STRONA GŁÓWNA

Świeca Iwana Kality

Jan Kucharzewski

"Od białego do czerwonego caratu"  - 1923 r

/fragmenty/


NOTA O AUTORZE

Jan Kucharzewski - znany działacz polityczny, prawnik, ekonomista i historyk - urodził się 27 V 1876 r. w Wysokiem Mazowieckiem. Ukończywszy wydział prawniczy Uniwersytetu Warszawskiego oraz studia ekonomiczne, polityczne i socjologiczne na uniwersytecie w Berlinie, podjął w 1901 r. pracę urzędnika w Prokuraturze Królestwa Polskiego. Równocześnie uczył historii w szkołach warszawskich i prowadził wykłady z historii ustroju konstytucyjnego w Europie w ramach Seminarium Nauk Prawniczych i Społecznych organizowanego przez Uniwersytet Latający (1901-1904).

Brał również Kucharzewski czynny udział w życiu politycznym. W latach 1894-1901 był członkiem Związku Młodzieży Polskiej „Zet“ - tajnej organizacji działającej w środowiskach akademickich, oraz Ligi Narodowej, będącej ośrodkiem koordynacyjnym ruchów narodowodemokratycznych.

Początkowo zwolennik polityki Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, od 1909 r. oficjalnie występował przeciw jego działalności, nie godząc się z panslawistyczną i ugodową polityką R. Dmowskiego.

W 1906 r. zrezygnował Kucharzewski z pracy w Prokuraturze i został adwokatem, poświęcając się równocześnie pracy naukowej i publicystycznej. Już wtedy miał sprecyzowane zainteresowania naukowe - historia Rosji XIX i XX wieku, historia Polski XIX wieku, najnowsza historia polityczna, teoria prawa. W studium pt. Socjalizm prawniczy (1906) przeprowadził krytykę organizacji prawnej społeczeństwa opartej na założeniach marksistowskich, a pracując nad Epoką paskiewiczowską (1914) dotarł do materiałów - tajnych lub rzadko udostępnianych - dotyczących polityki oświatowej caratu w latach 1831-1861. Od 1911 r. był członkiem Towarzystwa Naukowego Warszawskiego. Na zamówienie Polskiej Akademii Umiejętności napisał studium Czasopiśmiennictwo polskie wieku XIX w Królestwie, na Litwie i Rusi oraz na emigracji (1914). W 1912 r. wysunięto jego kandydaturę na posła do rosyjskiej Dumy Państwowej, w której działało Koło Polskie, lecz nie uzyskał odpowiedniej liczby głosów.

Podczas I wojny światowej należał do obozu aktywistów - ugrupowania skupiającego zwolenników politycznego związania Polski z państwami centralnymi. W latach 1914-1917 przebywał w Szwajcarii, gdzie słowem i piórem propagował ideę odzyskania przez Polskę niepodległości. Założył wówczas stowarzyszenie „La Pologne et la Guerre“, wydawał kwartalnik L’Aigle Blanc. Organizował obchody świąt i rocznic narodowych. Wygłaszał odczyty i publikował prace - W imię jedności (1915), Powstanie listopadowe (1916), Les Polonais en Suisse au XIX-ne siécle (1916). W książce Reflexions sur le probléme polonais (siedem wydań) głosił tezę o znaczeniu niepodległej Polski dla stosunków międzynarodowych.

W 1917 r. wrócił Kucharzewski do Warszawy, gdzie powołany został przez Radę Regencyjną na szefa pierwszego gabinetu ministrów (XII 1917 - II 1918). Jako premier podejmował bezskuteczne próby zorganizowania armii polskiej na froncie wschodnim u boku Niemiec, co spotkało się ze sprzeciwem polskich partii politycznych. Starał się - także bezowocnie - o udział Rady w rokowaniach pokojowych w Brześciu. Po zawarciu Traktatu Brzeskiego wraz z całym gabinetem podał się do dymisji. W październiku 1918 r. Rada Regencyjna ponownie powierzyła Kucharzewskiemu utworzenie gabinetu. Ogłosił wraz z Radą deklarację niepodległości Polski, po czym zrzekł się misji tworzenia rządu.

W 1920 r. wyjechał do Szwajcarii, gdzie kontynuował działalność publicystyczną na rzecz Polski. Opublikował cykl artykułów pod wspólnym tytułem La Pologne et l’Europe w Gazette de Lausanne oraz studium L’evolution de la nouvelle Pologne w Revue de Genève. W Szwajcarii ukazała się również obszerna praca Le Dilemme de la Haute Silesie (1921). Po powrocie do Polski w 1921 r. ogłosił Kucharzewski w Tygodniku Polskim artykuł Polska wobec świata, w którym dowodził konieczności stworzenia silnej środkowo-wschodniej europejskiej federacji antyradzieckiej. W 1922 r. kandydował na stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. W 1923 r. został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Polonia Restituta. Był członkiem stałym Sądu Rozjemczego w Hadze (1925) oraz Polskiej Akademii Umiejętności (1926). W 1923 r. wydał Kucharzewski I tom szeroko zakrojonej pracy Od białego do czerwonego caratu pt. Epoka mikołajewska. Do 1935 r. ukazało się 6 kolejnych tomów - tom II Geneza maksymalizmu - Dwa światy, tom III Lata przełomu: Romanow, Pugaczow, czy Pestel, tom IV Wyzwolenie ludów, tom V Terroryści, tom VI Rządy Aleksandra III - Ku reakcji, tom VII Triumf reakcji.

W siedmiu tomach zebrał Kucharzewski bogaty materiał na temat stosunków wewnętrznych w Rosji za panowania Mikołaja I, Aleksandra II i III oraz Mikołaja II ze szczególnym uwzględnieniem związków z Polską i roli ruchów rewolucyjnych. Niezwykle obszerny i oryginalnie interpretowany materiał służył eksplikacji tezy o ciągłości moskiewskiego despotyzmu i imperializmu. Droga od białego do czerwonego caratu nieuchronnie prowadzi - zdaniem Kucharzewskiego - do grożącej Europie katastrofy. W Powstaniu Warszawskim spłonął rękopis trzech ostatnich tomów Od białego do czerwonego caratu.

W 1940 r. udało się Kucharzewskiemu wyjechać z Polski do Włoch, skąd przez Francję i Portugalię dotarł do Stanów Zjednoczonych. Mając tu dostęp do archiwalnych materiałów amerykańskich dotyczących okresu międzywojennego, przystąpił do pracy nad książką Ameryka i Rosja. Nie ukończył jej, gdyż podjął się przygotowania jednotomowego skrótu Caratu w języku angielskim. Książka, którą można traktować jako testament naukowy uczonego, ukazała się w 1949 r. pt. The Origin of Modern Russia nakładem Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce. Zdążył jeszcze Kucharzewski przed śmiercią (4 VII 1952, Nowy Jork) przygotować również skrócone wydanie polskie, które opublikowane zostało przez Katolicki Ośrodek Wydawniczy w Londynie. Ono właśnie stanowi podstawę niniejszego wydania.


ŚWIECA IWANA KALITY

W roku 1848 jesienią, w okresie najostrzejszego szału kontrrewolucyjnego w Rosji, Towarzystwo Moskiewskie Historii i Starożytności w wydawnictwie swym wydrukowało tłumaczenie dawnej, znanej dobrze Karamzinowi, wydanej jeszcze w roku 1591 książki Fletchera, posła angielskiego, wysłanego w r. 1588 przez królową Elżbietę do cara Fiodora Joanowicza. Gdy minister oświaty Uwarow otrzymał egzemplarz książki, złożył natychmiast alarmujący raport carowi Mikołajowi I, nakład książki został skonfiskowany i opieczętowany, prezes Towarzystwa Sergiusz Strogonow otrzymał surową naganę, sekretarz Towarzystwa profesor Bodiański pozbawiony miejsca i zesłany do Kazania.

Represje te, przy całej nawet ówczesnej szalonej surowości cenzury, spadły niespodziewanie, ustawa bowiem cenzury pozwalała na drukowanie wszelkich pism o Rosji, dotyczących okresu poprzedzającego dynastię Romanowów. Przypisywano rzecz całą osobistej intrydze Uwarowa, skierowanej przeciwko Strogonowowi. Lecz wiemy obecnie, iż zanim Uwarow zwrócił się do cara, już uderzyli na alarm z powodu publikacji Fletchera czujni gorliwcy oficjalnego patriotyzmu, Michał Pogodin i Szewyrew. Liberalizujący cenzor Nikitienko, wydostawszy egzemplarz skonfiskowanej książki, notuje z ironią w dzienniku z 1848 roku: „Tak, książki tej istotnie nie można było teraz drukować“. W lat dwanaście potem, za panowania Aleksandra II, w najpomyślniejszym okresie reform, Bodiański znowu czynił starania o pozwolenie na puszczenie w obieg książki Fletchera. „Jakież może mieć zastosowanie ta opowieść Anglika o Rosji w końcu XVI wieku do Rosji drugiej połowy XIX wieku“ - pisał. „Jeszcze w roku 1848 mogli byli ludzie o złych intencjach przeprowadzać jakąś paralelę między Rosjanami cara Groźnego a Rosjanami cara Dobrodusznego“. Nie pomogło jednak i bezwstydne pośmiertne pochlebstwo dla Mikołaja I, nazwanego carem dobrodusznym, nie pomogło i bizantyjskie kadzidło dla epoki Aleksandra II, nie zdjęto i teraz aresztu z niebezpiecznej książki. Dopiero w roku 1906 mogła wyjść w świat książka Fletchera w tłumaczeniu rosyjskim. Wrażliwość mikołajowskiej i aleksandrowskiej cenzury na dzieło, którym przenikliwy Anglik napiętnował Moskwę w lat parę po śmierci cara Groźnego, była znamienna. Spokojna analiza tyranii moskiewskiej XVI wieku brzmiała jeszcze w wieku XIX jak miażdżąca krytyka systemu. Zestawiając to, co Fletcher pisze o rządzie Borysa Godunowa, faktycznego regenta przy słabym Fiodorze, z rządami Rosji nowoczesnej, zdziwieni jesteśmy rażącym podobieństwem. Machina za Aleksandrów i Mikołajów bardziej złożona, nieraz bardziej cywilizowana, lecz części składowe systemu te same: istota przetrwała bez zmiany.

+++

W roku 1853 Mikołaj I stawiał krok fatalny: wypowiadał wojnę Turcji, za którą stałą Europa Zachodnia. W Rosji, odurzonej wiarą w potęgę cara, zestawiono dwie daty: 1453 - przejście Carogrodu w ręce Turków, 1853 - sygnał odzyskania miasta z rąk niewiernych.

Jeśli chodzi o ciągłość polityki rosyjskiej na przestrzeni wieków, nasuwa się inne zestawienie dat. Na lat pięćset przed wojną krymską Symeon Dumny, syn Iwana Kality, kniaź Moskwy, zostawił testament i w nim zaklinał potomka, by na przyszłość „nie ustała pamięć rodziców i świeca nie zgasła“. Świeca, którą zapalił Iwan Kalita, założyciel potęgi moskiewskiej, już, zdawało się, gasła chwilami, jak podczas wielkiej nawałnicy w epoce Samozwańców. Lecz naród sam rozwidniał jej płomień na nowo i światło jej trwało do ostatnich czasów.

Nie było rozległe to państwo, jakie oświecała świeca wielkoksiążęca za czasów Symeona. Słabe było wówczas księstwo moskiewskie, przytłoczone haniebnym jarzmem tatarskim. Wyzwolenie z tego jarzma było marzeniem kniaziów. Lecz jakiż był ich program na potem, o czym marzył kniaź barbarzyński ze świecą Kality w dłoni?

„Gdyby zapytać tych kniaziów, co poczną, gdy będą wolni - mówi historyk rosyjski - zapewne nie byliby w stanie rozwinąć innego programu prócz tego dawnego, tradycyjnego, który stał się instynktem: jeszcze więcej zabiegać i zbierać, oszukiwać i gwałty czynić, z jedynym celem: zdobycia jak największej władzy i jak największej ilości pieniędzy.“  Głównym zadaniem kniaziów Moskwy było rozszerzanie państwa. Rozszerzaniu temu nadawano pozory prawa i słuszności, nazywano je jednoczeniem ziemi ruskiej. W istocie, jednoczenie owo odbywało się drogą gwałtu i strasznych okrucieństw, wbrew woli ludności. Fikcja jednoczenia narodowego była pozorem, mającym osłonić akty przemocy, gwałtowi towarzyszyła obłuda. To rozszerzanie Moskwy odbywało się żywiołowo. Moskwa położona w środku lądu, u źródeł wielkich rzek, wiodących do Oceanu Lodowatego, mórz Bałtyckiego, Czarnego, Kaspijskiego, rozpierała się na wszystkie strony i podbijając dziesiątkami obce plemiona i państewka, wciąż jednoczyła ziemię ruską. Gdy przedsiębrała na jakiś kraj wyprawę, już z góry ogłaszała, iż on jej się z prawa należy. Okazała już w swych barbarzyńskich początkach mistrzostwo w wynajdywaniu i komponowaniu tytułów własności do ziem obcych. Podbijając kraje, niszczyła ich odrębne rządy, tępiła lub więziła rody panujące i możne, ujarzmiała ludność. Popęd do jedności, do jednolitości, złowrogi szał niwelacyjny stawał się instynktem rządu i narodu.

Wcielanie ziem coraz to nowych kojarzy się z ciągłym wzmaganiem się despotycznej władzy kniaziów, późniejszych carów. Wszystko, co mu się opierało i opierać było zdolne w kraju podbitym, car Moskwy usuwał z drogi, tępił, wyrywał z korzeniem, utrwalając swą wyłączną władzę.

Książęta dynastyczni, bojarstwo, duchowieństwo korzą się stopniowo przed władzą carską. Iwan III jest już despotą na wielką skalę. Syn jego Wasyl jest tyranem, którego wszechwładza nad poddanymi napełnia zdumieniem Maksymilianowego posła Herbersteina. Rzuca Herberstein pytanie, które w trzy z górą wieki później zadaje sobie Custine po zwiedzeniu Rosji mikołajowskiej: czy to carowie wychowali sobie takich niewolników, czy to sama ludność, przez swą niewolniczą uległość, wychowała sobie takich tyranów?

Wydawało się, że Wasyl III stanął już u szczytu despotyzmu. Złudzenie to powtarzać się będzie podczas każdego następnego panowania. Tyrania jest to siła, nie mogąca stanąć w martwym punkcie; albo się wzmaga, albo upada. Każdy z następców na carskim tronie znajdzie zawsze możność mocniejszego zaciśnięcia cugli, wyszukania i zdławienia jakichś ukrytych sił oporu. Naród znosi wszystko. Po Wasylu III przychodzi Iwan Groźny, stacza najkrwawszą walkę wewnętrzną z domniemanymi rywalami caratu i drogą potwornych okrucieństw morduje, wytępia znaczną większość rodów udzielnych i możnowładczych.

Równoległość rozrostu terytorialnego i wzmagania się tyranii wyciska trwały i mocny ślad na świadomości politycznej poddanych cara. W pojęciu Moskwicina między tymi dwoma objawami utrwala się związek przyczyny i skutku, rozszerzenie państwa; wzrost jego mocy splata się nierozłącznie z despotyzmem władzy. Carowie otoczeni są aureolą jedynych pomnożycieli ojczyzny. To przekonanie o nierozdzielnym związku potęgi państwa z władzą nieograniczoną cara ustala się i, jako instynkt dziedziczny, przechodzi z pokolenia na pokolenie. Przekonanie to udziela się i obcym obserwatorom Rosji. Jest patriotyzmem w Rosji niewola - orzeka Mochnacki.

Iwan IV, przystępując do kaźni i tortur, piętnuje, denuncjuje skazanych kniaziów i bojarów przed zgromadzonym ludem Moskwy jako zdrajców. Dążność do postawienia prawa ponad samowładztwem to bunt, zdrada, kramoła.

+++

W tym systemie, opartym na równoległości podboju i tyranii, istnieje wzajemna zależność i harmonia pomiędzy polityką wewnętrzną a zewnętrzną. Od czasów Wasyla Ociemniałego Zachód coraz żywiej interesuje się Moskwą. Jako punkt zwrotny uważać można wzmożenie niebezpieczeństwa tureckiego po zdobyciu Konstantynopola. Europa z papieżem na czele, poszukując sił do krucjaty przeciwko Turkom, zwraca oczy na rosnącą na Wschodzie, jednowierczą z powalonym Bizancjum potęgę i usiłuje skłonić ją do walki z półksiężycem.

Na tym tle rozwija się ciekawa gra dyplomatyczna, w której władcy Moskwy po raz pierwszy składają egzamin ze swego politycznego uzdolnienia. Odtąd datują się początki polityki europejskiej Moskwy. Uderza jednoczesne umiejętne opanowanie przez barbarzyńskich carów obydwóch dziedzin, wewnętrznej i zewnętrznej, popieranie jednej przy pomocy drugiej, wygrywanie kolejne obydwóch, ku osiągnięciu dwóch celów: umocnienia władzy carskiej wewnątrz i zwiększenia uroku potęgi moskiewskiej na zewnątrz. Z jednej strony władza nieograniczona cara nad poddanymi podnosi urok potęgi carskiej na zewnątrz i przyczynia się do sukcesów dyplomatycznych. Z drugiej strony, rosnący prestige potęgi moskiewskiej w Europie utrwala i umacnia stanowisko cara wobec poddanych.

Stosunek Zachodu do Moskwy ma pewne stałe cechy, które nas uderzają zarówno za Iwana III, jak za Mikołaja I. Zachód, od chwili zetknięcia się z Moskwą, przecenia jej potęgę materialną.

Europa była pod wrażeniem ogromu władzy, ześrodkowanej w ręku carskim, z respektem i obawą spoglądała na despotę, mającego wciąż do rozporządzenia ogromną siłę, władnego obrócić, na jedno swe skinienie, wszystkie siły i środki narodu ku pomnożeniu potęgi swego państwa.

Mała znajomość kraju moskiewskiego, przy jego oddaleniu od Europy, sprzyjała powstaniu fantastycznych legend o nieprzebranych bogactwach i niezmierzonej potędze barbarzyńskiego władcy. Ogromne przestrzenie, na których rozpościerała się władza cara, podniecały wyobraźnię, nasuwały obraz wielkiej potęgi, widok ogromu wywoływał sugestywne wyobrażenie niezwalczonej mocy.

Wreszcie carowie i ich słudzy od początku celowali w sztuce przedstawiania siły moskiewskiej w rozmiarach powiększonych. Wszyscy ci władcy, od Iwanów do Katarzyny i Mikołaja I, posiedli dar imponowania światu swą potęgą, bardziej powierzchowną niż istotną, w każdym razie nie mającą trwałych podstaw w organizacji społecznej i wewnętrznym ładzie.

Kunszt prestige’u był pielęgnowany przez carów niezmiennie, tradycyjnie.

Przeceniając potęgę materialną caratu, Zachód nie doceniał czynników duchowych tej potęgi. Nie miał pojęcia o ogromie ambicji i pychy, o wytrwałości, ciągłości i przebiegłości polityki moskiewskiej.

Ta nieświadomość sprężyn duchowych cechuje stosunek Zachodu do Rosji od dawnych do najnowszych czasów. Skutkiem tego był fakt paradoksalny, iż Moskwa, jakkolwiek ciemna i barbarzyńska, od początku lepiej przenikała politykę państw europejskich niż te ostatnie, choć oświecone, arkana polityki moskiewskiej. U Moskwy, przy zetknięciu z Zachodem, obudzona była od początku podejrzliwość i czujność na to, aby chytrzy, oświeceni Europejczycy nie podeszli Moskwicinów i nie użyli potęgi moskiewskiej dla swych własnych celów. Polityka Moskwy, od pierwszego zetknięcia z Europą, jest ostrożna, niedowierzająca, pełna rezerwy, lękająca się o to, by nie ulec przemożnemu kunsztowi Zachodu. Ta cecha przetrwała w polityce rosyjskiej na stałe. Rosja darowywała zwykle prędko i zapominała, pozornie przynajmniej, porażki orężne; one jakby mniej ją upokarzały. Chętnie szukała przymierza z wczorajszymi zwycięzcami. Hołdując przemocy u siebie, korzyła się przed mocniejszym. Porażek dyplomatycznych nie darowywała nigdy, po nich zostawał jej wstyd, wściekłość, poczucie niższości umysłowej i cywilizacyjnej. Od czasu zrzucenia jarzma tatarskiego i zetknięcia z Europą, Moskwa niczego tak nie lękała się, jak tego, by jej nie brano w świecie za państwo barbarzyńskie. Był to snobizm cywilizacyjny, chodziło o pozór, o opinię w świecie.

Natomiast państwa Zachodu traktowały Moskwę i jej dyplomatów z naiwną zarozumiałością, wynikającą z przeświadczenia o własnej cywilizacyjnej wyższości, większej biegłości umysłowej, większym politycznym wyrobieniu. Skutkiem tego były dyplomatyczne porażki Zachodu.

Przyznać trzeba, iż ludzie, których Moskwa używać zaczęła jako posłów, robili wrażenie tak nieokrzesanych prostaków, iż trudno było przypuścić, aby pod tą barbarzyńską powłoką ukrywała się przebiegłość i finezja. Dajmy miarę grubiaństwa tych dyplomatów przez usta dziejopisa rosyjskiego:

„Od czasu do czasu zjawiało się w Europie poselstwo rosyjskie, lecz urzędnicy moskiewscy, którzy z woli rządu stawali się zaimprowizowanymi dyplomatami, bynajmniej nie byli przygotowani do roli obserwatorów życia europejskiego. Ci ludzie, nie znający języków, wyczytujący z trudem z zeszytu, słowo za słowem, swe mowy oficjalne, troszczyli się o jedno, aby nie uczynić niewłaściwego kroku lub nie wyrzec niewłaściwego słowa, które by uchybiło czci cara i naraziło ich na karę urzędową. Nie byli od tego, aby od czasu do czasu skorzystać ze swobody życia, do której nie przywykli, lecz sposób, w jaki pojmowali tę swobodę, wywoływał odrazę w mimowolnych świadkach ich hulanek. Było to w oczach europejskich widzów nie już barbarzyństwo, lecz wprost bydlęcość i świństwo (skotstwo i swinstwo). Od przyjemności w guście europejskim, od lubowania się podróżą, obrazami natury, pomnikami sztuki, zdobyczami kultury, oddzielał ich mur chiński, wzniesiony przez własne umysłowe i moralne grubiaństwo. Gdziekolwiek zjawiali się, nieśli ze sobą wszędzie, w literalnym i przenośnym znaczeniu, swą własną atmosferę. Mieszkania, w których się zatrzymywali, trzeba było wietrzyć i czyścić przez cały bodaj tydzień. Ich zjawienie się na ulicy, w złotogłowiach i jedwabiach czerwonej, żółtej lub zielonej barwy, w długich kapotach z kołnierzami ogromnej wysokości i rękawami ogromnej długości, w czapkach futrzanych azjatyckiego kroju, skupiało dookoła nich tłum gapiów. Była to jakby maskarada, jakby procesja religijna, jakby curiosum etnologiczne, wywiezione przez pomysłowego przedsiębiorcę z krajów zamorskich razem z krokodylami Nilu i lwami Afryki. Gdy w Moskwie zrozumiano na koniec ku schyłkowi XVII wieku, jak fatalne wrażenie wywierają za granicą ci domorośli dyplomaci, zaczęto ich zastępować przez zamieszkałych w Rosji cudzoziemców. Wytrawność życiowa i światowe obycie tych ostatnich wywoływały z kolei zdumienie dyplomacji europejskiej, przywykłej do rachowania się z grobianita Moscovitica.“  Przy zetknięciu Moskwy z Zachodem okazało się, że rozstrzygający w grze dyplomatycznej atut lepszej znajomości partnera jest po stronie barbarzyńskiej Moskwy.

W roku 1453 upadł Konstantynopol.

Całemu światu chrześcijańskiemu groził zalew turecki. Papież, republiki włoskie, cesarz niemiecki czuli się zagrożonymi przede wszystkim. Wzrok tych władców europejskich zwraca się ku oddalonej Moskwie. Wydaje się im, że ta na końcu Europy osiadła potęga, pierwotna i naiwna, gorąco przywiązana do wiary grecko-wschodniej, posłuszna dziecięco swemu wielkiemu kniaziowi, jest przez Opatrzność zesłana na to, by powstrzymać nawałę turecką. Należy tylko jej władcę barbarzyńskiego natchnąć ambicją wyzwolenia Carogrodu, błysnąć przed jego wyobraźnią koroną bizantyjską, zagrać wreszcie na uczuciach religijnych władcy i doradców jego. W oddalonej perspektywie migotał cel dalszy Rzymu. Upadek Konstantynopola nastąpił w lat kilkanaście po unii florenckiej, która otwierała erę połączenia Kościołów. Jeśli udało się nadwątlić opór dumnego i oświeconego Bizancjum, o ileż łatwiej powinna pójść sprawa wówczas, gdy Bizancjum, Bułgaria, Serbia, najoświeceńsze kraje schizmatyckie, uległy jarzmu muzułmanów, a na placu pozostała Moskwa, cywilizacyjnie słaba, po upadku politycznych ośrodków oświeconej schizmy pozbawiona oparcia o macierz Kościoła wschodniego, a więc łatwiejsza do nawrócenia.

Moskwa wyciągnęła z tych urojeń niemałe korzyści. Wystąpiła od razu z wielkim zasobem zmysłu politycznego, zręczności i przeczucia swej przyszłej roli, przejrzała na wylot politykę Zachodu, jej arkana i cele. Dostrzegła, że Zachód przecenia jej potęgę materialną, pojęła korzyść tej legendy dla siebie i podtrzymywała ją odtąd gorliwie. Agenci cara, choć barbarzyńscy w duszy i obyczaju, z wielką sfornością i intuicją szerzyli na świecie kult potęgi swego pana. W ciężkich zmaganiach z losem, w krwawych walkach domowych kniaziów, plemion i rodów, w zapasach z Tatarami rozwijały się cechy charakteru narodowego, przenikające w ciągu stuleci politykę państwa: zaciętość i bezwzględność, umiejętność ukrywania myśli i planów, używanie w grze politycznej kolejno oręża postrachu i pochlebstwa oraz przebiegłość, avita fraus, dziedziczna przewrotność, na którą z czasem gorzko uskarżał się wyprowadzony parokrotnie w pole papież Grzegorz XVI za Mikołaja I. Utyskiwania Rzymu na szalbierstwo Moskwy, rozlegające się od Possewina do Grzegorza XVI i później, świadczą o tym, jak trudny do wykorzenienia jest przesąd, przypisujący niższej oświacie cechy prostoty i dobroduszności w polityce. Moskwa, kształcąc w sobie pod wpływem doli dziejowej fałsz i serwilizm, cechy niewoli, umiała przetapiać je w polityce na swoisty machiawelizm. Nie doceniano ambicji moskiewskiej, która w miarę niebywałych powodzeń przechodziła w uroszczenia światowładcze. Duma kniaziów, upokarzana przez półtrzecia wieku jarzma tatarskiego, podsycana była z kolei przez grube komplimenta, jakich nie szczędzili Moskwie władcy europejscy, pragnący przy pomocy pochlebstw uczynić z niej narzędzie swych planów. Dziwiono się potem naiwnie, gdy car, którego duszę barbarzyńską rozpalano wizjami wielkości, rósł w pychę i gdy ta zwracała się rychło przeciwko nieopatrznym pochlebcom.

Gdy podróżujący po państwie moskiewskim, jako wolontariusze polityki cesarskiej, Niemcy badali, czy nie uda się kupić przyjaźni Iwana III ofiarowaniem mu tytułu królewskiego, spotkało ich rozczarowanie. Iwanowi nie uśmiechała się wcale rola monarchy drugiego rzędu, otrzymującego inwestyturę z rąk obcego cesarza; odrzekł, iż monarchowie Moskwy mają władzę z łaski Bożej, po przodkach odziedziczoną, i proszą Boga, by pozwolił ich dzieciom zachować tę dawną godność.

Zmysł polityczny podpowiedział to nieoświeconemu Iwanowi, nie znającemu hierarchii monarchów europejskich, najzręczniejszą odpowiedź, jaką dać mógł. Nie zgadzając się na zapłatę usług swych sprzymierzeńczych za pomocą czczego tytułu, Iwan chwyta natomiast skwapliwie myśl wspólnej walki przeciwko królowi polskiemu, celem odebrania mu ziem litewsko-ruskich, i przybiera uroczyście tytuł hosudara Wszechrusi. Oto wzorek powtarzającego się odtąd wielokrotnie wyniku gry dyplomatycznej moskiewsko-europejskiej. Mocarstwo europejskie, chcąc pozyskać dla swych celów cara Moskwy, podsuwa mu myśl rozszerzenia państwa lub dodania splendoru koronie na drodze realizowania jakichś mniemanych praw, o których fikcyjności Zachód jest mocno przekonany.

Car, uchylając się zręcznie od służenia celom Zachodu, chwyta jednak skwapliwie podsunięty mu pomysł, przybiera swe mniemane tytuły w pozór i kształt odwiecznych praw swej korony i realizuje te pretensje w stosownej dla siebie chwili.

+++

Państwa, którym chodziło o skłonienie Moskwy do krucjaty przeciwko Turkom, starały się o wmówienie w carów Moskwy, iż na nich ciąży głównie obowiązek wypędzenia Turków z Europy.

Wiedząc dobrze, iż państwo moskiewskie na to, aby podjęło się tak ciężkiego zadania, powinno być z góry znęcone wielkimi korzyściami politycznymi, starano się grać na dumie i chciwości wielkich kniaziów, podsuwając im myśl o ich prawie sukcesyjnym do Bizancjum.

Szczególne wrażenie wywiera tu zestawienie wieków. W XV stuleciu papież, Wenecja, Jugosławia, Niemcy, Węgrzy, starają się stworzyć dla kniazia Moskwy szczególny tytuł prawny i religijny do rewindykowania Bizancjum na jego rzecz. W środku XIX stulecia tworzy się cała koalicja europejska przeciwko Rosji, gdy ta rości sobie szczególne pretensje do ewentualnego spadku po Turcji. Gdy brat ostatniego cesarza Bizancjum, Tomasz Paleolog, znalazł przytułek w Rzymie u papieża Pawła II, zrodziła się tu myśl polityczna wyswatania jego córki Zofii za Iwana III. Doszło to do skutku w r. 1472. Już w następnym roku senat wenecki przypomina, że prawo sukcesji do tronu bizantyjskiego przeszło po żonie do niego i jego rodu.

Jeśli łudzono się, że Iwan pójdzie w ślady Warneńczyka i że, gdy da się do tego nakłonić, potęga jego sprosta zadaniu, tłumaczyć to można tylko tym, iż zupełnie nie zdawano sobie sprawy z charakteru wielkiego kniazia i z istotnej mocy państwa moskiewskiego. Najbliższe zadania tego państwa były niezmiernie dalekie od wyzwalania Carogrodu. Moskwa była wówczas jeszcze wasalem Złotej Hordy i dopiero w lat kilka później Iwan zdołał wyzwolić się zupełnie od jarzma tatarskiego.

Wówczas gdy ludy Zachodu, z papieżem na czele, chciały widzieć w kniaziu moskiewskim obrońcę krzyża przed półksiężycem, Iwan był w ścisłym przymierzu z władcą muzułmańskim, chanem Tatarów krymskich, Mengli-Girejem, który rywalizując ze Złotą Hordą dopomógł, na późniejszą zgubę swego państwa, Moskwie do tryumfu. Gdy dyletanckie głowy polityków europejskich już marzyły o marszu hufców Iwana na Carogród, tymczasem Turcy brali w posiadanie Krym, podbijali tam kolonie genueńskie i w 1475 zhołdowali chana Tatarów krymskich. Ten szukał w Moskwie oparcia przeciwko sułtanowi. Turcy zajęli Azow, osadzili tam baszę, zbudowali twierdzę i uczynili z niej klucz panowania swego nad wybrzeżem północnym morza Czarnego i nad morzem Azowskim. Daleko było w tych ciężkich czasach Moskwie do opanowania Carogrodu.

Wówczas, gdy oczekiwano po Iwanie walki z Islamem, on, tymczasem ożeniwszy się z dumną księżniczką bizancką, wzmógł przepych swego domu, przybrał dwugłowego orła za herb państwa i podbijał pod swą barbarzyńską władzę bogatą republikę Nowogrodu. Po obaleniu zależności od Złotej Hordy, przymierze z mahometańskim chanem Krymu potrzebne było Iwanowi do walki z katolicką Polską, której chce wydrzeć ziemie litewsko-ruskie. Błogosławiony z Rzymu na walkę o wiarę Chrystusową car rozpoczął wojnę z Polską, stawiając otwarcie jako motyw obronę prawosławia przed katolicyzmem. Prawosławie to nie było zagrożone, schizmatycy litewsko-ruscy nie pragnęli należeć do Moskwy, lecz Iwanowi chodziło o pretekst. Puszczono w obieg kłamstwo, jakoby córka Iwana, zamężna za Aleksandrem Jagiellończykiem, dręczona była z powodu swego wyznania wschodniego. Carowie, którzy nie dopuszczali, aby ich żony wyznawały odmienną od nich wiarę, oskarżali tolerancyjnych Jagiellonów o gwałt wyznaniowy. Odtąd Moskwa stale używać będzie religii jako środka usprawiedliwienia wojen zaborczych i jako sposobu zagrzewania do tych wojen swych poddanych. Trwająca i przez następne wieki nieznajomość spraw wschodnioeuropejskich na Zachodzie pozwala nieraz Moskwie na tę grubą mistyfikację. Gdy dyplomacja emigracyjna podczas wojny krymskiej wydała w języku francuskim zbiór dokumentów, ilustrujących na przykładzie Polski odwieczną politykę rosyjską, włączyła do edycji i list owej rzekomo męczonej córki Iwana, Heleny, do ojca; stwierdzała Helena fakt pozostawionej jej wolności w zakresie wiary i wzywała cara do zaprzestania wiarołomnie usprawiedliwianej walki.

Zachód, zresztą, najzupełniej mylił się i co do tego wrażenia, jakie w Moskwie wywarł upadek Konstantynopola. Upadek ten przypadł na czas ostrej scysji między Moskwą a Bizancjum w sprawie religijnej, która wyglądała na zapowiedź utworzenia odrębnej narodowo-państwowej cerkwi moskiewskiej. Już od dawna kniaziowie moskiewscy niechętnie znosili mieszanie się Bizancjum do spraw cerkwi moskiewskiej. Po wprowadzeniu chrześcijaństwa cerkiew ruska stanowiła diecezję patriarchatu konstantynopolskiego. Kościół grecko-wschodni uznawał władzę i powagę cesarza bizantyjskiego w sprawach wyznania i hierarchii kościelnej, stąd też cesarz bizantyjski miał wpływ na mianowanie metropolitów i mieszał się do spraw wyznaniowych Rusi. Gdy księstwo moskiewskie wzmocniło się, dążenie do udzielności państwowej, które cechowało jego władców, buntowało się przeciwko ingerencji cesarza bizantyjskiego. Już w końcu XIV wieku kniaź Wasyl I zakazał wymieniania cesarza bizantyjskiego w modłach cerkiewnych. Lecz patriarcha konstantynopolski zgromił Wasyla i pouczał go, iż cesarzowi świętemu, to jest bizantyjskiemu, należy się cześć nie tylko w życiu świeckim, lecz i w cerkwi, i powołując się na apostoła Piotra mówił, iż cześć ta należy się tylko jednemu cesarzowi, nie zaś tym, którzy przywłaszczają sobie miano cesarskie. Miał tu na myśli carów serbskiego i bułgarskiego. W XIV wieku bułgarski książę Aleksander i serbski Stefan Duszan przybrali tytuły carów, w obydwóch krajach słowiańskich istniał antagonizm względem Greków, obydwaj władcy nosili się z myślą podboju Konstantynopola, obydwa państwa uniezależniały swą cerkiew od patriarchy carogrodzkiego. Stefan założył oddzielny patriarchat serbski, Bułgaria miała już dawniej własny patriarchat, naprzód w Ohrydzie, potem w Tyrnowie.

Pierwsze objawy emancypacyjne Moskwy wobec Bizancjum były naśladowaniem bardziej oświeconych państw południowo-słowiańskich. Nacjonalizm moskiewsko-rosyjski kopiował zawsze obce wzory. To nawet, co w kraju tym uchodzić chciało za rzecz rdzenną, narodową, okazuje się, przy bliższym zbadaniu, kopią zagranicy. Wczesny nacjonalizm południowo-słowiański był szkołą nacjonalizmu moskiewskiego, tak jak później słowianofilstwo moskiewskie, przebierające się w kostium narodowy, było kopią teorii nacjonalistycznych niemieckich. Dążenie do udzielności polityczno-wyznaniowej kojarzy się w Moskwie z wielką łatwością wchłaniania i przyswajania sobie prądów obcych.

Kniaź moskiewski dobrze zapamiętał sobie teorię cezaropapizmu, rozwijaną przez patriarchów z południa. Mieszanie się obcego cesarza do spraw cerkwi gniewało go, lecz po upadku tej obcej władzy sam, za przykładem Bizancjum, rozciągnął swą władzę nad cerkwią. Coraz niechętniej widziano w Moskwie hierarchów obcego pochodzenia, wreszcie nadszedł kryzys. Metropolita moskiewski Izydor, Grek, wybrał się do Włoch na ósmy sobór ekumeniczny, który zakończył się w r. 1439 przyjęciem unii florenckiej. Już sama wiadomość o wyprawie metropolity do łacinników wywołała zgorszenie, wieść o unii wzburzyła do głębi cara i popów moskiewskich. Izydor został złożony z urzędu, a na miejsce jego mianowany biskup razański Jonasz. Obecność cesarza Jana Paleologa na soborze była wyzyskana w Moskwie ku obniżeniu powagi Bizancjum. Zanosiło się na oderwanie metropolii moskiewskiej, upadek Bizancjum ułatwiał nacjonalizację cerkwi moskiewskiej.

Upadek ten wytłumaczony został w Moskwie jako kara Boża za odstępstwo od prawosławia, za związek bezbożny z Rzymem. Grecy sami uczyli Moskwę nienawiści do Rzymu i nienawiść ta przyjęła się rychło u barbarzyńskiego plemienia, aż nadto skłonnego do ksenofobii, nienawiści do obcej wiary, mowy, obyczaju.

Urosła pycha Moskwy. Uwierzyła odtąd, iż ona to przechowała prawdziwą wiarę w Chrystusa w jej idealnej czystości, zaś kraje ze skalanym prawosławiem dostały się za karę pod bisurmanina.

Moskwa to naród wybrany, Boży - oto duchowe podłoże tej manii wielkości, jaka odtąd przenika powoli do świadomości jej ciemnej ludności. Już z końcem XV stulecia powstaje, nie bez wpływu znowu Słowiańszczyzny południowej, teoria, iż Moskwa jest trzecim Rzymem; Filoteusz, ihumen monasteru pskowskiego, rozwija ją w liście do Iwana III. A więc Rzym pierwszy upadł wskutek swej herezji, Rzym drugi, Carogród, zajęty został przez izmaelitów, potomków Agary, a święta apostolska cerkiew trzeciego Rzymu - Moskwa - błyszczy na cały świat jaśniej od słońca. Car Moskwy jest jedynym carem chrześcijańskim na ziemi. Dwa Rzymy upadły, trzeci stoi, a czwartego nie będzie. Car Wszechrusi, jak zaczyna nazywać się Iwan III, ma przechować prawdziwą wiarę aż do drugiego zejścia Chrystusa na ziemię.

Moskwa ziszczała ideał cara prawosławnego, słowiańskiego, wyśniony dawniej w państwach południowo-słowiańskich. Sama teoria trzeciego Rzymu była skopiowana ze snutej już w wieku XIV idei bułgarskiej o nowym Carogrodzie, którym miał być gród Tyrnowo. Gdy więc Moskwa miała być odtąd na wieki ośrodkiem prawdziwej wiary, a jej car jedynym, z woli Bożej, chrześcijańskim monarchą świata, odbieranie Konstantynopola, skalanego przez związek z heretyckim Rzymem, nie było rzeczą najpilniejszą.

Ten znamienny kierunek myśli moskiewskiej uszedł uwagi powierzchownie obserwującego Moskwę Zachodu. Nie narażałby się może Antoni Possewin w wieku XVI na barbarzyńskie drwiny Groźnego i nie wygłaszałby w Moskwie tyrady o tym, iż Konstantynopol upadł wskutek odstępstwa od Rzymu, gdyby wiedział, jak chętnie przyjęli już od stu lat hierarchowie Moskwy i jej carowie dogodną dla nich teorię, iż upadł on dla wręcz przeciwnego powodu. Teoria ta zwalniała Moskwę od stawiania bytu młodego państwa na kartę wypraw krzyżowych. Ignorancja Zachodu pozwalała carom łudzić Zachód nadzieją pomocy moskiewskiej przeciwko Turkom; na tym polu nikt tak nie potrafił zadrwić z papieża i z cesarza niemieckiego, jak Iwan Groźny. Batory coraz dalej posuwał się w głąb jego państwa, a tyran, który dotąd traktował Stefana z pychą i brutalnymi zniewagami, nazywając go lennikiem tureckim, słał teraz do króla posłów Puszkina i Pisiemskiego z pokornym błaganiem, nakazując im znosić wszelkie obelgi, a nawet i plagi.  Iwan słał posła Szewrygina do cesarza niemieckiego, prosząc o pomoc, i utrzymując, iż Stefan prowadzi wojnę z powodu przyjaźni Iwana z Maksymilianem. Papieżowi zaś skarżył się na złość Batorego i upewniał, iż on, Iwan, chce gorąco ruszyć przeciwko sułtanowi, wespół z innymi monarchami chrześcijańskimi, i pragnie żyć w ścisłej przyjaźni z Rzymem. Papież wysłał Antoniego Possewina. Batory na próżno ostrzegał w Wilnie Possewina, iż car oszuka papieża. Possewin przyjęty był w Moskwie ze czcią i przepychem; car w rozmowie z nim nie odrzucał połączenia Kościołów, ani wojny z Turkami, lecz przede wszystkim chciał pokoju z Batorym. Gdy słynny z rozumu i nauki jezuita skutecznie zapośredniczył między królem a carem, gdy stanął upragniony dla Groźnego pokój i Possewin zjawił się znowu w Moskwie po owoce swego czynu, wówczas car przyjął go z zasłużoną ironią, mieszając perfidię z grubiaństwem. Tryumf cara nad posłem papieskim w tym pojedynku dyplomatycznym był zupełny. Possewin wszczynał rozmowę o połączeniu Kościołów, car odpowiedział, iż każdy chwali swoją wiarę, i przestrzegał przed wszczynaniem dysputy religijnej, gdyż prowadzi ona do kłótni, on zaś Iwan, nie chce kłótni, lecz spokoju i miłości.

Gdy Possewin namawiał do unii Kościołów i obiecywał za to Iwanowi Kijów i Bizancjum, car odparł z przedziwną ironią, iż jest skromny i poprzestaje na swoim, nie pożąda żadnych nowych królestw na tym świecie, a pragnie tylko miłosierdzia Bożego na tamtym. Gdy Possewin, w obecności dworu carskiego, dalej żarliwie prowadził dysputę i nazwał papieża Ojcem świętym, Iwan udzielił, przez pośrednictwo posła, papieżowi lekcji pokory, a wreszcie nie utrzymał się dłużej w tonie zjadliwej obłudy i nazwał papieża - wilkiem, lecz zaraz potem, mitygując się, ubolewał nad tym, że wbrew jego przestrodze Possewin wszczął dysputę, która zawsze kończy się przykrością.

Dalsze rozprawy Iwana z posłem były mieszaniną obłudy i grubiaństwa i poseł, nie uzyskawszy nic, oprócz paru skór sobolowych dla papieża i dla siebie, opuścił Moskwę. Dodajmy jeszcze, że Iwan, nazywający Batorego lennikiem tureckim i oskarżający go przed papieżem o związki z muzułmanami, sam wówczas płacił daninę chanowi krymskiemu, lennikowi sułtana.

+++

Tendencyjne legendy, układane przez pomysłowych lewantyńców i Jugosłowian ku ożywieniu carogrodzkich ambicji kniaziów Moskwy, a często wprost dla pochlebstwa z osobistego wyrachowania, miały skutek niezupełnie spodziewany: kniaziowie przyjmowali je i korzystali z nich, atoli bez tych zobowiązań, które stanowiły motyw wymysłu. Te legendy, wychodząc spod pióra oświeceńszych pisarzy obcych, zachowywały jeszcze jakąś miarę i cień prawdopodobieństwa, w barbarzyńskiej zaś przeróbce moskiewskich „kniżników“ przechodziły w śmieszne brednie, przeniknięte jednak myślą przewodnią: pozostawiały one celowo Bizancjum coraz bardziej na uboczu i stawiały carów Moskwy obok cesarzy rzymskich, a cerkiew ruską wyprowadzały wprost i bezpośrednio od pierwszych apostołów. Trzeci Rzym wytwarzał swą ideologię, mającą go przeciwstawić pierwszemu Rzymowi, z pominięciem Rzymu drugiego. Zresztą, nie gardzono i legendami, które rezerwowały dla Moskwy na przyszłość prawo do Konstantynopola. Jedna z nich powoływała się na rzekome proroctwo stare, według którego Carogród miał dostać się pod jarzmo izmaelitów, z którego w przyszłości wyzwolić go ma plemię jasnowłose – Ksanton  Genos. Ów ród jasnowłosy - rusyj rod tłumaczono teraz jako plemię ruskie - ruskij rod. Tak to błąd ortograficzny - mówił historyk rosyjski - dał początek rosyjskiej misji dziejowej względem świątyni św. Zofii w Carogrodzie. Carowie przyjmowali i te legendy do wiadomości i składali je na razie do archiwum. Dopóki Turcja była potężnym mocarstwem, grożącym całemu chrześcijaństwu, carowie pozostawili troskę zwalczania półksiężyca Polsce, Węgrom, Wenecji, cesarzowi niemieckiemu, papieżowi.

Gdy z wiekowych zapasów z państwami chrześcijańsko-katolickimi Turcja wyszła osłabiona, gdy rozpoczął się odpływ potęgi otomańskiej i wyłaniać się zaczęła z kolei sprawa podziału jej posiadłości, wówczas Rosja wydobyła z pyłu urojone tytuły i przystąpiła do egzekucji.

Upadek Bizancjum pozwolił Moskwie na dokończenie dzieła upaństwowienia cerkwi. W roku 1589 Moskwa otrzymuje własnego patriarchę. Metropolici i episkopowie płacili za przywilej niezależności od patriarchy greckiego ceną zależności od cara moskiewskiego. Przykład cesarza Bizancjum był gwiazdą przewodnią dla cara Moskwy, metropolici moskiewscy, idąc utartym przez kler grecki torem, ulegali moskiewskiemu cezaropapizmowi. Począwszy od końca XV do połowy XVI wieku trzej hierarchowie cerkwi moskiewskiej, Józef, Daniel i Makary, stopniowo dokonali dzieła poddania cerkwi pod kierownictwo cara. Przykład dał ihumen monasteru wołokołamskiego Józef Sanin, wróg mędrkowania, zwolennik ślepego posłuszeństwa i ścisłego związku kleru z państwem.

„Matką wszelkich chuci jest rozumowanie“ - tak formułował myśl Józefa jeden z uczniów jego. Józefińcy (josiflanie) domagali się srogich kar na mędrków i odstępców, a do tych zaliczali każdego, kto śmiał myśleć, zamiast powtarzać ślepo tekst ksiąg, uznanych za święte. Tępili oni w cerkwi myśl i uczucie, zastępując je formą, literą, obrzędem. Czynili z cerkwi instytucję państwową, opartą na rozkazie i ślepej subordynacji. Szerzyli zasadę dogadzania władzy carskiej, twierdząc, że oddają cesarzowi to, co jest cesarskie, niezgodnie z duchem chrześcijaństwa rozszerzali zakres tego, co cesarskie, a coraz bardziej zwężali dziedzinę Boską. Duchowieństwo osłania władzę carską sankcją religijną, jest powolne i pomocne carom we wszystkich planach politycznych, carowie, w zamian za to, pozostawiają klasztorom ich ogromne majątki; przekazują duchowieństwu pieczę nad oświatą, czyli raczej prawo stania na straży powszechnej ciemnoty, powierzają wyższe urzędy cerkiewne krajowcom, zamiast, jak dawniej, Grekom.

Dla zilustrowania uwag o polityce carstwa moskiewskiego, rzućmy choćby przelotnie okiem na stosunek Moskwy do Turcji w owym czasie, gdy państwa katolickie chciały widzieć w carze potężnego pogromcę półksiężyca i gdy car wyciągał z tej urojonej, a przypisywanej mu roli wielkie polityczne korzyści. Małżonek Zofii Paleolog, przybierając orła dwugłowego do herbu i dając chętne ucho proroctwom i legendom, przysądzającym mu dziedzictwo bizantyjskie, pielęgnował jak najprzyjaźniejsze stosunki z sułtanem. W końcu XV wieku zjawia się w Konstantynopolu pierwszy poseł carski Pleszczejew, misja jego jest bardzo skromna i śmiesznie daleka od tej groźnej misji odzyskania Carogrodu, jaką wówczas wmawia w cara Zachód. Pleszczejew przybywał, aby prosić sułtana, jako zdobywcę kolonii genueńskich na Krymie, aby raczył tam zezwolić kupcom moskiewskim na dawną wolność handlu. Natomiast Pleszczejew okazał wielką drażliwość w sprawach etykiety i domagał się dla siebie wielkich honorów. Starano się od początku o podtrzymanie tego uroku siły, który stał się tradycyjnym orężem Moskwy w polityce zagranicznej, a skóry sobolowe, którymi ładowano wozy towarzyszące posłom, były prototypem tej brzęczącej broni, która tak znakomite usługi świadczyła zawsze polityce zagranicznej rosyjskiej.  Wasyl III poszedł dalej niż ojciec i proponował Selimowi I przymierze przeciwko Polsce. Gdy Herberstein, poseł Maksymiliana, odtworzył przed nim w jaskrawych kolorach potęgę sułtana, aby skłonić go do ligi przeciwtureckiej, skutek wymowy posła cesarskiego był niespodziewany. Wasyl, zastraszony niebezpieczeństwem tureckim, pośpieszył nawiązać stosunki przyjazne z sułtanem.

Iwan Groźny proponował w r. 1571 sułtanowi sojusz przeciw chrześcijańskim władcom Zachodu, lecz Turcja domagała się oddania Kazania i Astrachania, a bez tego nie chciała słyszeć o przymierzu.

I tak poszukując tureckiej przyjaźni, potrafił Iwan podczas wojny z Batorym zapewnić sobie pomoc papieża, łudząc go wyprawą na Turków. Tę samą politykę pokorną wobec Turcji prowadził car Fiodor, syn Iwana IV, a raczej istotny wówczas regent państwa, Borys Godunow. Łudząc Zachód pertraktacjami o przystąpieniu do ligi przeciwtureckiej, Fiodor słał jednocześnie do Konstantynopola posła Naszczokina, który miał za zadanie zjednać Moskwie przyjaźń sułtana, stwierdzając przed nim, iż Moskwa, trwając w wiernej ku niemu przyjaźni, odrzuca wszelkie oferty Zachodu.

„Nie chcemy słuchać cesarza, monarchów Hiszpanii i Litwy, papieża i szacha, którzy nas wzywają, byśmy wraz z nimi dobyli miecza przeciwko głowie muzułmanów“ - pisał car do sułtana . Po zamknięciu epoki samozwańców, dynastia Romanowów kroczy torem polityki pojednawczej względem Turcji. Romanowowie prowadzili zresztą i wobec Turcji politykę dwuznaczną, mobilizując po cichu Kozaków przeciwko Turkom i wypierając się głośno wszelkiego udziału w ich napadach. Kozakom dońskim udało się nawet ku grozie Turków zdobyć twierdzę Azow w roku 1637 i trzymać ją aż do roku 1642. Car bał się przyjść Kozakom otwarcie z pomocą, o którą prosili; lękał się wystąpienia przeciwko sułtanowi.

Pokój andruszowski, dający Moskwie granicę Dniepru i posiadanie, w zasadzie czasowe, w skutku bezterminowe, Kijowa, rozszerzył podstawę operacyjną Moskwy przeciw Turcji. Odtąd Moskwa podąża do Morza Czarnego nie tylko Donem, lecz i Dnieprem.

W czasie gdy Turcja gotowała chrześcijaństwu wielki cios, odwrócony przez zwycięstwo Sobieskiego pod Wiedniem, w Konstantynopolu przebywał poseł cara Woznicyn, posłany z przyjazną misją, a który wobec rozdrażnienia sułtana na inne mocarstwa, doznawał wyjątkowo przyjaznego przyjęcia. Niebawem Moskwa, obiecując z kolei pomoc przeciwko Turkom, uzyskała tak korzystny dla siebie, a fatalny dla Rzeczypospolitej, pokój z roku 1686, który oddał w ręce jej na stałe starą stolicę Rusi, Kijów.

Dochodzimy do progu epoki, w której rozpoczyna się akcja czynna Rosji przeciwko osłabionej potędze tureckiej. Rozważymy tę akcję osobno gdzie indziej. Tu chcielibyśmy tylko przelotnie dotknąć polityki zagranicznej starej Moskwy przedpiotrowej, dla dopełnienia tego szkicowego zarysu.

+++

Wymownym tłumaczem wielowiekowej historii Moskwy-Rosji wobec pokoleń był Karamzin; był on zarówno w swych memoriałach politycznych, jak i w swej historii państwa rosyjskiego, domyślnym, utalentowanym wyrazicielem instynktów i dążeń narodu rosyjskiego. Działał na wyobraźnię, dumę, uczucia Rosjan, budził w nich poczucie wielkości ojczyzny, i wielkość terytorialną, ilościową, materialną podnosił do wyżyny wielkości moralnej, wielkości ducha. Kazał wpatrywać się w cel odległy i przechodzić z wyrozumiałością i wdzięcznością nad czarną, krwawą robotą powiększycieli państwa moskiewskiego, dawał rozgrzeszenie patrioty dla wszystkich zbrodni carów, uczył, że bez gwałtów, bez dzikiej przemocy, bez krzywdy i zagłady ludów, zbudowanie wielkiego imperium rosyjskiego byłoby niepodobieństwem. Przedstawił ogromną, rozwijającą się na przestrzeni wieków panoramę podbojów, aneksji, niezliczonych aktów burzenia państw i wcielania ich do Rosji, wskazywał wielką drogę, usłaną trupami ludzi i ludów, prowadzącą do wielkości państwa. Tam, gdzie była krew, trupy, ruiny, zgliszcza, ukazywał perspektywy wielkiej misji dziejowej, odnajdywał urok w niepowstrzymanym pochodzie caratu ku coraz nowym podbojom, zaborom i wlewał ten urok w dusze rosyjskie.

We wstępie do swego dzieła roztacza obraz wielkości państwa rosyjskiego: jedyna, niewidzialna dotąd na świecie potęga, wzrost jej cudowny. Posunie się nawet do twierdzenia, że naród jego szerzył wiarę chrześcijańską wśród pogan nie mieczem, jak narody Zachodu, lecz wyłącznie przykładem. Wpływem moralnym.

„Spójrzmy na przestrzeń tej jedynej potęgi: myśl drętwieje, nigdy Rzym w swej wielkości, panując od Tybru do Kaukazu, Elby i piasków afrykańskich, nie mógł się z nią równać. Czyż nie zdumiewa to, iż ziemie, oddzielone od siebie przez naturalne wieczne przegrody, przez niezmierzone pustynie i nieprzebyte lasy, przez zimne i gorące klimaty, jak Astrachań i Laplandia, Syberia i Besarabia, mogły utworzyć jedno mocarstwo z Moskwą? Czyż mniej cudowna jest rozmaitość jej mieszkańców, różnoplemiennych, różnolitych i tak dalekich jeden od drugiego co do stopnia oświaty? Na podobieństwo Ameryki Rosja ma swych dzikich; podobnie, jak i inne kraje Europy, ma i owoce długoletniego życia obywatelskiego. Nie trzeba być Rosjaninem, trzeba tylko myśleć, aby z ciekawością czytać dzieje narodu, który śmiałością i męstwem zdobył panowanie nad dziewiątą częścią świata, odkrył kraje, nikomu dotąd nieznane, wprowadził je do powszechnego systemu geografii, historii i oświecił wiarą Boską, bez przymusu, bez zbrodni, używanych przez innych zelantów chrześcijaństwa w Europie i Ameryce, a jedynie przykładem wyższości“.

We wstępie wymienia Karamzin ulubionego swego bohatera Iwana III, którego, jako twórcę potęgi moskiewskiej i reformatora rozważnego, wywyższa ponad Piotra. „Jedno panowanie Iwana III - to rzadkie bogactwo dla historii i nie znam, przynajmniej, monarchy godniejszego, by żył i błyszczał w jej świątyni. Promienie jego sławy padają na kolebkę Piotra“.

W tomie VI, kreśląc dzieje panowania Iwana III, zatrzymuje się Karamzin z upodobaniem i szczególną uwagą na podboju Wielkiego Nowogrodu, dokonanym przez Iwana przy pomocy skojarzonej taktyki gwałtu i chytrości. W 1471 roku przedsiębrał wyprawę na Nowogród, towarzyszyły jej straszne okrucieństwa. „Dym, płomienie, krwawe rzeki, jęk i krzyki od wschodu i zachodu płynęły ku brzegom Ilmenia. Moskwicinowie okazywali nieopisane rozwścieczenie. Nie szczędzono ani biednych rolników, ani kobiet“... Oddział wojska, wysłany przez Nowogrodzian, został pobity, Moskwicinowie „położyli trupem pięciuset, rozproszyli resztę i z okrucieństwem, właściwym ówczesnemu wiekowi, kazali odciąć jeńcom nosy, wargi i posłali ich, okaleczonych, do Nowogrodu“.

Lęk padł na Nowogrodzian. „Wszędzie słychać było krzyk: Moskwa, Moskwa!“ Z podziwem opisuje Karamzin taktykę Iwana, który mógł już po pierwszej wyprawie zdobyć Nowogród, lecz nie uczynił tego. „Sądził, że naród, przyuczony od wieków do korzyści wolności, nie zrzekłby się od razu jej pięknych marzeń, że bunty i powstania wewnętrzne rozproszyłyby siły państwa moskiewskiego, potrzebne do bezpieczeństwa zewnętrznego; uważał, że należy stare przyzwyczajenia osłabiać przez nowe i uszczuplać wolność, zanim ją się zniesie, aby obywatele, ustępując prawo po prawie, oswoili się z uczuciem własnej bezsiły, aby zbyt drogo opłacali resztki wolności i aby, na koniec, znużeni obawą przyszłych udręczeń, woleli przenieść nad wolność cichy spokój pod nieograniczoną władzą monarszą. Iwan przebaczył Nowogrodzianom, wzbogacił skarb swój srebrem, ustanowił zwierzchnią władzę książęcą w sprawach sądowych i w polityce; lecz, rzec można, nie spuszczał wzroku z tego państwa ludowego, starał się powiększyć w nim ilość oddanych mu ludzi, siał niezgodę między bojarami a ludem, występował przy wymiarze sprawiedliwości, jako obrońca niewinności, czynił wiele dobrego, obiecywał więcej“...

W roku 1475 przybył do Nowogrodu, witany uroczyście i przyjmował skargi ludności na urzędników. Występował jako obrońca ludności, która z tępą naiwnością udawała się pod opiekę kniazia moskiewskiego. „Car sądził oskarżonych i kazał uwięzić szereg bojarów“. Wtedy dopiero Nowogrodzianie przecierać zaczęli oczy. „Ten czyn samowoli uderzył Nowogrodzian, lecz wszyscy, spuściwszy oczy, milczeli“. Iwan otrzymał bogate dary i opuścił Nowogród. „Arcybiskup Fieofił i znakomitsi dostojnicy odprowadzili hosudara do pierwszego postoju, gdzie jadł z nimi obiad, wydawał się wesoły, zadowolony. Lecz losy tego państwa ludowego były już rozstrzygnięte w jego umyśle“. W 1478 roku przysłał Iwan niespodziewanie do Nowogrodu poselstwo z zapytaniem, czy chcą „złożyć mu przysięgę, jako pełnemu władcy, jedynemu prawodawcy i sędziemu“? Nowogrodzianie osłupieli. „Zapanowało powszechne poruszenie. Znosili oni objawianą przez Iwana arbitralność w sprawach sądowych jako rzecz nadzwyczajną, lecz przeraziła ich myśl, że ta nadzwyczajność stanie się już prawem“. Dali odpowiedź odmowną. Iwan postanowił zakończyć złowrogą grę. „Iwan nie lubił ustępować i bez wątpienia przewidział odmowę Nowogrodzian, lecz chciał tylko uzyskać pozór sprawiedliwości w tym zatargu.

Otrzymawszy ich śmiałą odpowiedź, ze smutkiem oznajmił metropolicie Geroncjuszowi, matce, bojarom, że Nowogród, który dobrowolnie nadał był mu miano hosudara, zapiera się tego, czyni go kłamcą przed obliczem całej ziemi rosyjskiej i zapowiada, iż zdradził najświętsze przysięgi, prawosławie, ojczyznę. Metropolita, dwór i cała Moskwa zgodnie uważali, że buntownicy ci powinni odczuć całe brzemię gniewu carskiego. Zaczęły się modły w cerkwiach“...

Nastąpił krwawy, dziki podbój sławnej republiki. Deklamujący gęsto o swej miłości dla ludzkości, oświecenia i cnót republikańskich, Karamzin przechodzi do refleksji nad zagładą Wielkiego Nowogrodu. „I oto poddał się Iwanowi Nowogród, który w ciągu przeszło sześciu wieków słynął w Rosji i w Europie jako państwo ludowe, czyli republika, i istotnie miał formę demokracji... W pierwotnym stanie wszystkich państw ludowych, od Aten i Sparty do Unterwaldenu lub Glarusa, szukać należy wzorów systemu politycznego nowogrodzkiego... Mieszkańcy jego chlubili się tym, że nie byli niewolnikami Mongołów, jak inni Rosjanie, nie znali baskaków i nie byli nigdy pod władzą ich tyranii. Kroniki Nowogrodu w swej niekunsztownej prostocie przedstawiają rysy, pociągające wyobraźnię“. Przytacza wzory ich odwagi, wielkoduszności, cnót obywatelskich... „Widzimy pewne stałe zasady w działaniach tego, często lekkomyślnego, narodu: właściwością jego było nie chełpić się powodzeniem, okazywać umiarkowanie w szczęściu, stałość w klęskach, dawać przytułek wygnańcom, dotrzymywać umów i słowo: honor nowogrodzki, dusza nowogrodzka - służyło nieraz zamiast przysięgi“...

I ta perła ziem ruskich zdeptana została przez plemię, wychowane w dzikiej szkole niewoli mongolskiej. Cóż na to powie chwalca wolności? „Chociaż sercu ludzkiemu właściwa jest przychylność dla republik, opartych na kardynalnych prawach miłej mu wolności; chociaż same niebezpieczeństwa i niepokoje rzeczypospolitych, krzewiąc wielkoduszność, pociągają umysł, zwłaszcza młody, niedoświadczony; chociaż Nowogrodzianie, mając rządy ludowe, bezsprzecznie różnili się cechami szlachetnymi od innych Rosjan, poniżonych przez tyranię Mongołów: jednak historia winna wielbić w tym razie rozum Iwana, gdyż rozum państwowy dyktował mu wzmocnienie Rosji przez mocne połączenie części w całość, aby osiągnęła ona niezawisłość i wielkość... Historyk rosyjski, miłujący i ludzkie i państwowe cnoty, może powiedzieć: Iwan był godzien skruszyć wątłą wolność nowogrodzką, gdyż chciał trwałego dobra całej Rosji“.

Oto Nowogród już ujarzmiony, jak Polska o trzy wieki później. Przychodzą tragiczne koleje podbitej republiki, przez czas jakiś żyje tam jeszcze duch swobody i nadzieja wyzwolenia. Prosto i zwięźle, jako rzecz naturalną i nieuniknioną, opisuje Karamzin martyrologię ujarzmionego państwa.

W 1479 roku Iwan pozbawił stanowiska arcybiskupa Fieofiła „rzekomo za tajne związki z Litwą“ i zesłał go do Moskwy. Był to tylko jeden epizod polityki uspokojenia i zjednoczenia. „Nie mógł duch wolności zniknąć od razu w narodzie, który cieszył się nią przez tyle stuleci, i chociaż nie było powszechnego buntu, jednak Iwan widział niezadowolenie i słyszał tajne skargi Nowogrodzian; nadzieja, że wolność może powrócić, jeszcze żyła w ich sercu... Ażeby zniszczyć ten duch niebezpieczny, uciekł się do środka stanowczego; w 1481 roku kazał uwięzić ludzi znamienitych... a niebawem i wszystkich głównych bojarów, a ich mienie ruchome i nieruchome przepisane zostało na hosudara. Niektórych, oskarżonych o zdradę, poddano torturom. Sami oni donosili jeden na drugiego, lecz, będąc skazani na śmierć, oświadczyli, że ich wzajemne oskarżenia były oszczerstwem, wymuszonym przez męki. Iwan kazał osadzić ich w więzieniach; innym, jawnie niewinnym, dał majętności na ziemiach moskiewskich... W 1488 roku namiestnik nowogrodzki, Jakub Zacharjewicz, stracił i powiesił wielu ludzi możnych, którzy chcieli go zabić, i wysłał do Moskwy przeszło osiem tysięcy bojarów, znamienitych obywateli i kupców, którzy otrzymali ziemie we Włodzimierzu Muromie, Niższym Nowogrodzie, Perejasławiu, Jurjewie, Rostowie, Kostromie; a na ich ziemie, w Nowogrodzie, posłano Moskwicinów. Przez to przesiedlenie został na wieki uśmierzony Nowogród. Pozostał trup, dusza zniknęła; inni mieszkańcy, inne zwyczaje i obyczaje, właściwe samowładztwu“. Iwan, instynktem politycznym wiedziony, wytwarza sobie metodę podboju sąsiednich krajów.

Gdy myśl przyłączenia kraju do Moskwy powstała w jego głowie, stara się naprzód rozciągnąć nad nim swą opiekę dobroczynną, zabiega o względy warstwy niższej, a dyskredytuje usilnie klasę wyższą miejscową wobec ludu, depopularyzuje ją; ta bowiem klasa jest, w oczach jego, najgroźniejszym przeciwnikiem jego planów, przechowuje ona zasady i tradycje wolności i niezawisłości.

Potem szuka pretekstu do interwencji; opierając się na swym utrwalonym stopniowo wpływie w kraju, na swym zdobytym de facto, drogą opieki nad klasą niższą, zwierzchnictwie, nagle żąda formalnej uległości. Natrafia, oczywiście, na opór; wówczas oskarża kraj o fałsz, o niedotrzymanie wiary, o zdradę, o paktowanie z jego nieprzyjaciółmi. Odgrywa komedię oburzenia i smutku, tego smutku, który w czterysta lat później Milutin ujrzy na twarzy Murawjowa... Po zajęciu kraju siłą, następuje egzekucja i deportacje masowe ludzi warstwy wyższej, zastępowanej przybyszami z Moskwy.

Pozostaje trup, dusza znika...

Gdy chodzi o kraj słabszy, Iwan działa szybciej i prościej. W 1485 roku przyłącza do Moskwy księstwo twerskie. „Iwan w umyśle swoim rozstrzygnął jego losy, jak przedtem losy Nowogrodu.

Zaczął uciskać ziemię i poddanych Michała i jeśli oni w czymś dokuczali Moskwicinom, wówczas groził i żądał na nich kaźni, a jeśli Moskwicinowie odbierali od nich własność i czynili im najnieznośniejsze krzywdy, to nie było na nich ani sądu, ani kary“... W ten sposób przyzwyczajał Iwan ludność Tweru do tej myśli, iż lepiej mieć go za pana niż za wrogiego sąsiada. Sprawa zakończyła się rychło aneksją księstwa twerskiego..

I oto Iwan staje się bożyszczem swego narodu. „Iwan III należał do liczby bardzo niewielu monarchów, wybranych przez Opatrzność na to, by na długo rozstrzygnąć losy narodów: jest bohaterem historii, nie tylko rosyjskiej, stał się jakby Bogiem ziemskim dla Rosjan, którzy od tego czasu zaczęli zadziwiać wszystkie inne narody swą bezgraniczną uległością woli monarszej... Iwan stoi, jako monarcha, na najwyższym stopniu wielkości...“  Dla tego, kto chce zajrzeć za kulisy Rosji Mikołaja I, dworskiej, arystokratycznej, dygnitarskiej, najlepszym przewodnikiem będzie Francuz Custine. Pisarze, którzy w samej Rosji tworzyli i drukowali, nie mogli z powodu cenzury zostawić obrazu kraju. Czynili to emigranci: barwny, lecz często nieścisły Gołowin, poważniejszy odeń Dołgorukow, a nade wszystko znakomity Hercen.

Lecz nawet ten ostatni nie odtwarza z taką pełnią i jaskrawością cech charakterystycznych społeczeństwa rosyjskiego, jak Custine. Nikt tak, jak ten Francuz, nie chwyta tak czujnie i nie odtwarza tak plastycznie rysów, które stanowiły właściwości Rosji i którymi Rosja drastycznie odrzynała się od krajów Zachodu. Tamci byli sami dziećmi i wychowańcami tego społeczeństwa i tkwili w nim głębiej niż przypuszczali. Custine, przy zetknięciu z Rosją, ma ten odruch syna starej cywilizacji, to zdziwienie, chwilami przerażenie, które nadaje pióru jego barwy żywe i narracji jego koloryt i dramatyczność. Popełnia sporo błędów faktycznych, wcale nie jest źródłem do poznania faktów i wydarzeń, lecz jest pierwszorzędnym źródłem do poznania charakteru narodowego, zwłaszcza w warstwach wyższych. Obrana przezeń, a raczej intuicyjnie stosowana metoda opisywania ludzi, rozmów, scen zbiorowych i zaraz przy tym spowiadania się z tych myśli i uczuć, jakie jego duszę pod wpływem doraźnym tych wrażeń przejmowały, przy ogromnym darze obserwacyjnym i wielkim talencie pisarskim, sprawia, iż nie nuży ani nawałem szczegółów, ani monotonią rozważań, przeplata obserwacje refleksją i zaraz na poparcie swych wniosków znajduje nowe, świeżo zaobserwowane fakty, które dają mu wątek do nowych wniosków. Żadne z opartych na licznych archiwach dzieł nie ukazuje nam tak żywo wnętrza tego oryginalnego świata epoki mikołajowskiej, jak to czynią cztery tomy Custine’a.

Lecz w znacznej większości wypadków jest to nie nieporozumienie, lecz istotne odbicie życia, które płynęło w zupełnie bezprzykładnych, groteskowych warunkach.

Przyjechał do Rosji markiz Astolf Custine w roku 1839. Arystokrata, wnuk słynnego generała, zgilotynowanego w roku 1793, syn dyplomaty i wojskowego Renaud Filipa Custine, który śladem ojca poszedł na szafot w roku 1794, miał margrabia Custine otwarty dostęp nie tylko do salonów arystokratycznych i dygnitarskich, lecz i do pałacu cesarskiego. Custine’a poprzedziła opinia legitymisty, klerykała i zaciętego arystokraty, dobra rekomendacja na dworze petersburskim. Mikołaj wdał się z nim parokrotnie w długie i ciekawe rozmowy i przekonany był, iż Francuz olśniony jest zupełnie urokiem jego łaski, uprzejmości i szczerości. Istotnie, Custine w monarchii orleańskiej reprezentował krańcową prawicę, był zwolennikiem monarchii stanowej, nie pojmował zarówno demokratycznego pomieszania stanów, jak i rywalizowania trybuny z tronem. Jechał do Rosji jako do kraju wolnego od chorób politycznych Francji porewolucyjnej. Lecz to, co ujrzał, to nie był Karol X i nawet nie Ludwik XIV, lecz zmodernizowany Iwan Groźny. Wszelkie kontrasty zachodnie, konserwatyzm i liberalizm, Francja burbońska i orleańska, wydawały mu się drobnymi w porównaniu z wielką antytezą cywilizacji i ogładzonego z wierzchu barbarzyństwa, która z każdym dniem w Rosji spędzonym, coraz jaskrawiej stawała przed jego wzrokiem. Jego paromiesięczny pobyt w Rosji to nieustające prześwietlanie pokostu cywilizacyjnego, który pokrywał cienką warstwą wszystkie dziedziny życia Rosji, i wydobywanie na jaśnię złowrogiego wnętrza.

Zdumienie i oburzenie Rosji czytającej z carem na czele po wyjściu z druku książkę Custine’a było niesłychane, nie tyko przypominało, lecz znacznie przewyższyło burzę po wydrukowaniu „Listu filozoficznego“ Czaadajewa. Custine’a trudno było uznać za wariata, książkę jego nieszczęsną zniszczyć, spalić było niepodobna. Zobaczymy później, iż rozpoczęto z nią walkę. Tymczasem uczynimy próbę zwięzłego przedstawienia głównych tez tej najciekawszej może książki XIX wieku o Rosji.

Już na statku, wiozącym go do brzegów Rosji, spotkał i poznał Custine inteligentnego i bardzo zamaszyście szermującego frazesem radykalnym, podczas swych zagranicznych podróży, a do tego katolika, starego księcia K. (Kozłowskiego); rozmowa z nim była wstępem do poznania Rosji, dowcipne i barwne tyrady księcia rosyjskiego, cytowane przez Custine’a, są na ogół w zgodzie z jego późniejszymi własnymi obserwacjami, zebranymi na miejscu.  Kozłowski wykładał Custine’owi, iż despotyzm rosyjski jest bardzo mało zależny od osobistych właściwości piastuna władzy.

To system odwieczny, sprzężony nierozłącznie i głęboko skojarzony z wojującym i zaborczym prawosławiem. Prześladowanie Polski - mówił - stanowi wyraz głębokiego, zimnego wyrachowania: tu akta okrucieństwa są w oczach prawowiernych Rosjan chwalebne, to Duch Święty daje władcy moc wzniesienia się nad wszelkie uczucia ludzkie i Bóg błogosławi wykonawcę świętego celu: w świetle tej wiary sędzia i kaci są tym świętsi, im bardziej okrutni. Tryumf prawosławia jest synonimem polityki rosyjskiej.  Dla przenikliwego Francuza od chwili zbliżenia się do brzegów Rosji rozpoczynają się rewelacje; gdzie inny podróżnik dojrzy tylko stronę malowniczą czy banalną, on widzi wszechobecną duszę systemu. Oto dobijając do brzegów Rosji, natrafia na rewię morską, urządzoną dla cara. W porównaniu z flotą angielską, flota rosyjska, ten miraż potęgi morskiej, który w lat kilkanaście potem, w czasie wojny wschodniej, rozpłynął się jak urojenie, zrobiła na Custine’ie wrażenie olbrzymów, przeznaczonych do paradowania przed carem, dworaków z drzewa, pływających ku chwale carskiej po morzu, same manewry wydały mu się olbrzymim dzieciństwem, inscenizowanym dla kaprysu despoty. Rosja jest to kraj, zakonkludował, gdzie możliwe jest dokonywanie wielkich wysiłków dla lichego rezultatu. Dzieciństwo na wielką skalę jest to potworność, możliwa tylko pod tyranią, a będąca bodaj najstraszniejszym jej objawem. W innych krajach, gdy ludzie czynią wielkie wysiłki, to w celu dojścia do wielkiego rezultatu; u ludów ślepo uległych władza może nakazywać wielkie ofiary dla osiągnięcia rzeczy małych.  Podczas pobytu w północnej stolicy, wśród nawału wrażeń politycznych, zetknął się Custine z dziełem, niby odległym od polityki, a tak znamiennie ilustrującym tyranię i przypominającym nieludzkie dzieła despotów starożytnego świata. Pałac Zimowy spłonął i oto car wyznaczył na rok następny termin odbudowy olbrzymiego zamku. Podczas mrozów, dochodzących do trzydziestu stopni, sześć tysięcy robotników, męczenników bez zasługi pracowało w salach, które, celem szybkiego osuszenia gmachu, ogrzane były do trzydziestu stopni ciepła. Robotnicy, wchodząc do gmachu i wychodząc z niego, wystawieni byli na różnicę temperatury, dosięgającą sześćdziesięciu stopni. Praca w kopalniach Sybiru była mniej mordercza od tej budowy pałacu carskiego, a wszak ci robotnicy nie byli, nawet w carskim pojmowaniu, złoczyńcami. Ci, którzy malowali ściany, kłaść musieli na głowę czapki z lodem, aby wytrzymać upalną temperaturę. Gdzież tu porównywać absolutyzm królów francuskich przed rewolucją z tą tyranią! Miliony wersalskie nakarmiły tyle rodzin robotniczych, ile zabiły niewolników te dwanaście miesięcy Pałacu Zimowego. 

+++

To państwo, po bliższym przyjrzeniu się, przedstawia się Custine’owi jako jedno wielkie więzienie, od którego klucze trzyma car, wielkie odległości ułatwiają tu zarówno ucisk jak i bunt, i człowiekiem wolnym może tu być tylko zrewoltowany żołnierz. Rząd rosyjski to dyscyplina obozowa zamiast obywatelskiego ładu, to stan wojenny, który jest stanem normalnym społeczeństwa.

Ten rząd nad wszystkim panuje, a w nic nie umie tchnąć życia. W krajach postępu mechaniki, na Zachodzie, już drzewo i metal zdają się mieć duszę, tu ludzie są jakby z drewna. Nawet ruchy ludzi, spotykanych na ulicy, są sztywne i skrępowane, każdy gest wyraża wolę nie tej osoby, która go czyni. Despotyzm ten chce być mocniejszy, niż natura: Bóg tworzy przyszłość, a car chciałby przetwarzać przeszłość. Kaprys despoty chciałby mieć moc wstecz działającą. Powstaje pytanie, co tu człowiek ma czynić ze swą myślą. Ludzie Rosji są to machiny, niepotrzebnie obarczone myślą.

Rozmowa swobodna jest tu już konspiracją, myśl buntem. Człowiek myśli w celu poprawy losu własnego i innych ludzi, lecz gdy człowiek nic w niczym zmienić nie może, myśl niepotrzebnie zajątrza się w duszy i zatruwa ją - z braku innego użytku. Despotyzm, dziecko niecierpliwości i lenistwa, to choroba urojona ludów, które dały w siebie wmówić, iż bez tyranii istnieć nie mogą.

Co uczynił człowiek Bogu - pyta Custine - iż ten skazał sześćdziesiąt milionów jego bliźnich na życie w Rosji?  Władca tej Rosji wciąż gra rolę, nieustannie pozuje. Gdy Custine miał po raz pierwszy stanąć przed jego obliczem, uprzedzono go, iż chcąc się podobać, należy mieć spojrzenie pełne uszanowania, a wygląd trwożny. Twarz Mikołaja przybiera wyraz trojaki: najczęstszy - to niespokojna surowość, rzadziej - wyraz solenny, uroczysty, wreszcie trzecia maska to grzeczność. Brak swobody, przymus, to największe nieszczęście Rosji, odbija się na twarzy władcy: ma on parę masek, nie ma własnego swobodnego oblicza.

Gdzie indziej w Europie dwór, nawet najświetniejszy, to widowisko, w Rosji dwór to potęga. Duchem dworu oddycha imperium od jednego krańca do drugiego. Car czuje wciąż na sobie brzemię przymusu, jest niespokojny, miota się jak lew po klatce, jak chory w gorączce, wychodzi pieszo, wyjeżdża konno, urządza rewie, manewry, wyrusza na morze.

Carowa, dzieci, kuzyni, faworyci, służba - wszystko to wciągnięte jest w wir nieustający carskiego życia i bawi się, aż do skonania. Na tym dworze najbardziej lękają się wolnego czasu, znak nurtującej nudy i pustki.

Dwór robi wrażenie teatru, gdzie szef wciąż czyni przegląd, a aktorzy wciąż odbywają próby.

Aktorzy i dyrektor tracą życie na przygotowywanie, poprawianie, doskonalenie nieustanne komedii bez końca, której na imię cywilizacja północy. Im dłużej przygląda się dworowi, tym bardziej współczuje się jego szefowi. Ta władza unika śmieszności jedynie przez terror i tajemnicę.

Karą dla despoty jest jego wszechodpowiedzialność. Nieodpowiedzialny za nic politycznie, jest on odpowiedzialny za wszystko - jako opatrzność: skutek naturalny uzurpacji praw boskich.

Monarcha, który zgadza się na to, by być uznanym za coś więcej niż za istotę śmiertelną, bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkie zło, jakie niebo zesłać może na ziemię za jego panowania. Z tego fanatyzmu politycznego wynikają drażliwości, nieznane w innym kraju. Nieszczęśliwy wypadek traktowany jest, jako sprawa stanu, jako brak względów należnych carowi od Boga. W złym zrządzeniu losu widzi już cień buntu, niepodległość natury wydaje się złym przykładem. Mucha, która lata nie w porę, podczas uroczystości, w pałacu, upokarza cara.  Już książę Kozłowski wykładał Custine’owi na statku, iż wieki despotyzmu zdemoralizowały w Rosji i władzę i poddanych. Przyjrzawszy się Rosji, Francuz potwierdza tę diagnozę. Powtarza się - pisze - często opinię, iż szaleństwo systemu jest skutkiem szaleństwa dziedzicznego w carskiej rodzinie. To fałszywy optymizm, zło spoczywa w samym systemie - mówi Custine. Car rosyjski musiałby być aniołem lub co najmniej geniuszem, na to, aby zachować rozum po dwudziestu latach panowania; bardziej jeszcze przerażające jest to, iż szaleństwo udziela się jego poddanym.

Mikołaj nazywał nałóg niewoli swego ludu geniuszem narodu. „Despotyzm istnieje w Rosji, jest to istota mego rządu, lecz jest on w zgodzie z geniuszem narodu“ - rzekł w rozmowie z Custine’m. W tym państwie wytworzyła się demokracja bałwochwalcza: równość poddanych w niewoli. Władza najwyższa szanowana jest jako religia, której powaga jest niezależna od osobistej zasługi kapłanów, cnoty monarchów są tu zbyteczne. Tyran wymaga od ludzi nie tylko uległości, lecz i zadowolenia z jarzma, uśmiechu na twarzy. Lud i władca upijają się razem, czerpiąc z czary tyranii.  Custine zetknął się z objawami serwilizmu Rosjan, zanim stanął jeszcze na ich ziemi. W Ems spotkał następcę tronu rosyjskiego ze świtą młodych dworaków i adiutantów. Uderzyło go ich niewolnicze zachowanie się wobec wielkiego księcia; gdy zaś ten oddalił się, ci sami ludzie od razu zmienili ton i maniery, zachowanie ich z potulnego i uniżonego stało się głośne, wyniosłe i wyzywające.

To nagłe przejście od służalstwa do dezynwoltury uderzyło niemile Custine’a. Nie była to zwykła etykieta, znana na innych dworach, lecz służalczość odruchowa, spoza której przezierała arogancja. Ta mieszanina pychy i uniżoności była przykra dla syna starej kultury. Obserwując potem niejednokrotnie w Rosji kurtyzanów, nieszczerze płaszczących się, formował swój pogląd, iż system rosyjski to tyrania, miarkowana przez carobójstwo. W miarę zapoznawania się z historią Rosji coraz lepiej rozumiał ten system, spuściznę kilkuwiekowej przeszłości. Inne ludy znosiły tyranię, naród rosyjski lubił ją i ten fetyszyzm niewoli jest znamienny. Takie panowanie jak Iwana Groźnego oślepia na zawsze duszę narodu, który je znosił z pokorą do końca. Zbrodnia obrazy ludzkości upadla narody aż do późniejszych, odległych pokoleń. Ślepa uległość poddanych, ich milczenie i ich wierność dla obłąkanych tyranów są to złowrogie przymioty. Uległość, posunięta do tych granic, do jakich doszła u poddanych Groźnego, to już nie cierpliwość, lecz namiętność: oto rozwiązanie zagadki. Rosjanie Mikołaja I są godnymi wnukami poddanych Iwana Groźnego.  Naród z duszą przez stulecia niewoli spaczoną, na łaskawość władzy patrzy jako na słabość.

Lęk tylko obezwładnia go, surowość nieubłagana rzuca go na kolana, a przebaczenie rozzuchwala; nie sposób go przekonać, można go tylko ujarzmić. Zjawisko to tłumaczy taktykę despoty, lecz nie usprawiedliwia jej; od rządu wymagać należy szkoły ludzkości dla narodu. Mikołaj I nie przebaczył dekabrystom, gdyż wierzył, iż winien jest sobie i swemu narodowi nieugiętą surowość. Łaskawość, oprócz tego, iż przeczyła jego naturze, wydawała mu się słabością, przez którą uchybiłby swej władzy. Przyzwyczajony do mierzenia potęgi carskiej strachem, jaki ona wznieca, patrzył by na swą litość jako na sprzeniewierzenie się kodeksowi moralności politycznej. A jednak wszechwładza cara byłaby dopiero wówczas zupełna, gdyby był władny przebaczać: Mikołaj ważył się tylko na ukaranie. Car zniża się do poziomu swych poddanych; nie waha się ich nadal zezwierzęcać, byle tylko ich mieć uległymi; lud i władca rywalizują ze sobą w nieludzkości. Dworacy kata uważają zawsze wymierzoną przezeń karę za słabą. Ohydne dzikości, cyrkulacja fałszu, dająca życie potworowi caratu, temu ciału trupiemu, którego krwią jest trucizna: oto despotyzm w swej istocie i w swym fatalizmie. Nieczułość, gdyby nawet nie stanowiła wady przyrodzonej cara, byłaby wynikiem nieuchronnym położenia, które zajął, a którego opuścić nie chce i nie może. Los cara to pełne blasku wygnanie. Custine, przyjrzawszy się Rosji, doznaje wrażenia patrząc na Mikołaja, iż głowa jego jak głowa Janusa ma dwie twarze i że wyrazy gwałt, wygnanie, niewola, Sybir wyryte są na niewidzialnej stronie oblicza carskiego.  Ludzie Zachodu widzą w rosyjskim przestępcy stanu niewinną ofiarę despotyzmu. Rosjanie widzę w nim człowieka potępionego: oto bałwochwalstwo polityczne. Rosja to kraj, gdzie nieszczęście oczernia bez wyjątku tych, których dotyka. Naród bez wolności ma instynkty, nie ma uczuć; entuzjazm jego dla władzy jest wymuszony, to miłość trzody dla pasterza, który ją hoduje na zabicie. Przykro jest patrzeć, jak życie człowieka sprowadza się tutaj do nadziei złożenia ukłonu władcy i otrzymania odeń uśmiechu. Naród tyranizowany przez despotę zawsze zasłużył na swój los, tyrania to dzieło narodów. Custine czyni wyznanie, iż będąc zaciętym arystokratą we Francji, w Rosji poczuł się demokratą: chłop czy drobny mieszczanin Francji jest wolniejszy, niż w Rosji magnat. 

+++

Od chwili wstąpienia na ziemię rosyjską Custine’a uderzyła zupełna odmienność tego kraju, której istnienia dotąd nie podejrzewał. W miarę wtajemniczania się w życie rosyjskie, ta odrębność występowała coraz wyraźniej, coraz jaskrawiej i coraz bardziej ujemnie. Na pierwszy rzut oka, wchodząc do tego kraju, dostrzega się - pisze - iż to życie społeczne, jakie Rosjanie sobie wytworzyli, służyć może tylko do ich wyłącznego użytku. Trzeba być Rosjaninem na to, by żyć w Rosji, jakkolwiek pozornie wszystko odbywa się tak, jak gdzie indziej. Różnica spoczywa - w istocie rzeczy.

Wygląd Petersburga jest próbką i symbolem charakteru całego państwa: pretensjonalne naśladowanie kształtów starej cywilizacji, bez poważnej próby tworzenia rzeczy oryginalnych, wysnutych z natury kraju i narodu, blichtr bez treści, szych bez stylu. Pomniki, kopiowane z posągów klasycznych, a których rysy, styl, układ, kłócą się z naturą krajobrazu, barwą nieba, klimatem, a również z twarzą, ubiorem i obyczajami ludzi, podobne są do bohaterów wziętych do niewoli przez nieprzyjaciół. Świątynie, jakby spadłe z górskich szczytów Grecji na błota Laponii, te pałace bogów pogańskich, które cudownie wieńczą cyple brzegów jońskich swymi surowymi konturami o liniach poziomych i błyszczą z dala w słońcu złoconym marmurem na skałach Peloponezu, na ruinach akropolów antycznych, tu wyglądają jak wielkie masy gipsu i wapna. Należało otoczyć się budowlami o kształtach strzelistych, o liniach pionowych, aby przebić mgły nieba polarnego i przerwać monotonię stepów szarych i wilgotnych, które tworzą krajobraz dookoła Petersburga. Architektura, właściwa temu krajowi, to nie kolumna Partenonu i nie kopuła Panteonu, a raczej wieża pekińska. Jest to rzecz człowieka wznosić góry w kraju, któremu natura odmówiła wszelkiej górzystości terenu.

To samo naśladownictwo puste a pretensjonalne widzi Custine we wszystkich dziedzinach życia warstwy oświeconej. Rosja, która przyjęła cywilizację późno, została przez niecierpliwość swych władców pozbawiona głębokiego nurtu kultury stopniowej a powolnej. Nie przeszła tej pracy wewnętrznej, która tworzy wielkie narody. W tym kraju społeczeństwo, takie, jak je urobili carowie, podobne jest do ogromnej cieplarni, napełnionej łagodnymi roślinami egzotycznymi. Pierwszym skutkiem cywilizacji jest ułatwienie życia materialnego, tu zaś wszystko jest trudne, uciążliwe; jest to kraj niepotrzebnych formalności, braków technicznych, nieporządku i brudu; w hotelach o zakroju i wyglądzie europejskim trapią gościa roje robactwa. Apatia, połączona z chytrością, oto rys dominujący ludności. Nawet grzeczność rosyjska jest raczej ceremonialna niż naturalna i przechodzi w nużącą przesadę. Prawdziwa ogłada to kwiat, który rozwija się dopiero na szczycie drzewa towarzyskiego; roślina ta nie zaszczepia się, lecz zapuszcza korzenie, i łodyga jej, jak łodyga aloesu, wymaga wieków na to, by wyrosnąć. Cały szereg pokoleń barbarzyńskich musi lec w grobie, zanim górne pokłady gruntu społecznego wyhodują ludzi istotnie ogładzonych. Uprzejmość to kodeks współczucia, zastosowany do codziennych stosunków towarzyskich, kodeks ten dyktuje przede wszystkim współczucie dla cierpień miłości własnej. 

+++

Już książę Kozłowski uprzedzał Custine’a na statku, iż znajdzie w Rosji rażące objawy niższości cywilizacyjnej i przypomniał mu daty dziejowe: Rosja odległa jest zaledwie o cztery stulecia od najścia barbarzyńców, podczas gdy Zachód przeszedł przez ten kryzys czternaście wieków temu, tysiąc lat różnicy tworzy odległość niezmierną między obyczajami narodów. Custine rychło stwierdził tę prawdę. Rosja, ten naród-dziecko, stanowi jakby jedno olbrzymie gimnazjum - pisze - wszystko odbywa się tu jak w szkole wojskowej, z tą różnicą, iż uczniowie wychodzą z niej dopiero na śmierć. O tej niższości cywilizacyjnej Rosji Custine pisze ze smutkiem, współczuciem, bez naigrawania się, bardziej wyrozumiale niż niejeden z satyryków rosyjskich. Lecz gorzkie i ostre słowa kreśli wówczas, gdy pisze o manii bezdusznego naśladowania Zachodu, małpowania go, jak się wielokrotnie wyraża. Na ten sąd gorzki złożyło się jeszcze jedno spostrzeżenie bystrego Francuza: ślepe naśladownictwo Zachodu kojarzyć potrafią Rosjanie z niechęcią do ludów Zachodu i ci sami ludzie, którzy niewolniczo kopiują narody cywilizowane, popisują się swym dla nich lekceważeniem.

Oni nas nienawidzą - pisze Custine - jak wszelki naśladowca nienawidzi swego wzoru. Gdy ktoś podrabia kształt społeczeństwa, nie przenikając się jego duchem, gdy kopiuje zagranicę, której zazdrości zasobów, nie szanując jej charakteru, gdy to naśladowanie jest wrogie, a dochodzące do dzieciństwa, gdy zapożycza u cudzoziemca, udając, iż nimi pogardza, urządzenie mieszkania, ubiór, sposób mówienia, wówczas staje się echem, kopią, odblaskiem i przestaje żyć własnym życiem.

Upodobanie do wszelkich nowości to mania tego narodu. Nie to stanowi główny brak Rosjan, iż są tym, czym są; co w nich jest warte potępienia, to pretensja do udawania, iż są tym, czym są Francuzi. Są to ludzie straceni dla stanu dzikości, a nie pozyskani dla cywilizacji. Przychodzą na myśl słowa Francuza XVIII wieku: Rosjanie zgnili, zanim dojrzeli. Udają oni ton francuski, bez talentu konwersacji, właściwego Francuzom; w Rosji można studiować ducha parweniuszowskiego we wszystkich klasach i na wszystkich szczeblach drabiny społecznej. Talent małpowania (le talent de la singerie) jest im wrodzony do tego stopnia, iż urażają się naiwnie, gdy im się mówi, że kraj ich nie jest podobny do żadnego innego; co nam wydaje się zasługą, im przedstawia się jako pozostałość barbarzyństwa. Wyobrażają sobie, iż cudzoziemiec, zadawszy sobie trud dalekiej podróży, powinien uważać się za szczęśliwego, gdy tu o tysiąc mil od siebie znajdzie lichą parodię tego, co właśnie dopiero co, dążąc do zobaczenia rzeczy odmiennych, opuścił. Rosjanie nie są jeszcze cywilizowani, są to wymusztrowani Tatarzy. Naród ten to jeszcze tylko afisz, nalepiony na Europie.

Mają gust parweniusza do wszystkiego co jest blaskiem; biorą przepych za wytworność, blichtr za ogładę, policję i strach za podstawy społeczeństwa. Patrząc na tych niedźwiedzi tresowanych, wołałoby się już niedźwiedzie dzikie. Zakładając Petersburg Piotr zbudował dla swych bojarów loże z widokiem na Europę; zamknął w sali balowej swych wielkich panów, uwiązanych na łańcuchu, pozwalając im z daleka lornetować z zazdrością cywilizację i zabraniając im jej dosięgnąć; gdyż zmusić do kopiowania, to znaczy udaremnić sprostanie.

+++

Mieszanina barbarzyństwa i cywilizacji, odcięcie od Zachodu przez przyjęcie wiary grecko-wschodniej, obok przeszczepienia kultury zachodniej od czasów Piotra, składa się na obraz skomplikowany, bezładny, groteskowy. Custine bada cierpliwie, obserwuje coraz z innego stanowiska duszę rosyjską, chcąc dojść do syntezy. Nie może, jednak, wyłączyć sprzeczności, bo tkwią one istotnie w charakterze tego osobliwego narodu.

Oderwana od Zachodu przez przyjęcie schizmy greckiej, Rosja, po szeregu wieków, z niekonsekwencją zawiedzionej miłości własnej, zwróciła się do narodów, urobionych przez katolicyzm, po cywilizację, której ją pozbawiła religia, całkowicie polityczna. To wyznanie bizantyjskie, które wyszło z pałacu cesarskiego, aby utrzymać porządek w obozie, nie zaspokaja wznioślejszych potrzeb duszy ludzkiej; dopomaga ono policji do oszukiwania ludzi.

Od czasu uzurpacji praw Boskich przez władzę świecką w Rosji religia chrześcijańska utraciła tu swą czystość; weszła w zastój i stała się częścią składową mechanizmu tyranii. W tym kraju, gdzie nic nie jest określone ściśle, a to nie bez przyczyny, trudno pojąć stosunek cerkwi do władcy państwa, który uczynił siebie arbitrem również i w rzeczach Kościoła, nie proklamując wyraźnie tej swojej prerogatywy. Po prostu przywłaszczył ją sobie, zachowując synod, jako ostatni znak hołdu, składanego przez cara Królowi Królów. Duchowieństwo schizmatyckie nie jest niczym innym, jak tylko milicją, przybraną w uniform, odmienny od świeckiej armii cara, jest ono w pogardzie u ludu, pomimo protekcji monarszej, a raczej z racji tej protekcji. Żołnierz zaś carski to jeniec dożywotni, skazany na pilnowanie innych jeńców.

Wahając się od czterech wieków między Europą a Azją, Rosja nie zdołała jeszcze odcisnąć piętna swego ducha na dziejach myśli ludzkiej; naleciałości napływowe zatarły jej charakter narodowy.

Naśladownictwo i sarkazm oto główne talenty, jakie Custine przyznaje Rosjanom tej warstwy, z którą się stykał. Rosjanin jest urodzonym naśladowcą, a więc jest przede wszystkim obserwatorem i talent ten, właściwy ludom młodocianym, nieraz wypacza się w szpiegostwo. Sarkazm to bezsilna pociecha ujarzmionego. Rosjanie są zimni, przebiegli, dowcipni, mało uczciwi, jak wszyscy ludzie pożerani przez ambicję; ogromna wrażliwość przy znacznej oschłości, sarkazm i próżność przy przebiegłości, wytworzonej przez niewolę. Ludzie towarzystwa mówią głosem sztucznym, fletowym, jakimś niemiłym tonem słodkawym; powiedzą ci miodowosłodkim głosem, iż chłop pańszczyźniany rosyjski to najszczęśliwszy z ludzi.

W towarzystwie wyższym nieustające sprzysiężenie uśmiechniętych twarzy przeciwko prawdzie, dla dogodzenia despocie. Przypomina się recepta lady Montagu na zachowanie się w Turcji: głaszcz faworytów, omijaj nieszczęśliwych, nie dowierzaj nikomu. Towarzystwo to rozpoczęło zetknięcie z kulturą od ekscesów. Gdy rozpusta nie wystarcza już na to, by zabić nudę, która nurtuje duszę ludzką pod rządem tyranii, wówczas dusza wchodzi na drogę występku. Z aspiracjami wyższymi zdradzić się pod tym rządem niebezpiecznie: człowiek przyznający się do nich to Prometeusz, uprzedzający Jowisza, iż chce mu wykraść ogień....

Żaden charakter narodowy nie jest tak trudny do określenia jak ten: bez wspomnień starożytnych, bez średniowiecza, bez tradycji rycerskich, bez poszanowania dla własnego słowa, zawsze Grecy bizantyjscy, formalistycznie grzeczni jak Chińczycy, grubiańscy, a co najmniej niedelikatni, jak Kałmucy, brudni jak Lapończycy, piękni jak Aniołowie, nieoświeceni jak dzicy (z wyjątkiem kilku kobiet i kilku dyplomatów), przebiegli jak Żydzi, intryganci jak wyzwoleńcy, spokojni i poważni w obejściu jak ludzie Wschodu, okrutni w uczuciach jak barbarzyńcy, ironiczni i pogardliwi przez rozpacz, podwójni szydercy przez naturę i przez uczucie swej niższości, lekkomyślni, lecz tylko pozornie, uzdolnieni do zadań poważnych a nie dość wielkoduszni na to, by się wznieść ponad finezję. Z tym wszystkim - naród chory, leczony trucizną.  Uderzył Custine’a niezmierny niepokój Rosjan o to, jaką cudzoziemiec wytwarza sobie o ich kraju opinię. Ta opinia europejska to widmo, które wciąż skrycie ściga i dręczy ich myśli. Trudno okazać w tym względzie mniej niezależności niż oni. Zgodziliby się na to, by być gorszymi i bardziej nieokrzesanymi, byle tylko uchodzić za lepszych i bardziej cywilizowanych. Nie pojmują, iż cywilizacja to nie moda, nie fortel, lecz siła, która puszcza łodygę, tworzy kwiat i daje owoc. Boją się, by ich nie miano za barbarzyńców Północy. Są środki na dzikość pierwotną, nie ma lekarstwa na manię wydawania się tym, czym się nie jest.

Rosja jest krajem, gdzie wszyscy należą do spisku, mającego na celu wprowadzenie w błąd cudzoziemca (enguirlander l’étranger). Są dwie Rosje - pisze Custine - Rosja taka, jaka jest i Rosja taka, jaką chciano by pokazać Europie. Spoza tej drugiej bystry Francuz umiał dojrzeć tę pierwszą, prawdziwą; Rosja, według niego, to wielka sala komedii, gdzie ze wszystkich lóż widać, co się dzieje za kulisami. Umie poznać się nie tylko na kłamstwie grubym, lecz i na subtelniejszej mistyfikacji.

Spotykał dwa rodzaje Rosjan: tych, którzy łącząc przezorność z miłością własną chwalą nadmiernie swój kraj i tych, którzy pozując na bardziej cywilizowanych i wyrafinowanych, popisują się to głęboką pogardą, to przesadną skromnością, gdy tylko mówią o Rosji. Jest to tylko bardziej subtelny sposób zmylenia czujnego wzroku cudzoziemca, lecz i ta subtelność dla tego, kto uchwycił jej cel, wygląda jak mimowolne przyznanie się, zdradzenie obawy wypowiedzenia prawdy.

Custine przejrzał na wylot i jedną i drugą kategorię mistyfikatorów, lecz szukał trzeciej odmiany - prostych i szczerych Rosjan, i szukał, jak mówi, na próżno.

Ten przykład fałszu idzie z góry, od szczytów państwa, które stoją na czele nieustającej wojny przeciwko prawdzie. Poddani przyjmują ulegle, a nawet nie bez satysfakcji, te kłamstwa władzy, która w nich wmawia, że są dobrze rządzeni i szczęśliwi. Ta obłuda tyranii, jakkolwiek gruba, wydaje się niewolnikowi niemal pochlebstwem: despota zadaje sobie trud ukrywania istotnej natury swych rządów, jest to pewna względność mimo woli okazana poddanemu. Kłamstwo jest bądź co bądź tak poniżające, iż zmuszanie despoty do hipokryzji to zemsta, która jest pociechą dla ofiary jarzma. Osobliwy kraj, który wydaje tylko niewolników, przyjmujących na kolanach opinie, jakie im są narzucone, szpiegów, którzy nie mają żadnych własnych opinii, aby tym łatwiej chwycić mogli opinie innych, i szyderców, przesadzających zło.

Custine umie uchwycić w lot tragikomiczną stronę fałszu urzędowego, który płynie od tronu i przyjmowany jest z pokorą i nabożeństwem poddanych. Oto odbywa się uroczystość zaślubin córki Mikołaja I, Marii, z Maksymilianem, księciem Leuchtenberskim. Pan młody jest synem Eugeniusza Beauharnais, wnukiem Józefiny. Koronę nad jego głową trzyma hrabia Pahlen, ambasador rosyjski w Paryżu, syn słynnego Pahlena, zabójcy Pawła, i przez swą symboliczną czynność przy obrzędzie wzywa niebiosa, by zesłały błogosławieństwo na głowę męża wnuczki Pawła.  W tym mrocznym państwie, gdzie blask cara zaćmiewa słońce, żyć jest ciężko. Człowiek, który tu się śmieje, to albo komediant, albo pochlebca, albo pijany. Jest to państwo ludzi niemych, każdy duch nosi tu uniform. Rosja wydaje dobrych dyplomatów i dobrych szpiegów; słowo ludzkie tutaj to klucz podrobiony, który służy do otwierania cudzych zamków. Cudzoziemiec, z chwilą, gdy staje na granicy rosyjskiej, jest traktowany jako przestępca. Nie tylko opór władzom, lecz i motywowanie posłuszeństwa już uchodzi tu za zamach na podstawy państwa.

Gdzie życie jest tak nieznośne, tam człowiek dążyć musi do tego, by się ogłuszać jak najczęściej, upijać do zapomnienia o świecie, odpędzać myśli smutne za pomocą najbezmyślniejszych a odurzających rozrywek. Jedynie zabawy puste, błahe lub hulaszcze są dozwolone w tym państwie.

Z literatury zachodniej najchętniej tu czytają Paul de Kocke’a. Życie samo jest zbyt groźne na to, aby ludzie gustowali w literaturze poważnej: farsa, idylla lub panegiryk - oto rodzaje piśmiennictwa najbardziej rozpowszechnione pod despotyzmem. Największa przyjemność narodowa to pijaństwo.

Trzeba tu odurzyć się na to, aby być szczęśliwym. Rozpusta jest nie tylko rozpowszechniona we wszystkich sferach, lecz nawet ma pewien osobliwy urok; ład społeczny jest tu oparty na ucisku, wszelki nieład, wyłom w ustalonym porządku ma pozory odwagi i szerokiego rozmachu życiowego, rozwiązłość uchodzi za liberalizm, lowelas, donżuan są bohaterami. Opowiada się głośno historie o notorycznej rozpuście mnichów i mniszek; przy grubych obyczajach rozpusta tu ma charakter brutalny i dziki; mniszki przechowują przez pewien czas w klasztorze młodego człowieka dla wspólnej rozrywki, a bojąc się, by rzecz się nie wydała, zabijają go cichaczem. Te wydarzenia są urzędowo zatajane, by nie robić skandalu, lecz są powszechnie wiadome i powtarzane ze szczegółami.

Inne poważniejsze a nieobliczalne w swych skutkach odurzenie to sny ambicji. Pod twardą skorupą carskiego ucisku drzemią i kipią zdławione i spaczone w swych objawach namiętności polityczne. Tu uderzyła Custine’a analogia i jednocześnie różnica pomiędzy republikańską Francją a carską Rosją. Tam demokracja, tu despotyzm zniósł ustalone przegrody społeczne, zwalił hierarchię: otworzył pole do wynoszenia się w górę z nizin na szczyty. Środki wyniesienia są odmienne: we Francji można dojść do wszystkiego, schodząc ze stopni trybuny, na której zdobyło się popularność, w Rosji, wkradłszy się w łaski dworu. Ranga, czyn , to galwanizm społeczny Rosji, to namiętność górująca nad wszystkimi innymi. Chwytając czujnym uchem ten pomruk nieukojonych ambicji, Custine widzi pod złudną powłoką, ukrywającą utajone życie Rosji, groźny rezerwuar, szczelnie zamknięty, a postawiony na ogniu, który się coraz bardziej rozpłomienia.

Obok ambicji wyniesienia się na wyższe szczeble w państwie, nurtuje poddanego carskiego podsycana z góry ambicja narodowa, sen o potędze państwa carskiego, rojenie o coraz to nowych zdobyczach, podbojach i o hegemonii w świecie. Ta władza, uchodząca za świętą, karmiąca się politycznym zabobonem, ma przed sobą dwie drogi: albo dowieść, iż jest człowiekiem, czyli zawiesić, przeciąć okrutne działanie własnej tyranii i dać się zmiażdżyć, albo prowadzić swych wyznawców na podbój świata, aby dowieść, iż jest istotnie Boską. I oto carat staje się szkołą pychy państwowej.

Sny światowładcze to pociecha i otucha dla ludzi żyjących pod takim rządem. Obserwując kraje wolne Zachodu, gdzie namiętność i walki polityczne występują burzliwie na zewnątrz i dają pozór bezładu i słabości, i spoglądając na Rosję zmrożoną strasznym rygorem i imponującą uroczystym spokojem, myślą i mówią niewolnicy Petersburga: Europa kroczy torem, jakim niegdyś szła Polska, wytrawia się i osłabia przez czczy liberalizm, zaś Rosja pozostaje potężna, właśnie dlatego, że nie zna wolności: cierpmy pod jarzmem, a każemy drogo jeszcze zapłacić innym narodom za nasze poniżenie.

Olbrzymia, niespokojna ambicja nurtuje duszę narodu rosyjskiego. Naród ten, z natury swej zaborczy, chciwy, wskutek własnego niedostatku, przez poniżającą uległość wobec swej władzy z góry okupuje nadzieję poddania pod swą tyranię innych ludów. Sława, bogactwa, których oczekuje, odwracają myśl jego od hańby, jaką przeżywa, i aby zmyć ze siebie plamę swej niecnej ofiary z wszelkiej swobody politycznej i osobistej, niewolnik na kolanach marzy o panowaniu nad światem. 

+++

Badawcza myśl Custine’a odrywa się chwilami od współczesnej rzeczywistości rosyjskiej i stara się odgadnąć przyszłość tego osobliwego kraju. Nigdzie na świecie nie czuł się on mocniej przeniknięty poczuciem niestałości rzeczy ludzkich, jak w Petersburgu. Niech tylko ta stolica, nie mająca korzeni ani w historii, ani w ziemi, zostanie choćby dzień jeden zapomniana przez władcę, niech tylko polityka nowa zwróci gdzie indziej myśl monarchy, a granit, schowany pod wodą, skruszy się, niziny, wodą zalane, wrócą do stanu pierwotnego i dawna pustka obejmie panowanie nad swym starym siedliskiem. Albo Rosja nie spełni swych przeznaczeń, albo Moskwa stanie się na powrót stolicą państwa, gdyż tylko ona posiada zawiązki samoistności i oryginalności rosyjskiej.

Lecz za to w tej starej stolicy Custine ma wizję strasznych zbrodni caratu na przestrzeni wieków.

I wydaje się mu, iż przez wszystkie bramy Kremla wychodzi korowód nieprawości, aby zalać Rosję. Aby odrobić i naprawić to złowrogie dzieło stuleci, na to nie dość najlepszych nawet wysiłków jednego władcy i bynajmniej nie wystarczy tu usunięcie jednego tyrana. Nie z tyranem, a z tyranią należy tu walczyć. W Rosji despotyzm króluje na tronie, lecz tyrania przenika wszędzie.

Obyczaj narodu to wynik powolny oddziaływania wzajemnego ustaw na zwyczaje i zwyczajów na ustawy. Magnat rosyjski, który w przystępie gniewu nie bije na śmierć swego chłopa, uchodzi za człowieka humanitarnego. Byłoby niesłuszne oskarżać cara o wszystkie nieszczęścia państwa: siły jednego człowieka nie sprostałyby zadaniu, wobec którego stanąłby monarcha, który by nagle postanowił panować po ludzku nad narodem nieludzkim. Nie podobna by dziś od razu rządzić Rosją tak, jak rządzi się innymi krajami Europy. Przykład złagodzenia obyczajów powinien być dany od góry. Lecz czegóż oczekiwać od narodu pochlebców, któremu schlebia władca? Zamiast podnosić masy rosyjskie do swego poziomu, usiłuje sam zniżyć się do ich poziomu. Rosja jest dziś dalsza od wolności niż większość ludów świata. Jutro, wśród buntu, rzezi, wśród łuny pożarów, lud wiejski może sobie krzyczeć: niech żyje wolność - aż do krańców Syberii; lud ciemny i okrutny może rozpruwać swych panów, może zbuntować się przeciwko swym ponurym tyranom i zrumienić ich krwią nurty Wołgi, przez to nie stanie się bardziej wolny: barbarzyństwo jest jarzmem. Droga do wyzwolenia tych ludzi to nie pompatyczne proklamowanie wolności; należy uczynić niewolę niemożliwą przez rozwijanie w duszy narodu uczuć ludzkich, których brak jeszcze w Rosji.  Custine wyruszył z Paryża w przeświadczeniu, iż ścisłe przymierze Francji z Rosją stanowić powinno podstawę układu europejskiego, lecz przyjrzawszy się z bliska narodowi rosyjskiemu i poznawszy ducha jego rządu, doszedł do przekonania, iż Rosja jest wyodrębniona od reszty świata cywilizowanego przez swój system policyjny, wsparty na fanatyzmie wyznaniowym. I wywiózł z niej przeświadczenie, iż Francja powinna szukać oparcia o narody, których potrzeby i poziom są bardziej do jej własnych podobne. Moskwa - był to wynik jego obserwacji - należy bardziej do Azji niż do Europy. Geniusz Wschodu unosi się nad Rosją, która abdykuje ze swej roli, usiłując kroczyć torem Zachodu. Pomiędzy Francją a Rosją istnieje mur chiński. Pomimo uroszczeń, które tchnął w Rosjan Piotr, Syberia zaczyna się wkrótce za Wisłą. Dwie rzeczy i jedna osoba warte były podróży do Rosji: Newa podczas białych nocy, Kreml moskiewski przy świetle księżyca i cesarz Rosji. Oto cała Rosja malownicza, historyczna i polityczna - pisze, robiąc widoczną aluzję i antytezę do francuskiego dzieła Leonarda Chodźki o Polsce, które, z podobnym tytułem, właśnie wówczas wyszło z druku.

Zażyłość Zachodu z Rosją uważał za niepodobieństwo, naprzód z powodu głębokiego uprzedzenia Rosjan do zachodniego cudzoziemca. Rosjanie są to ukryci Chińczycy, nie chcą przyznać swej niechęci do obserwatorów przybywających z daleka. Każdy Rosjanin klasy niższej, podejrzliwy z natury, nienawidzi cudzoziemców przez ignorancję, przez przesąd narodowy. Każdy Rosjanin z klas wyższych, również podejrzliwy, lęka się ich, gdyż uważa ich za nieprzyjaznych i za przekonanych o swej wyższości. Dzika zazdrość, dziecinna zawiść, której rozbroić nie podobna, kieruje większością Rosjan w ich stosunkach z obcokrajowcami. Starają się ukryć prawdziwe cechy życia rosyjskiego, przy tym nie tyle wstydzą się przywar, ile nicości. Ta Rosja datuje się od wczoraj i dzieje jej są bogate tylko w obietnice.

Lecz z drugiej strony, człowiek Zachodu czuje się w Rosji okropnie. Trzeba pożyć w tej pustyni bez odpoczynku, w tym więzieniu bez wytchnienia, które się nazywa Rosją, aby odczuć całą wolność, z jakiej człowiek korzysta w innych krajach Europy, jakakolwiek będzie ich forma rządów.

Gdy syn będzie nie kontent z Francji - pisze Custine - powiedzcie mu: jedź do Rosji. To podróż użyteczna dla każdego cudzoziemca; ktokolwiek dobrze przyjrzy się temu krajowi, będzie zadowolony z życia w każdym innym miejscu.

Ubolewa Custine nad tym, iż cudzoziemcy opisujący Rosję dopomagają Rosjanom w okłamywaniu świata. Czyż można być bardziej zdradziecko usłużnym (traitreusement complaisant) jak większość tych pisarzy, ściągających tu ze wszystkich krańców Europy, aby rozczulać się nad wzruszającą poufałością, jaka panuje pomiędzy carem a jego ludem! Czymże jest ta masa, nazywana ludem, której rzekomą poufałość z władcami uważa za obowiązek bezmyślnie (niaisement) wysławiać Europa? Są to niewolnicy niewolników.

Należy wreszcie zacząć o Rosjanach mówić prawdę. Czas jest, aby ci ludzie, którzy z taką przenikliwością wykrywają wady i śmieszności społeczeństw europejskich, przyzwyczaili się do znoszenia szczerego sądu obcych. Jeśli chcą być uznani przez narody Europy i traktować z nimi jak równi z równymi, niech pogodzą się z tym, iż usłyszeć muszą sąd i o sobie.

Po paromiesięcznym pobycie Custine opuszczał Rosję. „Nigdy nie zapomnę tego, co czułem, mijając Niemen, by dostać się do Tylży pisze. - Ptak wyfrunąwszy z klatki lub wydostawszy się spod klosza machiny pneumatycznej, nie byłby tak wesoły. Mogę mówić, mogę pisać to, co myślę, jestem wolny! - wołałem. Byłem zwłaszcza uderzony wyglądem swobodnym chłopów i wesołością chłopek: ich humor dobry napełniał mnie niemal lękiem, była to niezależność, której skutków bałem się dla nich, już odwykłem od jej widoku... Przechodząc przez ulice Tylży, a później Królewca, sądziłem, iż mam przed sobą karnawał wenecki... A przecież byłem dopiero w połowie drogi między wolnym Zachodem a wielkim więzieniem Rosji“. 

+++

Charakterystyczna i pocieszna była kampania literacka, jaką urzędowa i półurzędowa Rosja podjęła przeciwko książce Custine’a. Ksawery Łabęcki, prawa ręka Nesselrodego, starszy radca ministerium spraw zagranicznych, wydał zaraz w roku 1843 broszurę po francusku, przetłumaczoną na niemiecki i angielski, oczywiście za środki rządowe.  Jakub Tołstoj, agent polityczny rosyjski, utrzymywany w Paryżu z ramienia III wydziału kancelarii carskiej, używany tam do posług poufnych, przygotował dwie publikacje na pognębienie Custine’a.  Wreszcie, osławiony kamrat po piórze Bułharyna, gadzinowy literat Mikołaj Grecz, który bawił w roku 1843 za granicą i stamtąd utrzymywał żywą korespondencję z Dubeltem, wówczas faktycznym szefem tajnej policji rosyjskiej, wystąpił z pracą polemiczną, w języku francuskim i niemieckim.  Oczywiście autorzy tych prac wystawili sute rachunki rządowi za swą gorliwość. Przedajny Grecz, dobrawszy sobie literata francuskiego Hipolita Auger, który gotów był za sutym wynagrodzeniem od Rosji, którą „serdecznie kochał“, przyczynić się do jej rehabilitacji, składał rządowi rosyjskiemu projekt napisania i wystawienia w teatrze de la Porte St. Martin wodewilu „Voyage en Russie“, mającego ośmieszyć Custine’a. Gdy jednak Grecz z góry uprzedzał Dubelta, iż trzeba będzie za wystawienie tej rzeczy w Paryżu suto posmarować (podmazat’) i gdy Auger pomknął sam do Petersburga i przedstawił się Benkendorfowi i Dubeltowi, ci doszli do wniosku, iż tacy wykonawcy mogą swą gorliwością ośmieszyć do reszty nie Custine’a, lecz Rosję, i rzecz nie wyszła poza zakres patriotycznych zamiarów.  Tiutczew ubolewał, iż Rosja, oczerniona przez Custine’a, znalazła tylko takich obrońców, którzy z „nadmiaru gorliwości są w stanie podnieść śpiesznie parasol, aby uchronić od skwaru dziennego szczyt Montblanc’u“. Sam jednak poszedł ich śladem i również wydał polemiczną przeciwko Custine’owi broszurę.  Skutek tych wszystkich broszur mógł być tylko taki, jaki jest zawsze udziałem nieudolnych polemik z wybitnym dziełem: reklama dla dzieła. Poza tym, obrona Rosji przez ludzi tak ordynarnej duszy jak Grecz, mogła tylko kompromitować sprawę. Hercen pojął to od razu:

„Obrona cara przez Grecza przeciwko Custine’owi jest faktem zdumiewającym, oskarża ona rząd daleko gorzej od Custine’a tokiem samej apologii, a także tym, co właśnie chwali. Jawne kłamstwo, zuchwałe powoływanie się na fakty, wszystkim znane, a przedstawiane zupełnie odmiennie; chamskie poglądy i bezczelna poufałość, afiszowana w tym celu, aby wysławić naszą zdumiewającą poufałość w stosunkach z cesarzem. Są strony, uderzające cynizmem niewolnika, który utracił wszelki szacunek dla godności człowieka. Grecz wystawił na hańbę sprawę, w imię której podniósł swój głos nikczemny. Negując fakty wszystkim znane, Grecz w dwójnasób wzmacnia tylko siłę diatryby.“ 

Najtrafniej, najsprawiedliwiej z rozumnego stanowiska rosyjskiego ocenił książkę Custine’a Hercen. „Niewątpliwie jest to najbardziej interesująca i najrozumniejsza książka, jaką cudzoziemiec napisał o Rosji. Są błędy, wiele rzeczy powierzchownych, lecz jest tu prawdziwy talent podróżnika, obserwatora, pogląd głęboki, umiejący chwytać w lot i z paru fragmentów odgadnąć całość.

Najlepiej uchwycił sztuczność, uderzającą na każdym kroku, i chełpienie się tymi pierwiastkami życia europejskiego, które istnieją u nas wyłącznie na pokaz. Są wyrażenia uderzająco trafne.

Tkliwość duszy autora i sumienność jego nadają książce tej szczególną doniosłość; zupełnie nie jest ona nam wroga, przeciwnie studiował on nas raczej z miłością i, kochając, nie mógł nie smagać wielu rzeczy... Ciężkie wrażenie wywiera ta książka na Rosjaninie, głowa oparta na piersi i ręce się opuszczają; i ciężko jest, gdyż czujesz straszną prawdę, i przykro, że to obcy dotknął miejsca chorego, i wiele rzeczy zjednywa cię dla niego, a przede wszystkim jego miłość do ludu.“ W miesiąc potem, w listopadzie 1843 roku, Hercen znowu wraca do książki Custine’a:

„Książka ta działa na mnie jak tortura, jak kamień tłoczący pierś; nie patrzę na usterki, istota poglądu Custine’a jest trafna; i to straszne społeczeństwo i ten kraj - to Rosja. Jego wzrok upokarzająco wiele widzi“.  W tym bólu zranionego uczucia narodowego i w tym jednoczesnym przyznaniu racji głębokiemu analitykowi Rosji maluje się w całej pełni gorąca, prawa dusza Aleksandra Hercena.




Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012