STRONA GŁÓWNA

Cluny a schizma 

Feliks Koneczny

"Cywilizacja bizantyńska" - 1973.

/fragmenty/



Nie było już mowy o łączeniu rzymsko-cesarskiej godności z tronem bułgarskim, ale też w ogóle nie nadawano jej nikomu. Nie przestawała istnieć idea uniwersalizmu politycznego, lecz zabrakło siły wykonawczej. W dziejach papiestwa nastaje ustęp najprzykrzejszy, tzw. pornokracji. Na początku X w. staje się tron papieski przedmiotem łupu, ścierających się rodzin możnowładczych, w czym zbiegiem okoliczności przeważną rolę odgrywały kobiety. A stan ten miał trwać przez pół wieku. Lecz Kościół znalazł sam w sobie moce lecznicze. Oto właściwość organizmu! Mechanizm nie zdobędzie się nigdy na uleczenie samego siebie w sposób samodzielny. Równocześnie nastaje pierwszy okres rozkwitu Cluny. Zaciszny klasztor w Burgundii, Cluny (nad rzeką Grosne, dopływem Saony) przyjmuje w roku 910 regułę benedyktyńską, której opat Odo (927-941) nie tylko przestrzega najściślej, lecz obostrza, podnosząc zarazem bardzo wysoko poziom umysłowy zakonników. Wnet staje się Cluny kuźnią historii. Powstaje nowa odnoga benedyktyńska: kongregacja kluniacka z nową regułą (consuetudines). Kilkadziesiąt klasztorów w różnych stronach Europy zrzesza się pod przewodem Cluny (archimonasterium Cluniacense), ażeby przeprowadzić reformę Kościoła od samej głowy poczynając, żeby wydobyć duchowieństwo z toni grożącej całkowitym zeświecczeniem. Stamtąd wyszła reforma administracji kościelnej na następne stulecia. Od tego poczynając, ogarniali coraz rozleglejsze widnokręgi. Zanim się zaczął wiek XI, Cluniacenses wiedzieli, jako zasadniczym obowiązkiem katolika jest troska, iżby życie publiczne urządzone było według Ewangelii i że ograniczone są możliwości etycznego podniesienia jednostki, jeżeli życie zbiorowe nie podniesie się etycznie. Doszli w końcu do tezy, że niemoralnym jest posłuszeństwo władzy niemoralnej.

Toteż ruch kluniacki stanowi wspaniały ustęp w dziejach moralności. Zasilił cywilizację łacińską zagadnieniem godnym najwyższych szczebli umysłu ludzkiego. Reformę rozpoczynano zaś od samych siebie. Najpierw reforma życia klasztornego, następnie prałatów, potem kurii papieskiej, po czym dopiero zreformowany Kościół zajmie się reformą życia publicznego w społeczeństwie i państwie.
Od samego początku obstaje „Kongregacja" przy prymacie papieża rzymskiego, jako zwierzchnika całego Kościoła wszelkich obrządków. Podwładnymi więc jego mają być Patriarchowie wschodni, jerozolimski, antiocheński, aleksandryjski i również carogrodzki. Nie nowa to teza, lecz iż poczynała kiedy niekiedy chwiać się, a nie tylko Carogród występował z roszczeniami przeciwnymi, lecz nawet Rzym bywał skłonnym do ustępstw, więc bezwzględne tej tezy ustalenie przez Cluny mieściło w sobie zaporę przeciw ekspansji cywilizacji bizantyńskiej.

Spór o tytuł patriarchy ekumenicznego trwał od VII wieku. Nie ma nigdzie w źródłach śladu, by go miano rozumieć jako roszczenie do zwierzchnictwa nad całym chrześcijaństwem, iżby papież rzymski miał być podwładnym patriarchy carogrodzkiego. Roszczenia ekumeniczne ograniczały się zawsze do Cerkwi obrządku bizantyńskiego. Spór polegał zawsze na kwestii o stosunek do trzech innych patriarchów: jerozolimskiego, antiocheńskiego i aleksandryjskiego; czy ci mają podlegać carogrodzkiemu, jako swemu „ekumenicznemu", czy też każdy z czterech patriarchów greckich ma pozostawać z osobna pod zwierzchnictwem papieskim. Wiemy już, jak pod panowaniem muzułmańskim zubożeli trzej patriarchowie wschodni, jak opadło ich stanowisko, jak nawet owczarnie ich zanikały, tak, iż stawali się zwolna patriarchami tytularnymi (in partibus). Schodzili stopniowo na asystentów tronu patriarszego w Carogrodzie; coraz częściej zdarzało się, że utrzymywali się z carogrodzkiej jałmużny i nawet w Carogrodzie zamieszkiwali. W okresie, który tu opisujemy, w czasach walki o reformy kluniackie, patriarchaty owe nie utraciły jeszcze powagi, jakkolwiek już podupadały.

Gdyby Stolica apostolska przystała na hierarchiczne zróżniczkowanie patriarchatów, spór o tytuł ekumenicznego stałby się bezprzedmiotowym. Byle carogrodzki uznał zwierzchnictwo Rzymu nad sobą, mogło stać się wątpliwym, czy warto się spierać o to, żeby tamci patriarchowie (tracący coraz bardziej na znaczeniu) podlegali Rzymowi pośrednio, dopiero przez pośrednictwo Carogrodu. Gdyby mieć rękojmię wierności Carogrodu, możnaby przystać na taką „ekumeniczność" bez szkody dla jedności Kościoła. Kilka razy papieże okazywali też ustępliwość, lecz nieustępliwym był związek kluniacki.

Duch Cluny pogłębiał przepaść pomiędzy Rzymem a Carogrodem. Uderzono bowiem od razu w zasadnicze różnice cywilizacyjne. Bez cezaropapizmu nie można sobie wyobrazić tej cywilizacji, ani też Cerkiew nie uważała się za zorganizowaną należycie, o ile by nie miała także świeckiej głowy. Supremacja sił fizycznych nad duchowymi nie ulegała wątpliwości w cywilizacji bizantyńskiej, gdy tymczasem łacińska ma w sobie tendencję wręcz przeciwną: o ile by papiestwo poczynało się giąć przed władzą świecką, duch Cluny wybuchał silnym protestem i nie wahał się propagować hasła, sięgającego daleko na drugi brzeg, że monarchowie chrześcijańscy są prawymi władcami wtenczas tylko, gdy rządzą w zgodzie ze Stolicą Piętrową. Do tej konsekwencji wiodła zasada, że etyka katolicka obowiązuje także w życiu publicznym.

Gdyby Bizancjum przystało na te dwa postulaty: na przestrzeganie moralności w sprawach publicznych i gdyby odstąpiło od cezaropapizmu, cóż zostało by z niego? Było by to zupełną ruiną tej cywilizacji, a czy obrządek bizantyński utrzymałby się wtenczas? W żadnym razie reformy kluniackie nie mogłyby być przeprowadzone w Cerkwi, o ile by zaś były przeprowadzone w Kościele zachodnim, różnice pomiędzy Rzymem a Carogrodem występowałyby coraz jaskrawiej, aż wreszcie rozłam całkowity stałby się nieuniknionym.

Zachodzi proste aut-aut. Gdyby bowiem następowało wówczas jakiekolwiek kompromisowe zbliżenie pomiędzy Rzymem a Bizancjum, reformy kluniackie byłyby musiały przepaść. Taki sam Kościół, jakim on był tuż przed zjawianiem się ducha Cluny, byłby musiał ulegać coraz bardziej wpływom bizantyńskim, aż w końcu bizantyńskie pojmowanie religii stałoby się powszechnym. Albo więc reformy kluniackie i schizma, albo ugoda i zaguba katolicyzmu. Nie zawsze mile słuchani, doczekali się jednak mnisi kluniaccy, że papież Leon VII (936-939) przyzwał do Rzymu wielkiego opata Odona. Po Leonie VII sprawy znowu się zabagniły.
Trudno było o jakiś porządek etyczny w życiu zbiorowym Zachodu, gdy miało się koło siebie istne bellum omnium contra omnes. Sprawiała to msta, tym trudniejsza do zwalczenia, iż zrodzona pierwotnie z moralnego obowiązku, należała wszędzie do zawiązków wszelkiej kultury i długo nie rozumiano, jak można obejść się bez tej instytucji społeczeństwa. Lecz Kościół musiał ją wypleniać a tym samym stawał się wychowawcą politycznym społeczeństw, gdyż twórcą władzy państwowej, która poczyna się od sądownictwa publicznego1). Ruch kluniacki ma zasługę, że w walce ze mstą obmyślił na przełomie X i XI wieku środek trafny: przygotowywała się treuga Dei.

Niezależnie od ruchu kluniackiego, nie bardzo o nim wiedząc i nic się o niego nie troszcząc, zajęła się opłakanym stanem Kościoła wielka polityka. Historia wskaże nam nader rozległe pole do studiów nad zagadnieniem stosunku dwóch rodzajów działalności dziejowej: z jednej strony praca umysłowa, dokonująca podkopów pod marną rzeczywistość, pokorna robota od fundamentów, a obok tego z drugiej strony polityka, lubiąca tak często stawiać domy od dachów. Jakżeż szczęśliwym byłoby pokolenie, w którym zjednoczyłyby się obydwa te rodzaje działalności.

Popchnęła więc sprawę polityka. Powaśnione partie longobardzkie, równych mniej więcej sił, oglądają się za jakąś siłą z zewnątrz, któraby dopomogła do zgnębienia przeciwników. Aż z trzech stron wezwano króla niemieckiego Ottona I, jako najpotężniejszego z władców ościennych. Wezwany po raz pierwszy w roku 946 przez pretendenta Berengara, był wówczas zajęty trudnościami wewnętrznymi w Niemczech. Próbowano wtedy, czyby się nie dało otrzymać pomocy z Bizancjum i w roku 949 posłuje tam powiernik Berengara, słynny Otto Liutprand, lecz również bezskutecznie (napisał potem satyrę na dwór bizantyński). W dwa lata potem król Otto miał już ręce wolne, żeby wdać się w sprawy włoskie. W r. 951 stanął po stronie longobardzkiej królowej wdowy Adelajdy, ożenił się z nią i koronował na króla longobardzkiego.

Wnet poczęto się zastanawiać w Rzymie, czyby nie wezwać tego Ottona, żeby opanował zamęt wytwarzany przez potężne rody rzymskie i okoliczne, które wyrywały sobie wzajemnie papiestwo z rąk. Rozmiary panowania Ottona nabierały cech uniwersalności, jak niegdyś państwo Karola Wielkiego. Wdzierało się zwierzchnictwo niemieckie już nie tylko do Połabian, lecz do Czechów i nawet Polaków, rozciągało się na Danię i na Węgry, a na Zachodzie objęło Lotaryngię. W końcu nastąpiła ekspansja na południe, jakby prosta konsekwencja i jakieś konieczne uzupełnienie. Mogło mu to jednać zwolenników zupełnie szczerych, pracujących dla idei uniwersalizmu politycznego „panów i ludów chrześcijańskich".

Z tym przybywa w roku 955 na dwór Ottona Liutprand. Zwróćmy uwagę, że papieżem był wówczas młodzik 18-letni, Jan XII. Sześć lat przebywał Liutprand na dworze Ottona. W tych latach 955-961 zrodził się i został przyjęty program, że król niemiecki ma zostać cesarzem Zachodu i wziąć w swe ręce podupadłą administrację Kościoła. Może ocali Kościół i papieży niegodnych swych godności i może tron papieski przestanie stanowić przedmiot frymarki. Czyż nie wypada się spodziewać, że wyżej stać będzie papież, wyniesiony przez cesarza, górującego nad zwaśnionymi rodami rzymskimi, niż wybraniec jednego z tych rodów?
Ten tok myśli, zjawiający się nagle pod wpływem niemieckich zwycięstw, mieści w sobie zarazem zerwanie z Bizancjum, jako już nieprzydatnym do celów uniwersalizmu europejskiego. Działo się to właśnie w czasach, kiedy greczyzna szerzyła się wielce ku Zachodowi; lecz nie wszystko co greckie, jest zarazem bizantyńskie.

W samym Rzymie pełno było Greków i greckich fundacyj kościelnych. Ostrów św. Bartłomieja na Tybrze w Rzymie zwał się isola graeca, a kościół Santa Maria in Cosmedin na Awentynie zwano scuola graeca. Słynęły jeszcze trzy greckie kościoły pod Awentynem, z których najsławniejszy był kościół św. Aleksego (gdzie św. Wojciech przebył kilka lat), uprawiający obydwa obrządki. W Kalabrii była od wieków metropolia obrządku bizantyńskiego, pełna klasztorów studyckiej emigracji. W najżywotniejszym wówczas mieście greckim Kalabrii, Rossano, urodził się w roku 910 św. Nil (Neilos), Bazylianin, twórca ostatniej szkoły hymnograficznej greckiej. Założył klasztor kierunku studyckiego pod Monte Cassino w Valle luccia (gdzie go odwiedził św. Wojciech), przeniesiony następnie do Serperi pod Gaetą, w końcu do Tusculum. Jest to słynny klasztor zwany Grotta Ferrata, istniejące dotychczas ognisko obrządku bizantyńskiego, „grecki klasztor u bram Rzymu".

Nie z Carogrodu, lecz z Kalabrii głównie rozchodzą się uczeni po całym Zachodzie szerząc greczyznę klasyczną, helleńską (bizantyńskiej nikt nie był ciekawy). Był to nowy pochód literatów i znawców literatury — jak niegdyś „gramatici" za dawnego cesarstwa rzymskiego. Greczyzna zadomowioną była w znacznej części południowej Francji, gdzie Massylia nie była jedyną grecką osadą, a obrządek bizantyński przeważał długo w liturgii gallikańskiej. Wielki Gerbert biegły był w greckim języku. Znano grekę w Rheims, gdzie Gerbert był biskupem, w Paryżu, w szkołach w Tours i w Fleury. Uczono greki w St. Gallen, gdzie nawet byli fratres hellenici, w Kolonii i w Leodium, gdzie kierownikiem był Lebu, przybysz grecki z Kalabrii.

Była to emigracja uczonych a 2/3 ówczesnej nauki bizantyńskiej przypada na filologię. Inne nauki nie wchodzą w rachubę, bo też znajdowały się w Bizancjum w stadium kompilowania i komentowania, ale nie przejawiały najmniejszej twórczości. Nie dokonano w Bizancjum żadnego odkrycia naukowego. Dużo, bardzo dużo było erudycji, lecz wiedza popadła w zastój, nie mając ... wolności. Pęta dworskie znać na historiografii. Historyków jest niemało, lecz dzieła prawdziwie historycznego ani jednego. Dwór ma swoich chwalców, obok czego pisze się czasem po kryjomu kronikę skandaliczną dworu.

Piśmiennictwa nadobnego było w Bizancjum bardzo niewiele. Poezji zakwitnął jeden tylko rodzaj: hymny (w rozkwicie wciąż od Romanosa) i krótkie wkłady do liturgii mszalnej; sekwencje. jubilacje, akathisty, theotokiony, wznoszące się istotnie często do wyżyn natchnionej poezji. Ponieważ pielęgnowano najstaranniej formy liturgii, rozwinęła się bez porównania bardziej, niż na Zachodzie, pielęgnowana z zapałem, studiowana z namiętnym przywiązaniem. Nawet mistyka bizantyńska oparła się przede wszystkim na komentowaniu i interpretacji tekstów liturgicznych i stała się symbolicznym wykładem liturgii. Ta poezja religijna zachwycała ludzi z Zachodu; za papieża Hadriana II (r. 867-872) formy greckich hymnów wprowadzono do Rzymu. Niejeden z naszych łacińskich hymnów jest przekładem z greckiego. Szczególniej podobały się i znajdowały naśladowców hymny poranne, zwane „doxa", więc pochwalne, chwalące Pana. Nazwa pochodzi od pierwszego wyrazu najbardziej spopularyzowanego, znanego każdemu z nas od dzieciństwa, a który zaczyna się: „Doxa en hypoistois", tj. „Chwała Bogu na wysokościach, a pokój ludziom na ziemi”. Zdarzali się natchnieni poeci, bo gdzież ich nie ma? Ale w owych wiekach ani na Wschodzie chrześcijańskim, ani na Zachodzie nie zdawano sobie sprawy z istoty poezji. Pieśń, piosenka, śpiewka zostawione były nizinom społecznym; jeżeli wyjątkowo ktoś napisał coś podobnego, robił to żartobliwie, chcąc pokazać curiosum. Ogół inteligencji cenił wysoko sztukę wierszowania, lecz zawsze jako owoc pewnego trudu, wysiłku umysłowego, opartego o naukę. Wszakżeż średniowiecze przechowywało pamięć Ovidiusa i Vergiliusa, jako mędrców starożytności. Słusznie utarło się wyrażenie: „Poesia docta".
Hymnologia grecka stawała się szkołą łacińskiej poezji kościelnej. Dużo tłumaczono z greckiego, jeszcze więcej naśladowano. Wtedy to obdarzył nas św. Wojciech Bogurodzicą, której „grecki wzór odnieść należy do ostatniej fazy hymnologii bizantyńskiej, do szkoły kalabryjsko-kampańskiej". Przez niego też dotarł język grecki aż na dwór Bolesława Wielkiego i nauczył go się królewicz, późniejszy Mieszko II; wiadomo o nim, że odmawiał modlitwy greckie z liturgii bizantyńskiej.

Bądź co bądź bizantynizm miał jeszcze czym imponować Zachodowi. Nie brak mu nauki książkowej, gmachów monumentalnych, obrazków pięknych mimo jednostajności, prześlicznych rękopisów ilustrowanych i przepięknie oprawnych itp. O metodę tej nauki można wieść spory, ale przeciętnego Bizantyńca należy sobie wyobrażać z książką w ręku. Miał on też wielką skłonność do otaczania się pięknem kultury materialnej; lubował się w sztuce stosowanej i znał się na niej, jak nikt inny. Bizantyniec z cesarstwa wschodnio-rzymskiego kochał się w bogactwie, bo ono dostarczało mu bogatego piękna. Nie rozumiano życia bez wysokiego stopnia dobrobytu; ubożejąc bywał rozrzutnym, bo nie mógł się zdobyć na rezygnację ubóstwa. Skromność nie należała do jego cnót, ani też sztuka nie była mu zbyt swojską, jeżeli nie wyrażało się w niej także bogactwo.

A bogactwo to wywierało ogromny urok. Wszędzie, na całym świecie, dokąd tylko wiodły wielkie szlaki handlowe, chciano posiąść i przyswoić sobie coś bizantyńskiego. A w tym wszystkim nie było atoli żadnego ruchu ku bizantyńskiej metodzie życia zbiorowego. Poza liturgią cały ten bizantynizm kończył się na amatorstwie mozaik i rękopisów. Emigracji była „cała fala”, ale rodzaj emigracji był na podobieństwo emigracji św. Cyryla i Metodego, również emigrantów, lecz antybizantyńskich. Zważmy, że byli to sami mnisi, wszyscy obrządku bizantyńskiego, a jednak nigdzie na całym Zachodzie nie zapisały źródła ni śladu jakiegokolwiek antagonizmu przeciw Rzymowi ze strony tych emigrantów. Cała ta uczona emigracja łączy się ściśle z kierunkiem wcale nie bizantyńskim, lecz z kluniackim. Kolegują z najwybitniejszymi osobami kluniackiego obozu, bratają się z nimi i współpracują.

Na takim tle następuje wkroczenie Ottona do Italii i w konsekwencji w sprawy papiestwa. Zwolennicy reform kluniackich nie mieliby nic przeciwko temu, gdyby Otton wymiótł pornokrację z Rzymu; a gdyby się w nim ozwało „ramię świeckie Kościoła", tym lepiej, jeżeli go się zrobi cesarzem. Całych pięć lat strawił Liutprand na niemieckim dworze, aż wreszcie Otton przyjął program longobardzkiego uczonego. Liutprand jest duchowym wodzem trzeciej wyprawy włoskiej Ottona w roku 961, która była wyprawą na Rzym. Następnego roku koronuje (962) Jan XII Ottona I na cesarza rzymskiego. A czyni to pod naciskiem i niechętnie, skoro wnet potem spotykają go zarzuty, że zdradza cesarza a w roku 963 zwołani przez Ottona biskupi do Rzymu urządzają „wielki synod" i Jana strącają. Czyż nie przypomina to synodów zwoływanych przez bizantyńskich basileusów? A cesarski kandydat do tiary (Leon VIII) przyrzeka, że w razie wyboru przyzna cesarzowi prawo ustanawiania biskupów i samego papieża. W synodzie tym bierze udział Liutprand; jest powiernikiem Ottona. Otrzymuje też od niego (tak jest, od króla niemieckiego!) biskupstwo Cremony. A tymczasem Rzymianie wyrzucają cesarskiego Leona, lecz przeciwnik Ottona Benedykt V, nosi tiarę zaledwie przez jeden rok. Cesarz przywraca Leona; Jan XII zabity przez lud rzymski; Benedykt V wywieziony aż do Hamburga. Po śmierci Jana XII Jan XIII wygnany, aż go przywraca Otton w roku 967. To wykraczało aż nazbyt daleko poza szranki walki z pornokracją, poza wszelkie możliwe punkty styczne z reformą kluniacką.

Kronikę papieską z tych lat czyta się jak ustęp o samowolnym zmienianiu patriarchów carogrodzkich przez cesarzów wschodnich. Wojska Ottona I przynosiły z sobą zasadę supremacji władzy świeckiej, z czym nie mógł się pogodzić żaden zwolennik archikonfraternii kluniackiej. Trzecia wyprawa rzymska (Romfahrt) Ottona I miała koronę cesarską uczynić dziedziczną. Już w roku 961 koronowany był sześcioletni Otton II na króla Niemiec; w roku 967 otrzymuje z rąk Jana XIII koronę cesarską, licząc lat 12. Cesarstwo ma być związane stale z dynastią niemiecką, jako zwierzchniczką wszystkich innych państw chrześcijańskich. A zatem Italia ma podlegać władzy króla niemieckiego. Oto drugi obok cezaropapizmu punkt programu już nie Liutpranda, lecz Ottona I.
To nowe cesarstwo — na papiestwie wymuszone — nie ma żadnego związku z cesarstwem Karola Wielkiego, ani genetycznego, ni duchowego. Powstało jakby wtóre cesarstwo bizantyńskie. Charakterystycznym jest szczegół, że przyjęło nazwę swych władców z języka greckiego: Kajdzar. Tworzył się nowy bizantynizm. Stoimy tu przy kolebce kultury bizantyńsko-niemieckiej, która w pochodzie wieków miała wyróść na najwyższy szczebel i najwyższy triumf cywilizacji bizantyńskiej. Rzecz prosta, że papiestwo musiało wejść w walkę z tym cesarstwem.

Zaczyna się okres walk o podbój całych Włoch. Książęta normandzcy południa byliby woleli zwierzchnictwo bizantyńskie, tym milsze, im bardziej nominalne, lecz basileus Nikefor II Fokas miał właśnie wielką rozprawę z Bułgarami. Przyzwał tedy pomocy Światosława i tegoż roku właśnie (967) Włochy południowe musiały się poddać Ottonowi I. W samym tylko Bari utrzymało się zwierzchnictwo bizantyńskie. Natenczas Otton chce uzyskać w Bizancjum zgodę na odstąpienie Włoch południowych w ten sposób, iż prosi Nikefora o rękę jednej z córek Romanosa II (siostry Bazylego i Konstantyna) dla swego syna, koronowanego już w Niemczech i w Rzymie 12-letniego Ottona II. Wiek narzeczonego sprawił, że trzeba było wybrać na narzeczoną nie starszą z cesarzówien, jakby wypadało, Annę, lecz znacznie młodszą od niej Teofanię, która była młodszą od Ottona o lat pięć. Posag miałby stanowić prowincje bizantyńskie we Włoszech. Lecz Nikefor II tytułuje Ottona w swej odpowiedzi „królem Franków", ignoruje całkiem nowo utworzone cesarstwo, a domaga się zwrotu wszystkich zajętych księstw własnych. Było to właściwie wypowiedzenie wojny. Na nic się nie zdało wysłanie do Carogrodu samego Liutpranda w roku 968. Natenczas Niemcy wpadli do Apulii. Strateg z Bari rozpoczyna ofensywę skutecznie i Otton ponosi klęskę pod Ascoli, lecz w roku 970 zajmuje Neapol.
Wtedy morderca Nikefora II i jego następca, Dzymiskes, zezwala na niemieckie małżeństwo Teofanii. Wyjeżdża uroczyste poselstwo z Rawenny po cesarzównę, która przybywa do Włoch z początkiem roku 9728). W roku następnym umiera Otton I w pełni chwały i sławy, opiewany już za życia i wspominany chwalebnie po śmierci. Największy wyczyn poezji powstał wnet po zgonie cesarza; duży łaciński poemat zakonnicy Hrotsvity, zawierający 1517 heksametrów rymowanych, pisanych w latach 965-9689). Na tronie cesarskim i królewskim zasiada 18-letni Otton II z 13-letnią Teofanią. Młodziutka Teofania miała królować przy boku męża przez 10 lat, a więc do 23-go roku życia, do lat aż nazbyt pełnoletnich i własnowolnych. Doszła do lat, w których mogła wywierać znaczny wpływ na męża, a wszystkie źródła zgodnie przekazują, że tak było.

Dwór cesarzowej składał się z Greków; o ile Bizantyńców? Dla ścisłości stwierdzimy, że Teofania zastała już w Niemczech zawiązki wyraźnego bizantynizmu, propagowanego przez swego teścia. Nie może ulegać wątpliwości, że orszak dworski, który towarzyszył jej z Carogrodu, składał się wyłącznie z bizantyńców w politycznym znaczeniu tego wyrazu. Opozycjonistów nie powołanoby do dworu cesarzówny, jadącej na cesarstwo. O duchu jej dworu poucza wychowanie syna, późniejszego Ottona III ( ur. 980). On sam potem mieni siebie Grekiem. Miało to znaczyć, że włada językiem greckim, lubi go używać, że uznaje wyższość cywilizacji bizantyńskiej. Zapewne, że z piśmiennictwa greckiego nabywało się wielu pojęć, jakich w ówczesnym języku niemieckim wyrazić się nie dało, choćby np. o Państwie i nieograniczonej władzy monarszej. Niekoniecznie musiało się to łączyć z bizantyńskim cezaropapizmem. Zresztą nie wszyscy wychowawcy Ottona III byli Grekami. Jedno z naczelnych miejsc przypadło wielkiemu Gerbertowi, synowi francuskich włościan z Owernii. Był profesorem w Rheims, później (od r. 991) tamże arcybiskupem. Jeden z największych mężów ówczesnego pokolenia, słynący na całą Europę z wielkiej nauki, której nabywał w podróżach po Francji, po Włoszech i Niemczech, studiując również u Arabów w Sewilli i Kordowie. Wiadomo, jak przyjaźnił się z ruchem kluniackim. Ani też nie można podejrzewać o cezaropapizm Leona z Vercelli, wielkiego chwalcy Ottonów, lecz bądź co bądź towarzysza prac Gerberta na ich dworze. Wśród późniejszych powierników Ottona III spotykamy takiego Abona, następnie działacza we Fleury, a klasztor ten należał do kluniackiej kongregacji, Abo zaś do największych gorliwców całego ruchu. Kierownikiem nauk cesarzewicza, już pod koniec jego książkowej edukacji był mnich z Kalabrii, Jan Philagatos, pochodzący z Rossano, więc ziomek św. Nila (Nejlosa), z którym pozostawał w bliskich stosunkach, jak również z klasztorem św. Aleksego na Awentynie.
Dwór Teofanii składa się tedy z dwóch warstw: z rodaków, którzy ją do Niemiec przywieźli i byli wyznawcami statolatrii kosmopolitycznej, bizantyńskiej, z jej supremacją rządu nad Kościołem — i z powołanych na dwór później uczonych greckich i niegreckich a przeciwnych cezaropapizmowi.

Można powiedzieć, że na dworze Ottona II i Teofanii współzawodniczyły z sobą dwie cywilizacje. Mąż jej Otton II skłonniejszym był do bizantyńskiej, niż do łacińskiej. Otton II odziedziczył już po ojcu dwie zasady rządów: dynastyczność i tendencję cezaropapistyczną. Zaznacza je mocno, tak na tle walk ze stronnictwem antysaskim w Niemczech, jakoteż wśród zamieszek o pontyfikat w Rzymie. Benedykt VI jest jego nominatem. Zamordowano go w roku 974, więc cesarz upierał się jeszcze bardziej przy tym, że ma prawo ustanawiać papieża. Drugi jego kandydat, Benedykt VII utrzymuje się (975-983). W Rzymie próbowano zrzucić hegemonię niemiecką, lecz wybrany papieżem Bonifacy VII, Rzymianin, musiał zaraz w roku 974 uchodzić i nie powrócił do Rzymu, aż po śmierci Ottona II. Schronił się do Bizancjum, gdzie przebywał całych dziewięć lat, politycznie zupełnie ignorowany. Nigdy sprawy jego nie podjęto ani nawet pośrednio. Korzystał tylko z biernej całkiem gościnności Jana Dzymiskesa, wielkorządcy Petinosa i od roku 976 nominalnie panujących Bazylego II i Konstantyna VIII. Byli to rodzeni bracia Teofanii, których utrzymały przy prawach do tronu bezinteresowne zabiegi Petinosa, dbającego o utrzymanie dynastii.

Nie była to sprawa łatwa, albowiem po śmierci Nikefora Fokasa małoazjatycki ród Fokasów starał się utrzymać nadal przy tronie. Bratanek nieboszczyka, Bardas Fokas został pokonany, lecz w roku 976 inny z wielmożów małoazjatyckich, Bardas Skleros opanował Azję w kilka tygodni, a w roku 978 zagroził nawet Carogrodowi. Powiodło się atoli Petinosowi rozdwoić nieprzyjaciół, którzy stoczyli między sobą walną bitwę pod Pankaliami w roku 979. W kampanii tej bracia cesarscy mieli posiłki aż z Iberii kaukaskiej, z Georgii, tj. od Gruzinów. Byli to już z dawna chrześcijanie, a jak pobożni, niechaj wyda im świadectwo fakt, że łupy zabrane pod Pankalią przeznaczyli na fundację klasztoru iperskiego na Athosie. Teofania była już piąty rok za Ottonem, kiedy wybuchła ta wojna domowa, od której wyniku zależało, czy bracia jej utrzymają się na tronie bizantyńskim. A była to poważna akcja wojenna. Nie o rozruchy jakieś chodziło, lecz o urządzenie odrębnego państwa w Azji Mniejszej. Fokasowie reprezentują warstwę większych właścicieli ziemskich, jedyny czynnik zdatny do twórczości państwowej. Jeżeli nie mają rządzić całym państwem, oderwą się! Nie pierwszy raz występowano tam z hasłem odrębności, lecz ani tym razem nie powiodło się. Zasługa Petinosa była tym większa, że wypadło wojować równocześnie z Symeonem bułgarskim. W roku zwycięstwa pod Pankaliami Bazyli II liczył już 18 lat wieku swego i mógł zacząć rządy. Młodszy z braci, Konstanty VIII nie zajmował się nigdy sprawami państwa, oddany wyłącznie zabawom.

Bazyli II był typem całkiem odmiennym od swej siostry, słynącej z wykształcenia literackiego i nadzwyczajnej dworskości. Młodość zeszła mu na rozpuście, lecz potem zmienił się zupełnie. Nie był podobny do żadnego ze swych poprzedników. W licznym zbiorze dochowanych portretów cesarzy bizantyńskich on tylko jeden wyobrażany jest w postaci żołnierskiej, co oczywiście działo się z jego woli; rys to charakterystyczny. Etykietę zarzucił, nie nosił wspaniałych szat ni klejnotów, nie urządzał kosztownych uroczystości. Od wszelkiej literatury trzymał się z daleka a wykształcenie jego szwankowało. Zarzucano mu, że nawet nie mówi językiem książkowym, lecz „po chłopsku". Przemawiał krótko, po prostu. Uczony Pselos, (o którym będzie mowa niżej) wyraził się o nim, jako był „dalekim od wszelkiej delikatności". Był za to prawdziwie z żelaza, a na wojnie podzielał wszystkie trudy prostego żołnierza. Wyrobił się z czasem na wielkiego wodza, znawcę strategii i technicznej strony sztuki wojennej.
Otton podjął dalej walkę o posiadanie całej Italii; zajął nawet Bari i Tarent, gdy wtem wystąpili przeciw niemu Saracenowie; rozgromiony w lipcu 983 roku w bitwie pod Stelo, ledwie uszedł z życiem. Robił przygotowania do nowej wyprawy, która miała sięgnąć aż na Sycylię, lecz tegoż jeszcze roku dokończył życia w Rzymie, dożywszy zaledwie 28 lat. Wojska bizantyńskie odzyskały wszystkie zajęte przez niego miasta Włoch południowych. Zgon Ottona II nastąpił 7 grudnia 983 roku, a już 25 grudnia koronowano w Akwizgranie trzechletniego Ottona III na króla Niemiec. Teofania obejmuje opiekę i regencję obok arcybiskupa Willigisa. Kilka lat schodzi znów na wojnie domowej z książętami i kontrkandydatem do korony; zupełnie tak samo jak przy poprzednich zmianach tronu. Regencja Teofanii trwa przez lat osiem. Przez ten cały czas nie tylko pełno ma kłopotów w Niemczech, ale nadto z Bizancjum nadchodzą wciąż złe wieści.

Car Bułgarii zachodniej, syn Szyszmana, Samuel (978-1014), który przechylał się na nowo do Rzymu, podjął też na nowo plany Symeona. Ledwie objąwszy rządy odzyskał Bułgarię naddunajską, w roku 979 zdobył w Tessalii Larissę i inne miasta, a prąc dalej na południe dotarł aż do Peloponezu. Panował od Dunaju aż do Adriatyku. Powtórzyła się sytuacja z poprzedniego pokolenia i tym razem wystąpił przeciw Bułgarii książę kijowski. Czy zaraz od początku wezwany był przez Bizancjum na sojusznika, czy też zrazu działał z własnej inicjatywy i na własną rękę — nie da się orzec, pewności co do tego nie mamy.

Na Rusi synowie Światopelka, Jaropełk i Oleg sprzyjali chrześcijaństwu a pogaństwo skupiło się przy ich przyrodnim bracie, Włodzimierzu. Ten stał się niebawem panem całego Podnieprza, lecz choć ustawił kosztowne posągi Perkuna w Nowogrodzie Wielkim i w Kijowie, nie zdołał powstrzymać prądu chrześcijańskiego. Trzymał się atoli mimo wszystko prądu odśrodkowego, poruszył na nowo zdobywcze zamysły względem półwyspu bałkańskiego. Zaczyna od tego, żeby opanować nowo odkrytą drogę na Węgry i do Dunaju. W roku 981 „ide Wołodimer k'Lacham i zajął hrady ich Priemyszl, Czerweń i inny hrady" (tj. późniejszą Ruś Czerwoną i Chełmszczyznę, gdyż ziemia chełmska jest „czerwieńską"), a na zajętych grodach pozostawiono załogi i powstały stacje waregskie. Odległość od Karpat do Dunaju i długa dalej linia tej rzeki, nie stanowiły okoliczności przeciwnych ich nadziejom.
Dla Waregów nie istniały odległości; przywykli dawać sobie radę z dziesięćkroć większymi.

W cztery lata potem spotykamy Włodzimierza w Bułgarii, gdzie w roku 986 odnosi zwycięstwo pod Sredcem. Byłoby to systematycznym wykonywaniem planu według obmyślonej od dawna „drogi Waregi do Grecji". Tamże pod Sredcem ponieśli Bizantyńcy ciężką klęskę od Bułgarów, po czym wybuchło jeszcze powstanie we wschodniej Bułgarii. Włodzimierza nie było już wtedy w Bułgarii. Z tego przebiegu zdarzeń można wnosić, że w kampanii bułgarskiej nie było sojuszu pomiędzy Rusią a Bizancjum. Nie wiemy też, kiedy wycofał się stamtąd Włodzimierz i wśród jakich okoliczności. Ani nawet daty dokładnej podać nie możemy.
W roku 987 jest atoli na pewno sprzymierzeńcem Bazylego II, chociaż na innym pobojowisku. Korzystając z nowej wojny bułgarskiej, Fokasowie podnoszą głowę w roku 987, pojednawszy się między sobą i wojna domowa wybucha powtórnie. Zależało wiele od tego, jakie stanowisko zajmie Włodzimierz, który mógłby był wejść do koalicji przeciw Bazylemu. Lecz koalicja nie tylko nie powstała, ale Włodzimierz urządza wyprawę przeciw buntowniczym oddziałom zajmującym Chersones taurydzką (Krym).
Jak dalece zależało na Włodzimierzu świadczy przyrzeczona mu osobliwa nagroda: ręka siostry cesarskiej, Anny.
Czy pomysł ten nie wyszedł od Teofanii? Dotykało ją niemile, że siostra jej starsza, przekroczywszy już trzydziestkę, męża nie znalazła, podczas gdy ona, młodsza, jest mężatką już od 15 lat. Jeżeli kijowski Wareg da się złowić na te zaszczyty, załatwi się przykrą sprawę familijną, a Włodzimierz zwiąże się z interesami Bizancjum. Oczywiście musi przyjąć chrzest.
Dał się złowić waregski „barbarzyńca". Zdobywa cesarzowi bogate miasto Chersoń na Krymie) i otrzymuje rękę Anny, staje się katechumenem i przyjmuje chrzest w roku 988. Prawdopodobnie i ślub i chrzest odbyły się w granicach państwa bizantyńskiego, gdyż wojna z Fokasami trwała jeszcze. Przystąpili nawet do ponownego oblegania stolicy a dopiero w rok po chrzcie Włodzimierza w roku 989 doszło do stanowczej bitwy pod Abydos, gdzie Fokas poległ a Skleros poddał się. Chrzcił się Włodzimierz w kościele bizantyńsko-katolickim. Katolikiem był i Ruś stawała się katolicką, bo wówczas nie było schizmy. Utrzymywał też stosunki z Rzymem, czego dowodem poselstwa z Rzymu i do Rzymu w latach 991, 994, 1000. Dynastia Rurykowiczów wchodzi szybko w stosunki z zachodnimi dworami. Wszakżeż Włodzimierz jest dziewierzem obydwóch cesarzy: Bazylego i Ottona II. Po ścisłym odosobnieniu nastaje od razu okres ożywionych stosunków z Zachodem, zwłaszcza, gdy od zajęcia ziemi Lachów Rurykowicze stawali się sąsiadami Piastów i Arpadów.

Chrzciły się w roku 988 oczywiście także drużyny waregskie na ziemiach Lachów i Czerwieńskiej, a po pewnym czasie cała ludność tych dwóch polskich krajów przyjęła chrzest oczywiście w tym samym obrządku, jak dom panujący, w bizantyńskim — gdy tymczasem ziemie polskie, podlegając Piastom, należały do obrządku łacińskiego. Skutki tej różnicy trwają do dnia dzisiejszego.
Chrystianizacja r. 988 i następnych lat, wychodząca z dworu Anny, wnosiła oczywiście księgi liturgiczne w języku greckim. Wiemy atoli, że chrześcijan na Rusi nie brakło przed rokiem 988. I tutaj sprawdziło się również, że panujący nie nawracał się pierwszy, lecz raczej ostatni, ulegając naporowi coraz liczniejszej większości. U Włodzimierza załamała się zarazem jego linia polityczna. Obok nawracanej przez przybyłe z Anną duchowieństwo bizantyńskie reszty Rusi, istniały tam już dwa obrządki chrześcijańskie. Pod wpływami bułgarsko-serbskimi obrządek bizantyńsko-słowiański z cyrylicą, tudzież łaciński, szerzony przez nowo przybywających drużynników nawróconej już Skandynawii (waregskaja wiara). W pieczarach kijowskich nie brak śladów łaciństwa.
Przywieziony przez Annę obrządek grecki nie przyjął się. Nawet znajomość ustaw kościelnych i świeckich przedostawała się na Ruś nie bezpośrednio z Carogrodu, lecz przez pośrednictwo bułgarskiego nomokanonu.

Anna nie wywarła w ogóle większego wpływu na Ruś kijowską. Przybyli z nią budowniczowie i malarze cerkiewni i na tym koniec. Na jej dworze nie było nigdy żadnej szkoły. Źródła nie mają o niej niemal nic do powiedzenia. W rażącym przeciwieństwie do Teofanii, przeszła Anna bez wpływu i bez znaczenia. Zapewne dlatego, że była bezdzietną. Gdyby miała syna, byłby to wprawdzie dwunasty syn Włodzimierza, lecz bądź co bądź przedni krwią syn cesarzówny, wnuk cesarza. Lecz Anna zeszła ze świata bezdzietną po 23 latach małżeństwa w roku 1011. Przeżyła o całych 20 lat Teofanię, która zmarła w roku 991.
Wiadomo, że łaciński obrządek zeszedł na Rusi na drugi plan, ażeby następnie zaniknąć. Kościół stał się domeną bizantynizmu bezwarunkowo, lecz z dziwnym wyjątkiem: z wyjątkiem książki. Szerzyło się natomiast wszystko, co było ujemnym w bizantynizmie kościelnym.

Z Bizancjum przeszło na Ruś eunuchostwo jako kalectwo ascetyczne. Rzezańcy byli na Athosie a w monasterach żeńskich takich tylko przyjmowano na kapelanów, lekarzy, ekonomów. Kościół wschodni tym różni się, między innymi, od zachodniego, że rzezaniec może być kapłanem, podczas gdy na Zachodzie takim święceń się nie udziela. W Kijowie pojawia się pierwszy „skopiec" już w roku 1004 a potem bywali skopcy nawet biskupami. Mnichom na rozmyślaniach pojawiają się anioły ... w postaci skopców,
Potężny, wprost przygniatający wpływ na klasztory wywarła święta góra Athos ze swoim chaosem form bogobojności, z których żadna nie jest ściśle bazyliańska, ale też żadna nie wytwarza nowej reguły klasztornej. Monastery na Athosie to szczególny typ anarchii pod pozorami obserwancji, nieraz najściślejszej i tymiż śladami poszła Ławra Peczerska. Nie było tam żadnej wspólnej reguły. Jeden mnich głodził się, drugi wiecznie milczał, trzeci się zamknął a inny kaleczył, a wszystko to razem sprawia wrażenie więcej obłędu religijnego niż ekspiacyjnej za grzechy bliźnich ascezy.

Ascetyka wymaga znacznej kultury religijnej — inaczej wyradza się w bezmyślną dewocję a w dalszym następstwie może wieść do obłędu religijnego. Niestety, stało się to zjawiskiem częstym. Istotę rzeczy stanowiło bizantyńskie pojęcie świętości, tak różne od łacińskiego, tak dalekie od wszelkiej kultury czynu. Niestety, miało ono dotrzeć i na Zachód. Brak natomiast na Rusi jakichkolwiek wpływów bizantyńskich państwowych. Za pewne atoli przyjąć można, że hierarchia cerkiewna popierała dążności księcia kijowskiego, żeby zrobić z niego zwierzchnika całej Rusi, spychając innych książąt na stanowiska namiestnicze. Rodowe prawo Rurykowiczów z postępowaniem książąt na dzielnice coraz intratniejsze według starszeństwa w hierarchii pokoleniowej rodu, miało być zastąpione nieograniczoną władzą władcy kijowskiego z następstwem syna po ojcu. Zaznaczono monarszą godność księcia kijowskiego wobec reszty książąt. Jak go tytułować? Nie cesarzem, nie królem, bo kajdzar i basileus jest tylko w Bizancjum; nie wpadnięto jeszcze na pomysł tytułu wielkoksiążęcego. Jakież to znamienne, że założyciel Ławry Peczerskiej a późniejszy metropolita Ilarion, tytułował książąt Włodzimierza i Jarosława kaganem, tytułem przejętym od Chazarów. Istne znamię dwoistości wpływów cywilizacyjnych od samego początku: wpływów cywilizacji bizantyńskiej i turańskiej.

Tendencja monarchistyczna natrafiła jednak na opór nieprzełamany. Samowładztwo przeciwne było wszelkim pojęciom tak waregskim, jakoteż słowiańskim. Okazać się to miało zaraz przy pierwszej próbie wzmocnienia władzy książęcej, przedsięwziętej w roku 996. Biskupi chcą, żeby Włodzimierz wprowadził na miejsce msty rodowej sądownictwo kryminalne z urzędu, z mocą karania na gardle. Teoria sądownictwa państwowego była atoli zgoła niezrozumiałą dla ochrzczonego „kagana" i próba skończyła się negatywnie. Ruś, Serbia, Chorwacja, podobnie jak Polska, Czechy, Połabie, słowem cała Słowiańszczyzna tkwiła w ustroju rodowym, który z bizantynizmu dawno był już wykluczonym, a który wprowadzili Słowianie bałkańscy na nowo. Poszanowaniem dla prawa rodowego tłumaczy się też stanowczą odmowę Włodzimierza co do sądownictwa kryminalnego; nie chciał naruszać instytucji msty, wprost nie śmiał tego zrobić. Kościół chciał ją znieść, jak to robi zawsze i wszędzie, i jak zawsze i wszędzie natrafił także na Rusi na opór. Waregowie, przybywając na Ruś wyzbywali się wprawdzie prawa rodowego, organizując się według prawa nowego, drużynniczego, lecz szedłszy w związki krwi ze Słowianami, sami korzystali z ich prawa rodowego i bronili go. Część tylko Waregów (coraz mniejsza) stanowiła warstwę wojowników, drużynników; większość powiększająca się raptownie z pokolenia w pokolenie, przechodziła do zajęć pokojowych, zwłaszcza odkąd dano spokój „drodze do Grecji". Natomiast stawał się wojownikiem niejeden Słowianin.

Prawo rodowe, to całkowity samorząd we wszystkim a wszystkim, co nie tyczy wojny; sprawami zaś, związanymi z wojną, choćby pośrednio, zajmowali się wyłącznie drużynnicy.
Samorząd, a bez urzędników, w ręku starszyzny rodowej z jednej strony, a z drugiej biurokracja bizantyńska. Czyż można sobie wyobrazić większe przeciwieństwo? Pod ministrami, naczelnikami wielkich działów, krzątały się „biura nieprzeliczone". Jakby chciano zaznaczyć jaknajdobitniej, że społeczeństwu nie wolno zrobić ni kroku o własnej woli i według własnego uznania o własnych potrzebach — unosił się nad tym wszystkim strateg danej themy), generał, znający się z urzędu na wszystkim a wszystkim, zarzucający na całą ludność gęstą sieć swojej administracji wojskowej, w której każdy oficer decydował o wszystkim, co mu się z urzędu dostało pod rękę i był panem mienia a często też życia ludzi prostych; prostych, bo nie zasiadających na urzędzie.
Czyż taka niewola miała nęcić ludy ościenne? Nęcił je Carogród jako łup, rade by panować nad tym państwem, lecz nikt nie tęsknił za tym, by do tego państwa należeć. Serbowie, Bułgarzy, Ruś nawet, zaledwie organizująca się, oparte były na jakimś duchu społecznym, choćby w stopniu prymitywnym. Bizantyńskie urządzenia sprzeciwiały się wszelkim ich pojęciom. Była to przepaść i dlatego Bizancjum nie zdołało przeprowadzić należycie ekspansji swej cywilizacji pośród Słowian. Terenem tej ekspansji miały natomiast stać się Niemcy i tam miała cywilizacja bizantyńska osiągnąć z czasem swe szczyty.
Gdy Teofania kończyła życie, syn jej, Otton III, liczył zaledwie jedenaście lat. Regentką została wdowa po Ottonie I, Adelajda lombardzka, a faktycznie sprawował rządy nadal arcybiskup Willigis. Oczywiście, że myślano o koronie cesarskiej. W Rzymie istniało już stronnictwo cesarskie (zawiązek Gibelinów) a w latach 983 i 984 papieżem był były kanclerz Ottona II (Jan XIV). Występuje atoli do gwałtownej walki partia Krescencjuszów i spokrewnionych z nimi Teofilaktów (Greków z pochodzenia). Wśród ciągłych krwawych wstrząsów papieże są wynoszeni i strącani, na wygnaniu lub w więzieniu. Ażeby się pozbyć hegemonii niemieckiej, decydują się Krescencjusze uznać zwierzchnictwo bizantyńskie.

Willigis przyśpiesza akcję. Liczącego lat 15 Ottona ogłasza pełnoletnim w roku 995, uchwala się „Romfahrt" i zarazem postanawia się przedłużyć na nowe pokolenie związki krwi z dworem bizantyńskim. Na wyprawę rzymską bierze Willigis z sobą kandydata do tiary, Brunona, z książąt karynckich i upatrzonego do Carogrodu posła, Jana Philagatosa, jednego z nauczycieli młodego cesarza. Bruno zostaje papieżem (Grzegorz V) i koronuje Ottona na cesarza w maju 996 roku. Philagatos otrzymuje arcybiskupstwo Piacenzy, żeby posiadać szczebel dostojeństwa stosowny do wielkiego poselstwa. Tegoż jeszcze roku wyjeżdża Philagatos do Carogrodu, ażeby dla młodziutkiego cesarza prosić o rękę jednej z córek Konstantego VIII (Bazyli II pozostawał w stanie bezżennym). Fakt, że kapłan obrządku bizantyńskiego mógł zostać arcybiskupem diecezji Włoch północnych, wskazuje, jak Włochy ówczesne przywykłe były do liturgii wschodniej. Projekt małżeństwa spełzł jednak na niczym. Ledwie Otton opuścił Rzym, ażeby wracać do Niemiec, Krescencjusze wypędzają Grzegorza V. a na jego miejsce osadzają Philagatosa (Jana XVI), uznając zwierzchnictwo bizantyńskie. Jakimi drogami i sposobami to się stało, nie wiadomo.

Otton powraca pośpiesznie tegoż samego jeszcze roku 997, odzyskuje Rzym, przywraca Grzegorza V, a na niedawnym swym wychowawcy mści się prawdziwie po bizantyńsku. Na próżno św. Nil, (mimo lat z górą 90) przybył do Rzymu i błagał o litość nad swym ziomkiem. Okaleczonego i oślepionego antypapieża wleczono wśród urągowiska przez całe miasto; ledwie że zdołał go z resztką życia zabrać św. Nil do swej pustelni. Niektórzy zwalają winę ohydnej zbrodni na Grzegorza V.
Bawił natenczas w Rzymie wielki Gerbert, najpoważniejszy ze środowiska Ottonów i Teofanii sławą, tudzież wiekiem, starszy od Ottona III równo o 50 lat. Taka różnica wieku nie zezwala, żeby go mienić „przyjacielem cesarza" w zwykłym znaczeniu tego wyrazu. Cesarski młodzieniaszek żywił względem swego mistrza widocznie synowskie przywiązanie, skoro i potem po skończonych naukach koresponduje z nim poufnie. Z tej korespondencji dowiadujemy się np. jako Otto nazywa siebie Grekiem i wydrwiwa barbarzyństwa saskie2.

Wszyscy badacze zgodni są co do tego, że Gerbert posiadał na Ottona wpływ i utrzymał go. Zaufanie do tego mistrza miało wnet wydać dobre owoce. Coś się nagle zmieniło w otoczeniu Ottona III i w nim samym. W roku 999 dopuszczono nawet Gerberta do tiary. Jako Sylwester II (999-1003), okazał się bezwzględnym zwolennikiem ruchu kluniackiego w całej jego rozciągłości. Zwolennikami do połowy byli wszyscy Ottonowie, o ile chodziło o reformę samego kleru, od plebana lub mnicha aż do samego papieża — i dlatego Cluniacenses godzili się nieraz z nimi i z innymi potem cesarzami z Niemiec; lecz rozchodzono się w dalszej drodze, bo cesarze życzyli wprawdzie powodzenia reformom, lecz pragnęli, by zreformowany Kościół podlegał ich supremacji. Nie porzucili cezaropapistycznego stanowiska, lecz zachodzi wyjątek co do Ottona III po roku 999, tudzież co do jego następcy, Henryka II (1002-1024),. który został nawet kanonizowany (w r. 1146). Przez jedno pokolenie przynajmniej trwała w Europie supremacja siły duchowej nad fizyczną. Triumf Gerberta jest wykładnikiem triumfu Cluny, a przez to Kościoła francuskiego. Cywilizacyjne przodownictwo Francji zaczyna się już od synodu w Rheims w roku 991, na którym zażądano w sposób najostrzejszy przeprowadzenia reform kluniackich. Z Francji też wyszedł Sylwester II, wykonawca programu. Jak gdyby nowy duch owionął Europę.

W roku 998 Otton wcielał wprawdzie południowe Włochy do swego cesarstwa „rzymskiego", lecz po dwóch latach zmienia się położenie. Wpływy bizantyńskie biorą górę. Nie pomogła trzecia wyprawa włoska. W roku 1001 cesarz musiał uciekać z Rzymu. Schronił się do Rawenny, oczekując tam na nowe wojsko z Niemiec. Wtedy posyła ponownie do Carogrodu o rękę cesarzówny, wyprawiając tam tym razem arcybiskupa mediolańskiego Arnulfa. Niespodzianie kończy się życie Ottona III. Zmarł na ziemi włoskiej w styczniu 1002 r., dożywszy zaledwie 22 lat wieku swego.

Henryk II próbował dalej walki o południowe Włochy, lecz spotkał się ze zwycięskim orężem Bazylego II.
Przesadza się w wychwalaniu Bazylego II, bo powodzenie przyciąga sympatie. Nie zmienił systemu. Mobilizacje zawodziły nadal i trzeba było na nowo oprzeć się na zaciężnych, którzy garnęli się od Norwegii do Saracenów; wojaków przyjmowano chętnie zewsząd, a wiedziano na całym świecie, że u cesarzy wschodnich można na żołnierce dojść do dobrobytu, bo łupów żołnierzowi nie żałowano. Bazyli II odnosił osobiste sukcesy wojenne, bo był wielkim wodzem a zwycięstwa zapewniały mu przywiązanie armii, dzięki czemu mógł przeprowadzić niejedno ulepszenie, nie wywołując szemrania szeregów swoich. Podniósł wielce stan armii, lecz opierało się to li tylko na jego osobistym wpływie i skończyło się wraz z jego życiem.

W roku 991 wypadły mu równocześnie dwie wojny: z Bułgarią i kalifatem w Syrii. Sam dowodząc na wschodzie, odnosił tam zwycięstwa, gdy tymczasem car Samuel dotarł przez Tessalię i Attykę aż pod Korynt (w r. 996), a Serbia uznała jego zwierzchnictwo. Dopiero gdy Bazyli mógł przerzucić się do Europy, złamał Bułgarię w latach 1009-1014, „Bułgarobójca". Dobiły Bułgarię walki dynastyczne, aż w r. 1018 ostatni car tej dynastii poległ pod Dyrrachium. Odtąd też wszyscy Serbowie podlegali na nowo cesarstwu; w Belgradzie zbudowano cytadelę bizantyńską. Chorwacja nawet uznała pod królem Krzesimirem III protektorat bizantyński2.

Obszar państwa bizantyńskiego był przeszło zdwojony, od Dunaju po Syrię, od Italii po Armenię z bezsprzeczną powagą na całym Wschodzie. W walce z tym wznowionym nagle mocarstwem ponosił Henryk II w latach 1022 i 1023 takie klęski, iż Bazyli przywracał Wielką Grecję. Terytoria bizantyńskie sięgnęły poprzez Apulię aż po granice państwa kościelnego.

Bezskutecznie urządzał wyprawy do Włoch południowych, Konrad II (1024-1039) i również bezskutecznie starał się o rękę cesarzówny bizantyńskiej, Teodory, młodszej córki Konstantyna VIII. Starsza jej siostra, Zoe, miała osławić Bizancjum do najwyższego stopnia. Liczyła już 50 lat, kiedy ojciec kazał ją poślubić upatrzonemu na swego następcę prefektowi stolicy, Romanosowi Argyrosowi; a ponieważ ten był żonaty, więc ... bizantyńskie prawo małżeńskie zyskało nową instytucję: rozwód. Wnet Romanos III (1028-34) zasiadł na tronie. Pragnąc naśladować Bazylego II, dowodził również osobiście w wojnie z islamem i utracił zdobycze tamtego cesarza.

Oficjalnie panuje cesarzowa Zoe (1028-1050), która wyprawia rzeczy, wprawiające nawet Carogród w osłupienie. W zmowie ze swym nowym kochankiem, staje się w ciągu niespełna jednej doby wdową i powtórnie mężatką, mordując Romanosa, a poślubiając i ogłaszając cesarzem Michała IV (1034-1041). Powagę państwa ratował jedynie generał Maniakes, który ze strat Romanosa odzyskał Edessę, a potem w roku 1038, gdy Saraceni zajmowali Sycylię, odebrał im Syrakuzy. Lecz gdy zdobywał Palermo, odwołano go. Wnet stracono tam całą armię i stosunki we Włoszech przybrały obrót wręcz katastrofalny dla Bizancjum. Zaraz potem w roku 1040 wybucha powstanie bułgarskie, które wprawdzie stłumiono, lecz Serbia oderwała się wtenczas od cesarstwa.
Dwór Michała IV zajęty był wyłącznie intrygami osobistymi. W r. 1040 utworzył się przeciwko niemu spisek, na którego czele stali Michał Cerulariusz (Keirularios) i Jan Makrembolites (jego dziewierz).

O Cerulariuszu świadczą wszystkie źródła, że przejęty był namiętną żądzą wywyższenia się i władzy. Dwa zaś źródła (Psellos i Sylidzes) twierdzą, że chciał przywłaszczyć sobie tron. Cała niemal historia cesarstwa składa się z historii uzurpatorów; czemuż by Cerulariusz nie miał należeć do ich rzędu? Spisek wykryto, przywódców uwięziono, Cerulariuszowi kazano się postrzyc. Odmówił zrazu. Wkrótce Makrembolites popełnił samobójstwo, czy też został skrytobójczo zamordowany: spadł ze skały, czy też został zepchnięty i zrzucony? Wydarzenie to wstrząsnęło Cerulariuszem i postrzygł się. Czy przejęty samobójstwem krewniaka, którego był do spisku wciągnął, czy też chcąc uniknąć takiego samego mordu — tego już nikt nie dojdzie. Niebawem zmarł Michał IV w roku 1041 (zapiszmy, że śmiercią naturalną) a Zoe adoptowała jego synowca Michała V, któremu ...po kilku miesiącach publicznie wyłupiono oczy! Jak gdyby zaginęła w Bizancjum wszelka myśl! Zanim sam zginął, nowy cesarz ułaskawił Cerulariusza. Jako mnich, nie mógł już próbować gry o tron. Doznano też nowych ciosów we Włoszech południowych, gdzie w latach 1040 i 1041 powstały nowe niepodległe księstwa i hrabstwa normandzkie: Apulii i Awersy.

Lecz równocześnie panuje zamęt w kurii papieskiej. Wprowadził go na nowo Konrad II, nawracający ostro do bezwzględnego cezaropapizmu. Przeciwko niemu wystąpiły po raz pierwszy miasta lombardzkie, lecz pokonane zaświadczyły tylko, że na terenie włoskim odbywa się również walka dwóch cywilizacyj. Walczą antypowie, jednych wyganiają, drudzy rezygnują i znów rezygnacje swe odwołują, aż powstał pomysł rozpaczliwy: ażeby zwolennik ruchu kluniackiego mógł posiąść tiarę, musiał ją kupić, gdy inaczej nie można. W ten sposób został papieżem w roku 1045 Grzegorz VI. Lecz nie zdało się to na nic, mimo całej osobistej zacności i uczoności tego papieża. Symonii nie było danym wydać skutków dodatnich i cel nie uświęcił bynajmniej środków. Aż doszło do tego, iż było równocześnie trzech papieży.

Ruch kluniacki odniósł wówczas właśnie wielki triumf, lecz zgoła inną drogą. Propaganda przeciwko mście zdobywała sobie okręg po okręgu, diecezję po diecezji aż wreszcie w roku 1041 stanęła we Francji Treuga Dei. Był to pierwszy praktyczny przykład supremacji siły duchowej nad fizyczną, przykład dobrodziejstw, mogących spłynąć z przodownictwa Kościoła. Francja poczyna przodować przez swój Kościół. Szczególne bywają, dziwaczne nieraz powikłania idei z rzeczywistością, gdy idea chce się przebić poprzez rzeczywistość, by się móc zrealizować. Urządza wyprawę rzymską drugi z Salijczyków, Henryk III (1039-1056), strąca wszystkich trzech papieży. Grzegorz VI wyjeżdża wtedy do Niemiec (zmarł w Kolonii w roku 1048) a towarzyszy mu kapelan jego Hildebrand — ten, który miał stać się największym wykonawcą kluniacyzmu. Po śmierci swego zwierzchnika wyjechał do Francji i wstąpił do klasztoru w Cluny. Tam przebył kilka wstrząsów, przez jakie przechodziła nadal kuria rzymska. Tam też poznał się z Brunonem Egisheim z Górnej Alzacji, a biskupem z Toul nad Mozelą we Francji północnej. I znowu duch kluniacki plącze się z duchem niemieckiego cezaropapizmu.

Henryk III, podobnie jak Ottonowie, sprzyjał reformie Kościoła, byle Kościół pozostał od niego zależnym. Biskup z Toul stał się jego wybrańcem do tiary i przyjął tiarę z cesarskiej poręki. Wtedy Benedykt IX, niefortunny ulubieniec Konrada II, którego pontyfikat był pasmem skandalów, usuwa się i wstępuje do klasztoru w Grotta Ferrata, przyjmując obrządek bizantyński. Nowy zaś papież bierze z sobą w roku 1049 do Rzymu Hildebranda. Nie uważając cesarskiej nominacji za dostateczny tytuł do noszenia tiary, poddał się w Rzymie wyborowi przez kler i lud. Tu rozeszły się opinie Henryka III a mężów z Cluny, a wybraniec cesarski stał się, jako Leon IX (1048-1054) pierwszym w szeregu papieży, oznaczanych jako „hildebrandini". Nareszcie Cluny zdobyło tron papieski.

Natenczas bizantynizm zdobywa się na silny atak przeciw Rzymowi i cywilizacji łacińskiej. Wytwarza się wielki ruch historyczny w mocnych posunięciach, obmyślanych przez wybitną indywidualność Cerulariusza.
Zjawia się on ponownie na widowni w gronie zaufanych znanego z lekkomyślności magnata, który staje się tegoż jeszcze roku 1042 trzecim mężem 64-letniej Zoy i panuje jako Konstantyn IX Monomach (1042-1054). Ani ten nie zajmował się rządami a Cerulariusz był u niego w łaskach. Sięga wprawdzie po władzę Maniakes, lecz poległ w bitwie pod Ostrowem w Górnej Macedonii w lipcu 1043 roku. Tegoż roku Cerulariusz zostaje patriarchą carogrodzkim. Widocznie nie do opozycji należał, skoro otrzymał tę godność.

Bezpośredni poprzednik Cerulariusza, patriarcha Aleksy, utrzymywał stosunki z papiestwem najlepsze i Monomach był także usposobiony przyjaźnie. Niemiecki cesarz, Henryk III (1030-56), najpotężniejszy z cesarzów salickich pozostawał w przyjaźni z Konstantym Monomachem przez cały przeciąg jego panowania. W liście do niego stwierdza z dumą, że w jego żyłach płynie też krew grecka i zawiadamia, że pragnie wprowadzić też u siebie grecki obyczaj. Zastał więc Cerulariusz stosunki pokojowe z Zachodem tak u władz świeckich, jakoteż kościelnych. Wypada to zaznaczyć, gdyż on miał wkrótce stać się twórcą stanowczego rozłamu Kościołów. Zaznaczmyż, że nie zanosiło się bynajmniej na to, lecz on tego pragnął.

Inna rzecz, czy rozłam nie byłby nastąpił i bez Cerulariusza. On go nie wytworzył, nie wywołał, lecz przyspieszył.
Cerulariusz przyjął od razu tytuł patriarchy ekumenicznego, rozumiejąc przez to, że inni patriarchowie wschodni winni jemu podlegać. W pięć lat potem zaczyna się pontyfikat Leona IX papieża (1048-54), który nawiązywał z dalszymi patriarchami stosunki bezpośrednie, a w pismach swych zaznaczył, że uważa ich za równych w godności carogrodzkiemu. Papieże wpisani byli w dyptychy u patriarchy jerozolimskiego, antiocheńskiego i aleksandryjskiego długo jeszcze potem, gdy skreślono ich w Carogrodzie. Spór zaostrzał się; tym razem patriarcha carogrodzki postanowił zwolnić się zarazem od wszelkich choćby pozorów zawisłości od Rzymu. Zadanie to utrudniał mu Konstantyn Monomach, ten sam, który mianował go przedtem patriarchą. Pomiędzy basileusem a papieżem zachodził bowiem sojusz polityczny. Leon IX wystąpił przeciw najazdowi normandzkiemu na Italię; polityka papieska zwracała się do dworu carogrodzkiego, dając z początku stanowczo pierwszeństwo panowaniu bizantyńskiemu nad południowymi Włochami.

W pewnym momencie zwracał się Cerulariusz przeciwko Monomachowi i potem przeciw jego następcy. Ponieważ już raz przedtem spiskował i myślał o tronie dla siebie, więc rzucono na niego podejrzenie, że nie zarzekł się jeszcze tamtych zamiarów. Był to nonsens; mnich postrzyżony nie mógł zostać cesarzem, bo nie mógł stanąć na czele wojsk i żaden generał nie byłby uznał takiego władcy. Wymyślono tedy średnią hipotezę, przypuszczając, że dążył do teokracji, ażeby połączyć w swym ręku władzę duchowną i świecką. Państwowość tego rodzaju nie mieści się (jednak w ogóle w chrześcijaństwie, ani, w szczególności, w bizantynizmie, raczej cesarz mógłby ogłosić się zarazem patriarchą, niż patriarcha cesarzem!

Nie brakło atoli powodów do podejrzeń, które udzieliły się też współczesnym historykom. Pośród podejrzanych objawów nie na ostatnim miejscu mieści się sprawa czerwonych ciżem, które Cerulariusz stale nosił. Sprawa była nader drażliwa, gdyż takie ciżmy były przywilejem wyłącznie osób cesarskiej rodziny, osób monarszych. A zatem przypisywał sobie stanowisko monarsze. To nie ulega wątpliwości, lecz nie musiało się za tym kryć nic takiego, co by zagrażało tronowi Monomacha. Papież rzymski był monarchą. Cerulariusz chce mu być we wszystkim równym; lecz papież włada nad państwem własnym, kościelnym, a patriarcha carogrodzki tego nigdy nie posiadał.

Nasuwa się przypuszczenie, że Cerulariusz dążył do ustanowienia takiego państwa, a mogło było ono powstać tylko w południowych Włoszech z tamtejszych diecezyj obrządku bizantyńskiego, złączonych w osobny patriarchat. Z Wielkiej Grecji utworzone państwo patriarchów ekumenicznych byłoby mogło rozstrzygnąć walkę cywilizacji na półwyspie apenińskim. Napór na cywilizację łacińską zdwoiłby się. Od północy niszczyłyby ją wojska niemieckie, od południa rugowałoby ją bizantyńskie państwo kościelne. Jeżeli państwo papieskie nie wytrzymałoby tych kleszczy, bizantynizm zająłby zwarte przestrzenie od Bałkanu poprzez Włochy do Niemiec. Na tych obszarach nie było miejsca dla kierunku kluniackiego, a więc ani dla cywilizacji łacińskiej.
Ze wszystkich swych działań i przedsięwzięć najwięcej starań i energii poświęcił Cerulariusz na kampanię o przynależność Wielkiej Grecji do patriarchatu carogrodzkiego. Pod kierunkiem Cerulariusza wszczyna się gwałtowna walka przeciwko łaciństwu, obliczona całkiem na zimno

Pisze się traktaty polemiczne, teologiczne pamflety, łącząc często jedno z drugim. Kwestia „Filioque" schodzi na drugi plan wobec zarzutu o posty sobotnie przez wielki post, a nawet o golenie brody przez duchowieństwo i szereg spraw jeszcze drobniejszych. Z drobiazgów, często zabawnych, sformułowano już 28 zarzutów o herezję; niebawem ilość ich miała wzróść do 60. Widocznie chodziło o poruszenie mas, bo uciekano się po większej części do argumentacji prostackiej, urągającej najskromniejszemu choćby wykształceniu teologicznemu.

Dla przykładu zatrzymajmy się nad kwestią opłatków: Ogół bizantyński roznamiętniał się coraz bardziej sprawami liturgicznymi. Spory dogmatyczne zajmowały inteligencję, lubiącą teologizować, lecz wszyscy palili się do zagadnień obrzędowych. Przesadne przywiązanie wagi do form stanowiło cechę cywilizacji bizantyńskiej. W tym społeczeństwie wszystkie przejawy życia politycznego, publicznego a nawet osobistego poddane były drobiazgowym przepisom etykiety, od których nie zwalniały ani ranga, ani stan. W takim społeczeństwie podać w wątpliwość ceremoniał jednego z najważniejszych obrzędów religijnych, znaczyło to zająć od razu uwagę całego ludu i poruszyć w nim najczulsze jego strony. W Bizancjum wszyscy przywiązywali wagę do obrzędów świeckich i religijnych, a tych, którzyby chcieli od tego się usuwać, uważano za barbarzyńców. Poselstwa od barbarzyńców ujmowano sobie częstokroć bardziej ceremoniami, jakimi przepełnione bywały przyjęcia dworskie, niż mądrymi wywodami układów. Niewłaściwość w ceremoniale stanowiła przestępstwo (jak w Chinach) i tym się tłumaczy wiele z bizantyńskiej religijności. Toteż „Bizantyńcy nie mogli tolerować skandalu wywoływanego przed ich oczyma dzień w dzień przez kapłanów łacińskich, konsekrujących Ciało Pańskie na chlebie niekwaszonym".

Używanie opłatków bez kwasu i chleba kwaszonego sięga w czasy najdawniejsze chrześcijaństwa, lecz odkąd rozdzieliło się to na zachód i wschód i kiedy powstała forma opłatków, tego już nie dojdzie najbardziej drobiazgowe badanie; wyczerpano już wszelkie środki i sposoby, wszystkie trudy nie zdały się na nic. Przez długie wieki uznawano oba rodzaje za pełnoprawne i jednakowo ważne; również potem i jeszcze w XI Wieku Grzegorz VII, św. Anzelm i patriarcha z Grado, Dominik, nie nadawali żadnego znaczenia tej odmienności.

Cerulariusz był zbyt inteligentnym, żeby nie zdawać sobie sprawy, że podnosi kwestię, która właściwie nie jest żadną kwestią; był zbyt biegłym w teologii, żeby mógł nie wiedzieć, że ta odmienność liturgiczna nie stanowi wcale kwestii teologicznej. Rozdymał sprawę sztucznie i umyślnie, bo chciał całą ludność roznamiętnić przeciw łaciństwu. Pod jego egidą powstawały pisma polemiczne, w których posunięto się aż do twierdzenia, że konsekrowanie opłatka jest teologicznie nieważne, że w cieście niekwaszonym nie może przebywać Ciało Pańskie, a zatem łacinnicy nie posiadają Sakramentu Ołtarza, nie mogą tedy być zbawieni. Powstaje urągliwa nazwa „azymitów".

Wywodzono uczenie, z całą erudycją bizantyńską, jako tylko chleb kwaszony może być „żywym", podczas gdy niekwaszony jest martwy i wymaga dopiero ożywienia przez zaczyn. Łacinnicy, używając opłatka, zdają się uważać Ciało Chrystusa za pozbawione duszy. Uważać opłatek za ożywiony można by tylko, przyjmując tezę manichejczyków, że nie ma w przyrodzie ani jednego przedmiotu nieożywionego. Trąci to również żydostwem, macami paschalnymi; ale św. Paweł usunął żydowskie przepisy, a więc opłatek jest niezdatny, ażeby zapewniać zbawienie, i to nie jest stół Pański, lecz starozakonny. Czemuż łacinnicy przez brak konsekwencji nie zatrzymali obrzezania? Odpowiadano ze strony rzymskiej, że Mojżesz ustanowił mace na Wielkanoc, lecz na Zielone Świątki kazał używać chleba kwaszonego. Wszczęto też studia czy Chrystus Pan przy ostatniej wieczerzy, ustanawiając Przenajświętszy Sakrament użył ciasta czystego, czy też sfermentowanego. Pedantyczne dociekania wskazywały, że działo się to w porze przynależnej do święta Paschy, a zatem na chlebie niekwaszonym. Bizantyńcy powynajdywali atoli uczone wątpliwości, co do tekstu. Przypominali szósty sobór ekumeniczny (680 r.), który obłożył klątwą mieszkających z żydami i jadających z nimi mace — i wywodzili z tego, że używanie opłatka w administrowaniu Sakramentu podpada pod klątwę; lecz sobór ów widocznie mówi tylko o spędzaniu z Żydami świąt wielkanocnych i o niczym więcej. Czemuż Focjusz, który tak wojował z Kościołem zachodnim i tyle wymyślał zarzutów, nie poruszał wcale sprawy opłatków? Bardzo zaś znamienny jest fakt, że opłatki były w użyciu także w Aleksandrii, w tamtejszym obrządku bizantyńskim i że stwierdza to list samegoż Cerulariusza do patriarchy antiocheńskiego, Piotra.

Główny atak Cerulariusza zwrócony był na Wielką Grecję. Arcybiskup Ochridy, bizantyniec, na dawnej bułgarskiej stolicy patriarszej (czy też zbizantynizowany Bułgar?) wyprawia obszerne pismo do arcybiskupa w mieście Trani nad Adriatykiem w prowincji Bari, a mnich carogrodzki Niketas Stathatos popiera sprawę pamfletem. Czyż długo jeszcze będą się trzymać herezji łacińskiej, w której nie ma nawet prawdziwego Sakramentu Ołtarza? Ileż podobnych pamfletów puszczono w obieg? Cerulariusz wywołał nastrój wrogi Rzymowi tak dalece, iż w pewnym momencie mógł zamknąć w Carogrodzie kościoły łacińskie. Ze strony papieskiej zwrócono uwagę, że w Rzymie i okolicy nie brak klasztorów i kościołów greckich, których jednak nikt nie myśli zamykać.

Papiestwo nie sprzeciwiałoby się utworzeniu nowego patriarchatu obrządku bizantyńskiego (tak rozpowszechnionego we Włoszech), gdyby Bizancjum pozostało przy katolicyzmie. Faktem jest, że Stolica apostolska wówczas cesarstwu bizantyńskiemu sprzyjała, przenosząc je nad niemieckie. Gdyby dwór bizantyński poparł był orężnie zamiary Ceruraliusza, papiestwo byłoby się samo wplątało w sieć. Wszakże jeszcze potem, w r. 1053, kiedy Normanowie rugowali Bizantyńców do reszty z Włoch, papież Leon IX wystarał się o wojsko przeciw Normanom (lecz poniósł klęskę pod Civitate). Sprzyjał tedy dworowi carogrodzkiemu.

Lecz Cerulariusz popełnił ten błąd, że od razu wystąpił przeciw papiestwu. Przyjął tytuł patriarchy ekumenicznego, co zwrócone było oczywiście przeciw Rzymowi. Wszcząwszy kampanię o przynależność diecezyj południowo włoskich do patriarchatu carogrodzkiego, użył sposobu jak najnierozsądniejszego: chciał przekonać biskupów i duchownych Wielkiej Grecji, że winni opuścić Rzym, bo łaciństwo jest herezją. Czy Cerulariusz liczył na Monomacha, że sprawę przynależności kościelnej Wielkiej Grecji poprze wyprawą wojenną? Lecz Monomach nie chciał żadnej wojny. Doświadczywszy dwa razy, jak generałowie radziby go usunąć, obcinał nawet budżet armii, osłabiając siłę obronną państwa, byle osłabić generałów i dlatego wprowadzał rządy cywilne. Cesarz dał nawet wmówić w siebie, że patriarcha czyha sam na jego tron.

Okoliczności tak się złożyły, że papież Leon IX znalazł poparcie Monomacha przeciw Cerulariuszowi. Papież musiał wystąpić ostro, skoro mu zarzucano herezję i wyprawił w roku 1053 do Carogrodu kardynała Humberta, jako komisarza, mającego prawo sądzić i karać. Zanim kardynał dopłynął do Carogrodu, zmarł Leon IX w kwietniu 1054 roku. Cała akcja odbyła się podczas wakansu na Stolicy apostolskiej. Legat zażądał odwołania zarzutów o herezję. Stathatos odwołał, lecz patriarcha odmówił w ogóle wszelkich rozmów z legacją. Cesarz rozkazuje mu stawić się i zapowiada, że sam będzie obecny przy rozmowie. Patriarcha odmawia. Natenczas legat spisał akt klątwy na Cerulariusza i jego zwolenników i dnia 16 lipca złożył go uroczyście na ołtarzu u św. Zofii. Zaraz potem zgłosił się na audiencję pożegnalną u cesarza. Monomach mimo klątwy pozostał przyjazny, przyjął łaskawie i obdarował według zwyczaju. W dwa dni potem legat wyjechał. Cesarz cofnął go z drogi, by jeszcze próbować porozumienia. Legat wraca, więc pragnie przywrócić zgodę; a zatem nie chce zgody Cerulariusz, skoro legat z orszakiem ostatecznie wyjeżdża. Jest rzeczą widoczną, że patriarcha chce jawnego zerwania z Rzymem i dąży do tego bezwzględnie. Czy z drugiej strony kardynał nie spodziewał się, że Cerulariusz będzie przez cesarza złożony z godności? Widocznie patriarcha obawiał się tego, skoro urządza bunt. Ucieka się do wypróbowanego już środka: porusza lud stolicy i doprowadza do tego, że Monomach uważał swój tron za zagrożony. Spokorniał, przyrzekł zastosować się do wskazówek patriarchy. Wtedy Celurariusz zwołuje naprędce synod (przygotowany już chyba przedtem po cichu), na którym wyklęto łacinników. Bullę papieską spalono publicznie dnia 25 lipca 1054 r.. Schizma została tedy cesarzowi narzuconą.

Delegacja papieska nie wracała z Carogrodu wprost do Rzymu, lecz udała się wpierw do Perejasławia i Kijowa. Schizma Cerulariusza nie przyjęła się na Rusi. Ówczesny metropolita kijowski, Ilarion, pozostawał w rozterce z patriarchatem a następca Jarosława (którego dni już się kończyły), Izasław I był stanowczym zwolennikiem Rzymu. Sam obrządek łaciński osłabiał się atoli na Rusi od r. 1043; w owym roku po raz ostatni przybyły ze Skandynawii nowe drużyny, wnoszące „łaciństwo”. Lecz związki rodzinne łączyły Rurykowiczów długo jeszcze ze światem łacińskim. Pięciu synów Włodzimierzowych żeniło się z księżniczkami łacinniczkami, a potem pięcioro dzieci Jarosława zawiera związki małżeńskie łacińskie.

Tymczasem w Bizancjum po śmierci Konstantyna Monomacha (w roku 1055) frymarczy Zoe nadal tronem. Cerulariusz wywołuje bunt przeciw Michałowi VI, urządza dwukrotnie rozruchy ludowe, a 31 sierpnia roku 1057 staje nawet osobiście na ich czele i wprowadza na tron Izaaka Kommena. Był on przedstawicielem wielmożów małoazjatyckich a zarazem uznawanym przodownikiem generalicji. Miał się jednak Cerulariusz i na nim zawieść, bo także nie chciał wojować o Włochy. A gdy patriarcha próbował rozruchów, został uwięziony w listopadzie 1058 roku. Nie można mu odmówić charakteru, gdyż wolał umrzeć w więzieniu, niż cofnąć się i ukorzyć. Wtedy poczyna się szerzyć wśród ludu opinia o świętości Cerulariusza. Brak nam należytego wglądu w te wypadki, znamy tylko ich wynik: Izaak zraził się tak dalece, iż nie tylko sam abdykował, ale też zniechęcił do tronu swego brata, Jana. Kommenowie ustępują dobrowolnie innemu wielmoży, Konstantynowi Dukasowi (1059-67). Ani ten jednakże nie myśli wojować o Włochy i generalicję również usuwa od rządów.

Równocześnie Hildebrand obsadza tron papieski nadal według własnego zdania. Po krótkich pontyfikatach Wiktora II (1054-57) i Stefana X (1057-58), zdarzył się jeszcze jeden wypadek symonii i przemocy, lecz już ostatni. Winny tego Benedykt X zrzucony jest w grudniu 1058 r. przez synod w Sienie, a Hildebrand przeprowadza pierwszą elekcję przez kardynałów. Nowy papież, Mikołaj II (1059-1061) zamienia to od razu w kanon kościelny. Zrobiono walny krok ku niezawisłości papiestwa. Duch Cluny triumfował.
Tegoż roku odnosi papiestwo wielki triumf polityczny: Robert Guiscard, natenczas książę Apulii, uznaje się lennikiem Stolicy apostolskiej wraz z innymi książętami i hrabiami normańskimi. Papież monarchą niewątpliwym i zwierzchnikiem lennym innych monarchów.

Nie było by mogło dojść do tego, gdyby Cerulariusz osiągnął był panowanie nad Wielką Grecją, w zgodzie ze Stolicą apostolską. Kiedy przed dwudziestu laty rzucano na siebie wzajemne klątwy w Carogrodzie, nikt zapewne nie przypuszczał, że zanosi się na rozłam trwały. Nie było to pierwszy raz, a zawsze po jakimś czasie wszystko układało się na nowo. Nie tracono też nadziei powrotu do jedności Kościoła. Bizancjum mogło być pewne jak największej życzliwości ze strony papieskiej; tym większej, im bardziej wrzała walka z cesarstwem niemieckim.

Taki promyk nadziei zaświtał następnemu papieżowi. Aleksander II zmarł wśród gwałtownej walki z niemiecką ingerencją w sprawy włoskie i kościelne; że zamierzano prowadzić tę walkę dalej z całą stanowczością, obwieszczali całemu światu demonstracyjnie kardynałowie, ofiarując tiarę samemu Hildebrandowi, Grzegorzowi VII (1073-1085).

Zaraz w pierwszym roku tego pontyfikatu zwraca się do papieża z prośbą o pomoc Zachodu przeciw islamowi a z obietnicą usunięcia schizmy, cesarz bizantyński, Michał VII. Był to syn cesarza Dukasa i Eudoksji. Ta owdowiawszy, wyszła powtórnie za mąż za generała Romana Diogena (1067-1071). Wywołano nieszczęśliwe wojny. Katastrofalnym był rok 1071. Słowianie bałkańscy zrzucali znów zwierzchnictwo bizantyńskie. Bari zabrali Normanowie, Seldżukowie Armenię i Kappadocję. Sam cesarz dostał się do niewoli; potem nastąpiły wstrząsy wojen domowych, prowadzonych przez trzech pretendentów. Dorastający przez ten czas Michał VII utrzymał się tylko dzięki pomocy sułtana z Ikonium. Za pomoc trzeba było czymś zapłacić. Natenczas otrząsa się nareszcie dwór bizantyński i nabiera przekonania, że lepiej jednak zbliżyć się do Zachodu, niż zależeć od islamu i wtedy w lipcu 1073 roku wyprawiono uroczyste poselstwo do Grzegorza VII. Z listu papieskiego do Wilhelma burgundzkiego z daty 2 lutego 1074 r. dowiadujemy się, że postanowiono wyprawę przeciw Normanom na Sycylii, następnie przeciw Saracenom, zagrażającym Carogrodowi. W miesiąc potem wydał papież bullę, wzywającą monarchów katolickich, by nieśli pomoc Carogrodowi.

Unia kościelna tedy? Nie tylko jednak patriarchat nie cofnął klątwy, rzuconej przed 20 laty na łacinników, lecz równocześnie uprawiano namiętnie agitację przeciw Rzymowi, posuwając się aż do twierdzenia, jakoby łacinnicy w ogóle nie wierzyli w Chrystusa. Podnosiły się też argumenty, mające przemawiać do najszerszych mas, tego rodzaju, jak np., że łacinnicy jadają żaby i szczury45). Widocznie chciał unii sam tylko cesarz ze swym świeckim dworem i byliby go strącili z tronu, gdyby był burzył dzieło Cerulariusza. Toteż musiało się to skończyć na czczych słowach.

Grzegorz VII pełen był atoli sympatyj bizantyńskich. Jest to papież, który osadzał i burzył trony w całej Europie. W nadzwyczajnym rozmachu papieskiej supremacji znać jednak pewną niezupełność. Gdyby taki stan rzeczy miał się rozwijać do dalszych konsekwencyj, powstałaby teokracja, lecz taki ustrój obcy był zupełnie duchowi katolickiemu; nie pragnął go też żaden Cluniacensis, żaden z kardynałów i nikt w ogóle w całym obozie papieskim w Europie. Grzegorzowi VII brak było obok siebie odpowiedniego cesarza i w tym tkwiła cała fatalność, że go nie znaleziono. Lecz szukano go. Gdybyż na tronie bizantyńskim zasiadał katolik, zgodny wyznaniowo i politycznie z Rzymem! Pocóż w takim razie szukać nowych cesarzy?!

Przyjmuje tedy Grzegorz VII gorąco propozycję Michała VII i odpowiada na nią z nadzwyczajną ustępliwością. Synod w Bari, odbyty tegoż 1074 roku pod prezydencją papieską, nie ustanawiał bynajmniej obowiązku, żeby symbol wiary uzupełniać wyrazem „filioque". A zatem stawało się to jakby czymś dowolnym, zależnym od woli patriarchy carogrodzkiego.

Usunięcie schizmy mogło wydawać się łatwiejsze przez to, że Ruś pozostawała wciąż jeszcze w jedności z Kościołem. Zdarzyło się, że Izasław kijowski z podburzenia Ławry Peczerskiej utracił w roku 1068 księstwo kijowskie na rzecz młodszego brata, Wsewołoda. Ten bowiem — jedyny wówczas wśród Rurykowiczów — pojął żonę w bizantynizmie. Ożeniony z córką Konstantyna Monomacha, a siostrzenicą Anny Włodzimierzowej. Jedną ze swych córek wydał za cesarzewicza, Leona, syna Diogena, lecz syna Włodzimierza (Monomacha) ożenił w roku 1074 z łacinniczką, córką Haralda angielskiego. Nie mniej jak jedenaścioro jego dzieci i wnuków wchodziło w łacińskie związki małżeńskie. Sprawy wyznaniowe nie obchodziły Wsewołoda wcale, lecz chętnie wyzyskiwał nalot bizantyński, gdy mu miał być przydatny do zdobycia Kijowa na starszym bracie. Jakoż wygnano Izasława. Wygnaniec szuka pomocy na Zachodzie. Z synem Jaropełkiem jest obecnym na sejmie w Moguncji w roku 1075; drugiego zaś syna Światopełka wyprawia do Rzymu i tam oddaje swe państwo w opiekę Grzegorzowi VII, biorąc Ruś lennem od papieża i otrzymując w zamian tytuł królewski (restytucji Izasława do Kijowa dokonywał dwukrotnie Bolesław Śmiały). Ostatecznie utrzymał się Wsewołod, ale wyzyskawszy Ławrę, nie trzymał się wcale jej kierunku i utrzymywał stosunki z Rzymem. Związki jego z Bizancjum okazały się bez znaczenia; pozbawione były jakichkolwiek możliwości politycznych. Równocześnie papież toczy najzaciętszą walkę z bizantynizmem niemieckim. Henryk IV pozwany jest przed trybunał papieski nie tylko o kupczenie godnościami kościelnymi, lecz również o „tyranię" względem Sasów i Turyngów, o niewłaściwe ze stanowiska katolickiego metody rządzenia. W roku 1077 dochodzi do ... Canossy.

Na tym tle uwydatnia się życzliwość papieska dla Michała VII, tym znamienniejsza, że cesarstwo wschodnie pogrążało się w ostatecznej toni. W roku Canossy rozpadło się i wśród walk pretendentów doszło do tego, że w latach 1077-81 panowało władców pięciu nad trzema państwami, wykrojonymi z cesarstwa wschodniego. Papież rzucił klątwę na jednego z pretendentów, na Nicefora Botaniatesa (1078-79), który Michałowi zabrał tron i żonę. Popierał potem samozwańca, który zjawił się w Salerno i zachęcał książąt normańskich, by mu dopomogli odzyskać Carogród. Oszustwo samozwańca wydało się potem, a w Carogrodzie zwiększała się niechęć przeciw papiestwu, jako szykującemu nowych najeźdźców na Bizancjum. Życzliwość Grzegorza VII przeszła dalej na syna Michałowego, Konstantego. Pojął on w małżeństwo Helenę, córkę zdobywczego Roberta Guiscarda. Wielki zdobywca cieszy się sympatią papieską, gdy ląduje w Epirze i wśród bitew toruje sobie drogę do Carogrodu; albowiem Guiscard zwalcza pretendentów, którzy wydarli tron Michałowi VII, względnie jego synowi.

Tymczasem Henryk IV, po Canossie i ciężkiej wojnie domowej z Rudolfem szwabskim, popadł ponownie w klątwę. W Niemczech bierze atoli górę kierunek bizantyński. Zjazdy biskupów niemieckich z cesarskiego obozu ogłaszają strącenie Grzegorza VII i Henryk IV wybiera się do Włoch, biorąc ze sobą antypapę (Klemensa III). W roku 1081 koronuje się w Mediolanie i rusza na Rzym. Papież chroni się do zamku św. Anioła, gdzie wypadło wytrzymać trzechletnie oblężenie. W tym czasie odbywa się kampania bałkańska Roberta Guiscarda i jego syna Bohemunda. Już Normanowie byli pod Larissą, gdy z zamętu wydobywa państwo wielmoża małoazjatycki, Aleksy Kommenos. Po kilku udatnych kombinacjach politycznych i wojskowych bierze Carogród szturmem w roku 1081.

Główną kombinacją Kommenosa stanowiło wysunięcie Wenecji przeciw Normanom. Dzieje państwa toczą się (między innymi) także na tle handlu międzynarodowego, a historia zna liczne wypadki, że względy handlowe decydowały o stosunkach politycznych. Wenecjanie poznali się już w X wieku na handlowej doniosłości wybrzeży jońskich i egejskich i eksploatowali je. Właściwymi panami tych mórz byli korsarze (jak niegdyś pod koniec republiki rzymskiej), a gdy flota bizantyńska, coraz bardziej podupadająca, nie mogła im dać rady, poruczono policję morską Wenecjanom. Musiała tedy Wenecja posiadać własną siłę zbrojną na wodach bizantyńskich, a zatem tworzyło się zwolna państwo w państwie. Handel wenecki cieszył się wielkimi przywilejami w państwie bizantyńskim, podczas gdy Normanowie z Włoch południowych zajęli się również wschodnim handlem międzynarodowym. Współzawodnictwo wzmagało się, a gdy Guiscard począł zdobywać prowincje bizantyńskie, groziło poważne niebezpieczeństwo także Wenecjanom. Aleksy mógł polegać bezpiecznie na ich nieprzyjaźni przeciw Normanom, oparł się na Wenecji i wywołał wojnę morską wenecko-normańską. Odwzajemniając się za pomoc (bo nic za darmo), rozszerzył nadzwyczajnie przywileje weneckie zaraz na początku swego panowania w roku 1082.

Na tle tej wojny morskiej zaszedł pewien epizod, który należy do faktów najbardziej znamiennych z historii Rusi; stanowi zaś nieodparte świadectwo, że Ruś ówczesna nie była schizmatycką. Posiadamy z owych czasów pewne nieodparte świadectwo, że Ruś ówczesna nie była schizmatycką, świadectwo wołające wielkim głosem do dnia dzisiejszego. Łączy się to z daleka ze współzawodnictwem handlowym Bari z Wenecją a objawiło się w pewnym epizodzie szczególnym, który wszedł w dzieje Słowiańszczyzny wschodniej. Za patrona mórz, zwłaszcza wschodnich, uchodził od niepamiętnych czasów św. Mikołaj cudotwórca, biskup Myry w Azji Przedniej (więziony za Liciniusa, uwolniony przez Konstantyna Wielkiego). W Licji żegluga podupadła, bizantyńska marynarka kurczyła się z pokolenia w pokolenie, Seldżukowie nawigatorami nie byli; cały ruch na morzu Egejskim i ku południowi w tej części morza Śródziemnego przeszedł na marynarzy włoskich. Relikwie cudotwórcy przestawały mieć znaczenie „praktyczne" dla obywateli Myry. Uznawali też zakonnicy, strzegący grobu w katedrze, że cudotwórstwo żeglarskie marnuje się niepotrzebnie między nimi, podczas gdy przydało by się bardzo przedsiębiorczym kupcom zamorskim z odległych Włoch — zwłaszcza gdy oświadczono chęć kupna aż z dwóch stron: z Wenecji i z Bari. Już Wenecjanie mieli zabrać relikwie, gdy wtem południowcy ich ubiegli i święte szczątki sprowadzono do Bari w roku 1087. Świadkami uroczystości odbywanych z tego powodu był hufiec waregskich zaciężnych w Bari; posiadamy też ruską tego relację, spisaną w kilka lat później. Roi się ona od dziecięcych naiwności i podobnie jak inne relacje, przekazuje to, co szczęśliwi zdobywcy relikwij uważali za stosowne spopularyzować na przekór konkurencji weneckiej). Zachodzi atoli coś więcej: papież Urban II ustanowił święto tej translacji na dzień 9 maja, a rozłączona Cerkiew bizantyńska nie uznała i nie przyjęła tego święta kościelnego. Wbrew Bizancjum uznał je metropolita kijowski Jefrem, kult zaś św. Mikołaja wybujał we wschodniej Słowiańszczyźnie tak dalece, iż stał się tam chacharakterystycznym. W każdej chacie Rusi i Rosji wisi na honorowym miejscu ikona św. Nikoły. Stanowi to nieodparty dowód, że metropolia „Kijowa i wszystkiej Rusi" pozostawała wówczas w jedności z Rzymem. Uderza natomiast na Rusi nikłość kultu św. Andrzeja, który jest najbardziej czczonym świętym Cerkwi bizantyńskiej. Zapewne, że sami „rybacy" włoscy z Bari nie dokonali własnymi siłami tego wszystkiego, co potrzebnym było, żeby pozyskać wielką relikwię, mającą stanowić rękojmię powodzenia na morzu. Stali za nimi normańscy władcy z Bari, a chodziło w tym czasie o powodzenie w wojnie. Lecz wojna skończyła się klęską i to walną sił morskich normańskich.

Równocześnie pogarsza się położenie Grzegorza VII. Rzym zdobyty przez Niemców r. 1084) i antypapa koronuje Henryka IV na cesarza. Wtedy Robert Guiskard, pozostawiając syna na półwyspie bałkańskim, sam wraca szybko do Włoch i tego samego 1084 roku wkracza do Rzymu, uwalnia papieża z oblężenia a Henryka zmusza iż opuścił miasto. Robertowi pilno jednak było wracać na Wschód. Tam syn jego, Bohemund, sprzymierzywszy się z Bułgarami, zajmował Epir, Tessalię, Macedonię wschodnią, aż po rzekę Wardar, lecz nagle opuszcza go szczęście wojenne i ponosi klęskę pod Larissą. Zaledwie zaś Robert opuścił Włochy, znalazł się Grzegorz VII w niebezpieczeństwie i musiał schronić się do Monte Cassino, potem do Salerno, gdzie życia dokonał w roku 1085. W dwa miesiące po nim zabrała śmierć Roberta Guiskarda na Cefalonii, w toku najświetniejszych powodzeń, gdy już zwyciężył floty bizantyńską i wenecką, pobił dużą bizantyńską armię i gotował się do podboju całego Półwyspu Bałkańskiego.

Aleksy Kommenos utrzymał się na tronie bizantyńskim, ale państwo drżało nadal w posadach. O pomoc na stanowczą rozprawę z Seldżukami idą znów apele do katolickiego Zachodu. Papież Wiktor III (1085-88), bezpośredni następca Hildebranda, wysuwa wtedy swoje postulaty: żeby nie dokuczać katolickim pielgrzymkom do Jerozolimy, przechodzącym przez terytorium bizantyńskie, żeby nie prześladować liturgii łacińskiej; doszło bowiem do tego, że nielicznym kościołom łacińskim zakazano używać opłatków. Widać z tego, jaki panował nastrój w Bizancjum co do unii. Wiktor III zmarł wkrótce i cała sprawa przechodzi na Urbana II (1088-99). Ten staje się nagle przedmiotem zabiegów bizantyńskich; imię jego wpisuje się do dyptychów, jak gdyby nie było schizmy. Miało się to opłacić stokrotnie. Tym razem Zachód nie sprawił zawodu. „Jako przedstawiciel Kościoła zachodniego uznał Urban II w Aleksym Kommenie współpracownika, mającego z nim działać około zbliżenia Rzymu i chrześcijaństwa wschodniego".
Jesteśmy w przededniu pierwszej krucjaty. Jeżeli Bizancjum poprze szczerze a wydatnie krucjatę i cofnie schizmę, w takim razie Aleksy Kommenos może stać się cesarzem Wschodu i Zachodu.

Czy jednak nie trzeba by zarzec się cywilizacji łacińskiej, gdyby w Europie miał przewodzić czy to Michał VII, czy to Aleksy Kommenos? Musiałby pozostać wiernym bizantynizmowi, albo tron bizantyński utracić. Bizantynizmu nie można sobie wyobrazić bez cezaropapizmu i wszelkich jego współrzędnych. Idea kluniacka (od celibatu poczynając aż do postulatu etyki w życiu publicznym) i bizantynizm w zgodzie? Jedno z tego musiałoby runąć i przepaść. Należało by zaś przewidywać, że nieuchronnie nadeszłaby chwila, kiedy bizantynizm stary podałby rękę poprzez Włochy bizantynizmowi nowemu w Niemczech.
Cluny a Bizancjum — to incompatibilia. Gdyby nie Cerulariusz i spadek po nim, przepadłoby było w Europie wszelkie dziedzictwo ducha kluniackiego. Ale też gdyby nie Cluny, Europa byłaby się pogrążyła w bizantynizmie niemieckim. Od tego ocaliły Europę res gestae Dei per Francos.

Nie byłoby schizmy, gdyby nie różnica cywilizacyj; wszakże antagonizm Rzymu a Bizancjum dawniejszy jest od schizmy. Tendencje papieskie do zgody z cesarstwem wschodnim zawiodły. Gdyby się były powiodły, byłyby przepadły konsekwencje ruchu kluniackiego. Schizma ocaliła te zdobycze cywilizacji łacińskiej w zachodniej Europie. Gdyby nie schizma Cerulariusza, byłby mógł osiągnąć hegemonię w chrześcijaństwie katolicyzm bizantyński, cezaropapiatyczny, na wzór patriarchy Manasa.
Ostateczne rozstrzygnięcie tych wątpliwości nastąpiło atoli dopiero podczas pierwszej krucjaty.


Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012