STRONA GŁÓWNA

Polityka rosyjska wobec Polaków cz 1.

Marian Seyda

 „Polska na przełomie dziejów – fakty i dokumenty” – Warszawa 1927
 /fragmenty/

(…) Jeszcze fatalniejsze na społeczeństwie polskiem wrażenie musiała zrobić polityka rosyjska w okupowanej części Galicji. Zaczęło się od założenia już dnia 2 sierpnia 1914 w Kijowie Karpacko-Ruskiego Komitetu Oswobodzenia przy kwaterze generała Iwanowa, dowódcy frontu południowo-zachodniego. Apel Komitetu do Rusinów galicyjskich rozpowszechniany był przez wojska rosyjskie po przekroczeniu granicy. Nieomal równocześnie z odezwą do Polaków zwrócił się w. ks. Mikołaj Mikołajewicz (18 sierpnia 1914) do „ruskiego narodu w Galicji”). Zaznaczywszy, że „niemasz siły, któraby powstrzymała naród ruski w jego porywie ku zjednoczeniu”, wezwał „dziedzinę Włodzimierza Świętego, ziemie Jarosława, Osmomysła, książąt Daniela i Romana”, by „zrzuciwszy pęta”, zatknęły „chorągiew jedynej, wielkiej, niepodzielnej Rosji”, bo dla „oswobodzonych braci ruskich… znajdzie się miejsce na łonie matki Rosji”.

Gdy te i tym podobne fakty doszły wiadomości społeczeństwa polskiego polskiego, słało się dlań jasnem, że Rosja, zapowiadając ustami naczelnego wodza „połączenie się narodu polskiego w jedno ciało” z ciała tego wykluczała wschodnią część Galicji . To samo czyniła z Krajami Zabranemi i z Chełmszczyzną. Wkrótce wykazało się nawet że jak na ziemiach litewsko- i rusko-polskich rząd nie zamierzał przystąpić do zniesienia wyjątkowego stanu prawnego względem polskiej ludności Galicji wschodniej , nie czuł się zobowiązanym choćby słowami ogólnej odezwy Mikołaja Mikołajewicza do ludów Austro-Węgier, słowami, które zapowiadały „przywrócenie panowania prawa i sprawiedliwości”, tak, „aby każdy… mógł się rozwijać i cieszyć się pomyślnością, zachowując drogocenny skarb ojców: język i wiarę”.

Wojenny bowiem generał gubernator dla Galicji hr. J. Bobryńskij wystąpił po wkroczeniu wojsk rosyjskich do Lwowa z programem nie tylko przyłączenia Galicji wschod-niej i Łemkowszczyzny do Rosji, ale przeprowadzenia w nich natychmiastowej rusyfikacji kraju. A mianowicie 23 września, w odpowiedzi na mowę prezydenta miasta Lwowa Rutowskiego, wyłuszczył Bobryńskij w następujący sposób „zasady wytyczne” swej działalności: …..Galicja wschodnia i Lemkowszczyzna jest odwieczną częścią jednej Wielkiej Rusi. Na ziemiach tych ludność rdzenna była zawsze rosyjska; administracja tych ziem powinna więc być oparta na zasadach rosyjskich. Będę tu wprowadzał rosyjski język, rosyjskie prawo i ustrój… Sejm nie podlega zwołaniu. Posiedzenia zebrań ziemskich, rad miejskich i zebrań gminnych są zakazane. Do chwili zakończenia działań wojennych zamknięte także będą wszystkie bez wyjątku stowarzyszenia, związki i kluby. Otwarcie ich może nastąpić tylko za specjalnem mojem każdorazowem pozwoleniem”.

Przemówienie wojennego generał-gubernatora było „osłodzone” zapowiedzią, że, skoro wojsko rosyjskie wyzwoli zachodnią część Galicji, której „przeszłość historyczna jest inna, a skład ludności — polski”, generał-gubernator „zastosuje tam z rado-ścią zasady, ogłoszone w odezwie naczelnego wodza, księcia Mikołaja Mikołajewicza”; zato ostatnie ustępy zawierały znów motywy groźby „prawami wojennemi i sądami polowemi”. Równocześnie wysłał Bobryńskij depeszę do cesarza, w której go zawiadomił, że 19 kulturalno-oświatowych i ekonomicznych organizacyj rosyjskich Galicji składa „w imieniu halicko-ruskiego narodu” uczucia wiernopoddańcze swemu „rodowitemu białemu cesarzowi rosyjskiemu, który oswobodził Ruś Czerwoną od wielowiekowej niewoli i który połączył ją z matką jej, Rosją.

Zgodnie z zasadami wytycznemi swej działalności wydał Bobryńskij (25 września) rozporządzenie, które zakazało funkcjonowania „wszystkich istniejących w Galicji zakładów szkolnych, internatów i kursów, z wyjątkiem pracowni szkolnych, aż do wydania specjalnego nowego rozporządzenia”. Uniwersytet i politechnika musiały zaprzestać wykładów, tak samo około stu szkół średnich i dwóch tysięcy szkół ludowych.

Wszystkie związki i stowarzyszenia kulturalne i ekonomiczne wstrzymały swoją działalność. Zjawili się rosyjscy gubernatorzy, naczelnicy powiatów, gradonaczelnicy, urzędnicy policji i ochrany. Sprowadzono nauczycieli Rosjan i poczęto organizować rosyjskie kursy nauczycielskie. Rusyfikacji towarzyszyło prześladowanie religji katolickiej obu obrządków i przeciąganie ludności unickiej na prawosławie, czego sternikiem moralnym był archierej Eulogjusz, a co się w języku urzędowym synodu prawosławnego nazywało „arcypasterską pieczą nad czynieniem zadość potrzebom duchownym prawosławnych w Galicji”.

Gwałtowną tę rusyfikację i narzucanie prawosławia inspirował obok wspomnianego już wyżej Karpacko-Ruskiego Komitetu w Kijowie między innemi Związek Halicko – Rosyjski w Piotrogrodzie, który wystąpił publicznie z całym w tej mierze programem i domagał się od rządu, niebezskutecznie, realizacji swych zachłannych postulatów. Wszystko to musiało oczywiście piorunujące zrobić wrażenie na społeczeństwie polskiem i posłużyć rządowi wiedeńskiemu jako świetny materjał propagandowy, oskarżający Rosję, skoro Bobrińskij uznał za wskazane przeciwstawić się w specjalnem oświadczeniu (20 października „uporczywem pogłoskom, rozpuszczanym przez Austriaków w Galicji, jakoby zwierzchni wódz naczelny cofnął przyrzeczenie, wyrażone w odezwie do Polaków, wobec tego, że ci ostatni walczyli w legjonie polskim z Rosją”. Generał-gubernator, zdementowawszy „rozpowszechniane fałszywe manifesty wielkiego księcia”, stwierdził, że jest upełnomocniony do oświadczenia, iż „pogłoski o zmianie, która jakoby zaszła w poglądach zwierzchniego wodza naczelnego na dalsze losy Polski, nie mają żadnej podstawy wśród Słowian, zjednoczonych przeciwko swojemu odwiecznemu wrogowi.”

(…)

Tymczasem przybył w styczniu do Warszawy na stano-wisko generał-gubernatora książę Engałyczew, który Polski dotąd nie znał. W mowie, wygłoszonej do władz cywilnych podczas przyjęcia na zamku, zaznaczył, że „Rosja walczy nietylko z armjami nieprzyjacielskiemi, lecz także z germanizmem, zakorzenionym w niektórych miejscowościach pasa granicznego”, i podawszy do wiadomości, że rząd postanowił przyjść ludności z pomocą finansową i żywnościową, zapowiedział władzom cywilnym, że „wypełniając ściśle i bez odchyleń istniejące prawo, winny przy ich stosowaniu kierować się duchem odezwy, ogłoszonej przez Jego Cesarską Wysokość, Zwierzchniego Wodza Naczelnego”.

Program ten Engałyczewa pozostał jednak w dziedzinie teorji. Był widocznie programem na eksport zagranicę. Nawewnątrz nie tylko, że całe postępowanie administracji nie uległo pod nowym generał-gubernatorem żadnej zmianie na korzyść, ale sam Engałyczew nie taił, że przybył „deziluzjonować Polaków co do przyszłości”.

Nastąpiły przedewszystkiem nowe nominacje urzędników rosyjskich: rzecz w najwyższym stopniu drażliwa dla społeczeństwa polskiego, a zarazem najuporczywiej broniona przez biurokrację rosyjską. Była to jedna z głównych przyczyn, dla których administracja rosyjska stanowczo i konsekwentnie przeciwdziałała myślom przewodnim odezwy wielkoksiążęcej; chodziło o kwestję żłobu dla falangi urzędników rosyjskich, grasujących w ,,przywiślańskim kraju”, uprawiających tam łapownictwo i zdecydowanych bronić swych placówek wszystkiemi dostępnemi środkami.

Dla społeczeństwa polskiego nowe nominacje znaczyły, że rząd nie chciał wówczas i nie zamierzał w przyszłości wcielać w życie zasad odezwy. Uświadamiano sobie dobrze, że w czasie wojny trudno przeprowadzać całkowitą przebudowę administracji kraju od samych jej podstaw aż do szczytu, ale z drugiej strony rozumiało się samo przez się, że gdyby rząd rosyjski był miał dobrą wolę i zamierzał dać Polsce autonomję polityczną, byłby bez trudu zrobił krok pierwszy w postaci niemianowania nowych urzędników rosyjskich,, a powoływania Polaków.

Posunięciem rządu rosyjskiego, wprost prowokującem opinję polską, było ostateczne przesądzenie losów Chełmszczyzny w sensie wydzielenia jej z polskiego obszaru narodowego. Doszło doń w związku z uchwałą rady ministrów, zatwierdzoną przez cesarza 30 marca roku 1915, a rozciągającą rosyjski statut samorządu miejskiego z modyfikacjami na Królestwo, które z niego dotychczas nie korzystało. W urzędowaniu tegoż samorządu dopuszczono częściowo ję-zyk polski, jednakowoż z wyjątkiem miast gubernji suwalskiej: Władysławowa, Szak, Wyłkowyszek, Wierzbołowa, Kalwarji, Marjampola, Pren i Sejn, gdzie w samorządzie miał obowiązywać język rosyjski, oraz z zasadniczem wykluczeniem całej gubernji chełmskiej.

Artykuł 29 orzekał, że będzie ona „wyłączoną ze składu gubernji Królestwa Polskiego”. A więc Rosja zaczęła jednoczenie ziem polskich od pociągnięcia nowych „granic, rozcinających na części naród, polski”, — ażeby użyć słów odezwy wielkoksiążęcej. Samo-rząd miejski z językiem polskim, przedstawiony przez rząd rosyjski zagranicą jako duża dla Polski koncesja, stał się dla niej nowym wielkim ciosem politycznym. Nadomiar złego pojawił się w oficjalnym „Dniewniku Warszawskim”, w pierwsze święto wielkanocne, artykuł, interpretujący ogłoszenie samorządu miejskiego oraz perspektywę ogłoszenia ziemskiego samorządu, jako realizację odezwy Mikołaja Mikołajewicza.

Taka realizacja obietnic Rosji, zrobionych Polsce ustami naczelnego wodza, oznaczała oczywiście ich likwidację i zmierzała chyba do zupełnego „zdeziluzjonowania” Polaków.

Rzecz miała związek z toczącym się w radzie ministrów sporem o sposób wykonania odezwy wielkoksiążęcej. Ministrowi spraw zagranicznych Sazonowowi zależało na tem podwójnie, by Rosja zrobiła coś pozytywnego; raz dlatego, by zatrzymała w sprawie polskiej wyłączne prawo inicjatywy i decyzji i nie dopuściła zachodnich rządów sprzymie-rzonych do bezpośredniego interesowania się zagadnieniem polskiem; powtóre z tej przyczyny, że, robiąc pewne koncesje Polakom, Sazonow mógł w Paryżu i Londynie tem silniej napierać w kwestji Konstantynopola. Koncesje owe były zresztą skromne, nie dosięgały nawet zakresu autonomji galicyjskiej.

W tym duchu wystąpił Sazonow już w listopadzie roku 1914 w radzie ministrów z projektem, dotyczącym wykonania odezwy do Polaków. Wychodził w nim z założenia, że Polska obejmować będzie gubernje Królestwa oraz ziemie polskie, które, w razie zwycięskiej wojny, przypadną Rosji w udziale z terytorjum Niemiec i Austrji, — tej ostatniej w ramach Galicji zachodniej. Samorząd kraju polskiego miał być określony przez ustawodawstwo Cesarstwa z zabezpieczeniem nierozerwalnego związku Polski z Imperjum rosyjskiem i przy zachowaniu udziału przedstawicieli Polski w jego ciałach ustawodawczych. Z zakresu samorządu miały być wykluczone sprawy polityki zagranicznej, obrony krajo-wej i armji; rozgraniczenie kompetencji miało nastąpić w dziedzinie finansów i kolei; a do spraw krajowych miały być zaliczone kwestje Kościoła, szkoły, życia gospodarczego i w pewnych granicach sądownictwa i administracji. Jako organy samorządu polskiego przewidywał Sazonow rady gminne, powiatowe, gubernjalne oraz radę ogólnokrajową, której uchwały wymagałyby zatwierdzenia namiestnika, mianowanego przez cesarza. Namiestnikowi miała podlegać administracja, do którejby w miarę możności pociągano żywioły miejscowe.

Projekt zapowiadał polskie szkolnictwo wszystkich stopni z obowiązkowym wykładem języka rosyjskiego w szkołach średnich i wyższych, a w urzędach kra-jowych i sądownictwie chciał używanie języka rosyjskiego zabezpieczyć narówni z językiem polskim.

Zasady Sazonowa nie odpowiadały ani w przybliżeniu aspiracjom polskim, a jednak spotkały się w radzie ministrów ze stanowczą opozycją reakcjonistów Makłakowa, Szczegłowitowa i Kasso’a, którzy ze swej strony wystąpili z kontrprojektem, zaledwie godzącym się na posługiwanie się przez urzędy krajowe językiem polskim z obowiązkiem zachowania całej procedury w języku rosyjskim oraz na do-puszczenie w kraju polskim do służby państwowej Polaków, znających język rosyjski, w liczbie nie przekraczającej urzędników rosyjskich itp.
(…)
 W ten sposób z politycznego samorządu, z politycznej autonomji nic już nie pozostało; ograniczono wszystko do ciasnych ram samorządu prowincjonalnego z przyznaniem pewnych przywilejów językowi polskiemu. Za tak „unieszkodliwionym” projektem przy równoczesnem — jak już wiemy — wyłączeniu Chełmszczyzny i większości Suwalszczyzny z terytorjum etnograficznej Polski mogli głosować także Makłakow i Szczegłowitow, a Goremykin mógł się do niego nawet zapalić, zważywszy szczególnie, że właśnie dojrzewała sprawa wymuszenia na Paryżu i Londynie zgody ostatecznej na przyznanie Rosji Konstantynopola; zalecało się rzucić na szalę „koncesję”, zrobioną Polakom.

To też prezes rady ministrów zabrał się szybko do opracowania projektu manifestu cesarskiego w formie pisma cesarza do w, ks. Mikołaja Mikołajewicza na podstawie zasad, uchwalonych co dopiero przez rząd. Wnioskami praktycznemi, z zasad tych wypływającemi, miała się znowu zająć rada mi-nistrów i przygotować szczegółowe projekty dla załatwienia ich w zwykłej ogólnopaństwowej drodze ustawodawczej, przez dumę i radę państwa.  Sprawa wykonania odezwy naczelnego wodza zeszła przeto na tory fatalne. Po stronie polskiej starano się dotychczas możliwie unikać zasadniczej z rządem rosyjskim i wogóle Rosjanami dyskusji na temat przyszłego ustroju Polski; dyskusja bowiem w początkach wojny nie mogła dać w żadnym razie wyników dodatnich, nie mogła ani w skromnej mierze zadowolić życzeń polskich, musiała nieuchronnie powieść do konfliktu, leżącego w interesie państw centralnych

(…)
 Gdy Dmowski poddał krytyce projekt Bagalieja, jako zbyt ciasny, i usiłował do rosyjskiej umysłowości rosyjskim trafić argumentem, że patrzeć na Polskę, jako na jedną z prowincyj rosyjskich, równa się przygotowywaniu niebezpie-czeństwa zbyt wybujałego dążenia do odrębności prowincjonalnych na całym obszarze Rosji i wystawienia programów różnych autonomij, co rozczłonkowałoby państwo, — zareagował na to Bagaliej w sposób znamienny:

„…Jeżeli Polski nie można uważać za prowincję Rosji, jeżeli Polacy stanowią rzeczywiście zupełnie odrębny naród i mają inne narodowe i kulturalne zadania, to znaczy, że niebezpieczeństwo zupełnego odpadnięcia nie znikło… Wszystkie te rozważania potwierdzają tylko, że istniejące w narodzie polskim siły odśrodkowe, odpychające go od Rosji, są jeszcze bardzo mocne, i że dlatego powinny być do przyszłego ustroju Polski wprowadzone takie wspólne z Rosją organy, któreby przeciwdziałały takim dążeniom, wiążąc obydwa narody i pomagając wzmocnieniu niedawno dopiero objawionych dążeń dośrodkowych polskiej opinji społecznej”.

Tak rozumował i konkludował przedstawiciel lewicy rady państwa i umiarkowańszej w swym centralizmie państwowym większości rosyjskich członków komisji mieszanej. Ponieważ porozumienie było rzeczą wykluczoną, przeto rosyjscy członkowie komisji złożyli Goremykinowi t. zw. schemat: „Główne zasady ustroju miej-scowego Królestwa Polskiego”, a członkowie polscy uczynili to samo później, na początku października, p. t.: „Główne zasady ustroju Królestwa Polskiego”, a więc nie „miejscowego” ustroju.

Świadectwo, jakie pod wzglądem odnoszenia się do sprawy polskiej wystawili Rosjanie w komisji mieszanej nie tylko sobie samym, ale politycznie miarodajnym sferom Rosji wogóle, było tem znamienniejsze, że działo się to w lipcu roku 1915, gdy już armja rosyjska, po ciężkiej klęsce pod Gorlicami, utraciła była Przemyśl i Lwów oraz większą część Królestwa, gdy stała w obliczu konieczności opuszczenia stolicy Polski.

Wszystko to robiło wrażenie, że czynnikom, w Rosji decydującym — przynajmniej w dziedzinie polityki wewnętrznej — zależało na tem, by w Królestwie zapanował w stosunku do Rosji jak największy pesymizm, że przygotowywały one w ten sposób podatny grunt dla okupantów niemieckich i austrjackich i dla ich usiłowań skaptowania społeczeństwa polskiego. Rzucenie się Królestwa w objęcia państw centralnych byłoby germanofilskim reak-cjonistom rosyjskim posłużyło wobec cesarza, armji i sfer politycznych, będących za kontynuowaniem wojny, jako silny argument, że wojnie tej należy położyć kres i zawrzeć z Niemcami pokój na grzbiecie Polski. Temu też sposobowi myślenia odpowiadały masowe aresztowania, dokonane w lipcu przez ochranę wobec napierających już na Warszawę wojsk niemieckich, i to w kołach inteligencji, a szczególnie wśród młodzieży, wśród skautów, sokołów, uczniów i uczenie szkół polskich.

Aresztowania były uzasadnione wpadnięciem rzekomo na trop wielkiej konspiracji antyrosyjskiej; ale był to tylko pozór, przeważnie bowiem aresztowano kilkunastoletnich chłopców i dziewczęta. Odbierano przemocą dzieci rodzicom, wywożono je, niewiadomo dokąd, na beznadziejne rozstanie, na choroby i nędzę, częściowo na śmierć. Mimo wszelkich perswazyj, wbrew wszystkim apelacjom do władz policyjnych, porwano w ten sposób około trzech tysięcy ofiar. Dopiero, gdy interpelacja trudowika Kiereńskiego przedstawiła dumie całą zbrodniczość dzieła ochrany, i gdy ono potępione zostało przez wszystkie stronnictwa izby, udało się wydobyć z więzień blisko połowę aresztowanych; później po wybuchu rewolucji marcowej roku 1917 wyzwolono jeszcze kilkaset osób, reszta zginęła od chorób, chłodu i głodu.

Na poziomie aresztowań i deportacyj stała ewakuacja, zarządzona przez władze rosyjskie przy opuszczaniu wschodnich gubernij Królestwa i ziem kresowych. Sztabowi rosyjskiemu, wytrąconemu z powodu klęsk z równowagi, przyświecał wzór roku 1812,jakgdyby w systemie aprowizowania armji nie była przez sto lat ostatnich żadna zaszła zmiana. Więc kazano palić zboże i wszelką żywność, miejscami całe wsie i dwory, niszczono wszystko, co w jakikolwiek sposób mogło służyć armji nieprzyjacielskiej, demontowano i wywożono maszyny. Odrywano ludność przemocą od ziemi ojczystej, z którą była zrośnięta całem jestestwem, i wysyłano ją w najpotworniejszych warunkach setki wiorst w głąb Rosji, w daleki, obcy świat. Obok bezsensownego militarnego motywu sztabu generalnego decydujące były pobudki kolonizacyjne władz cywilnych, inspirowanych przez rosyjsiki Komitet Przesiedleńczy, w którym zasiadali także przedsta-wiciele rządu.

Delegaci, którzy z ramienia Polskiego Centralnego Komitetu Obywatelskiego objeżdżali przez kilka-naście miesięcy odległe gubernje cesarstwa i odwiedzali grupy ewakuowanej ludności polskiej, stwierdzili w sprawozdaniach, że pchano ludność umyślnie w okolice tego rodzaju i że czyniono to w warunkach takich, by wywiezieni nie mo-gli uciec, a, gdy już doprowadzeni byli do ostateczności, kupowano ich, jak żywy towar, potrzebny do pracy, według taks ustalonych.  Kradzież tę materjału ludzkiego wykonano w sposób, który dla rzeszy blisko’ 800 tysięcy głów ewakuowanych połączony był z prawdziwemi torturami. Rozkaz ewakuacyjny obejmował czternaście gubernij, ale nie przewidziano środków niezbędnych do uskutecznienia tej olbrzymiej wędrówki ludów, która miała zasilać odległe pustkowia rosyjskie, łaknące sił roboczych i kolonizacyjnych.

Tygodniami całemi błądziły tabory ludzi zrozpaczonych wzdłuż wielkich dróg wiodących na wschód. Wygnańcom towarzyszyły zimno, pragnienie, głód i choroby zaraźliwe. Marły dzieci, padały konie z wyczerpania. Następnie ładowano ofiary do pociągów kolejowych i wysyłano w daleką drogę, przyczem lokowano je często w sposób zupełnie mechaniczny, rozdzielając męża i żonę, rodziców i dzieci, wywożąc jednych w tę, drugich w inną stronę; dochodziło do scen wstrząsających. Wieści o tej tragedji docierały do kraju, coraz częstsze, coraz straszniejsze.

Zacierano ręce w Berlinie i Wiedniu; cieszono się w sferach rosyjskich, które czekały tylko na moment stosowny. by na trupie Polski zawrzeć nowy sojusz z germanizmem. (…)


Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012