STRONA GŁÓWNA

Polityka rosyjska wobec Polaków cz 2.

Aleksander Gella
„Zagłada II Rzeczypospolitej”   Warsyawa 1998

 /fragmenty/

Między Ameryką a Rosją

Przez cały okres rozbiorów napisano wiele o konsekwencjach geograficznego położenia Polski pomiędzy Niemcami a Rosją. Ale w końcu XX wieku należy rozważyć, do jakiego stopnia los Polski (a może i całej Europy) jest funkcją stosunków Stany Zjednoczone – Rosja.  Pierwszym sygnałem, że dalekie Stany Zjednoczone mogą wpłynąć na rozwój wypadków w Polsce, było powstanie styczniowe. Wówczas w sposób wyraźny Stany Zjednoczone pokazały, że ich interesy nie leżą w Europie Centralnej, lecz w Rosji. Gdy krwawiąca Polska poruszała opinię publiczną Francji i Anglii, a Napoleon III zapraszał rząd prezydenta Lincolna (prowadzącego zresztą wojnę domową w imię obalenia niewolnictwa), aby przyłączył się do francusko-angielskich interwencji dyplomatycznych na rzecz masakrowanej Polski, amerykański sekretarz stanu William Seward, oprócz złożenia zapewnień o przyjaźni dla „dzielnego narodu polskiego, którego błędy, nieszczęścia i dzielność rozbudziły powszechną sympatię w Europie”, wyjaśnił jednocześnie, że wierzy w liberalizm, mądrość i wielkoduszność cara i dlatego nie uważa za słuszne, aby Ameryka interweniowała na rzecz Polski. Za tę przysługę podziękował rządowi federalnemu ks. Gorczakow w imieniu rządu carskiego.

 Gdy latem 1863 roku car Aleksander II wziął pod uwagę możliwość interwencji Anglii i Francji w formie blokady rosyjskich portów, wydał rozkaz wyprowadzenia z „Morza Bałtyckiego, Czarnego i Śródziemnego tzw. Eskadry Atlantyckiej do Stanów Zjednoczonych, a admirał Popow dowódca floty na Pacyfiku dostał podobny rozkaz…”  Rosyjska Eskadra Atlantycka schroniła się więc u amerykańskich przyjaciół, a ludność Nowego Jorku zachwycona rosyjskimi oficerami gościła ich hucznymi bankietami, na których pito zdrowie cara, „liberała”, który wyzwolił chłopów z poddaństwa. (Sielankę zakłócił tylko jeden „przykry” wypadek: pewien marynarz Polak śmiał zbiec ze statku! Naturalnie szybko został złapany i jako zdrajca powieszony na maszcie rosyjskiego wojennego statku żaglowego.

 Car pozwolił swej flotylli wojennej na powrót dopiero 26 kwietnia 1864 roku, czyli w dwa tygodnie po aresztowaniu w Warszawie dyktatora Rządu Narodowego Romualda Traugutta. Kogo interesują korzenie przyjaźni amerykańsko-rosyjskiej, lub mówiąc ściślej niezupełnie odwzajemnianych sentymentów Ameryki do Rosji, temu polecam lekturę Alexisa de Tocqueville’a „Demokracja amerykańska”. ..(…)


Aleksander Gella
„Naród w defensywie”  
Londyn 1987

/fragmenty/

 „Przez pięć wieków prawosławie uczyło swych wyznawców nie tylko, że jest ono jedyną formą prawdziwego chrześcijaństwa, gdyż chrześcijaństwo zachodnie jest dogmatycznie skorumpowane przez europejskie prawdy filozoficznie i bez oparcia w strukturze władzy, ale również tego, że ten grzeszny Zachód musi runąć, aby ludzkość zosta-ła zjednoczona i poddała się panowaniu trzeciego i ostatecznego cesarstwa: Trzeciego Rzymu. (...) jest kontynuacją wiary prawosławnej, że to Moskwa po upadku Bizancjum w 1453 roku (ukaranym przez Boga za wcześniejsze próby pojednania się z papiestwem) stała się „Trzecim Rzymem", czyli jedyną stolicą chrześcijan.

A przecież, w wielu akcjach należących do historii defensywy polskiej, rola Kościoła w Polsce miała takie znaczenie, iż żaden historyk nie może jej pomijać. W tej sytuacji wiemy wszystko o niezgodnych z naszymi interesami narodowymi aktach polityki watykańskiej, lub wypadkach gorliwej lojalności hierarchii w stosunku do rządów zaborców, ale znacznie słabszy mamy obraz cichej, codziennej pracy szeregowego kleru i jego wybitniejszych przywódców nad obroną i umacnianiem, tak powszechnie zagrożonej w stuleciu niewoli, kultury i pol-skiej tożsamości narodowej.

Po Rozbiorach na Ziemiach Zabranych dawnej Polski nienawiść prawosławnej mniejszości do greckokatolickiej większości, ułatwiała rusyfikacyjną politykę caratu. ...w Polsce przedrozbiorowej było zaledwie 800 tys. ,,dyzunitów" na 3.800 tys. unitów. Katarzyna II zapocząt-kowała najokrutniejsze prześladowania religijne, w imię obrony wolności religijnej (...)
W 1780 r. Katarzyna pozbawiła władzy i usunęła z granic Rosji nie-ustępliwego metropolitę unickiego Jazona Smogorzewskiego. Prześla-dowanie unitów trwało przeszło pół wieku. Zaraz po r. 1780 ...w ciągu trzech lat ,,nawrócono" 117 tysięcy... Powtórzyła się, na uwielokrotnioną skalę, rozprawa z Unią za drugiego i trzeciego Rozbioru, ale z zastosowaniem od razu przymusu i represji. Na Wołyniu i Podolu z 5.000 parafii tylko dwieście zostało przy unii. Wywieziony do Petersburga metropolita, Teodor Rostocki, w liście do króla wygnańca, Stanisława Augusta, przedstawiał niedole Unii, gwałty wojskowe, zabory cerkwi, klasztorów i mienia kościelnego, katowanie opornych. Do zgonu Katarzyny „na-wrócono" ogółem 9.300 parafii i 150 klasztorów, a ludzi półtora miliona na ziemiach południowych, ale tylko 190 tysięcy na zie-miach W. Księstwa Litewskiego.

Na Litwie nie było tej nienawiści do Unii, co na Ukrainie, gdyż większy był procent ludności katolickiej, słabszy element prawosławny. Ale i tam, w czterdzieści lat później, Unia została złamana przez Mikołaja I, za którego zniesiono diecezję łucką, zamknięto 40 klasztorów i rozpoczęto ...rusyfikację katechizmów, modlitewników, seminariów. Akcja ta wyda pełne owoce już w dobie polistopadowej przez odstępstwo wyższej hierarchii greckokatolickiej i przymusowe nawracanie niższego kleru, klasztorów bazyliańskich i masy wiernych. Prześladowania unitów trwały aż do 1905 r., w którym car wydał ukaz tolerancyjny. Skorzystało z niego natychmiast 200 tysięcy nowo nawróconych na prawosławie, by powrócić do Kościoła katolickiego. Opór unitów w walce z carską przemocą o własne religijne przekonania, tradycje i obrządek, to jedna z najdramatyczniejszych ludowych epopei w środkowo+wschodniej Europie. Na Litwie i Rusi carat zniósł Unię w 1839 r., pomimo rozpaczliwego oporu ludności. Nawracano ludność krwawym terrorem i wywózką całych rodzin opornych. Trudno policzyć, jakie straty demograficzne na wschodnich ziemiach ponieśliśmy jako naród przez tę politykę wyznaniową caratu.

Równolegle do zniszczenia Unii padały ogniska kultury, podkreślmy: nie tylko kultury polskiej, ale po prostu kurczył się zasięg cywilizacji zachodniej. Już u schyłku XVIII wieku Akademia Mohylańska przekształciła się w uczelnię dla duchowieństwa prawosławnego. Uniwersytet w Wilnie, zatwierdzony bullą papieską w 1579 r. — najstarsza wyższa uczelnia w tej części Europy — w 1803 r. przemieniony został na Cesarski Uniwersytet Wileński. Po III-cim Rozbiorze Uniwersytet Wileński pomimo zmienionej nazwy, pozostaje nadal polskim ośrodkiem studiów wyższych i zdobywa sławę najlepszej uczelni krajów słowiańskich. Nie przeszkadza to jednak rosyjskim (,,białym") historykom, piszącym o historii Rosji, traktować Uniwersytetu Wileńskiego jako ich rosyjskiego. Prawdą godną podkreślenia jest natomiast fakt, że uczelnia ta po III-cim Rozbiorze stała się pierwszym uniwersytetem w granicach carskiego imperium. Dzięki światłym rządom Adama Czartoryskiego, uniwersytet mógł stać się w ciągu dwóch pierwszych dziesięcioleci XIX wieku najważniejszą polską placówką nauki i oświaty, pomimo iż znajdował się poza granicami Królestwa Kongresowego.(...)

Metodą wspólną dla wszystkich trzech zaborców były wysiłki, w pewnym stopniu udane, zaadoptowania do własnych usług najmożniejszych rodów, a umniejszania prawa całej pozostałej masy szlachty polskiej. Najradykalniej sprawę załatwiła Rosja. Już Katarzyna II specjal-nym dekretem podzieliła szlachtę polską na sześć kategorii, narzucając restrykcje na szlachtę wyznania rzymskokatolickiego. Umożliwiło to carom kreowanie nowej szlachty — urzędniczej, podzielonej według nomenklatury zbliżonej do rosyjskiej. Katarzyna również rozpoczęła deportacje rodzin szlacheckich z Polski w głąb Rosji już w dwa lata po I Rozbiorze. Pierwszymi ofiarami tej polityki byli konfederaci barscy. Obliczano te ofiary na 3 do 6 tysięcy. Wcielano ich do pułków kozackich. Karol Lubicz Chojecki, jeden (lub jedyny) szczęśliwy, któremu udało się zbiec i ,,idąc po gwiazdach" powrócić do Polski, podaje ich liczbę na 5.600. Pozostały po nich ślady w zachowanych czysto polskich szlacheckich nazwiskach w zruszczonych rodzinach rozsypanych na terenach zachodniej Syberii. Po upadku Powstania Kościuszkowskiego, Katarzyna II rozkazała [Ukaz z 7 IX 1794 r.) polskich jeńców, oraz nawet Polaków z wojska rosyjskiego przenieść do garnizonów w głębi imperium. Natychmiast po III Rozbiorze rozszerzyła ten rozkaz na „włóczących się" byłych wojskowych polskich. W rok później zaakceptowała plan rozbicia całej tzw. szlachty czynszowej, zależnej ekonomicznie od magnaterii. Był to projekt hr. Zubowa, który „zatroskany" o przyszłość tej warstwy uzależnionej od magnatów polskich, (którym ta drobna szlachta przestała być potrzebna jako masa wyborców) zaplanował dla niej przeniesienie nad południową granicę imperium, aby tam z tych ludzi znanych z bitności — dla celów obrony państwa — utworzyć klasę ,,nie tylko rolników, ale i wojskowych". Na szczęście te pierwsze masowe deporta-cje przerwało objęcie tronu przez Pawła I w 1797 r. Wówczas to delegacja szlachty guberni bracławskiej złożyła podczas jego koronacji, petycję do tronu, w której pisała: Ludzie obojej płci tak z poddaństwa, jako też nawet ze szlacheckiego urodzenia w znacznej tysiąców liczbie przez różne wojskowych komendy, a nawet i partykularne osoby, częścią podstępnymi sposobami, lecz najczęściej otwartą przemocą i siłą z tego kraju są zabrani i albo w głąb Rosji, albo najwięcej na stepy Besarabii przez partykularne osoby zaprowadzeni zostali...

Autorzy petycji prosili cara o powrót tych przesiedleńców. Później już, gdy dogasało Powstanie Listopadowe, car Mikołaj I, w październiku 1831 r. rozkazał przesiedlić na tzw. linię kaukaską lub do obwodu kaukaskiego — 5000 rodzin szlacheckich z guberni podolskiej, aby później ... osadników tych przeznaczyć do służby wojskowej. Za tymi pierwszymi tysiącami poszło wiele następnych. Policzyć wszystkich — nie sposób! (Najwięcej danych zebrał cytowany tu prof. Henryk Mościcki). Stawiających opór wcielano do ,,stanu Kozaków". Tym oczyszczeniem z elementu polskiego ziem przyłączonych do Rosji, kierował carski Komitet Zachodni. Wielkorządcy i gubernatorowie byli wyko-nawcami planów Komitetu. W 1831 r. tylko z Podola wysiedlono 1.200
rodzin szlacheckich. Opisujący gubernię podolską, oficer sztabowy Twieritinow kilkakrotnie wspomina o corocznym przesiedlaniu, czasem całych wsi do gubernii małą ludność posiadających. Nielepiej działo się na Litwie, gdzie z siedmiu tylko gubernii w latach 1832-1849, ,.według starannych obliczeń prof. Korzona", ekspatriowano około 54 tysiące ,,odnodworców", czyli najuboższą szlachtę osiadłą na małych kawałkach własnych lub czynszowych gruntów oraz tę, która utrzymywała się ze służby po większych dworach.

Najokrutniejszy okres niszczenia elementu polskiego na Litwie i Rusi nastąpił dopiero po 1863 r (...) Rozbijano w ten sposób przede wszystkim najuboższe grupy szlachty. Domagała się składania tych dowodów już Katarzyna II, ponowił je Paweł I; Aleksander I przedłużył pierwotny termin (11 1808 r.) na czas nieograniczony, ale Mikołaj I  znów polecał parokrotnie (w r. 1826, 1828, 1829, 1830) dokonania ścisłe) rewizji spisów szlacheckich... Ten proces niszczenia stanu szlacheckiego miał najostrzejsze formy na ziemiach zabranych, włączonych w organizm administracyjny imperium. Natomiast w Królestwie Kongresowym ciosem zasadniczym  wymierzonym w stan szlachecki, było dopiero ustanowienie urzędu Heroldii 1 stycznia 1836 r. (...)

„Zrezygnujmy więc z tego „gdybania" i zatrzymajmy się na przeglądzie strat obliczalnych. Nie mam nic nowego do dorzucenia do tego, co już dawno zostało obliczone przez wielu historyków powstania. Ale przypominając te dane, chciałbym pomóc współczesnemu czytelnikowi uświadomić sobie smutną prawdę, że jeszcze po 1832 r. Polska była dla Rosji ciągle tylko powaloną, ale żyjącej potęgą; carat wiedział, iż nawet na ziemiach włączonych do państwa moskiewskiego, depcze po żyjącej tkance polskiej kultury, tak trudnej do wchłonięcia, gdyż tak silnej i rażąco odmiennej. Po roku 1864 zaborca wiedział, że nareszcie złamał stos pacierzowy swego powalonego rywala i, że odtąd musi go już tylko systematycznie rusyfikować. Mógł więc sobie pozwolić na ter-ror, który był niemożliwy bez uprzedniego fizycznego zniszczenia infrastruktury polskiego życia narodowego. Na „ziemiach zabranych" udało mu się to w dużym stopniu. Popatrzmy więc przez chwilę na rosyjskie zyski z powstania oczyma Moskala. Bezcenne są w tej mierze urzędowe listy Michała Mikołajewicza hr. Murawiewa, zwanego przez swych współczesnych po prostu „Wieszatiel". Chociaż był wielkorządcą tylko „Kraju północno-zachodniego", czyli terenów b. Wielkiego Księstwa Litewskiego, jednakże opinie, sugestie i opisy posunięć tego wielkorządcy stanowią obraz całej polityki Moskwy w stosunku do pokonanego narodu polskiego, a tyle tylko różne od innych, że wyrażone z w pełni poufną szczerością barbarzyńcy.

Chociaż tylko na Litwie, Żmudzi i Białorusi represje rosyjskie przy-brały formę tak totalnego niszczenia polskości, niemniej jednak prof. Henryk Mościcki, który przed 60-ma laty listy „Wieszatiela" wybrał i ogłosił w przekładzie, miał rację pisząc, iż posiadają one symbolicz-ne niemal znaczenie w dziejach konfliktu polsko-rosyjskiego. A co najsmutniejsze dla nas, to fakt, iż za rządów Murawiewa i dzię-ki jego metodom, wykopana została na ziemiach Litwy i Białorusi przepaść pomiędzy Polakami i innymi grupami narodowościowymi, przesądzająca na przyszłość szanse Polski na tych ziemiach. To był trwały „zysk" rosyjski z polskiej matieży. Chociaż na tych listach opierało się wielu historyków w ostatnim półwieczu piszących o roku 1863, sądzę, iż warto podać tu garść fragmentów z tej korespondencji, które lepiej niż wszelki pośredni opis obrazują polski los w „Kraju północno-zachodnim". Zanim jeszcze powstanie upadło, 7 stycznia 1864 r., generał piechoty Murawiew przesłał: „Do Pana Ministra Dóbr Państwa" A. A. Zielenoja ...spis osób... uczestniczących w buncie... wraz z sugestiami, które przytoczę w skrócie:

1.   Postarać się, by jak najwięcej majątków przeszło w ręce Rosjan. Tylko tym sposobem można dopiąć tego, że osiądzie w kraju tu-tejszym znaczna ilość właścicieli pochodzenia rosyjskiego, którzy, tworząc w pewnych miejscowościach ścisłą masę, będą mieli możność przeciwdziałania występnym zamiarom obywateli polskich, aby oderwać od Rosji jej gubernie północnozachodnie.
2.   Z przesłanego Waszej Ekscelencji spisu osób, uczestniczących w buncie, raczy Pan zauważyć, że tylko bardzo nieznaczna ich część jest właścicielami samodzielnymi; większa zaś część są to dzieci przy rodzicach żyjących, a przeto nie korzystają z praw samodzielnych właścicieli. Okoliczności tej nie należy uważać za przypadkową: wglądając w system powstania, musimy zauważyć, że rodzice umyślnie zostawali w swoich majątkach, aby zaopatrywać bandy, w których były ich dzieci, w pieniądze, żywność i inne środki, licząc, że przytem unikną wszelkiej odpowiedzialności za czyny swoich dzieci...
(tu następuje rada, jak tych rodziców zmusić tylko do zamiany (majątków!  na pieniądze lub papiery wartościowe).
3.   Zmusić osoby, które zostały wysłane drogą administracyjną za szkodliwy wpływ na społeczeństwo do oddalonych gubernii wielkorosyjskich, aby sprzedały w ciągu roku majątki... Obywatele ci, którzy zwykle należeli do najbardziej wpływowych osób w gubernii, dopomagali buntowi, jeżeli nie otwarcie, to wszystkimi zależnymi od nich środkami materialnymi i moralnymi i ich obecność w kraju tutejszym będzie zawsze szkodliwa dla rządu i spokoju publicznego.
4.   Rozciągnąć przepisy o sprzedaży przymusowej także i na majątki, które nie podlegają konfiskacie, lecz które są pod sekwestrem...

W konkluzji zmuszony jestem dodać, że dopóki obywatele Polacy zostaną w liczbie obecnej, nie można będzie uważać kraju tutejszego za zupełnie uspokojony i wyzwolony z czynników buntu.

Narzekając na „uprzednie błędy rządu", które Rosję za drogo kosztują, dobry Rosjanin, Murawiew, już miesiąc później (1 lutego 1864 r.) przedstawiał temuż samemu ministrowi Zielenojowi swój pogląd historycznopolityczny na „Kraj zachodniopółnocny".
... czas postawić jasno pytanie, czy Rosja ma tutaj istnieć, czy nie. Wielu z naszych mężów stanu nie ma odwagi wypowiedzieć szczerze swego zdania i działa dwuznacznie, obawiając się utraty popularności europejskiej, zapominając o Rosji. Czas nam nareszcie opamiętać się i przekonać, że kraj tutejszy od wieków był rosyjski i takim winien zostać, że żywioł polski jest tu napływowy i powinien być ostatecznie i stanowczo zduszony; teraz pora jest odpowiednia, aby z nim skończyć, gdyż inaczej Rosja straci bezpowrotnie Kraj Zachodni i stanie się Moskowią tj. tym, do czego chcą doprowadzić Rosję Polacy i większa część Europy. Czyż można na to pozwolić? Ale, niestety, jest wielu Rosjan, którzy współczują Polakom, i dlatego takie są wahania w działalności rządu i niezgodność w systemach zarządu prowincji południowych i północnozachodnich.

Wychowany na początku XIX wieku ten urzędnik carski był już nauczony, że „kraj tutejszy od wieków był rosyjski..." Ale poza tym, co było wpływem rosyjskiej szkoły, widzimy, jakim elementem ludzkim posługiwał się carat w dobijaniu powalonego przeciwnika. Murawiew zdawał sobie sprawę z tego co robi, i bał się opinii publicznej nawet w Petersburgu. Toteż już na początku tłumienia powstania 23 kwietnia 1863 r. prosił swego zwierzchnika i powiernika w stolicy: „Póki ja się tu z nimi załatwiam, należy o tym w Petersburgu nie rozgłaszać". W następnym roku, 7 stycznia, komentował swe sankcje ekonomiczne:
Niektórym wydać się mogą pomienione środki uciążliwymi, przede wszystkiem myśleć jednak należy o Rosji i starać się, aby usunąć możliwość buntu w przyszłości: dlatego też nie można pozwolić na żadne pojednanie z żywiołem polskim, lecz trzeba go doprowadzić do tego stanu, żeby nie szkodził spokojowi i całości Rosji.

Murawiew rozprawiał się z polskością przede wszystkim przez uderzenie w drobną szlachtę, kler katolicki i stan urzędniczy. 7 marca 1864 r. pisał do ks. W. A. Dołgorukowa:

Obywatele zaś Polacy, szlachta tutejsza, księża, urzędnicy wyznania katolickiego i pozostała nieszlachta, prawie wszyscy, bez wyjątku, zawsze byli i będą jawnymi wrogami Rosji. Oni to przejęci tym uczuciem nieubłaganej nienawiści do nas i pragnieniem powszechnym swoich i wszystkich nieprzyjaciół naszych w Europie zachodniej, przez ciągłe knowania, na które pozwoliła słaba i błędna działalność naszego rządu, dążyli nieustannie do oderwania Kraju Zachodniego od Rosji, by odepchnąwszy nas do granic Azji, zrobić z nas, jak się wyrażają pogardliwie, dawną Moskowię lub Mongolię; gdyż wiedzą dobrze, że w razie utraty gubernii zachodnich, stracić będziemy musieli i stanowisko swoje w Europie.

Miał rację. Wyprzedzał w tym geopolitycznym myśleniu angielskiego prof. H. J. MacKindera. Murawiew bowiem zdawał sobie doskonale sprawę, że Rosja, odepchnięta od Bałtyku, straciłaby swą mocarstwowość. Ale, aby się na tych zachodnich nabytkach Moskwy utrzymać, trzeba zniszczyć starą infrastrukturę społecznopolityczną ,,Kraju ZachodnioPółnocnego". W tym celu, w tym samym liście do ks. Dołgorukowa doradzał, iż:

...ze względu na sam pożytek państwa, konieczne jest spowodowanie rozłamu pomiędzy tą ludnością a innymi, wrogimi rządowi stanami, a zwłaszcza obywatelami ziemskimi pochodzenia polskiego. Powinniśmy bez wahania iść tą drogą, nie zważając na żadne protesty, i osadzać tu narodowość rosyjska przez zupełne zduszenie żywiołu polskiego. Wszelki inny system postępowania będzie dla nas zgubny i doprowadzi do tego, że przyjdzie chwila, kiedy będziemy musieli kraj ten stracić.

Murawiew nie zaniedbał także i nowocześniejszych metod podsycania w tłumie rosyjskim nienawiści do polskich buntowszczyków. 25 marca 1864 r. wysłał do Zielenoja „kilkanaście rysunków przedstawiających powstanie polskie". Były to zapewne karykatury ośmieszające polskie męczeństwo. Pisał o nich:

...Każę je w kilkuset egzemplarzach litografować dla publiczności rosyjskiej i dla tutejszych Polaków. Posyłam też te i inne podobne rysunki do Moskwy, aby z nich zrobić obrazki popularne dla ludu; trzeba wszędzie hańbić Polaków i ich głupie powstanie.

W grudniu 1864 r., Murawiew mógł już odsapnąć. Informował Zielenoja (22 XII), że nie sądzi: „żeby żywioł polski mógł się tu prędko podnieść". Tym „szlachetnym" felietonistom polskim, którzy (często przybierając togę historyków) — szerzenie się kultury polskiej na wschodzie i naturalny proces przesuwania się elementu polskiego na tereny słabiej zaludnione, otwarte dla wszelkiego rodzaju „pionierów", nazywają polskim „imperializmem", polską „kolonizacją", stawiając tym samym działania dawnej Rzeczypospolitej na równi z polityką rosyjską i pruską — chciałbym przypomnieć, jak wyglądała autentyczna kolonizacja imperialna. Oto, w tymże samym liście Murawiew donosił jak „pomyślnie" posuwa się sprawa przywrócenia narodowości rosyjskiej i prawosławia.

Wszędzie się tu teraz budują cerkwie, szkoły rosyjskie i osiedla się Rosjan. Wszędzie słychać, nawet na targu, język rosyjski; lud zrozumiał zupełnie, że jest rosyjski i że całą swą przyszłą pomyślność, tak szybko już teraz rosnącą, zawdzięcza Cesarzowi rosyjskiemu, który wybawił go od ciężkiego jarzma panów polskich. Sprawa rusyfikacji kraju tak szybko się posuwa i przeciwdziałanie propagandy polskiej tak ucichło, że ja sam się tego nie spodziewałem, trzeba tylko trzymać się przyjętego systemu, a bez wątpienia za lat kilkanaście w kraju tym zasiądzie mocno narodowość rosyjska, bez tego zaśnie można uważać tych gubernii za rosyjskie i panowania naszego za trwałe. ...Po zniesieniu w kraju tutejszym przeszło 20 klasztorów, duchowieństwo rzymskie znacznie na mocy straciło, a lud stracił do niego zaufanie. Wielu sami proszą o przejście na prawosławie, w samym Wilnie przeszło z katolicyzmu do 200 osób ludzi różnego stanu, w powiatach zaś wszystkich sześciu gubernii przeszło więcej niż 2500 dusz; ruch ten ciągle się zwiększa, na granicy Kurlandii niektórzy katolicy przechodzą nawet na luteranizm, tak nienawistni stali się dla nich księża.

Wiedział również „Wieszatiel", że nie dość jest fizycznie pokonać Polaków. 25 grudnia ostrzegał: „Powinny działać wszystkie połączone siły rosyjskie, aby ten kraj przyłączyć na zawsze do Rosji, nie tylko orężem, ale i przez zlanie moralne".
Powołując się na błędy poprzednich rządów w postępowaniu z Polakami, w których ręku była cała władza administracyjna kraju, dowodził (w liście urzędowym do ministra spraw wewnętrznych P. A. Wałujewa, z 22 stycznia 1864), iż wynikały one:

... ze zbytniego zaufania do obłudnych oznak przywiązania do Rządu ze strony  t u b y l c ó w .  (podkr. — A. G.), którym powierzone były wszystkie gałęzie zarządu w kraju, i kierując się wskazówkami doświadczenia, okupionego krwią i ciężkiemi ofiarami ze strony Rosji, uznałem za konieczne, aby zapewnić na przyszłość spokój w kraju, zastosować środek stopniowego zastępowania urzędników krajowych pochodzenia polskiego przez rodowitych Rosjan, będąc stanowczo przekonany, że rząd nie może, ani teraz ani w przyszłości, nigdy liczyć na wierność i przywiązanie urzędników krajowców i że dopóki we wszystkich warstwach administracji miejscowej nie będzie osadzony żywioł rosyjski, dopóty panowanie rosyjskie w tym kraju nie stanie na trwałym fundamencie.

Jako sprawny urzędnik okupacyjny, Murawiew wiedział, że należy się w podbitym kraju rozprawić przede wszystkim z wpływami elity społecznej. Pouczającym jest dla nas, jak ten prawowierny Rosjanin widział rewolucyjne przygotowywania społeczeństwa polskiego.

Obszernie przedstawił swe obserwacje w „Sprawozdaniu hr. M. N. Murawiewa z zarządu 'Krajem PółnocnoZachodnim' od 1 maja 1863 do 17 kwietnia 1865". Powstanie, które nazywa buntem, było groźne ,,...nie wskutek liczebności band uzbrojonych, ale wskutek siły i tajemniczości organizacji rewolucyjnej, która pokryła swą siecią cały kraj..." A najgroźniejszym w swej działalności był kler katolicki:

.. .Duchowieństwo rzymskokatolickie, rozpłomieniając z początku namiętności tłumu i współdziałając tajnie z buntem, poważyło się na koniec stanąć otwarcie na czele powstania; klasztory rzymskokatolickie, pod osłoną niedostępności dla kontroli świeckiej, stały się ogniskami organizacji i propagandy rewolucyjnej.

Podobnie groźna dla samodzierżawia była aktywność oświatowa i gospodarcza osób świeckich, które zakładały:

Po miastach całego kraju rewolucyjne biblioteki publiczne w celu jednoczenia młodzieży i rozpowszechniania wśród niej spisku przeciwko rządowi, przeciwko któremu też rozpowszechniano wszędzie buntownicze odezwy i broszury. Pod pretekstem zjazdów gospodarczych w celu uregulowania bytu włościan, zawiązywano we wszystkich powiatach spiski przeciwko prawowitej władzy W.CM. (Waszej Cesarskiej Mości) i obierano jawnych i tajnych delegatów dla dozoru nad działalnością rządu... ...Język polski, wprowadzony urzędowo do szkół, i propaganda polska, dopuszczona w zakładach naukowych średnich i niższych, rozpłomieniały młodzież przeciwko rządowi, a przyzwyczajając lud do pojęcia, że cały ten kraj nie jest rosyjski, lecz polski, obywatele Polscy, starając się zbliżyć do ludu, otwierali... polskie szkoły w olbrzymiej ilości, zaś partia rewolucyjna rozpowszechniała między ludem antyrządowe broszury i proklamacje. W języku polskim wydawano dokumenty urzędowe i prowadzono nawet oficjalną korespondencję. Tak np. duchowieństwo rzymskokatolickie zaczęło w 1860 r. wydawać metryki i prowadzić korespondencję, wbrew prawu, po polsku; nawet Rzymskokatolickie Kolegium w Petersburgu, na moje żądanie zaledwie niedawno przerwało swe stosunki z duchowieństwem Kraju północnozachodniego w języku polskim.

Ubolewał też Murawiew nad losem prawosławia, które nie wytrzymywało konkurencji z katolicyzmem, i cierpiało nędzę, podczas gdy kler rzymskokatolicki

„podążał do wytkniętego celu spolszczenia kraju: samowolnie, wbrew prawu, budował kościoły i przygotowywał bunt...".

A wśród świeckiej społeczności polskiej „całą duszą oddanymi rewolucji" byli: ,,drobni urzędnicy — Polacy, drobna szlachta i ludność miejska..." Nic więc dziwnego, że te „Gimnazja i szkoły powiatowe dostarczały bandom żywej siły, z wymienionych bowiem zakładów rozwlekło się po lasach i przylgnęło do buntu przeszło 2.000 uczniów".
Po długiej analizie przyczyn i organizacji „buntu", Murawiew wygłasza swoją dewizę, jakże bardzo przypominającą cytowaną gdzie indziej wypowiedź Katarzyny II.

...Czas już wielki, by Rosja i wszyscy Rosjanie przekonali się, że z polskością nie można i nie należy czynić zgody, gdyż rokosz powinien zniknąć bezwzględnie; zgody z nią być nie może; ludzkość i ustępstwa są w tym wypadku zbrodnią wobec Rosji.

Postępując zgodnie ze swymi przekonaniami, Murawiew sprowadził .....przeszło 3.000 rosyjskich urzędników, nauczycieli i seminarzystów..." Równocześnie przypominał, że „większość urzędników polskich poszła do buntu, lub była ujęta za wzięcie w nim udziału..."

To „Sprawozdanie" liczące 30 stron druku stanowi dokument, którego nie może pominąć ktokolwiek chce uczciwie zastanowić się nad rosyjskim Drang nach Westen. Przedstawia ono ten głęboko urazowy stosunek carskiego urzędnika do wszystkiego co polskie i katolickie. W tym sprawozdaniu pisanym dla samego cara, na ostatniej stronie, Murawiew sugeruje, aby stan wojenny utrzymać długo i uzasadnia swoją sugestię:

Kraj Zachodni i Polska — to wieczne gniazdo spisków i krzywoprzysięstwa — nie mogą być stawiane w jednym szeregu z rosyjskimi wiernopoddanymi W.CM. Ściąganie sum kontrybucyjnych z obywateli polskich powinno trwać ciągle; glosy o tym, że kontrybucje zrujnowały kraj, są kłamstwem i naumyślnie są wymyślone przez Polaków...
Tak było na Litwie. Równocześnie w Królestwie, które już po Powstaniu Listopadowym utraciło prawa państwa konstytucyjnego (Konstytucję zastąpiono 24 II 1832 r. Statutem Organicznym), prześladowania trwały dłużej i miały niewiele mniej okrutny charakter. Jenerał Policmajster Triepow musiał się liczyć jednak z administracyjną odrębnością Królestwa pod władzą carskiego brata — namiestnika. Ale przede wszystkim musiano brać pod uwagę geografię. Litwa nie miała granic z innymi mocarstwami europejskimi, natomiast z Królestwa znacznie łatwiej rozchodziły się do innych stolic informacje o rosyjskich okrucieństwach. Nawet dyktatura wojskowa udzielona przez cara gen. Teodorowi Bergowi dla stłumienia powstania (Berg zastąpił cesarskiego brata ks. Konstantego, namiestnika, który został odwołany do Petersburga jako zbyt łagodny), nie mogła prześcignąć barbarzyństwa „Wieszatiela".

Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak  Przemyśl 2012