokomy: Marek Diablik, Józef Kaszycki, Franciszek Kaszycki, Jan Kowal, Józef Kowal, Józef Kocyło, Jan Kuś, Jan Marszałek. Stanisław Mudryk “Kruk", Jan Radon, Antoni Trojan, Ignacy Wilk. Nastroje antyukraińskie polskich mieszkańców wsi wzmogły się w wyniku aresztowania w kwietniu 1944 roku przez policję ukraińską z Jawornika Ruskiego pięciu mieszkańców Pawłokomy pod zarzutem przynależności do AK i posiadanie broni. Aresztowanymi byli: Jan Kuś, Jan Radon, Jan Ulanowski, Maria Ulanowska i Katarzyna Kocyło oraz jeden mieszkaniec z Dylągowej. Próby odbicia aresztowanych dokonał oddział AK dowodzony przez ppor. Aleksandra Grube ps. “Sęp" 25 kwietnia podczas ataku na posterunek w Jaworniku Ruskim, budynek został spalony oraz kilka sąsiednich budynków, zabito jednego i raniono dwu policjantów oraz zabito kilku Ukraińców mieszkańców wsi w tym sołtysa. Aresztowanych jednak nie uwolniono ponieważ na posterunku już ich nie było. Zaginęli bez wieści. Znając metody policjantów ukraińskich z tego posterunku nie ulega wątpliwości, że zostali wcześniej zamordowani. Akcja AK na posterunek ukraiński w Jaworniku Ruskim spowodowała oskarżenie mieszkańców polskiej wsi Dylągowa o dokonanie tego napadu i decyzję pacyfikacyjną wsi przez policję ukraińską wspólnie z Niemcami. Według relacji ówczesnego proboszcza parafii w Dylągowej ks. Franciszka Paściaka przebieg wydarzeń wyglądał następująco: “... 25 kwietnia 1944 roku w południe ... Wieś otoczono, policja ukraińska i cywile z bronią zganiali ludność z pól do domów... Zabili jednego z Górnej Dylągowej, leżał nad stawem plebańskim na dole, drugi był raniony ... Mężczyzn wszystkich gromadzili na Karasiówce -150 ludzi. Policja zabrała szwagra i mojego parobka i pognali ich do Jawornika Ruskiego. Powstał jeden lament na wsi. Byliśmy przekonani, że nikt nie wróci ... Wieczór ... Od Kościalnówki pokazały się światełka. Takie same na górnej wsi nad Karasiówką ... Za chwilę usłyszeliśmy ostre pukanie i głos po niemiecku. Zeszliśmy na dół. Niemcy otoczyli całą wieś i poszukiwali broni ... Drżeliśmy, by jakiejś broni nie znaleziono, a we wsi ludzie mieli broń. Wreszcie major Rosenberg przyszedł na górę. Zwróciłem się do niego: Panie majorze mam wielką prośbę, proszę o łaskę. Tam na posterunku w Jaworniku Ruskim jest ponad 150 mężczyzn, a wśród nich mój szwagier i służący. Ukraińcy rozstrzelają co najmniej połowę z nich. My błagamy i prosimy, niech nas sądzą Niemcy, a nie Ukraińcy. Nie wiem jaką drogą major dał rozkaz, by wszystkich dostawić do Dylągowej. Około południa 26 kwietnia długi wąż furmanek i chłopów zdążał przez wieś ku plebani!. Pilnowała ich policja ukraińska. by nikt nie uciekł. Ci z Jawornika Ruskiego, biedaki wrócili.”   Efektem tej akcji było zastrzelenie jednego mieszkańca Dylagowej i jednego uprowadzonego przez Ukraińców, który zaginął bez wieści oraz jednego rannego. Uprowadzonych i przetrzymywanych w Jaworniku mężczyzn policjanci tylko pobili, ale wszyscy powrócili, Ponieważ Niemcy nie znaleźli broni we wsi, a przesłuchania mężczyzn nie potwierdziły ich udziału w ataku na posterunek policji ukraińskiej w Jaworniku, Niemcy zrezygnowali z dokonania pacyfikacji wsi Dylagowej. Próby odwetu podjęte przez nacjonalistów ukraińskich za atak na posterunek w Jaworniku Ruskim nie powiodły się, ale wzmogła się jeszcze bardziej nienawiść do nacjonalistów ukraińskich w okolicznych wsiach ludności polskiej.

PO WYZWOLENIU

Wyzwolenie przez armię sowiecką poprzedzone było akcją “Burza" przeprowadzoną przez AK stanowiącą na terenie powiatu brzozowskiego liczącą się siłę. Uznawanie przez AK Rządu Londyńskiego za prawowity i odmowa uznania Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN), doprowadziło do prześladowań żołnierzy AK przez sowieckie służby bezpieczeństwa popierające PKWN i jego terenowe reprezentacje. Oddziały sowieckie dokonywały aresztowań i wywoziły członków AK w nieznanym kierunku. Wrogi stosunek Polaków do Ukraińców narastał też stąd, że stosunki Ukraińców z komendantami sowieckimi dobrze się układały i oni też często byli informatorami o Polakach oraz ich przynależności do AK. Często też były rozbrajane posterunki Milicji Obywatelskiej składające się z byłych żołnierzy AK. Po wkroczeniu wojsk sowieckich na wschód od Sanu traktowali te tereny jako swoje. Powodowało to powoływanie Ukraińców do Armii Sowieckiej. Część z nich uciekała i zasilała bandy UPA, a część pozostawała obawiając się represji wobec swoich rodzin. W Pawłokomie stacjonowała ich jednostka wojskowa szkoląca służby łączności. Stosunek miejscowych Ukraińców do niej był z pozoru przyjazny, gdyż chroniła ich ona przed atakami odwetowymi ze strony Polaków, pamiętających wyrządzone krzywdy przez ich ukraińskich sąsiadów współpracujących z Niemcami. Powstające nowe władze podległe PKWN w Dynowie wymagały delegowania przedstawicieli z poszczególnych wsi. W wyniku wyborów we wsi Pawłokomy delegowano Polaka - Ignacego Wilka (członka AK). Równocześnie usunięto Ukraińca sołtysa Michała Fedaka i wybrano na jego miejsce Polaka Kaspra Radonia. W powiecie brzozowskim istniała struktura OUN i jej zbrojne przybudówki, jak: UPA, Służba Bezpieki (SB), i SKW. Dokonywały one nadal akcji likwidacyjnych na patriotach polskich. Mordy dokonywano przed wkroczeniem wojsk sowieckich i po ich wkroczeniu. W 1944 roku z rąk UPA zginęli Polacy w Porębach i Siedliskach. W 1945 roku zginęli polscy księża w Tarnawce i Borownicy w sąsiednim powiecie. Ginęli Polacy w Borownicy, Jaworniku Ruskim, Birczy, Dylągowej i Końskiem. Wiadomości te docierały do Pawłokomy budząc obawy, a także zmuszając do podjęcia próby zabezpieczenia się przed napadami. Pewną gwarancję dawały-polskim mieszkańcom oddziały AK przybyłe po akcji Burza w drugiej połowie 1944 roku z terenów wschodnich. Stacjonowały w tym rejonie: oddział Kotwickiego ps ”Ślepy" liczący około 80 ludzi, w rejonie Borownicy, Józefa Bissa ps. “Wacław" mający około 100 ludzi, w rejonie wsi Dylągowa, Sielnica i Dynów, Ryszarda Kraski ps. “Pirat" mający około 70 ludzi, w rejonie Birczy, Huty Brzuskiej i Jasienicy, Franciszka Dorosza ps. “Dąb" (BCh) mający 150 ludzi, w rejonie Drohobyczki, Krzywczy, Nienadowej, Dubiecka, Onufrego Kuźniera ps. “Popiel" - około 60 ludzi, w rejonie powiatów Brzozów - Łańcut i Rzeszów, Aleksandra Łaby ps. “Groźny", w południowej części powiatu przemyskiego. Posterunek milicji w Dynowie był jednak słaby, nieliczny i słabo uzbrojony i zaledwie mógł zapewnić bezpieczeństwo tylko ludności tego miasteczka. Oddziały partyzanckie AK chociaż miały poparcie mieszkańców w których stacjonowali, to jednak nie potrafiły skutecznie zapobiec mordom dokonywanym przez UPA na ludności polskiej w mieszanych narodowościowo wsiach. Polacy z Pawłokomy wiedzieli o istnieniu nacjonalistów ukraińskich w wiosce, ale nie bardzo orientowali się którzy z nich należą do SB, UPA czy SKW. W Pawłokomie istniała struktura konspiracyjna OUN mająca na swym koncie mordy Polaków. Działająca we wsi bojówka SB - OUN w opublikowanym raporcie przyznała się, że w 1945 roku zamordowała dwie Polki powracające z robót w Niemczech. Według posiadanych danych można stwierdzić, że do UPA w Pawłokomie m.in. należeli: Stefan Aftanas, Bohdan Fedak, Emilian Fedak, Jan Fedak, Józef Kosztowski, Sławko Mudryk, Piotr Mudryk, Piotr Poticznij, Wołodymir Poticznij, Stanisław Potoczny, Wołodimir Romanik, Władysław Romanik, Sławomir Rudawski, Wołodimir Trajan, Andrzej Rudawski ps. “Jeźjet", Iwan Wydra ps. “Ferhom" i wielu innych. Część z nich zginęła w walkach, niektórzy przedostali się na zachód do Kanady, USA, Anglii i Niemiec, inni byli aresztowani, skazani na karę śmierci lub więzienia, a innym udało się pod zmienionymi nazwiskami na polskich papierach ukryć w Polsce i ustabilizować swoje dalsze życie.

BEZPOŚREDNIE PRZYCZYNY ODWETU

Po opuszczeniu Pawłokomy przez szkolny oddział sowiecki, stacjonujący tu przez parę miesięcy, przybył do Pawłokomy pod koniec stycznia 1945 roku oddział UPA w sile około 60 ludzi. Uprowadził on ze wsi 13 osób w tym: Stanisława Banasia, Marka Diablika, Edmunda Dziaczyńskiego, Kacpra Radonia (sołtysa), Andrzeja Łańczaka, Antoniego Trojana, Ignacego Wilka (delegata do Gminnej Rady Narodowej w Dynowie) dwu milicjantów pełniących służbę w Dynowie, Katarzynę Kosztowską -Ukrainkę, 20 lat, sprzyjającą Polakom oraz trzech mieszkańców Dynowa, którzy przebywali w tym czasie w Pawłokomie: Jana Gąseckiego i Aleksandra Gerulę oraz jego brata. Oddział ten uprowadził wyżej wymienionych w kierunku Jawornika Ruskiego i ślad po nich zaginął. Rodziny uprowadzonych były przekonane, że zostali zamordowani przez UPA w jawornickim lesie. Domagali się wskazania miejsca pochówku uprowadzonych. W tej sprawie zwrócili się do księży grekokatolickich w Pawłokomie, Włodzimierzu i w Dynowie. Apele do księży grekokatolickich nie przyniosły żadnego efektu. Aresztowanie 11 Ukraińców z Pawłokomy, przesłuchiwanie ich w areszcie w Brzozowie również nic nie dało. W Dynowie i Pawłokomie odbywały się burzliwe zebrania Polaków, na których wspominano wszystkie zbrodnie Ukraińców dokonane na Polakach. Zamieniały się one w burzliwe wiece antyukraińskie. Równocześnie rozsiewano pogłoski jakoby uprowadzenie i zamordowanie Polaków z Pawłokomy i Dynowa było wstępem do większej akcji przeciwko Polakom. Do tych antyukraińskich wystąpień dołączali się polscy uciekinierzy z okolicznych wiosek, które musieli opuścić, gdzie im popalono domy i pomordowano rodziny, krewnych lub sąsiadów. Narastała chęć odwetu podyktowana krzywdami jakie doznali Polacy od Ukraińców w miejscowościach poprzedniego zamieszkania. W wytworzonej atmosferze obawy o dalsze uprowadzenia i mordy Polaków przez UPA, bezskuteczność apeli księdza grekokatolickiego, bezsilność władz, część polskich mieszkańców Pawłokomy opuściła swoje domostwa, zabierając dobytek i chroniąc się w Dynowie i innych polskich wioskach u swych krewnych lub znajomych. Wieś opuścili również niektórzy Ukraińcy chroniąc się we wioskach ukraińskich. W tym splocie wydarzeń i nastrojów oraz olbrzymiego ładunku narastającej wzajemnej nienawiści doszło do akcji odwetowej. Motorem tej akcji byli poszkodowani Polacy z Pawłokomy, Dynowa, Dylągowej, Bartkówki, Sielnicy i innych wiosek dotkniętych zbrodniami, grabieżami i spaleniami przez UPA. Z pomocą w zorganizowaniu tej akcji przyszedł oddział AK por. “Wacława" stacjonujący w Dylągowej. Według ks. Piętowskiego w opracowaniu pt. “Stosunki polsko - ukraińskie po wybuchu II wojny światowej 1939 - 1945. Zarys." akcja odwetowa miała następujący przebieg: “... 1 i 2 marca 1945 roku nastąpiła koncentracja oddziału por. “Wacława" oraz mężczyzn z Dynowa, Bartkówki i innych miejscowości w rejonie plebanii w Dylągowej. Wczesnym rankiem Polacy otoczyli Pawłokomę. Wszystkim Ukraińcom kazali się zgromadzić w cerkwi ... Następnie wypuszczono z cerkwi wszystkie kobiety z dziećmi i nakazano im iść za Zbrucz... Mężczyzn poddano przesłuchaniu zadając dwa pytania: Kto uprowadził Polaków? i gdzie są pochowani? Ponieważ nikt nie odpowiedział na pytania, odprowadzono ich grupami na pobliski cmentarz i tam rozstrzelano ...". Według źródeł ukraińskich miało tam zginąć 365 osób, w tym również kobiety i dzieci, według źródeł polskich zostało zabitych od 120 do 150 i tylko mężczyzn. Biorąc pod uwagę liczbę Ukraińców według spisu ze stycznia 1945 roku zamieszkujących Pawłokomę - 735 Ukraińców, oraz to, że kobiety i dzieci stanowiły około dwu - trzecich stanu, wersja ukraińska jest wyraźnie zawyżona. Potwierdzają to również relacje świadków -Polaków mieszkańców Pawłokomy, że zostali zastrzeleni tylko nacjonaliści ukraińscy wrogo nastawieni do Polaków, członkowie UPA, SKW i OUN. Akcja odwetowa nie oznaczała też opuszczenia wsi przez wszystkich, pozostałych przy życiu, ukraińskich mieszkańców, gdyż w czasie operacji “Wisła" w 1947 roku, przesiedlono na ziemie zachodnie Polski pięć rodzin (13 osób) z Pawłokomy. To, że mogli oni pozostać po pacyfikacji wsi i mieszkać z jej polskimi mieszkańcami, posiada swoistą wymowę. Podobnie, jak ukrywanie przez polskich gospodarzy trzech byłych członków UPA, pochodzących z Pawłokomy już po operacji “Wisła". Po akcji odwetowej ukraińskie kobiety z dziećmi udały się ze skargą do wojennego komendanta w Sanoku. Ten w drugiej połowie marca 1945 roku wysłał oddział NKWD, który dokonał aresztowania 282 Polaków z Dynowa i innych okolicznych polskich wsi. Po krótkiej rozprawie 200 zwolniono, a 82 osadzono w więzieniach i łagrach w głębi ZSRR. W nieco późniejszym czasie również władze polskie aresztowały kilku Polaków i skazały ich za udział w akcji odwetowej na 5 i 6 lat więzienia. Po akcji odwetowej na Pawłokomę, większość polskich mieszkańców wsi przebywała poza nią, w Dynowie, Bartkówce i innych polskich wioskach w obawie przed napadem UPA. Przyjeżdżali jednak do Pawłokomy uprawiać pole i doglądać swoich gospodarstw. Coraz więcej gospodarzy pozostawało na kilka lub kilkanaście dni, a także na stałe. Mordy dokonywane przez UPA nadal trwały. Były ofiary w Uluczu i Jabłonicy Polskiej, a 20 kwietnia 1945 roku w sąsiednim powiecie przemyskim w Borownicy UPA zamordowała 60 osób, w tym kobiety i dzieci oraz spaliła polską wieś. Wznowiona ludobójcza działalność UPA w 1945 roku spowodowała ucieczkę większości polskich mieszkańców ze wschodniej strony Sanu na zachodnią stronę. W nocy z 4 na 5 października 1945 roku sotnie UPA dokonały zmasowanego napadu na wsie Bartkówka, Pawłokomę, Dylągowę i Sielnicę. Większość budynków została spalona. Zamordowano w Pawłokomie 5 osób, a w pozostałych wsiach po 2 do 3 osób. W dniu 12 lutego 1946 roku zostało z Pawłokomy uprowadzonych przez UPA 13 osób. Tylko Emilowi Michalikowi udało się zbiec, pozostałych zamordowano. Emil Michalik zeznał: “... że powiązano ich sznurami i popędzono razem przez las Dylągowski do przysiółka Huty w sołectwie Poręby, po drodze ich kopano butami i bito kolbami karabinów. Po przybyciu do przysiółka Huty czteroosobowa rodzina Fedzugów została zwolniona. Pozostałych 9 osób mężczyzn popędzono dalej, aż do Wołodzi i tam związanych trzymano pod strażą przez cały dzień. Wieczorem odprowadzono do Woli Wołodzkiej, gdzie dokonano przesłuchań z zastosowaniem różnych tortur, jak np. nożami kaleczono ciało i posypywano solą. Po przesłuchaniu wszystkich półżywych wyprowadzono na pole i tam zamordowano. Tak zginęło 8 mężczyzn. Wśród nich byli m.in.: Jan Marszałek 37 lat, Józef Pantol 25 lat, Władysław Ulanowski 24 lata, Andrzej Żańczak 45 lat, pozostałych czterech nazwisk nie ustalono. Emil Michalik był przesłuchiwany jako ostatni, a gdy powiedział, że jego ojciec był Ukraińcem, zwolniono go mówiąc, by cały czas pozostawał w domu, ponieważ gdy nadejdzie odpowiedni czas to powołają go do służby w UPA. Wymieniony po przesłuchaniu zbiegł rano i schronił się na Przedmieściu Dynowskim. W dniu 23 października 1946 roku podczas napadu bojówki UPA na mieszkańców Pawłokomy został zastrzelony w czasie ucieczki Ludwik Potoczny 30 lat, a uciekające przed upowcami dzieci: Józefa Łach 12 lat i Zbigniew Bielą utopiły się w Sanie. Całkowity spokój dla mieszkańców Pawłokomy powrócił dopiero po operacji “Wisła" to jest po wysiedleniu z tych terenów pozostałych tu rodzin ukraińskich, w tym również pięciu rodzin ukraińskich (13 osób) z samej Pawłokomy. Większość polskich mieszkańców Pawłokomy wróciła i odbudowała swoje gospodarstwa po zakończeniu operacji “Wisła". Wieś stopniowo wracała do normalnego życia, ale ślady minionych lat wywarły wpływ na psychikę mieszkańców pamiętających minione lata i tych co się urodzili już w czasach spokoju.

ZAKOŃCZENIE

Od tragicznych wydarzeń 1945 roku minęło ponad pół wieku. Dziś Pawłokoma jest wsią czysto polską. Nie ma cerkwi, nie ma “Proświty" i dawnej szkoły. We wsi żyją już tylko nieliczni mieszkańcy pamiętający tamte burzliwe dzieje wsi i panujące w niej konflikty, wrogość zamieszkujących tu narodowości, palące się wiejskie gospodarstwa, strzały i krzyki ginących oraz płacz matek, żon, czy dzieci za swymi bliskimi. Wioska dzisiejsza podobnie jak dawniej, ma rozrzucone na większym obszarze gospodarstwa. Przepiękny nowy kościół, nowa o współczesnej architekturze szkoła, dwa sklepy, dwa cmentarze: rzymskokatolicki i grekokatolicki. Na tym ostatnim widnieją nagrobki kilku starych grobów i dwa nowe, symboliczne upamiętniające dwie rodziny ukraińskie, postawione bez zgody Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, przez Związek Ukraińców w Polsce. Obecnie toczy się spór o umieszczone na tablicach napisy. Sprawa ta wywołuje wspomnienia i jątrzy. Na środku cmentarza widnieją trzy żelazne krzyże, poświęcone zastrzelonym w czasie akcji odwetowej ukraińskim nacjonalistom - upowcom i ounowcom - mieszkańcom wsi. W rozmowach z dzisiejszymi mieszkańcami wsi występuje dystans patrzenia na czasy, gdy ukraiński nacjonalizm i jego głosiciele potrafili doprowadzić do takiej nienawiści, która spowodowała przelanie krwi wielu jej mieszkańców Polaków i Ukraińców. Dawne to dzieje, ale gdy przed kilku laty Ukraińcy zwrócili się o pozwolenie na ogrodzenie cmentarza, postawienie krzyży - mieszkańcy wyrazili zgodę. Nie wyrazili natomiast zgody na budowę pomnika, poświęconego zastrzelonym podczas akcji odwetowej ukraińskim nacjonalistom - współmieszkańcom wsi. Nie postawili też dzisiejsi mieszkańcy Pawłokomy pomnika pamięci swym rodakom wywiezionym na Sybir z inicjatywy ukraińskich współmieszkańców wsi oraz zamordowanym przez policję ukraińską w czasie okupacji niemieckiej, tym co zginęli w obozach koncentracyjnych i tym których zamordowała UPA. Opowiadano też, że gdy w rozmowach toczonych w sprawie ukraińskiego upamiętnienia zwrócono się do byłego członka UPA zamieszkującego w Polsce po wyjściu z więzienia, aby wskazał gdzie są pochowani pomordowani przez UPA mieszkańcy wsi uprowadzeni w lutym 1945 roku, odpowiedział im: “ Jeżeli bym wskazał, to miejsce, to znaczy, że przyznałbym, że zrobiliśmy to my". W czasie zorganizowanej przez Ukraińców panachydy na cmentarzu, gdzie spoczywają zastrzeleni podczas akcji odwetowej Ukraińcy mieszkańcy wsi, policja III Rzeczypospolitej pilnowała z psami, aby nikt z polskich mieszkańców wsi nie naruszył spokojnego przebiegu tej uroczystości. Polacy mieszkańcy wsi patrzyli i dumali nad kolejami losu. Myśleli wtedy, gdzie w niepoświęconej ziemi spoczywają ich rodacy zamordowani przez UPA. Dziś życie we wsi biegnie normalnym rytmem. Tylko czasem starsi mieszkańcy wsi pochylają w zadumie głowy.. Był taki czas. Przy wieczornych świątecznych rozmowach młodzi ludzie słuchają opowieści o tamtych krwawych latach. O pracy, cierpieniach i walce, o trwaniu na polskiej ziemi, o doznanych krzywdach od innych i wyrządzonych również im. Czytając liczne artykuły na temat akcji odwetowej, zamieszczonych w prasie, a także jej reperkusje do dziś, musi budzić zdziwienie fakt, że brak w nich oceny przyczyn i tła ówczesnych wydarzeń. Artykuły te nie budzą żadnych refleksji u dzisiejszych mieszkańców wsi, ale odwrotnie wywołują sprzeciw i oburzenie, że krzywdy doznane przez nich od ukraińskich współmieszkańców w przeszłości są całkowicie pomijane. “BYŁ TAKI CZAS" te słowa wypowiadali relacjonujący tamte wydarzenia mieszkańcy Pawłokomy. Był taki czas, lecz był to czas okrutny dla dwu mieszkających obok siebie narodów. Odpowiedzialnymi za to są nacjonaliści ukraińscy spod znaku OUN - UPA. Tego czasu nie można ani wymazać z pamięci, ani z historii, ani z ludzkich sumień. Lecz niech to będzie przestrogą dla obecnych i przyszłych pokoleń.

[1] Byli oni sprawcami zabójstwa Ukraińca Tadeusza Hołówki, polityka, posła na sejm zwolennika porozumienia polsko-ukraińskiego. Został on zabity 28 sierpnia 1931 roku, a sprawcy zostali schwytani i skazani na śmierć.

[2] Bojówki OUN dokonywały szeregu zamachów na polityków polskich i ukraińskich- l tak 15 czerwca 1934 r. zamordowała w Warszawie ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, poetę ukraińskiego ks. Izydora Twerdochliba, kuratora szkolnego we Lwowie S. Sobińskiego (19 XI 1926), dyrektora gimnazjum ukraińskiego w Przemysłu Sofrana Matwijasa i innych. Były też nieudane zamachy ukraińskich bojówek nacjonalistycznych na Józefa Piłsudskiego we Lwowie (25 IX 1921), prezydenta Rzeczpospolite] Polskiej Stanisława Wojciechowskiego (5 IX 1924) i innych. Członkowie OUN Wasyl Biłaś i Dmytro Danityszyn dokonali udanego zamachu na Tadeusza Hołówko polityka, posła na Sejm, wiceprezesa klubu Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, naczelnika wydziału wschodniego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie, zwolennika porozumienia polsko-ukraińskiego. Hołówko został zabiły w Truskawcu 28 sierpnia 1931 r. Sprawcy zbrodni zostali schwytani i skazani na karę śmierci. Wyrok wykonano.

[3] Wspólna relacja mieszkańców Pawtokomy: Jana Banasia, Józefa Radonia, Karola Pyrdy, Józefa Kulona, Tadeusza Banasia, Kazimierza Wrotniaka, Stanisława Wrotniaka, a także oddzielne Floriana Banasia i J. Kowala. Podali oni, że z Pawłokomy zostały wywiezione przez władze sowieckie następujące rodziny: Pyrda Wawrzyniec i Apolonia i ich dwoje dzieci; Wrotniak Henryk i Wiktoria i ich pięcioro dzieci; Banaś Piotr i Józefa i ich pięcioro dzieci; Banaś Wincenty i jego troje dzieci; Łach Mikołaj i Karolina i ich czworo dzieci; Radon Andrzej i Antonina i ich pięcioro dzieci; Chrapek Jakub i Aniela i ich dwoje dzieci. Wg relacji wspólnej 7 mieszkańców Pawłokomy przed wywiezieniem wymienionych wyżej rodzin Ukraińcy z Pawłokomy domagali się od komendanta radzieckiego zezwolenia na wymordowanie wszystkich Polaków z Pawłokomy, na co ten nie wyraził zgody. Wywiezionych oskarżyli miejscowi Ukraińcy o udział w walce przeciwko Rosji Radzieckiej w 1920 r, gdy okazało się, że jest to nieprawda, komendant NKWD wstrzymał wywózkę pozostałych Polaków 2 Pawłokomy, Kronika parafii w Dylągowie, s. 22, datuje wywózkę na dzień 11 lutego 1940 r.

*****************************************

Byłem świadkiem - Tadeusz Hayduk (marzec 1945)

W Gazecie Wyborczej z 28 lutego -1 marca 1998 r. ukazał się artykuł pt. “CICHAJ DIONIZY" napisany przez redaktora tejże gazety niejakiego Pawła Smoleńskiego narodowości ukraińskiej z rodziny przesiedlonych na Zachód Polski w ramach operacji “Wisła" w 1947 roku. Autor na podstawie relacji tzw. świadków - Ukraińców byłych mieszkańców Pawłokomy przedstawił bardzo jednostronnie wydarzenia, które miały miejsce w akcji odwetowej 3 marca 1945 roku w Pawłokomie. Skupił się wyłącznie na opisie skutków, obciążając winą wyłącznie stronę polską, a całkowicie pominął przyczyny dlaczego doszło do tego odwetu, wybielając winę nacjonalistów ukraińskich i upowców z tejże wsi oraz ich stosunek do Polaków. Obciążył winą za zabicie rzekomo aż 365 Ukraińców przez oddział Armii Krajowej por. “Wacława". Jest to propagandowe kłamstwo. Żołnierze oddziału por. “Wacława" nie brali bezpośredniego udziału w rozstrzeliwaniu Ukraińców w Pawłokomie. Dokonała tego grupa kilkunastu Polaków z miejscowej Samoobrony z Pawłokomy, Dynowa, Dylągowej i innych miejscowości, głównie tych którym upowcy spalili lub ograbili domostwa oraz zamordowali kogoś z ich rodzin. Byłem żołnierzem Oddziału por. “Wacława" uczestniczyłem w tej akcji i sporo widziałem. Celem naszego oddziału było wsparcie działań miejscowej polskiej samoobrony w akcji rozbrajania i wyłapywania kilkudziesięciu Ukraińców członków SKW i UPA, którzy uczestniczyli w mordach i napadach na Polakach w tym rejonie. Podczas okrążenia wsi osłanialiśmy stronę wschodnią na wypadek gdyby Ukraińcom z Pawłokomy stamtąd przyszła odsiecz UPA, ponadto mieliśmy za zadanie blokować ewentualną ucieczkę upowców ze wsi Pawłokomy. Zresztą było kilka takich pojedynczych prób przerwania się przez pas okrążenia ze strony banderowców. Pamiętam, że jednego uciekającego z bronią na pewno zastrzelono, a drugiego prawdopodobnie oraz kilku złapano z bronią. Byli to dawni policjanci ukraińscy w służbie niemieckiej, a następnie członkowie UPA, wśród nich jeden pochodził ze Lwowa. Ponadto kilkuosobowa grupa z naszego oddziału dokonała rewizji na wieży cerkiewnej, gdzie znaleziono łuski od naboi i metalową taśmę od CKM. Ja osobiście widziałem na cmentarzu świeży wykopany dół, w którym mogło się maksymalnie zmieścić od 60 do 70 trupów dorosłych ludzi. Mój kolega, który przebywał dłużej koło cerkwi i był na cmentarzu widział drugi wykopany dół o podobnych rozmiarach. W obu tych dołach mogło się zmieścić maksymalnie od 120 do 140/150 zwłok ludzkich. I według mnie taka ilość Ukraińców i to mężczyzn została lub mogła być tam pochowana. Liczba 365 ofiar prawdopodobnie wzięła się w publikacjach ukraińskich stąd, że w jednym z meldunków podziemia polskiego podano liczbę zabitych około 300 banderowców. Ukraińcy skwapliwie to podchwycili i dodali do tego liczbę 65, aby brzmiało to bardziej wiarygodnie i stąd ta liczba kursuje w oficjalnych danych strony ukraińskiej. Ze strony polskiej nikt nie próbował oficjalnie podważyć nieścisłości liczby ofiar. Strona ukraińska dotychczas nie przedstawiła wykazu nazwisk ofiar, a mogła to zrobić, ponieważ większość mieszkańców tej wsi ocalała. Nie uczyniła tego ponieważ mogłoby to podważyć wiarygodność jej twierdzeń na temat wydarzeń w Pawłokomie. Strona polska również nie uczyniła nic, aby zaprzeczyć doniesieniom o wygórowanej liczbie zabitych Ukraińców co najmniej o 215 osób. Wystarczyłoby tylko dokonać ekshumacji zwłok, aby ustalić rzeczywistą liczbę ofiar. Poszukiwania za magazynem broni i amunicji nie przyniosły pozytywnego efektu. Takiego magazynu nie znaleziono. Ale przypadkowe podpalenie dwu domów ukraińskich w pobliżu cerkwi pozwala twierdzić, że broń, a szczególnie amunicję i granaty mieli Ukraińcy ukryte nawet w swoich domach. Podczas pożaru tych dwu domów kanonada rozrywających się pocisków karabinowych i granatów wskazuje, że było ich tam sporo. Drugim propagandowym kłamstwem, szeroko serwowanym w artykule Pawła Smoleńskiego były opisy jak to Polacy wiązali drutem kolczastym ukraińskie ofiary, bili i znęcali się nad nimi nawet w samej cerkwi oraz, że zabito wiele kobiet i dzieci. Przypisywanie podobnych metod postępowania jakie stosowali upowcy wobec polskich ofiar jest próbą uczynienia z polskich ofiar zbrodniarzy, a ze zbrodniarzy - ludobójców ukraińskich i katów ofiary. Osobiście widziałem dużą grupę może około 300 osób, kobiet, dziewcząt i dzieci w różnym wieku wyprowadzane z cerkwi i pod eskortą skierowane na wschód w kierunku Piątkowej i tam zwolnione. Osiedlili się oni w ukraińskich wioskach. Podczas operacji “Wisła" w 1947 roku wielu byłych mieszkańców Pawłokomy zostało wysiedlonych razem z innymi Ukraińcami na tereny Ziem Zachodnich i Północnych. Z tego co widziałem podczas akcji w Pawłokomie oraz z perspektywy czasu osobiście nie pochwalam akcji odwetowych tego rodzaju jaka miała miejsce w Pawłokomie. Zawsze każdy odwet rodzi kolejny odwet i tak to miało miejsce w przypadku Pawłokomy. W nocy z 4 na 5 października banda UPA dokonała napadu na Pawłokomę, spaliła większość polskich budynków i poukraińskich oraz zamordowała 5-ciu napotkanych Polaków. 16 marca 1945 roku 13 dni po akcji odwetowej na Pawłokomę doszło do walki oddziału por. “Wacława" z rzekomym oddziałem UPA. To wydarzenie miało następujący przebieg. 15 marca 1945 roku do Łubna przybył 80 osobowy oddział NKWD z Sanoka, część była w mundurach żołnierzy sowieckich, część w polskich, a część w ubraniach cywilnych. Dokonywał on aresztowań Polaków i przy okazji dokonywał wielu rabunków. W Nozdrzcu rozbroił miejscowy posterunek Milicji Obywatelskiej. W tym czasie niektóre posterunki MO zostały częściowo lub całkowicie obsadzone przez żołnierzy AK, w tym również ze zgrupowania “Warta". 16 marca 1945 roku oddział ten zaatakował Dynów, udając oddział UPA. W Dynowie napotkał na zdecydowany opór miejscowego posterunku MO i Samoobrony. Z pomocą atakowanym rzekomo przez UPA pośpieszył oddział “Wacława". Ostrzelał silnym ogniem napastników usiłujących się przeprawić przez San, zadając znaczne straty. Po ponad godzinnej wymianie ognia rzekomy oddział UPA ujawnił się jako oddział NKWD. Wtedy oddział “Wacława" wycofał się z kilkoma rannymi m.in. ppor. Kazimierzem Kowalem “Kazikiem". Podobnie i obrona w Dynowie przerwała ogień. Jak się później okazało była to prowokacja ze strony oddziału NKWD, który chciał sprawdzić jakimi siłami dysponuje polskie podziemie. Wydarzenia w Pawłokomie NKWD i UB wykorzystało jako pretekst do dokonania licznych aresztowań za udział w akcji odwetowej i zabiciu Ukraińców. Podawane są różne liczby aresztowanych Polaków od 300 do 600 osób. Byli to mieszkańcy Dynowa, Pawłokomy, Dylągowej, Bartkówki i innych wsi. Większość po przesłuchaniu zwolniono, ale około 80 osób skazanych na więzienia i łagry zsyłając w głąb ZSRR.

1998 r. Tadeusz Hayduk.

Byłem świadkiem - Tadeusz Kowal

W oddziale por. “Wacława" służyłem od maja 1944 roku. Por. “Wacława" poznałem jeszcze w 1942 roku, gdy służyłem w “Kedywie". W lipcu 1944 roku jako dowódca drużyny 1-go plutony 1 komp. 26 pp. AK brałem udział w akcji “Burza". W sierpniu 1944 roku przedostaliśmy się za San i szliśmy na pomoc Powstaniu Warszawskiemu. Niestety nasze dojście zostało zablokowane przez milicję, wojsko i oddziały NKWD. Od października 1944 roku do lipca 1945 roku byliśmy w zgrupowaniu “Warta" i działaliśmy na terenie między Rzeszowem, a Przemyślem jako ochrona ludności polskiej przed napadami band UPA. W tym czasie pełniłem funkcję dowódcy II plutonu 26 pp. AK. Na temat wydarzeń w Pawłokomie z dnia 3 marca 1945 roku czytałem kilka artykułów napisanych przez stronę ukraińską. W miarę upływu czasu te opisy są podobne do innych ukraińskich artykułów na temat mordów ludności polskiej na Kresach Południowo -Wschodnich. We wszystkich przeważają oszczerstwa Ukraińców, że to Polacy rozpoczęli i są winni za to co się stało. Wszelkie próby i akty obronne lub odwetowe, są przedstawione wyłącznie jako napady Polaków na Ukraińców. Działanie Polaków są przedstawiane identycznie jak to robiło UPA z ludnością polską. Wyolbrzymiane są straty ukraińskie i stosowana jest metoda czynienia z ofiary kata. Sporadyczne wypadki akcji odwetowych pokazywane są wyłącznie od strony skutków bez podania ich przyczyny, l tak ma się sprawa wydarzeń w Pawłokomie, których byłem naocznym świadkiem. Nie mogę się pogodzić z tym, że całą akcją w Pawłokomie obciąża się najbardziej por. “Wacława" i jego oddział. Taką opinię tworzą historycy ukraińscy i poprawni politycznie historycy polscy. Jeden z historyków ukraińskich rodem z Pawłokomy niejaki Roman Fedyk twierdzi, że rzekomo na podstawie akt sądowych, czytanych przez niego, por. “Wacław" został skazany za znęcanie się nad ludnością ukraińską i zamordowanie 365 osób. Jest to wierutne kłamstwo. Por. “Wacław" był sądzony, ale za próbę rzekomego obalenia władzy ludowej i działania antyradzieckie. Jako świadek i uczestnik tej akcji czuję się w obowiązku przedstawienia prawdy o tym wydarzeniu,

to co widziałem i słyszałem bezpośrednio. O udziale naszego oddziału dowiedziałem się 2 marca 1945 roku. Miał on wtedy około 40 dobrze uzbrojonych partyzantów. Naszym zadaniem było wesprzeć miejscowych partyzantów i grupy samoobrony w rozbrajaniu i wyłapywaniu Ukraińców należących do UPA i SKW. Nocą wieś została otoczona, nasz oddział zajmował odcinek wschodniej granicy Pawłokomy. Naszym zadaniem było pilnowanie i zatrzymywanie ewentualnych uciekinierów - banderowców ze wsi. Było kilka prób ucieczki uzbrojonych Ukraińców. Jednego zastrzelono, a kilku zaskoczonych poddało się. Jak stwierdzono podczas ich przesłuchania byli to policjanci ukraińscy w służbie niemieckiej i członkowie UPA, jeden z nich pochodził ze Lwowa. Gdy nastał ranek akcja przebiegała spokojnie, nie było słychać żadnych strzałów. We wsi było bardzo wielu różnych partyzantów z białoczerwonymi opaskami. Ja otrzymałem rozkaz dokonania rewizji na wieży cerkiewnej skąd kilka dni temu ostrzeliwano polską wieś Dylągową. W cerkwi widziałem dużo kobiet i dzieci oraz miejscowego popa. Podszedłem do popa i powiedziałem mu, że mamy rozkaz dokonać rewizji na wieży cerkiewnej. Wówczas pop podszedł i otworzył mi drzwi wejściowe na wieżę. Po dostaniu się na szczyt wieży dokonaliśmy gruntownej rewizji i znaleźliśmy tam metalową pustą taśmę od niemieckiego karabinu maszynowego i kilka łusek od niemieckiego mauzera. Poszukiwanego magazynu broni w cerkwi nie znaleziono. Podczas rozmów z Ukrainkami dowiedziano się, że UPA posiada bunkry gdzieś na wzgórzach niedaleko Pawłokomy. Tam mają się ukrywać upowcy, tam mają magazyny żywności, broni i amunicji. Tę informację potwierdził również zatrzymany w Dylągowej Ukrainiec z dokumentami na nazwisko Teofil Szpak, że takie bunkry są gdzieś na wzgórzach niedaleko Pawłokomy. Ale nie potrafił określić gdzie one są. To co jest mi wiadomo, żołnierze z oddziału por. “Wacława" nie brali bezpośredniego udziału w rozstrzeliwaniu Ukraińców. Rano kiedy przechodziłem koło cerkwi, widziałem w pobliżu świeży wykopany dół o wymiarach maksymalnych od 2,5 m na 3,5 m o głębokości do 1,30 m. W takim dole mogło się maksymalnie pomieścić do około 80 zwłok. Liczba 365 ofiar jaką podają Ukraińcy jest wyssana z palca i jest ona praktycznie niemożliwa. Na taką liczbę zwłok potrzebna by była mogiła o wymiarze 3 do 13 m i o głębokości co najmniej 1,60 m (tj. około 62 m3 objętości). Kto i kiedy mógł taki grób wykopać. Mam za sobą ponad 30 lat w budownictwie i pracach ziemnych. Do wykonania takiego wykopu potrzeba by było 10 robotników i 8 godzin pracy. Według mojej wiedzy mogłoby tam zginąć od 80 do 150 osób tylko mężczyzn. W cerkwi widziałem dużo kobiet i dzieci w różnym wieku, których jak wiem zwolniono i pozwolono im odejść. Niejaki Paweł Smoleński w Gazecie Wyborczej z29.01.1998 roku w swoim artykule pt. Cichaj Dionizy powołując się na “świadków" opisuje w szerokim reportażu niestworzone historie, jak to Polacy męczyli biednych Ukraińców z Pawłokomy, jak bili kobiety i dzieci i ich potem wszystkich rozstrzelali nad dołami. Zwolnili tylko kobiety ciężarne i te co miały dzieci do lat 4. Jest to wierutne kłamstwo. Wszystkie kobiety z dziećmi do lat 16 zwolniono i pozwolono odejść. Świadek A. Poticzna podająca te wersje, świadomie kłamie, podając m.in., że w nocy wykopano duże doły i nad nimi rozstrzelano 365 osób, w tym kobiety i dzieci. Wydarzenia z Pawłokomy najlepiej i w szczegółach zapamiętali Ukraińcy z Kanady. Takie makabryczne sceny jakie oni opisują i zmyślają przerastają wyobraźnię ludzką. Te opowiadania najczęściej powstają daleko od Pawłokomy, aż w ośrodkach nacjonalizmu ukraińskiego w Toronto i Montrealu. Te wszystkie wymysły o biciu ludzi w cerkwi, wiązaniu drutem kolczastym, biciu cepami, wycinaniu nożem krzyży na piersiach, mordowaniu kobiet, dzieci i starców są wierutnym kłamstwem, takim samym jak zabiciu tam aż 365 mieszkańców Pawłokomy. Nacjonaliści ukraińscy chcą odwrócić uwagę od popełnionych okrucieństw i dokonanego ludobójstwa na ludności polskiej. Jest to metoda oczerniania żołnierzy AK, za to, że bronili swoich rodaków i nie pozwolili bezkarnie wymordować wszystkich Polaków. W tym również wyróżniają się niektóre gazety polskie jak Gazeta Wyborcza oraz ukraińskie Nasze Słowo. Wtórują im niektórzy urzędnicy jak np. Jarzębowski, który do niedawna pełnił funkcję podsekretarza Stanu w Urzędzie do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. 16 marca 1945 roku trzynaście dni po wydarzeniach w Pawłokomie przybył z Dynowa do naszego oddziału w Dylągowej goniec z Dynowa z informacją, że od strony Brzozowa do Dynowa zbliża się oddział UPA z zamiarem ataku na Dynów. Kilkadziesiąt minut potem nasz oddział podążył w kierunku przeprawy na Sanie w rejonie Bartkówki. Gdy zbliżaliśmy się do przeprawy i byliśmy od niej oddaleni około 800 m zostaliśmy ostrzelani z broni maszynowej. Wywiązała się wzajemna wymiana ognia. Trwała przez kilka godzin. Przeciwnik poniósł straty, miał 15 zabitych i kilkunastu rannych. Mieliśmy dogodniejsze pole ostrzału. Przeciwnik po kilku godzinach wycofał się, a nasz oddział powrócił do Dylągowej. Jak się później okazało tym przeciwnikiem był oddział NKWD udający UPA, któremu chodziło nie tyle o atak na Dynów, co rozpoznanie jakimi siłami dysponują podziemne oddziały AK. Zarówno władzy sowieckiej jak i ówczesnej władzy ludowej chodziło głównie ocałkowitą likwidację podziemia polskiego na rzeszowszczyźnie całego ugrupowania “Warty". Natomiast w mniejszym stopniu były one zainteresowane w likwidacji UPA i ochronie ludności polskiej przed ich napadami. To przypadkowe starcie z oddziałem NKWD udającego UPA miało istotny wpływ na dokonane dwa dni potem 18 marca 1945 roku aresztowania kilkuset Polaków z Dynowa, Pawłokomy i innych polskich okolicznych wsi pod zarzutem rozstrzelania Ukraińców w Pawłokomie.

Jelenia Góra 1998 r. Tadeusz Kowal.

 

Publikacje:

- Sprawa nr 35. 11.07.1945 r. “Smicha" strilca SKW. Protokół nr 1. Akta z Archiwum SB -OUN nadrejonu “Chołodnyj Jar" z lat 1945 - 1946.

- Zdzisław Konieczny. BYŁ TAKI CZAS. U źródeł akcji odwetowej w Pawłokomie, Przemyśl 2000.

- Tadeusz Hayduk, żołnierz oddziału por. “Wacława" - relacja

- Tadeusz Kowal, żołnierz oddziału por. “Wacława" - relacja

 

 Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2003