STRONA GŁÓWNA

Mychajło Hruszewski

prof. Edward Prus 

„Hulajpole – burzliwe dzieje kresów ukrainnych” - 2003 r.

/fragmenty/


Ugoda polsko-rusińska zaczynała dawać pierwsze dobre owoce, ale krótko. Bardzo szybko po obu stronach objawiły się tendencje zmierzające do jej zerwania. Choć Michael Yaremko nazywa „Nową Erę” kolejną polską intrygą, to jej rezultaty były dla Rusinów halickich odczuwalne. Na Uniwersytecie Lwowskim otwarto katedrę historii Ukrainy, którą objął uczeń Antonowicza Mychajło Hruszewski.

Jego przyjazd do Lwowa w 1894 r. i działalność – tak naukowa jak społeczna – otwarły prawdziwą „nową erę” w dziejach ukraińskiego narodu. Nie bez znaczenia były też uzyskane przez Ukraińców koncesje: dwa nowe gimnazja, zgoda na otwarcie towarzystwa ubezpieczeniowego, znacznie szybszy rozwój czytelnictwa i oświaty [M. Kozłowski, Zapomniana wojna. Walki o Lwów i Galicję Wschodnią 1918-1919, Bydgoszcz 1999].

Hruszewski to nie tylko najzdolniejszy uczeń Antonowicza, ale też jego habilitant i protegowany. Choć to Antonowicz zapoczątkował i rozwinął naukę historii ukraińskiej, to nie on otrzymał miano jej ojca i polihistora, lecz właśnie Hruszewski. Urodził się w Chełmie w 1866 r. – z ojca nauczyciela unickiego gimnazjum, który na polecenie władz carskich Ziemi Chełmskiej nie ukrainizował (co czynić będzie dopiero syn), lecz rusyfikował. Wybitny znawca dziejów Ziemi Czerwieńskiej, prof. Adam Żółtowski na ten temat pisze:

W tym samym czasie dużej miary ewolucja dokonała się pomiędzy nimi (Rusinami galicyjskimi), która była rezultatem wpływu i działalności pojedynczego człowieka. W 1894 r. profesorem historii Europy Południowo-Wschodniej na lwowskim uniwersytecie mianowany został Michajło Hruszewśkyj i szybko pozyskał sobie wielu uczniów i zwolenników. [...] Hruszewski napisał Historię Ukrainy-Rusy, w której dał wyraz swemu poglądowi, że „Ukraina” była wyraźnie zarysowaną jednostką historyczną, narodową i geograficzną, o której można twierdzić, że wykazuje ciągłość rozwoju od czasów Wielkiego Księstwa Kijowskiego i że stanowi narodowość całkowicie obcą Polsce pomimo długiego z nią związku, ale także odrębną od Rosji, której kolebką nie jest Kijów, ale północne księstwo suzdalsko-moskiewskie. Choć była ona pierwotnie tylko jednym regionem, położonym nad Dnieprem, Ukraina odgrywała rolę czołową w historycznych przeobrażeniach wszystkich „Małorusów” i kierowała ich losami, mogła więc, jako pars pro toto, rościć sobie pretensje do obejmowania ich wszystkich, gdziekolwiek żyli, od Karpat do Kaukazu.

Teoria ta napotkała na wiele sprzeciwów, także i ze strony Rosjan, ale jak wiadomo, nie same tylko teorie bez zarzutu zdobywają sobie największą popularność i osiągają największy sukces. Poglądy Hruszewskiego na temat Ukrainy zdobyły sobie od owego czasu rozległe uznanie, tak, że dzisiaj istnienie odrębnej „ukraińskiej” narodowości jest na ogół dość powszechnie przyjęte. To była dopiero kwestia czasu. Rusini galicyjscy w czasach Hruszewskiego nie tyle się kłopotali o to, czyjego dociekania są ścisłe, co dążyli do wyciągnięcia z jego poglądów konsekwencji politycznych. Tym sposobem nowa szkoła myślenia narodziła się wśród nich. Stara grupa świętojurska była pod wpływami panslawistycznymi, później politycy ruscy orientowali się w kierunku Wiednia, ale obecnie najbardziej wymowni i najradykalniejsi przywódcy rozwinęli program, którego ostatecznym celem była zjednoczona i niepodległa Ukraina. Ponieważ ogół społeczności (ruskiej) nie był jeszcze skłonny czy też zdolny przyjąć ten nowy punkt widzenia, sama nazwa Ukraińców pozostała w Galicji w dużym stopniu określeniem partyjnym. Bardziej umiarkowane i mniej wyraźnie zarysowane odłamy ludności znane były pod nazwą Starorusów, podczas gdy wielu z nich oskarżanych było przez swoich przeciwników o tendencje moskalofilskie. Ponieważ wszelki rodzaj rzeczywistej walki o zjednoczoną Ukrainę leżał poza zasięgiem możliwości praktycznych, aspiracje „ukraińskie” znalazły wyraz w rosnącej wrogości wobec Polaków, która w pierwszych latach nowego stulecia doszła do prawdziwego szczytu w zastosowaniu gwałtu. Kraj został ogarnięty walka narodową, taką, jakiej nigdy przedtem nie znał [Adam Żółtowski, Border of Europe, Londyn 1950].

Choć mistrz ukraińskiego polihistora Antonowicz i inni „chłopomani” zainspirowali odrodzenie narodowe na Ukrainie, to jednak Hruszewski swoją działalnością zapoczątkował nowy okres tego odrodzenia, okres pełnego uświadomienia sobie przez lud ruski swojej narodowej tożsamości. Wiązała się ona równolegle z walką o usamodzielnienie, to jest o oderwanie Ukrainy od Rosji. Przy tym Hruszewski liczył na pomoc państw ościennych, głównie Niemiec i Austrii. Ze względu na działalność ojca Sergiusza Michał Hruszewski jawi się nam jako postać trochę zagadkowa. Należało się liczyć, że będzie wojującym Rosjaninem o antypolskim nastawieniu, a on stał się wojującym Ukraińcem o antypolskim stanowisku. Sergiusz Hruszewski, jak o tym pisze Carinny: [...] pracował na polu pedagogicznym najpierw w okręgu szkolnym warszawskim, a potem kaukaskim i dosłużył się stanowiska dyrektora szkół obszaru terskiego (nad rzeką Terek) i rangi rzeczywistego radcy stanu [dz. cyt.].
 Wynika z tego, że dzieciństwo i młodość M. Hruszewski spędził na Kaukazie, tu też w Tyflisie ukończył rosyjskie gimnazjum, aby następnie w 1886 r. rozpocząć studia na uniwersytecie w Kijowie. Miał wtedy lat 20.

W świetle informacji, znanych nam konkretnie, jest zagadką, jakim sposobem Michał Hruszewski stał się Ukraińcem. Wychowany na Kaukazie, syn rosyjskiego dygnitarza, kierującego szkolnictwem rosyjskim, mającym za zadanie umocnienie imperium rosyjskiego na terenach podbitych i zniszczenia miejscowej ludności w Gruzji, ziemi Czeczeńców, Osetyńców i Czerkiesów, syn zresztą byłego nauczyciela w szkole w Chełmie, służącej sprawie nawracania unitów chełmskich na prawosławie, powinien był wyrosnąć na prawowitego Rosjanina. Nawet jeśli był Rusinem z pochodzenia, był zdawałoby się wychowany w duchu rosyjskim i w rodzinie uważanej za rosyjską, a w dodatku wychowany z dala od Ukrainy, w stronach zgoła nie ruskich i bez kontaktu z ruskim ludem i z ruskim środowiskiem i tradycjami. A jednak stał się on jednym z czołowych działaczy ukraińskich i budowniczym odrębności narodowej ukraińskiej [Komunikaty...].

To rzeczywiście może zadziwiać. Hruszewski nie tylko nad Dnieprem, ale także we Lwowie stanie się, co setny raz podkreślam, ważną postacią. W 1889 r. Antonowicz prowadził we Lwowie rozmowy z polskim stronnictwem „stańczyków”, będącym u władzy w Galicji. W wyniku tych rozmów zawarto „ugodę”, która zezwalała na powołanie w Uniwersytecie Lwowskim ukraińskiej katedry historii. Hruszewski miał wtedy 23 lata. Na jej kierownika Antonowicz zaproponował właśnie jego. I w taki oto sposób zaczął się lwowski okres tego wybitnego uczonego i, co tu dużo mówić, także historycznego fałszerza. Mając lat 28, Hruszewski w 1894 r. został mianowany profesorem cesarsko-królewskiego uniwersytetu we Lwowie. W numerze 59 cytowanych już londyńskich „Horyzontów” znajdujemy bardzo trafną uwagę dotyczącą Hruszewskiego:

Trzeba przyznać, że była to kariera dość niezwykła, zwłaszcza jak na obcokrajowca i człowieka, który się niczym rewelacyjnym na polu naukowym dotąd nie zaznaczył. Hruszewski stał się od razu centralną figurą akcji ukraińskiej w Galicji [...]

Bez wszelkiej przesady można stwierdzić, że stał się on kowalem języka ukraińskiego jako języka literackiego; jego wykłady uniwersyteckie, jego twórczość pisarska na łamach „Zapisków”, jego praca redaktorska stworzyły kanon, do którego piszący Ukraińcy zaczęli się stosować, a stworzone przez niego lub zaakceptowane neologizmy w dziedzinie pojęć abstrakcyjnych, politycznych itd. odcięły mowę inteligencji ukraińskiej zarówno od wzorców masy polskiej, jak stworzonych przez Starorusów wzorów języka literackiego rosyjskiego. (Pod względem tych neologizmów i pod względem frazeologii stworzony przez Hruszewskiego idiom literacki wzorował się raczej na niemczyźnie niż na innych językach słowiańskich).

Carinny, który doskonale zrozumiał ówczesne stosunki ukraińskie, także wiele uwagi poświęcił Hruszewskiemu jako osobie zagadkowej, a jednocześnie nietuzinkowej.

Dusza drugiego człowieka jest tajemnicą, trudno więc zgadnąć, jakimi pobudkami powodował się M.S. Hruszewski, przekładając katedrę lwowską nad szeroką drogę naukową, jaka mogła stanąć przed nim otworem w Rosji, tym więcej, że językiem wykładowym we Lwowie miała być „mowa ukraińska”, którą on nie władał [...] [A. Carinny, dz. cyt.].

Póki co we Lwowie mówił i pisał po polsku (np. broszura Sojusz szwedzko-ukraiński 1708); po ukraińsku znów zaczął pisać alfabetem łacińskim. Musiał się więc tej wówczas „chłopskiej mowy” uczyć.

Z przebiegu późniejszej działalności M.S. Hruszewskiego w Galicji wynika jasno, że zobowiązał się on, wstępując w służbę austriacką, wcielić w życie wypracowany przedtem w Wiedniu skrystalizowany program polityczny, mający na celu wciągnięcie nie tylko prawobrzeżnej, ale i lewobrzeżnej Małorosji w sferę wpływów, stosunków i interesów monarchii naddunajskiej [tamże].

Już wiele napisano o kształtowaniu się tożsamości narodowej Ukraińców; wiele razy też podkreślano w tym zasługi Hruszewskiego – co nie ulega wątpliwości. W literaturze naukowej jeszcze w początkach XIX w. uknuto pojęcie „historycznych” i „niehistorycznych” narodów. Jak to w swoim czasie stwierdził ukraiński emigracyjny historyk Iwan Łysiak-Rudnycki, podział na „historyczne” i „niehistoryczne” narody, teoretycznie uzasadniony przez Hegla, został wykorzystany w praktyce prawnej i administracyjnej cesarstwa Habsburgów.  Jak wiadomo, narody nie są tworem wiecznym, nadczasowym. W swoim słynnym wykładzie zatytułowanym „Que est-que c’est une nation?” („Co to jest naród”?) Ernest Renan twierdził: „Narody nie istnieją wiecznie. Mają swój początek; kiedyś nastąpi ich koniec”.

Warto też w tym miejscu poznać opinię współczesnego historyka rosyjskiego Wiktora Torbakowa. Historyk ten też dzieli narody na „historyczne” i „niehistoryczne”, których powstanie (sztuczne) znów przypisuje historii:

W taki oto sposób historia stawała się jednym z najistotniejszych instrumentów tworzenia – „wymyślania” – jeśli wolno się tak wyrazić – nowych narodów. Nic więc dziwnego – a nawet, jak to dowcipnie zauważył współczesny ukraiński badacz Serhij Płohij, jest w tym swoista tyrania historii – że „ojcami założycielami” wielu niehistorycznych narodów byli właśnie historycy. Dość wspomnieć Słowaka Safarika, Czecha Paleckiego, Serba Karadzicza, Chorwata Gaja. Oprócz nich trzeba też wymienić Ukraińca Hruszewskiego [W. Torbakow, Wymyślony naród?, „Niezawisimaja Gazieta", grudzień 1996].

Hruszewski, jak już wiemy, przebywał we Lwowie od 1894 r. do początków pierwszej wojny światowej i wypełniał swoją misję biegnącą, według Carinnego, w trzech kierunkach:

1) stworzyć ukraiński język literacki, o ile możności jak najmniej podobny do rosyjskiego;

2) przerobić historię Małorosji tak, aby przestała ona być częścią historii narodu rosyjskiego [powinno być raczej polskiego - E.P];

3) wytworzyć rdzeń ukraińskiej inteligencji, tak usposobionej, aby [...] widziała ona swój polityczny ideał w oderwaniu Ukrainy (pod tą nazwą od początku wieku XX zaczęto rozumieć całe południe Rosji od granicy Galicji do pogórzy Kaukazu) od Rosji i wprowadzenie jej, w razie upragnionego rozgromu Rosji przez wojnę lub rewolucję, w skład podwójnej monarchii naddunajskiej. Trzeba przyznać pełną sprawiedliwość Hruszewskiemu, że zabrał się on do spełnienia wziętych na siebie zadań z niezwykłym zapałem i że w ciągu dwudziestu lat swej działalności (1894-1914) osiągnął ogromne rezultaty [A. Carinny, dz. cyt.].

Najważniejsze, bodajże, z tych rezultatów dla samych Ukraińców, według Carinnego, to sprawa swojego języka. Zatem Hruszewski nie tylko „wymyślił” naród ukraiński i zmienił mu nazwę z „Rusina” na „Ukraińca”, ale także i ukraiński język. Czy nie za wiele jak na jednego?

Nigdy jeszcze nikt przed Hruszewskim nie próbował wygłaszania w niej (mowie ukraińskiej) uniwersyteckich wykładów historii. „Mowa” w jego ustach musiała zrobić skok z wiejskiej chaty na katedrę uniwersytecką. Wzbronione przy tym było wyrażanie się w języku rosyjskim [...] w wypadku braku potocznego zasobu słownikowego „mowy” [...] wszystko, czego było brak, trzeba było zaczerpnąć z jakiegokolwiek innego języka. Najbliższym sąsiadem był język polski i zadanie zostało rozwiązane przez przerobienie na małoruską wymowę wyrazów polskich [...] [tamże].

Działalność Hruszewskiego spodobała się zarówno władzom austriackim, jak i miejscowym ukraińskim patriotom. Dlatego został on wybrany prezesem naukowego Towarzystwa im. Szewczenki i otrzymał zezwolenie na wydawanie „Zapisków” Towarzystwa. Towarzystwo stało się swoistą akademią nauk skupiającą najwybitniejszych naukowców galicyjskich – nie tylko zresztą rusińskich. Należeli doń także Polacy, Niemcy i Żydzi, później ich krąg zostanie poszerzony przez przyjęcie przedstawicieli jeszcze innych nacji. A co na to Polacy?

Polacy, którzy poparli kandydaturę Hruszewskiego – wkrótce zawiedli się na działalności M.S. Hruszewskiego, zwłaszcza od czasu, gdy namiestnik Galicji, hrabia Andrzej Potocki został zabity przez „Ukraińca” Siczyńskiego. Ale to go mało obchodziło, bo do tego czasu zdołał on już oprzeć się o Wiedeń i Berlin. [...] Równolegle z wykładami M.S. Hruszewski przedsięwziął przeróbkę rosyjskiej historii w kierunku wymaganym przez przyjęte na siebie polityczne zadania. Trudno znaleźć w nauce historycznej drugi przykład tak bezczelnego i niesumiennego przeinaczania historii jak prace historyczne M.S. Hruszewskiego z lwowskiego okresu jego życia, a w szczególności jak w Historii Ukrainy-Rusy, Historii kozaczyzny ukraińskiej i artykułach o przysiędze perejasławskiej i o Mazepie [tamże].

Warto w tym miejscu wtrącić, że ten ostatni zarzut bardzo nam przypomina to, co F. Rawita-Gawroński pisał o pracach W. Antonowicza. Historiografia ukraińska najpierw zwróciła swoje bezceremonialne metody przeciwko Polsce i w sposób miły Rosji, a potem zwróciła się w taki sposób przeciwko Rosji. To wcale nie śmieszy!

M.S. Hruszewski [...] zapewnia „ukraińskich” prostaczków, że [...] państwo kijowskie w XI, XII w. było ukraińskie [...] tak jak ukraińskimi książętami byli św. Włodzimierz, Jarosław Mądry i ich następcy [...] Najmniejszym poruszeniem czerni przeciwko władzy książęcej M.S. Hruszewski delektuje się jako „rewolucją” [„rewolucja wołyńska XI w."!] Z jakimś osobliwym, wtajemniczonym zachwytem mówi M.S. Hruszewski o rozgromieniu Rusi przez Tatarów. Na kilka lat przed rosyjską rewolucją Tatarzy rysowali mu się jak wspólnicy bolszewicy: oto rozgromili oni jakoby i wytępili tylko staroruskich „burżujów” i duchowieństwo, a za to pomogli „ludowi”, to jest chłopom, czerni „wyłamać się” [ulubione wyrażenie M.S. Hruszewskiego - E.P] spod władzy książęcej i urządzić się w stanie zupełnej swobody jako zbiorowości [po dzisiejszemu „komuny" - E.E] [...] Na kozaków zaporoskich patrzy on jak na [...] rewolucjonistów, którzy się „wyłamali” spod władzy państwa (wszystko jedno, polskiego czy rosyjskiego). Dlatego cieszą się oni szczególną sympatią M.S. Hruszewskiego i cała ich krwawa, zbójecka działalność rysuje się w różowych barwach [...] Szczyt zachwytu wywołuje u M.S. Hruszewskiego Iwan Mazepa [tamże].

Trzeba przyznać, że Hruszewski okazał się płodnym i utalentowanym pisarzem historycznym. To, co pisał, miało raczej charakter publicystyki historycznej niż twórczości naukowej oraz było w najwyższym stopniu tendencyjne. Hruszewski nie tyle badał dzieje, co gromadził argumenty mogące wesprzeć z góry powziętą tezę. Ale dla rozwoju idei odrębności Ukrainy twórczość jego miała znaczenie ogromne. Otrzymana posada austriacka i środki materialne pozwoliły mu na osiągnięcie w ciągu dwudziestu lat tego, na co w normalnych warunkach potrzeba by stu lat pracy całej plejady ludzi. Hruszewski stworzył całą szkołę historycznego i politycznego myślenia; w wielu dziedzinach ruch ukraiński bez Hruszewskiego nie byłby tym, czym jest. Antonowicz miał w wyborze kandydata na lwowską katedrę szczęśliwą rękę. A pieniądze przeznaczone przez władze austriackie na ustanowienie tej katedry nie były z punktu widzenia austriackiego pieniędzmi wyrzuconymi w błoto, a pierwsze tomy fundamental-nego dzieła ukraińskiego polihistora Historia UkrainyRusy miały prawdziwie rewolucyjne znaczenie zarówno dla ukraińskiej historiografii, jak i dla formowania się ukraińskiej tożsamości narodowej. Jak mówi historyk Zenon Kohut:

Hruszewski zastąpił paradygmat, zgodnie z którym Ukraińcy nie odgrywali żadnej roli w historii – nawet na swoim własnym terytorium – paradygmatem, zgodnie z którym mieli oni pradawną historię.

Obdarzywszy swój naród historią, odróżniającą go od innych narodów, Hruszewski zapoczątkował proces transformacji niehistorycznej masy etnograficznej w historyczny naród ukraiński. W Galicji Hruszewski nie zajmował się praktyczną działalnością polityczną, o takiej robocie, zdaje się, myślał w Kijowie, do którego zawsze pragnął powrócić. Zresztą nawet poczynił pewne starania, aby znaleźć się na Uniwersytecie Kijowskim, taką szansę miał, ale na przeszkodzie stał brak dyplomu doktora. Był więc profesorem bez doktoratu, ale z habilitacją. A nadto była jeszcze jedna przeszkoda, którą dostrzega niestrudzony Carinny:

Uniwersytet świętego Włodzimierza okazał się na tyle patriotyczny, że nie zdecydował się wprowadzić do swego kolegium profesorskiego jawnego wroga Rosji i znieprawiacza rosyjskiej historii. A jednak Kijów [...] ciągle wabił M.S. Hruszewskiego ku sobie i on marzył o tym, by uczynić go głównym polem swej działalności, zwróconej przeciwko Rosji, uważając, że polski Lwów jest dla niego zbyt ciasny [...] [dz. cyt.].

Być może, że marzenia o powrocie do Kijowa legły u podstaw zorganizowania tam Ukraińskiego Naukowego Towarzystwa. Marzyła mu się Ukraińska Akademia Nauk, której owo Towarzystwo miało dać kadrę. Wreszcie temu służyć miało pismo „Literaturno-Naukowyj Wisnyk” w dwóch wydaniach – we Lwowie i Kijowie. A teraz rzecz arcyważna. Pisze o niej Carinny:

W maju 1914 r. ówczesny austriacki następca tronu, arcyksiążę Franciszek Ferdynand, nie przeczuwając, jaki los przygotowali mu węgierscy masoni, zwołał w swoim majątku w Konopisztach w Czechach wielką naradę polityczną. Brali w niej udział austriaccy i niemieccy ministrowie, przedstawiciele obu armii sojuszniczych i sam cesarz Wilhelm. Rozważano tam plany wojny europejskiej, do której tajne siły popychały władców Austrii i Niemiec, chcąc ich zgubić. W owym czasie obiegała uporczywa pogłoska, że na naradę tę wezwani zostali w roli ekspertów M.S. Hruszewski i WN. Peretz do odpowiedzenia na pytanie, czy państwa centralne mogą liczyć na powstanie „narodu ukraińskiego” przeciwko Rosji, w razie gdyby została jej wypowiedziana wojna. Zarówno M.S. Hruszewski, jak i WN. Peretz znajdowali się wówczas w granicach Austrii, i jest rzeczą najzupełniej możliwą, że pogłoska ta nie była legendą. Jakie poglądy wypowiadali oni przed wysokim zgromadzeniem, pozostało, rzecz prosta, tajemnicą. Tylko naiwni cudzoziemcy, którzy czerpali swoje wiadomości z tendencyjnych źródeł, mogli na serio pytać o szanse powstania przeciwko Rosji z pobudek narodowych w dziewięciu małoruskich (i to nie w całości) guberniach. W istocie gruntu dla niego zupełnie nie było, bo ludność tych guberni nie chciała ukraińskiej świadomości [tamże].

Działalność Hruszewskiego była konsekwencją wielu innych osiągnięć uzyskanych przez Ukraińców w wyniku wzmiankowanej wyżej „Nowej Ery”. Osiągnięcia te nie zostały już nigdy cofnięte, jednak nie wpłynęły na polepszenie klimatu między galicyjskimi społecznościami. Sprawił to nacjonalizm, który też był owocem „Nowej Ery” – podobnie jak w ogóle ożywienie polityczne Rusinów, które znów umożliwiło powstanie ich partii politycznych.

* * *

Franciszek Rawita-Gawroński

"Kwestya ruska wobec Austryi i Rosyi ” – Kraków 1913 r.

/fragmenty/

(...) Tak stanęły sprawy i w ten sposób wyrobiła się w Galicyi wschodniej owa radykalna mgławica, potrzebująca człowieka, któryby z niej coś wytworzył. Jak już powiedziano, człowieka takiego sami Polacy sprowadzili do Galicyi. Był to Mychajło Hruszewśkyj, syn popa z Chełma, wychowaniec rządu rosyjskiego w uniwersytecie kijowskim, uczeń duchowy prof. Włodzimierza Antonowicza. W duchu nienawiści, opartej o fałszywie pojęty i przedstawiany grunt historyczny polsko-ruskich stosunków, został wykształcony Michał Hruszewśkyj. 

Gdy miała być utworzoną katedra historyi Wschodu Europy z uwzględnieniem Rusi na uniwersytecie polskim we Lwowie, powołano na tę katedrę Hruszewśkiego, który już się był dał poznać z kilku prac monograficznych z dziejów Rusi. Prace te wolne były od szowinizmu narodowego, naukowego i politycznego, dawały przeto gwarancyę, że znalazłszy się w warunkach pracy niezależnej, potrafi wyzyskać swoje stanowisko naukowe dla nauki. Pomylono się pod tym względem.

Hruszewśkyj milczał tak długo, jak długo nie był powołany do Lwowa.   Znalazłszy  się w warunkach  wolności  prasy, dał ujście swoim poglądom socyologiczno-politycznym. Wyszedłszy ze sfery ludowej, wychowany wśród prądów socyalistyczno-anarchicznych, nurtujących wśród młodzieży ruskiej od dłuższego czasu (a które wybuchnęły dopiero z całą dzikością i grozą po wojnie japońskiej przeciwko ustrojowi społecznemu), Hruszewśkyj znalazł w Galicyi bardzo pożądaną dla siebie wolność prasy. 

Przyłączyła się do tego wolność swawoli prasowej, na którą zbyt małą zwracano uwagę w Wiedniu, gdzie językiem ruskim nikt się nie posługiwał. Nie lepiej działo się w Galicyi, gdzie łudzono się nadzieją zrównoważenia stosunków i w tej myśli tolerowano wybryki. Hruszewśkyj zmienił zasadniczo w Galicyi kierunek swojej pracy, nadawszy jej, zarówno w działalności naukowej jak i w życiu politycznem, piętno walki socyalistycznej z klasami wrzekomo wrogo usposobionemi dla ludu — mieszczańską i szlachecką-polską. Jedni posiadali w swem ręku przemysł, handel i kapitał, drudzy — za dużo ziemi. Walce tej, pomimo zbyt widocznego podkładu, nie tajonego zresztą, dano z czasem nazwę walki z polskiem społeczeństwem w Galicyi o krzywdy i prawa Rusinów. 

Nawiasem dodać należy, że walka taka w Rosyi — nawet ze strony p. Michała Hruszewśkiego, zapewne przez wdzięczność za wychowanie za rosyjskie pieniądze — nigdy jawnie, z otwartą przyłbicą, z godnością należną prawdzie, podjętą nie była.

Robiono skromne usiłowania wobec rządu o zaprowadzenie w szkółkach elementarnych nauki w języku ruskim, o naukę dziejów Rusi w języku małoruskim na uniwersytecie, ale rząd nie przychylił się wcale do tych pragnień, usprawiedliwiając się tem, że chłop małoruski doskonale język rosyjski rozumie, a garstka inteligencyi małoruskiej nie może posługiwać się innym językiem, jak tylko tym, którym posługiwali się dotychczas w szkole i urzędzie, t. j. rosyjskim. Ale to już jest kwestyą wewnętrzną Rosyi, wkraczającą w dziedzinę,jej celów i zadań politycznych i państwowych. Nie ulega wszakże zapewne wątpliwości, że rząd rosyjski, kierując się odmową, korzystał z doświadczenia, jakie uczyniono w Galicyi, dopuszczając język ruski do szkół średnich i uniwersytetu. Przekonał się, że to bynajmniej nie stwarza normalnych, spokojnych warunków do pracy państwowej, ale daje jedynie powód do zamętu wewnętrznego, do pragnień i pretensyi bez końca ponad miarę potrzeb umysłowych i kulturalnych małoruskiego społeczeństwa.

Michał Hruszewśkyj z energią, godną lepszego zużytkowania, znalazłszy się na gruncie bezpiecznym, rozwinął w dwojakim kierunku działalność swoją: antispołecznym w Galicyi, nadając jej charakter wrzekomej walki o prawa małoruskiego narodu, t. j. dwóch milionów galicyjskich Rusinowi — politycznej. Stanowisko zaś naukowe na uniwersytecie lwowskim dawało mu możność skupiania koło siebie młodzieży i wpływania na nią w duchu swoich poglądów i upodobań. Władając językiem rosyjskim o wiele lepiej niż ruskim, podjął się zadania być rzecznikiem sprawy Rusinów w Galicyi wobec rosyjskiego społeczeństwa. W interesie społeczeństwa małoruskiego było to stanowisko pozbawione szczerości, a nacechowane jednostronnością. 

Nie miało bynajmniej na celu obrony interesów narodowych Rusi, bo one w Galicyi nie były w niczem i nigdzie zagrożone, przeciwnie, spotykały wszędzie wydatną pomoc Polaków, ale poprostu były żółciowym wybuchem osobistego temperamentu. Każdy rozumny człowiek, zestawiwszy wrzekome pretensye i krzywdy małoruskiego społeczeństwa z położeniem ogromnej większości Rusinów za kordonem, musiał dostrzec w jego działalności albo złą wolę, albo obłudę względem Rosyi. Rusini w Galicyi posiadają w każdej wsi ruskiej szkołę elementarną w swojem narzeczu narodowem, posiadają sześć szkół średnich (gimnazyów), kilkanaście katedr na uniwersytecie we Lwowie, w urzędach politycznych, w sądownictwie są zupełnie równouprawnieni w Polakami, w kościele pop posługuje się językiem ludowym, duchowieństwo ruskie jest uposażone o wiele lepiej, niż polskie, przy budowie i utrzymaniu szkoły i cerkwi ruskiej Polacy ustawowo muszą dopomagać swoim kapitałem, chociaż dzieci swoich do tej szkoły i cerkwi nie posyłają. Rusini w Galicyi posiadają własne stowarzyszenia naukowe, oświatowe, nawet banki dla celów własnych. To wszystko, co w krótkości tu powiedziałem, zaprzeczyć się nie da. Prawa te zdobyli Rusini przy pomocy Polaków, często z ich inicyatywy. 

Całe nieszczęście w tem, że Rusini więcej pragną, niż siły ich umysłowe, kulturalne i materyalne starczą, że pragnienia ich nie liczą się nigdy z rzeczywistością i granicami, że niespokojność ich pierwotnego charakteru — cecha etniczna — większe przynosi im krzywdy, niż wszystkie razem wzięte, a wypisywane przez Hruszewśkiego i jego adeptów. Może zawiele mówimy o Hruszewśkim, jak na krótki polityczny rzut oka na tak zwaną kwestyę  ruską należałoby, ale ponieważ  jest   to  jedyny   nieomal   rzecznik   sprawy   ruskiej,   który w języku rosyjskim pracuje i pisze, musimy o nim mówić.

Przybył on z Kijowa do Galicyi nie bez planu postępowania i nie bez planu zasłonił się nietykalnością profesora uniwersytetu. Socyalista z przekonań, posiadający w Rosy i związki i stosunki z tymi marzycielami socyologicznymi, którzy uważali, że jedynie godną pracą dla przyszłości jest zniżenie się do ludu i praca dla niego, pojmował to zniżenie się i pracę jako agitacyę zjadliwą przeciwko wszystkim, którzy z ludem stykają się i z pracy rąk robotniczych korzystają. Był on na tyle rozumny, że takiego hasła nie formułował sam, gdyż byłoby to zbyt niebezpiecznem w Rosyi, ale wyręczyli go w tern uczniowie, zwolennicy i sympatycy różnych odcieni. Tak pojmowana praca dla ludu, połączona z pojęciem „krzywdy", którą łatwo było przedstawić w barwach naj jaskra wszy eh wobec tłumów, pozbawionych umiejętności krytyki, wydała cały szereg rezultatów pod formą strajków rolnych, fabrycznych, naruszenia cudzej własności, starć z władzą i t. p. Oczywiście w obronie spokoju musiała wystąpić polieya, a nieraz wojsko — i oto nowy powód do użalań się o krzywdy. Żadna praca wspólna pozytywna ani w Radzie państwa, ani w Sejmie krajowym nie była możliwą wobec ustawicznego niezadowolenia, skarg, żalów — na cały świat. A gdy dziś wykazano niesłuszność zarzutów drogą urzędową, jutro rozpoczynała się znowu opozycya pod inną formą o to samo.

Grupa ludzi, którąśmy powyższemi kilkoma uwagami starali się scharakteryzować, nazywa siebie narodową i radykalną z odcieniami, o które nam nie chodzi. Stoi ona przy sztandarze odrębności narodowej (niezaprzeczanej) w stosunku do Polaków i Rosyi; ale w Galicyi tylko, t. j. pod rządami Austro-Węgier, w imię tej odrębności prowadzi z Polakami bezwzględną walkę i szerzy pośród półinteligencyi ruskiej polityczne marzenia o jakiejś jakoby wielkiej Ukrainie-Rusi w przeszłości i przyszłości. Wobec Rosyi, wódz naukowego i politycznego radykalizmu Rusinów galicyjskich zajmuje stanowisko wielkiego, ale milczącego sfinksa lub jak Pytya przemawia domyślnikami. 

W pismach, pisanych porosyjsku przez Hruszewśkiego, niema jasnego sformułowania idei odrębności narodowej ruskiej w całem szerokiem kulturalnem znaczeniu tego wyrazu, a tembardziej o samodzielności; jest tylko mowa o krzywdach, doznawanych od Polaków, które   oddawna  uznane   zostały  przez   polityków   w  Austro-Węgrzech za hasło bojowe, jako środek uzyskania nowych koncesyi.  Wszystkie broszury jego na ten temat mają zbyt wyraźny charakter intrygi, wywoływania ciągłej nieufności między Polakami a Rosyą, między Austryą a Polakami. Nie uwzględniają one zupełnie położenia politycznego Polaków wogóle i o to autorowi ich nie chodzi, — chodzi tylko o osłabienie żywiołu polskiego zarówno w Rosyi, jak i Austryi. Hruszewśkyj jest wielkim zwolennikiem odrębności narodowej i politycznej Rusinów, ale w Austryi tylko. Pragnąc koniecznie wykazać, że naród ruski, w popularnem znaczeniu tego wyrazu, którem i my w tern tylko znaczeniu posługujemy się zawsze, pochodzi ledwie nie od Adama i Ewy, zaczął swoją historyę „Ukrainy-Rusi" od czasów przedhistorycznych. Na ziemiach tedy od Kaukazu do Beskidu i od Oki do Wisły w najrozmaitszych nomenklaturach narodów wszędzie doszukiwał się Rusinów, czyli jak on mówi, Ukraińców.

Wyszukawszy ich wreszcie w garstce Słowian, rozsiedlonych na dorzeczu Dniepru średniego, a mając już w Kijowie dynastyę Rurykowiczów, która stworzyła obszerne, lecz nie określone jasnemi i stałemi granicami państwo, do tej dynastyi i do tego państwa przylepił historyę Ukrainy-Rusi, która właściwie była historyą Rosyi. Tak tedy, walcząc niby w imię odrębności narodowej Ukraińców, popełnił błąd logiczny, łącząc historyę początkową Rosyi z historyą swojej „Ukrainy-Rusi", chociaż taka narodowość i taka nomenklatura państwowa wśród licznych i drobnych szczepów słowiańskich na terytoryum Rurykowiczów nie istniała wcale. 

Pragnąc tedy stworzyć historyę Ukrainy-Rusi — ujętą w pewną całość literacką i naukową — musiał właściwie napisać historyę trzech narodów i trzech państw w różnych epokach, gdyż do trzech państw terytoryum, dziś nazywane Ukrainą-Rusią, a zamieszkałe częściowo przez szczepy słowiańskie, istotnie należało. Pierwszy tedy okres od początku dynastyi Rurykowiczów do zdobycia Kijowa przez Gedymina należy do historyi Rosyi, a drugi od Gedymina do unii 1569 i od unii do podziału Rzptej polskiej — część należy do Polski, druga zaś część od r. 1654 do Rosyi, wkońcu wreszcie — do Rosyi i Austryi. Ujęcie w pewną całość historyczną losów różnoplemiennych szczepów, które po kilku wiekach zlały się ze sobą i wytworzyły mieszaninę etnograficzną, z zupełną przewagą elementu słowiańskiego, nazwanego z czasem Małorosami, a przez uczonych galicyjskich Ukraińcami, mogłoby być rzeczą bardzo dobrą i dla nauki pożyteczną, gdyby nie tezy nowożytne, służące podkładem dla tej pracy.

Ukraińcy zatem, którzy wypowiadają lub nie swoje ideały polityczne, w historyi Ukrainy-Rusi Hruszewśkiego znaleźli ostoję dla swoich ideałów idei odrębności szczepowej na dziś i marzeń politycznych na przyszłość. Hruszewśkyj dawszy swojej agitacyi podkład socyalistyczny, zamącił spokój i utrudnił rozwój prawidłowy dwóch żyjących dotychczas zgodnie szczepów w Galicyi. Gdy pisał po rosyjsku, milczał w swoich broszurach o separatyzmie i odrębności i poprzestawał tylko na wykazywaniu „krzywd" polskich, dokonanych na Rusinach. W Rosyi nie poznano się na tej intrydze kozackiej, brano ją na seryo, a cieszono się po cichu z waśni, osłabiającej Polaków, w tej nadziei, że Rusini są tak samo lojalnymi Małorosami w Galicyi, jak byli Kulisze, Kostomarowy, Srezniewscy, Czubińscy, Antonowicze et tutti quanti w Rosyi. Dopiero reorganizacya obozu staroruskiego, jaka przed kilku laty nastąpiła, wzmocniwszy się młodemi siłami, zdaje się otworzyła oczy w Rosyi na to, że Hruszewśkyj i jego adherenci grają podwójną rolę i że prawdziwymi obrońcami idei odrębności szczepowej i separatyzmu politycznego są Ukraińcy. 

Równocześnie z grupą radykalną, którą scharakteryzowaliśmy w jej dążeniach, pretensyach i maniactwie politycznem, istnieje w Galicyi druga grupa, nazywana „staroruską", także z odcieniem radykalnem („moskalofilska"). Jest ona niewątpliwie mniej hałaśliwą od pierwszej i bardziej logiczna. Uznając jedność kulturalną i etnograficzną z Rosyą, dąży do połączenia się z nią. Ludność, zamieszkującą Galicyę, uważa jako gałąź szczepową wielkiego plemienia wielkoruskiego. Potajemnie dążą ku Rosyi, wobec zaś rządu wiedeńskiego okazują lojalność. Nie jest ona szczerą, zarówno w kierunku Rosyi, jak i Austryi. Nieszczerość ich posiada jednak cechy zręcznej dyplomacyi, oscylującej między dwoma państwami. Jestto pewnego rodzaju taniec wśród mieczów. Nie ulega jednak żadnej wątpliwości, że w danym razie znajdą się oni w obozie swoich przyjaciół politycznych. Wystąpienie ich na widownię polityczną, określenie jasne swego stanowiska względem Rosyi, zwróciło uwagę zarówno w Rosyi jak i w Polsce. Wypowiedzieli się oni za jednością plemienną z Rosyą, ale równocześnie przyszli do przekonania, że walka z Polakami, którzy pomimo wszelkich pozorów, są nawet w Galicyi uciskani przez system rządowy austryacki, jest bezsensowem marnowaniem sił i wzajemnem osłabianiem się.

Dla Polaków ponowne zjawienie się na arenie politycznej starorusinów wraz z radykałami (nowokursniki), z ich jasnym programem jedności szczepowej z Rosyą, jest rzeczą o tyle ważną, że zamiast roztrzepanego radykalizmu, podszytego socyalizmem t. zw. Ukraińców, pozbawionego, jak dotychczas, realnego gruntu, stawiającego programy marzycielskie, — starorusini reprezentują ideę polityczną zrozumiałą i wyraźną. Nie pragną oni niszczyć i wyzbywać z posiadania ziemi nikogo, przynależność swoją narodową określają wyraźnie. Obecnie godzą się z nieuniknioną koniecznością należenia do Austryi, a na przyszłość zwracają oczy ku Rosyi, od której oderwały ich dzieje i dzieje połączyć mają kiedyś. Takie są prądy i kierunki polityczne wśród ludności ruskiej Galicyi wschodniej. Wyobraźmyż sobie na tem tle wojnę austryacko-rosyjską.

Gdzie pójdzie ludność? — To wielka zagadka. Politycznych i narodowych sympatyi i antypatyi wodzowie nie posiadają, bo ludność ruska, wiejska, na całym obszarze ziem ruskich, pojęcia świadomej odrębności narodowej dotychczas nie ma. Jest to masa ludowa, która od Karpat aż po Don i Prypeć swojej własnej nazwy narodowej nie ma. Nazywa siebie „czołowik", „mużyk", „chachoł", „bojko", stosownie do tego, jak się posuwa na wschód lub północ. Jedynie w Galicyi umie nazwać siebie Rusinem, bo nazwy tej nauczył się w szkole, w sądzie, w urzędzie. Ale aspiracyi narodowo-politycznych darmoby szukać wśród warstw ludowych. One dostrzegają tylko różnice etnograficzne. Polityczne tezy wogóle dostępne są jedynie nielicznej ruskiej inteligencyi, które uważać należy jako zdobycz szkolną i literacką. W jaką stronę pochyliłaby się owa masa ludowa, trudno przewidzieć. Ponieważ jednak religia jest dla niej jedyną busolą narodową, przypuszczać prawie z absolutną pewnością można, że pochyli się ona ku stronie Rosyi w imię hasła obrony zagrożonej religii. Hasło to, jako środek agitacyjny, niejednokrotnie już było wyzyskane ze skutkiem. Co zaś do przewódców tej grupy politycznej, dla nich religia nie ma żadnego znaczenia. Ten dobry, kto płaci, a praca ich i hałas bywa zwykle w stosunku do korzyści materyalnych. Ideowość jest tylko podkładem — mniej lub więcej uzasadnionym.

Grupa ukrainofilów, „ukraińców", w stosunku do masy ludowej zajmuje takie samo stanowisko, jak starorusini. Są wodzowie, ale niema żołnierzy; są oficerowie, ale brak jeszcze wojska. Ludność absolutnie nie rozumie ich aspiracyi i dążeń do samodzielności państwowej. Jest to ten sam materyał bojowy, zupełnie fikcyjny, którym teoretycznie operują starorusini: nieświadomy swojej odrębności narodowej, nie mający pojęcia o całości etnograficznej, a tembardziej o jakiej samodzielności politycznej, państwowej. Stykając się z tym ludem, znamy jego pragnienia i dążenia. Masa ludowa ruska wszędzie i zawsze, na całym obszarze etnograficznym małoruskim, rozumie jedynie stanowisko klasowe i różnice klasowe — pan, chłop, urzędnik, — i ich stosunek wzajemny: oto świat jego pojęć politycznych. Różnią się przeto wodzowie stronnictw i grup politycznych, ale materyał, który oni wyzyskują dla swoich celów, jest jednaki: nieświadomy, nieobliczalny, ciemny i wrogo usposobiony dla klas posiadających.

Obie grupy polityczne są fermentem w Austryi: jedni ciążąc ku Rosyi, drudzy — pragnąc utworzyć własne państwo na cudzej ziemi. Różnica między nimi jest ta jedynie, — na korzyść większej kulturalności starorusinów, — że ci ostatni stoją wyłącznie na gruncie politycznym, ukraińcy zaś do stworzenia swego państwa dążą przedewszystkiem przez walkę socyalną, przez szerzenie nienawiści klasowej, idącej tak daleko, że nawet znaczną część duchowieństwa unickiego w Galicyi zdołali pozyskać dla swoich mrzonek społecznych. Jakkolwiek ideałem ich jest jakaś rzeczpospolita „bez popa i bez pana", w której właściwie chłop byłby jedyną realną siłą, zdołali jednak pozyskać sobie metropolitę Szeptyckiego, który acz pochodzi z rodziny polskiej, zrutenizował się zupełnie i stał się gorącym propagatorem idei odrębności galicyjskich Rusinów. W marzeniach swoich poszedł jeszcze dalej, bo zdaje mu się, że garstka unitów galicyjskich stanie się kiedyś pomostem ku zjednoczeniu Kościoła wschodniego z Rzymem. Jest to utopia, szkodliwa politycznie dla Austryi, bo wciąga ją w agitacye religijne i w walki wewnętrzne, rozdzierające galicyjskie społeczeństwo ruskie, a tworzy nowy jakiś Kościół wojujący i popierający tendencye i roboty „ukraińskie".

Kwestya ruska, względnie ukraińska, zrodziła się w Austryi, przy świadomej często pomocy rządu wiedeńskiego i z myślą sięgającą w przyszłość. Złudzenia Austryi, opierające się na podtrzymywaniu ukrainizmu, są błędem politycznym jej mężów stanu, są dowodem nadzwyczajnej lekkomyślności państwowej, bo nie posiadają oparcia ani faktycznego, ani historycznego, ani politycznego. Są tylko dowodem, że nie znają oni ani ducha, ani historyi Słowian północnego-wschodu i południowej Rosyi. Na to niema rady. Niejednokrotnie państwo drogo opłacało tego rodzaju błędy. Możnaby i Austryę do lekkomyślnych pod tym względem zaliczyć.

Roztrząsając kwestyę ruską ze stanowiska austryackiego, należało wyobrazić ją sobie również postawioną na gruncie państwowości rosyjskiej. Wszak dla Rosyi ma ta kwestya znaczenie wielkie, zasadnicze, stanowiące o jej stanowisku mocarstwowem, a nabrać może jeszcze większego, gdyby polityka rosyjska zdołała sobie otworzyć drogę przez Dardanele. Wówczas cała południowa Rosya, a Kijów na jej czele, mógłby powrócić do dawnego historycznego znaczenia, do dawnych tradycyi dziejowych. „Stół" wielkoksiążęcy w Kijowie, który był rozsadnikiem państwowości rosyjskiej, stałby się wówczas macierzą nowej epoki w dziejach Rosyi. Prędzej czy później do tego Rosya przyjść musi. Ośrodkiem wszelkiej polityki rosyjskiej, jeżeli ona pragnie utrzymać związek kulturalny z Europą, nie może być Petersburg ani Moskwa, lecz Kijów — jako trzecia, ale najważniejsza stolica Rosyi, właściwe jej gniazdo historyczne. Już pierwsi Rurykowicze rozumieli polityczne znaczenie dla siebie południa i dla tego przenieśli się z Nowogrodu do Kijowa. Owo powiedzenie Olegowe: „se budi mati hradam ruskim"— ma swoje uzasadnienie geograficzne, historyczne i państwowe dotychczas.

W kwestyi ruskiej my musimy wypowiedzieć się otwarcie, bez ogródek, odrzuciwszy wszelkie sentymentalno-historyczne marzenia nasze o wspólności z Archaniołem politycznym Rusi. Jeżeli dotychczas mieliśmy jakiekolwiek złudzenia na punkcie wytworzenia pewnej wspólności politycznej z Rusią, to stanowisko obecne tej Rusi, zajęte w literaturze i w życiu w stosunku do nas, powinno nas wyleczyć i wytrzeźwić ze złudzeń. Nie możemy zająć innego stanowiska, jak tylko wyczekujące.

Wodzowie „ukrainizmu", nie wiem czy z powodu politycznej niedokrwistości, czy z powodu żalów historycznych, dość, że oświadczają się wyraźnie: nie chcemy z wami żadnej współpracy, żadnej łączności, żadnej zgody. Takim duchem ożywiona jest szkoła ruska w Galicyi, literatura, polityka. — wszystkie czynniki ich życia, — wobec tego nasze narzucanie się Rusinom z przyjaźnią i chęcią zgody, nasze wszelkie ustępstwa na tem polu są ze szkodą narodową, są bezcelowem traceniem sił i czasu na robotę Danaid, są wynikiem nieznajomości dotychczas ducha tego nawskróś ludowego społeczeństwa, bałamuconego przez garstkę wrzekomej inteligencyi w Galicyi i w Rosyi.

Praca dla owego narodu, dla podniesienia jego poziomu umysłowego, moralnego i ekonomicznego jest rzeczą wielką i godną poparcia, ale szerzenie pośrednio lub bezpośrednio marzeń politycznych, podszytych nienawiścią, nieokreślonych ani rozwagą, ani rozumem, ani nawet prawami historycznemi, ze szkodą sąsiadów; szerzenie w imię tych marzeń niepokoju i niezgody; wysuwanie na czoło walki iluzorycznych pretensyi, jako środków podniecających walkę, — nigdy nie może być uważane za robotę polityczną pożyteczną ani dla nas, ani dla narodu ruskiego, ni na dziś, ni na przyszłość.


Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012