STRONA GŁÓWNA

Zbrodnia SS Galizien w Chodaczkowie Wielkim 

16.04.1944

/k. Tarnopola/

 

Chodaczków Wielki, wieś sołecka, siedziba parafii i gminy.

W 1921 r. wieś miała 500 zagród i 2949 mieszkańców, w tym: 2492 Polaków, 417 Rusinów i 40 Żydów. W 1931 r. liczba zagród wzrosła do 576, a mieszkańców do 3022 osób.

W styczniu, lutym i marcu 1944 r. kilka razy bojówkarze UPA próbowali dokonać we wsi masakry ludności polskiej .
Jednak miejscowa samoobrona, dysponująca pewną ilością broni palnej, skutecznie odpierała ataki banderowców. Po ustaleniu poniesionych strat, UPA wycofała się z dalszego prowadzenia ataku.

W kwietniu 1944 r. oddział żołnierzy ukraińskiej Dywizji SS-Galizien napadł na Chodaczków Wielki. Wszystko wskazuje na to, że ta akcja została uzgodniona z terenowymi władzami OUN i UPA. Napastnicy podpalali domy i budynki gospodarcze, wrzucali do budynków i piwnic granaty, strzelali do uciekających. Starców, kobiety i dzieci wrzucano żywcem do palących się budynków lub też nie pozwalano z nich wychodzić. Ocalał tylko kościół i plebania oraz budynki, które były w pobliżu zabudowań Ukraińców. Została spalona większość budynków przy ulicach: Dremewce, Długiej, Mazurówce, Odetrokiej. Tarnopolskiej i Zacerkiew. Rzeź trwałaby prawdopodobnie dłużej, gdyby nie przybył niemiecki żołnierz z rozkazem przerwania pacyfikacji. Ocalała ludność, pogrzebała pomordowanych rodaków, na placu w pobliżu kościoła, w zbiorowej mogile. Do grobu złożono zwłoki 862 osób. Na mogile postawiono krzyż. W latach 60-tych władze radzieckie usunęły krzyż, a w to miejsce postawiły mały stożkowy obelisk z czerwoną gwiazdą, ale już bez napisu, że tu „spoczywają Polacy pomordowani przez żołnierzy ukraińskiej 14 ochotniczej dywizji SS-Galizien".

/Obecnie na mogile znajduje się  tablica DEZinformacyjna z napisem:  W tym miejscu pochowano co najmniej 300   ludzi rozstrzelanych przez przez niemiecko- faszystowskich  okupantów w 1944 roku. Wieczna im chwała. Tekst ani słowem nie wspomina  kim były ofiary (POLACY) ani kim byli bezpośredni oprawcy (UKRAIŃCY)  oraz w jakich okolicznościach i z jakiego powodu ginęłi mieszkańcy (tylko dlatego, że byli POLAKAMI) - dopisek P.J./


W tym czasie zginęli m.in.:

1. Bernacki Józef, lat 37,   
2. Dereń Mieczysław, lat 62,                        
3. Dereń Tomasz,                                         
4. Dereń Maria, lat 38,                                 
5. Dereń ... syn Marii, lat 9,                           
6. Dereń ... syn Marii, lat 11,                         
7. Dereń Feliks,
8. Dereń Maria, żona Feliksa,
9. Dereń Waleria, c. Feliksa i Marii, lat 10,
10. Dereń Aniela,
11. Domaradzka Tekla,
12. Domaradzki Ignacy, lat 46,
13. Domaradzki Jan, s. Nikodema,
14. Domaradzki Jan, s. Władysława, lat 30,
15.  Dziedzic Tadeusz, właściciel młyna w Chodaczkowie Wielkim,

16. Grabowska Rozalia, lat 50,
17. Kinal Maria, lat 62,
18. Kinal Jan, lat 50,
19. Kloc Józef ze wsi Rosochacieć,
20. Kloc Stanisław, lat 65,
21. Kloc Franciszek, lat 15,
22. Kudła Stanisław,
23. Kudła Jan, lat 28,
24. Łogocki Szczepan, lat 62,
25. Macyszyn Maria, lat 40,
26. Macyszyn Mieczysław, lat 20,
27. Macyszyn Jan. lat 10, syn Marii,
28. Mikołajczak Antoni,
29. Mokrzycki Michał,
30. Malawski Józef,
31. Pachołek Tomasz,
32. Różowski Antoni, ojciec Józefa, 
33-34. Różowski/a ... dzieci Józefa,
35. Różowski Józef, syn Antoniego,
36. Ruda Katarzyna,
37. Szott Agata, lat 70,
38. Szott Joanna, lat 20,
39. Winnik Jan. lat 30,
40. Winnik Ignacy,
41. Winnik Rozalia, lat 35,
42. Winnik Stanisława, lat 13, c. Rozalii,
43. Winnik Jan, lat 11, syn Rozalii,
44. Winnik Jan, lat 65, teść Rozalii,
45. Zajączkowski Józef, lat 42, 
46-862. N.N.

W nocy 12 listopada 1944 r. banderowska bojówka napadła na plebanię z zamiarem zamordowania miejscowego ks. proboszcza Szczepana Chabło. W ostatniej chwili udało się księdzu ukryć i dzięki temu ocalał. Napastnicy, nie mogąc go znaleźć, zamordowali:

863. Chabło Piotr, brat księdza,                 
864. Chabło Rozalia, siostra księdza.

W styczniu 1945 r. został przez banderowców uprowadzony i zaginął bez wieści kolejny Polak - mieszkaniec wsi:
865. N.N.

Na cmentarzu rzymskokatolickim w Gajkowie k. Wrocławia znajduje się na symbolicznej mogile ofiar ludobójstwa krzyż postawiony przez ocalałych z pogromu byłych mieszkańców wsi Chodaczków oraz ich rodziny. U dołu krzyża w niszy jest złożona urna z poświęconą ziemią zabraną ze zbiorowej mogiły podczas pielgrzymki ocalałych Polaków i ich rodzin w dniu 12 czerwca 1991 r. w Chodaczkowie Wielkim.

Zródło: Henryk Komański, Szczepan Siekierka
"Ludobójstwo dokonane przez nacjonalizstów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946"

Wrocław 2004, str 362-363.

* * *

Dr Aleksander Korman dokonał pewnego bilansu wstępnego miejscowości i zbrodni popełnionych przez żołnierzy dywizji SS „Galizien" lub przez specjalne jej pułki wydzielone do pacyfikowania wsi polskich. Dr Korman, na postawie konspiracyjnych sprawozdań, meldunków, raportów Wydziału Informacji Okręgowej Delegatury Rządu RP we Lwowie, Wydziału Bezpieczeństwa oraz zebranych relacji świadków zdołał ustalić około 40 miejscowości spacyfikowane przez „dywizyjników". Ten przykry dla Polaków „bilans" otwiera wieś Chodaczków Wielki w Tarnopolskiem, a rzecz miała miejsce 16 kwietnia 1944 i tak została zanotowana przez Tomasza Szotta:

Trwały już wówczas walki wojsk sowieckich o zdobycie oblężonego Tarnopola, którego hitlerowcy zaciekle bronili, przekształcając miasto w „Festung Tarnopol" - twierdzę Tarnopol. Oblężonej niemieckiej załodze ruszyła rzekomo z odsieczą ukraińska dywizja SS-Galizien, od strony Brzeżan przemieściła się nad rzekę Strypę, a następnie przez miejscowości Horodyszcze i Dynów przybyła do Chodaczkowa Wielkiego, odległego zaledwie kilkanaście kilometrów od Tarnopola. Woleli ukraińscy esesmani walczyć z bezbronną ludnością polską aniżeli z wojskami sowieckimi. Byli nawet do tego specjalnie przygotowani mając na hełmach żółte zwisające frędzle do poziomu ust, zakrywające i maskujące w ten sposób twarze, możliwe do rozpoznania. Rozpętali istne piekło. Nacierali systematycznie na bezbronną ludność, ulica za ulicą, podpalając po kolei domy mieszkalne i zagrody, a do wybiegających z płomieni i ratujących się ucieczką strzelano fosforowymi, zapalającymi się pociskami, w pierwszej kolejności do mężczyzn. Starców i dzieci wrzucano w ogień, do płonących domów[...] Wreszcie usłyszeli ukraińscy esesmani rozkaz oficera niemieckiego: Nicht schissen! Nicht Feuer machen! - Nie strzelać! Zaprzestać wzniecania ognia! [...] Łączna strata ludności polskiej wyniosła 862 osoby.


Zródło: Edward Prus  "Rycerze żelaznej ostrogi" ,Wrocław 2000, str 207-208.

* * *

CHODACZKÓW WIELKI, powiat Tarnopol. 16 kwietnia 1944 roku  oddziały SS-Galizien , które zdążały z odsieczą niemieckiej załodze oblężonej przez wojska radzieckie w twierdzy Tarnopol,  przybyły do Chodaczkowa Wielkiego. Ukraińscy SS-mani rozpoczęli systematyczne palenie i niszczenie zabudowań oraz mordowanie mieszkańców wsi. Byli oni nawet do tego specjalnie przygotowani , gdyż mieli na hełmach żółte frędzle zwisające do poziomu ust, co uniemożliwiało rozpoznanie ich twarzy. Do uciekających ludzi, w pierwszej kolejności do mężczyzn strzelali zapalającymi pociskami fosforowymi, zaś dzieci i starców wrzucali w ogień do płonących domów. W sumie łączna strata polskiej ludności wyniosła 862 osoby. Ocalała ludność pogrzebała pomordowanych rodaków na placu przy kościele rzymsko-katolickim w Chodaczkowie Wielkim we wspólnej mogile o szerokości 2 m i długości 30 m, układając zwłoki warstwami.

 Zródło: Aleksander Korman  "Nieukarane zbrodnie SS-Galizien z lat 1943-1945" - Londyn 1989. 

* * *

RELACJE ŚWIADKÓW

Janina Micygała, Janina Pachołek, Stanisław Smolar, Maria Szmaja - Chodaczków Wielki (16.04.1944 r.)

Byliśmy świadkami.
Od stycznia - marca 1944 roku banderowskie bandy kilkakrotnie próbowały dokonać napadu na wieś. Miejscowa samoobrona skutecznie odpierała ataki band, które po wstępach rozpoznaniach, w obawie przed własnymi stratami wycofywały się.
16 kwietnia 1944 roku wycofujący się oddział ukraiński z 14 ochotniczej dywizji SS „Galizien", dokonał masakry Polaków. Poszlaki wskazują, że akcja ta została uzgodniona z terenowymi władzami OUN i UPA. Napastnicy podpalili domy i zabudowania gospodarcze, wrzucili do budynków i piwnic granaty, do uciekających strzelali. Starców, kobiety i dzieci wrzucano żywcem do palących się zabudowań lub też z nich nie wypuszczano. Spaleniu uległa ponad połowa polskich budynków. Ocalał kościół, plebania oraz budynki w osiedlach, w których obok mieszkali Ukraińcy. Spalono żywcem znaczną cześć mieszkańców oraz większość zagród przy ulicach: Dremewce, Długiej, Mazurówce, Odetrokiej, Tarnopolskiej i Zacerkiew. Rzeź i palenie trwałyby prawdopodobnie do całkowitego zniszczenia Chodaczkowa, gdyby nie przybył żołnierz niemiecki z rozkazem przerwania pacyfikacji. Kiedy ukraińscy esesmani usłyszeli rozkaz niemieckiego oficera SS, wtedy przerwali rzeź. Stąd też ocalały częściowo ulice: Ruska, Cygańska, Zagrody i Zakłąb. Po odejściu morderców, ocalała ludność pogrzebała pomordowanych rodaków w zbiorowej mogile na placu przy kościele. Do tego grobu złożono zwłoki 832 osób w różnym wieku, w większości kobiet i dzieci. Na mogile postawiono krzyż. W latach 60-tych już go nie było. Stanął tam mały stożkowaty obelisk z desek z czerwoną gwiazdą, bez napisu: „spoczywają tu Polacy zamordowani przez ukraińskich żołnierzy z 14 ochotniczej dywizji SS Galizien". 12 listopada 1945 roku w nocy, banderowcy dokonali napadu na plebanię z zamiarem zamordowania księdza Szczepana Chabło. Zdołał się on w ostatniej chwili ukryć i ocalał. Napastnicy zamordowali: brata i siostrę księdza.

                                                Gajków 1997 r., Janina Micygała, Janina Pachołek, Stanisław Smolar, Maria Szmaja


Ks. Szczepan Chabło - Chodaczków Wielki (12.11.1944 r.)

Byłem świadkiem.
Był napad na plebanię. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem ludzi z bronią. Pojąłem, że to banda i napad. Od razu uciekliśmy z bratem na strych. Kiedy się włamali ciężko ranili postrzałem mego brata Piotra. Upadł ze schodów na kamień posadzki. Był na pół przytomny. Opowiadał później chłopak służący, że jeszcze żył po upadku, miał otwarte oczy. Dobili  go strzałem w głowę. Byli na strychu, szukali mnie. Uratowało mnie to, że wdrapałem się na osobny mały stryszek nad pokoikiem, znajdującym się na strychu. Nie wpadło im na myśl, że mogłem się tam ukryć. Dzięki temu dziś żyję. Moje siostry złapali w budynku. Pomagały im ładować na wóz zrabowane rzeczy, pomogły im nawet zaprząc moje konie, które zabrali z wozem. Najmłodsza siostra - Paulina uciekła, starszą Rozalię zabili trzema strzałami. Ludzie wiedzą kim byli sprawcy napadu. To Ukraińcy z Horodyszcza, sąsiedniej wsi razem z miejscowymi. Z odzieży, pozostało tylko tyle, co na mnie. W całym napadzie chodziło o zamordowanie mnie. Rabunek był przy okazji. Pogrzeb bliskich odbyłem w wielkim pośpiechu. Życzliwy mi człowiek pomógł wykonać dwie trumny z nieheblowanych desek. Odprawiłem za brata i siostrę cichą Mszę świętą i ciała ofiar zostały złożone w mogile na cmentarzu. Glos trąby anielskiej zbudzi ich na zmartwychwstanie, aby oskarżyć zbrodniarzy przed sądem sprawiedliwego Boga.

Zginęli: Piotr Chabło, Rozalia Chabło.

                                                                                                                    Ks. Szczepan Chabło


Zródło: Henryk Komański, Szczepan Siekierka
"Ludobójstwo dokonane przez nacjonalizstów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939-1946"

Wrocław 2004, str 831-832.


* * *

 Ks. Szczepan Chabło
 (1891-1948)

Święcenia kapłańskie w 1918 r. we Lwowie, 1919-45 administrator par. Chodaczków Wielki - dek. Tarnopol.
W 1945 r. wyjechał na Dolny Śląsk: 1946-48 proboszcz par. Gajków. Zm. 20 III 1948 r. w Głuchołazach k. Nysy, pogrzebany w Gajkowie.


Z niektórymi z wydarzeń, zapisywanymi na bieżąco w moich notatkach łączy się żywe uczucie i kiedy przyjdą na pamięć stają się tak bliskie i żywe, jakby dokonały się dzisiaj. Jeden z takich żywych epizodów powiązany jest z osobą ks. Szczepana Chabły. W moich notatkach zapisany jest pod datą 12 XI 1945 r. Ks. Chabło był proboszczem w parafii Chodaczków Wielki. Była to duża wieś w pobliżu Tarnopola. Ludność tej wsi była w 90 procentach polska. Stosunki narodowościowe w zasadzie układały się dobrze. W latach przedwojennych nie było jakichś większych tarć. One zaczęły się i rozogniły dopiero w czasach wojennych, kiedy w całej Małopolsce wrogość Ukraińców do Polaków szeroko podsycana przez Niemców wybuchła z niebywałą gwałtownością i znalazła swój tragiczny wyraz w rzeziach Polaków.  Ks. Chabło związany był z Chodaczkowem Wielkim od urodzenia. Tam przyszedł na świat, tam uczęszczał do podstawowej szkoły, tam miał rodziców, rodzeństwo i przyjaciół. Wreszcie został proboszczem w swojej rodzinnej miejscowości. Był człowiekiem z gruntu dobrym o łagodnym charakterze, był zrównoważony i spokojny. U parafian miał wielki szacunek, szanowali go też i Ukraińcy, z którymi nigdy nie miał żadnych zadrażnień. Dobry układ z ludnością ukraińską trwał nawet przez wszystkie lata wojny. Ks. Chabło uważał, że jest w Chodaczkowie Wielkim bezpieczny i nie sądził, aby kiedykolwiek spotkała go jakaś krzywda ze strony Ukraińców. Oni nawet nieraz zapewniali go, kiedy dochodziły wieści o mordowaniu Polaków i polskich księży, że to jest w Chodaczkowie niemożliwe: „Niech się ksiądz proboszcz niczego nie obawia i niech nigdy nie myśli o jakimś wyjeżdżaniu z Chodaczkowa". Ks. Chabło był więc bardzo spokojny. Miał u księży dekanalnych wielki mir. Był lubiany, nawet więcej - kochany. Z księżmi miał liczne kontakty, chętnie pomagał w pracy po sąsiedzku. Dla mnie osobiście ks. Chabło był człowiekiem bliskim, lubiłem go i każde z nim spotkanie było dla mnie radosne i miłe. Namówiłem nawet ks. proboszcza Wałęgę, by go do nas zaprosił z kazaniami pasyjnymi na Wielki Post. Kazania te były bardzo udane i podobały się ludziom.

Aż przyszedł tragiczny dzień, a raczej tragiczna noc 12 X1 1945 r. Już rano doszła do nas straszna wiadomość, że w Chodaczkowie Wielkim był napad na plebanię. Nie dowierzaliśmy tej wiadomości. Sądziliśmy, że to komuś się coś pokręciło, bo te potworne wydarzenia wciąż działy się w całej okolicy. A jednak tak było. Był napad na ks. Chabło. Szczęściem nie został zamordowany, ale niewiele brakowało, by się tak stało. Przed południem stawił się u nas sam ks. proboszcz. Był szary jak ziemia, postarzał się o kilka lat, trzęsły się mu ręce, z całej postaci przebijało przerażenie, które usiłował przykryć siłą swej woli.
- Co się stało, księże proboszczu? - Był napad na plebanię. Słyszymy pukanie do drzwi. Sądziłem, że ktoś idzie. Wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem kupę ludzi z bronią. Pojąłem - to banda i napad. Od razu uciekamy z bratem na strych. Już się włamali. Już są w środku. Ciężko ranią postrzałem brata. Pada ze schodów na kamień posadzki. Jest na pół przytomny. Opowiadał później chłopak służący, że jeszcze żył po tym upadku, gdyż miał otwarte oczy i wodził nimi. Chłopak poradził mu, by zamknął oczy, co też uczynił. Dobili go strzałem w głowę. -Na strychu byli?
-  Byli, szukali za mną. Uratowało mnie to, że wdrapałem się na osobny mały stryszek nad pokoikiem, znajdującym się na strychu. Nie wpadło im na myśl, że mogłem się tam ukryć. Dzięki temu dziś jeszcze żyję.
- A siostry? - Złapali je w budynku. Pomagały im w ładowaniu na wóz zrabowanych rzeczy, pomogły im nawet zaprząc moje konie.
-I konie zabrali? - Tak, z wozem. Jedna siostra uciekła, drugą zabili trzema strzałami. Ot i koniec sprawy. Już ludzie u mnie nawet wiedzą kim byli sprawcy napadu. To Ukraińcy z Horodyszcza przy współpracy z miejscowymi. - Zostało coś księdzu z odzieży? - Tyle, co na mnie. W całym napadzie chodziło o zamordowanie mnie. Przy okazji był rabunek.

Zamordowanych pogrzebano w Chodaczkowie Wielkim. Pogrzeb odbył się w wielkim pośpiechu. Ks. Chabło przy pomocy jakiegoś człowieka zrobił dwie trumny z nieheblowanych desek, odprawił za brata i siostrę cichą Mszę Św. i ciała ofiar złożono w dużej mogile na cmentarzu. Głos trąby anielskiej zbudzi ich na zmartwychwstanie, aby oskarżyć zbrodniarzy przed sądem sprawiedliwego Boga. Ks. proboszcz Chabło przeniósł się do Tarnopola z siostrą, której udało się uciec od śmierci. Podziwiałem jego męstwo w znoszeniu tragedii. Wyjechał na Zachód pierwszym transportem po zbrodni. Stanął do pracy w diecezji wrocławskiej. Był wzorem kapłana. Odszedł do Boga 20 III 1948 r. Wspominam go nieraz, zawsze ciepło i serdecznie. Zawsze z jakimś bólem, który w dniu zbrodni zakodował się w mym sercu i od czasu do czasu dochodzi do głosu.



Zródło: Ks Józef Anczarski 
"Kronikarskie zapisy z lat cierpień i grozy w Małopolsce Wschodniej 1939-1946"
Lwów-Kraków 1998, str 435-437.


* * *

Zdjęcia z Chodaczkowa Wielkiego i ich opisy zamieszczone dzięki uprzejmości Pana  Janusza Horoszkiewicza.
Serdecznie dziękuję za ich udostępnienie.

 

Chodaczków Wielki -  zbiorowa mogiła pomordowanych Polaków znajdująca się na placu koło ruin polskiego kościoła rzymsko-katolickiego. Do grobu złożono zwłoki 862 osób.

Tablica DEZinformacyjna na mogile pomordowanych Polaków z napisem:
W tym miejscu pochowano co najmniej 300   ludzi rozstrzelanych przez przez niemiecko- faszystowskich
okupantów w 1944 roku. Wieczna im chwała.
                Tekst ani słowem nie wspomina  kim były ofiary (POLACY) ani kim byli bezpośredni oprawcy (UKRAIŃCY)                                  oraz w jakich okolicznościach i z jakiego powodu ginęłi mieszkańcy (tylko dlatego, że byli POLAKAMI)

* * *

Na zdjęciach poniżej ruiny polskiego kościoła rzymsko-katolickiego w Chodaczkowie Wielkim.

* * *


Zdjęcie z roku 2007. Na zdjęciu Pan Janusz Horoszkiewicz  ze swoimi synami oraz polską staruszką wtedy mającą  92 lata /niestety nie znam jej nazwiska/  i  z  Jej młodszą siostrą. Obie  uratowały się ze zbrodni  na Polakach  w Chodaczkowie Wielkim w 1944 r. Polkę i jej siostrę uratował  wtedy mąż Ukrainiec. Za nimi  w tyle figurka św. Józefa którą siostry zabrały z kościoła jak zakładano w nim bazę remontową dla traktorów, figurkę przechowywała w wielkiej nabożności i mówiła że chce oddać do kościoła w Tarnopolu. Wnuk tej starszej Pani, powiedział że babcia " czeka że Polska tu wróci". Zmarła dwa lata po zrobieniu zdjęcia tj. ok. 2009 r.  Opisywała Panu Januszowi jak wyglądał pochówek zamordowanych i jak żyli po wojnie. . Obraz MB Częstochowskiej z polskiego kościoła  znajduje się w miejscowej cerkwi. Obok na zdjęciu stoi także  córka diaka  miejscowej cerkwi.

Figura św. Józefa pochodząca z polskiego kościoła rzymsko-katolickiego w Chodaczkowie Wielkim. Obie siostry zabrały Ją do domu i nabożnie przechowywały mimo że Ich dom był niewielki i skromny to figura zajmowała honorowe miejsce w pokoju. Mieszkały te Polki za cerkwią kawałek po prawej stronie drogi.  W kościele umieszczono  siedzibę brygadę remontową traktorów, wszystko można było zabrać do domu i ludzie brali. Kiedy wybudowali warsztat przy kołchozie, kościół stał pusty, wtedy zaczęto rozbierać konstrukcję dachu na materiał..

 Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2014