STRONA GŁÓWNA

Włodzimierz Antonowicz

Franciszek Rawita-Gawroński

"Włodzimierz Antonowicz - zarys działalności” – Lwów 1912 r.

/fragmenty/

Ojciec duchowy całej szkoły historycznej, opartej na przewrotnem użytkowaniu aktów i dokumentów historycznych, próbował stworzyć poetycką syntezę kozaczyzny i hajdamaczyzny — krwawych ruchów ludowych, podszytych nienawiścią klasową, a mających wybitny charakter swawoli w państwie, posiadającem mało wojska dla stłumienia takiej swawoli. Główną cechą tej syntezy był sentymentalny, romantyczny pogląd na lud wiejski, apoteoza swawoli państwowej i nadawanie jej charakteru bohaterstwa — o ile to wszystko odbywało się w granicach dawnej Rzptej polskiej - cyt. za Franciszek Rawita-Gawroński  "Kwestya ruska".

Pochodzenie i pierwsza młodość  (1834—1855).

21 marca s. st. roku 1908 zmarł w Kijowie Włodzimierz Antonowicz, profesor historyi Rosyi na uniwersytecie kijowskim — „znakomity historyk Ukrainy-Rusi, przewodnik (pionier) i naczelny kierownik ukraińskiego ruchu narodowego w Rosyi". Takim tytułem do chwały uczciło śmierć jego dziennikarstwo ruskie. Nie będziemy toczyć sporów o nomenklaturę tytułów, to jednak nie da się zaprzeczyć, że był istotnie pionierem i kierownikiem ruchu umysłowego, a w szczególności historycznego w niskiem  społeczeństwie i narodzie. Nie popełnię wcale wielkiego błędu, gdy powiem, że sam ruch ten wywołał, nadal mu rozpęd społeczny, stworzył  dlań podstawy naukowe, a na nich oparł istnienie dzisiejszej szkoły historycznej. Jeżeli weźmiemy na uwagę ważną bardzo okoliczność, że pracami swemi hislorycznemi objął  zakres polsko-ruskich stosunków w obrębie dawnego państwa polskiego, to już z tego jedynie względu postać ta byłaby dla nas niezmiernie ciekawą i poznania godną. Był to człowiek pod każdym względem niezwykły i zagadkowy, śmierć jego i kilka kartek pozostawionego pamiętnika, nic wyjaśniły w zupełności ani jego umysłowości ani jego duszy. Całość tej umysłowości i duszy była niezmiernie złożoną i nieuchwytną. Z każdej strony przedstawiał się on inaczej. Łagodny i miękki w życiu codziennem, stawał się obrońcą najwyuzdańszcj dzikości — w historyi;  człowiek wysokiej kultury umysłowej i moralnej, w niszczycielach tej kultury — dopatrywał bohaterów; wychowany w polskiem społeczeństwie wyrzekł się go, ażeby swoim ideom społecznym i naukowym nadać większe znaczenie prawdziwości; wykazując przez cale życie z niesłychaną wytrwałością i zacięciem tylko wady dawnego polskiego życia państwowego, nie gardząc ani oszczerstwem ani zgryżliwością, pod koniec życia, poszedł śladami Chmielnickiego i Wyhowskiego, i próbował stworzyć, nie hadziacką wprawdzie, lecz lwowską ugodę — równie jak tamta nietrwałą. Słowem, był to duch sprzeczności przy pozornej jednolitości umysłowej  i duchowej.Cichą, tajemniczą niekiedy, napozór spokojną i pożyteczną rolę dziejową odegrał on względem Rusi. Ukochawszy idealnie naród ruski, nie goręcej i nie głębiej, jak kochało przed nim  i po  nim  wielu  Polaków, dla których  Ruś była tylko wspólną macierzą, nic widział innego sposobu służby ruskiemu społeczeństwu, jak zdradziwszy własną ojczyznę, religię i narodowość. Odjął w ten sposób od razu cechę czystości, niezależności i bezinteresowności pracy całego życia.

Trudno prześledzić dokładnie drogę, która go od bezwzględnej krytyki własnego narodu do oderwania się zaprowadziła. Spróbuję jednak naszkicować duchową i umysłową sylwetkę lego niezwykłego człowieka, który mógł wykształcić się i działać jedynie w tak anormalnych stosunkach, jakie, dzięki niezdrowej atmosferze państwowej, wytworzyły się wśród naszego narodu i społeczeństwa. Praca naukowa Antonowicza jest zbyt rozległą i różnorodną, ażebym się mógł pokusić o jej dokładne ocenienie. Zadowolonym będę, jeżeli uda mi się kilka rysów wybitnych tej postaci uchwycić, przedstawić kilka tez społecznych i historycznych, któro stały się krzywą osią całego życia jego i przyczyniły się do wytworzenia i spopularyzowania kierunków i poglądów ze stanowiska prawdy dziejowej — fałszywych, ze stanowiska moralności — przesadnie wypaczonych, a już z tego względu dla Rusi szkodliwych. Już to samo zjawisko, że należał do dwóch narodowości, że zerwał węzły tradyeyi i religii, łączące go z polskiem społeczeństwem, że poszedł na służbę idei państwowej, wrogiej zarówno Rusi jak i Polsce, ciekawą czyni tę dwoistą pod względem moralnym postać.

Dla   nas   jest  tern ciekawszy, że w duchu idei państwowej politycznej Rosyi pchnąl swoja działalność historyczną, że wykształcił w tym kierunku całe  pokolenie pracowników, że dziejów własnego i ruskiego narodu użył jako narzędzia walki, że na dzieje polsko-ruskie patrzył przez pryzmat polityki państwowej rosyjskiej, na którą się dal złapać niebacznie: że skutkiem tego, sformułowawszy fałszywe tezy historyczne przeszczepił je ze szkodą prawdy i moralności w uczniów swoich; że stworzył hajdamaczyznę naukową, która dla walki w teraźniejszości szukała w dziejach nieuzasadnionego poparcia. Zastrzyknąwszy truciznę kozackiego warcholstwa  i swawoli w nowożytne społeczeństwo ruskie, oderwał je na długie lala od pracy pozytywnej, skrzywił jego logikę i moralność, a walki przeszłości przekuł na nienawiść, dzisiejszą.

Włodzimierz Antonowicz urodził się w Machnówce, pow. berdyczowskiego gub. kijowskiej 6 stycznia 1834 r. Kto był jego ojcem? Pozostanie to zapewne nierozwiązaną zagadką, chociaż wątek tajemnicy stara się sani Antonowicz uchylić w pamiętniku. Ale i  tu staje w sprzeczności z sobą. Nazwisko Antonowicz wziął po mężu matki. Słówko tedy o tym człowieku, który przeszedł przez życie cicho i spokojnie. Bonifacy Antonowicz, Litwin z rodu, z gub. wileńskiej, szkoły ukończył w Krzemieńcu, (gdy po zamknięciu szkól polskich, żadnych dróg do publicznego kształcenia się nie było, gdyż dla szkół  rosyjskich brakło zarówno uczniów jak i nauczycieli, wytworzył się osobny typ wędrownego nauczyciela t.z. guwernera, wychowawcy. Średnio zamożne obywatelstwo ..Krajów zabranych", niechcąc dzieci swoich pozostawić bez nauki, staralo się wynaleźć "guwernera". Poszukiwano ich miedzy uczniami uniwersytetu Wileńskiego, a później pośród Krzcmieńczanów. Otóż takim "guwernerem" był Bonifacy Antonowicz.
Matka Antonowicza, o której zaraz mówić będziemy, była także prywatną nauczycielką. Gdzie i kiedy spolkala się z przyszłym mężem swoim - niewiadomo dokładnie; Włodzimierz Antonowicz powiada głucho "na jednej z posad". Wychodząc za mąż nie mogła być starszą, jak obaczymy później, nad 18—19 lat. Z małżeństwa tego był syn, który umarł dzieckiem, i córka Ewelina. Charaktery i temperamenty młodych  małżonków były bardzo różne: ona — energiczna, o silnej nieugiętej woli, o despolyczncm zacięciu, on — nabożny, cichy, bojący się żony, miłujący nadewszystko wygodny spokój. Kilka lat małżeństwo pracowało razem: później rozeszli się za chlebem w różne strony. Trwała ta tułaczka długo, aż w  9 łat po rozstaniu się urodził się syn — Włodzimierz.

W nolatkach autobiogralicznych - niedokończonych z powodu śmierci — Antonowicz rzuca garść światła na męską i żeńską progeniturę swego rodu. I nam wypada rzucić na nią okiem w krótkości, gdyż zwolennicy teoryi dziedziczności znajdą tu materyał do licznych uwag i wniosków. Antonowicz sam stara się dać klucz do rozwiązania zagadki jego charakteru. Powiada on :

"W obecnych czasach, gdy antropologia uczyniła duże postępy, nie można zaczynać pamiętników, nie uwzględniwszy w miarę możności własnej genealogii. Genealogia ta niema na celu wysławiania rodu, jak się to okaże na moim przykładzie — a ma służyć, jako wskazówka, ile każdy człowiek otrzymał moralnego spadku po ojcach i jak ten spadek wykorzystał   — czy go zwiększył,   czy   pomniejszył. Zanim rozpocznę sina ira el studio opisywać poprzedzające mnie pokolenia, uważani sobie za obowiązek wypowiedzieć swój pogląd na antropologiczną teoryę atawizmu. Jestem przekonany, że każdy człowiek nosi w sobie uzdolnienia i kierunki, wypracowane duchowo przez cały szereg pokoleń poprzednich; ale to nie wywiera fatalnego kierunku na życie i działalność człowieka; poza tein, co mu przekazali przodkowie, człowiek otrzymuje jeszcze wychowanie, które ma ogromny wpływ na jego kierunek wewnętrzny, a jeszcze hardziej zmienia on swoje wrodzone instynkty zapomocą własnej inicyatywy, o ile ją posiada, zwracając takową, bądź w stronę postępu, bądź w stronę cofania się. Ile procentów może dać człowiek w ciągu swego życia dla postępu — nic wiem; ale myślę, że nie bardzo dużo — sądzę, że od 5 do 15 proc. — zawsze jednakże taką mniej więcej cząstkę może on włożyć do wszechświatowej skarbnicy ludzkich dążeń do postępu. W ten sposób moralna działalność każdego człowieka określa się sumą trzech składowych części: 1) atawizmu, t.j. spadku otrzymanego po przodkach (w najlepszym razie nie więcej, jak 75%  2) wychowania, t.j. sformułowanych zasad czasów ubiegłych (5— 10%)  i 3) własnej inieyatywy (w najlepszym razie do 15%.)"   (...)   Włodzimierz Antonowicz reasumując już jako słarzec, różne warunki i wpływy na kształtowanie się swego życia i charakteru, dopatrzył w sobie kardynalną wadę, a sformułował ją słusznie : „była   to   chęć   wybicia się po nad innych ,wykazania siebie w świetle jak można najlepszem i odznaczenia się czemś szczegółnem." Ale i tu pomylił się, przypisując tę wadę „pyszałkowatości szlacheckiej". Dlaczego "szlacheckiej" kiedy była to wada ogólno-ludzka, a jeżeli w klasach wykształceńszych spostrzegało sie ją częściej niż w innych warstwach, to tylko dlatego że na wyżynach społecznych przybierała ona cechy często wielkie i szlachetne i stawała się podnietą do czynów i dzieł pożytecznych i pięknych, gdy na nizinach umysłowych i moralnych, jako zwykła próżność i chęć popisu okazywała się wadą szkodliwą i pospolitą.
(...)

Lata uniwersyteckie (1855—1860).

Wpływ Antonowicza na otoczenie koleżeńskie był dwoisty: jednych zbliżył do siebie i zmarnował, drugich, rozważniejszych, czujących w sobie polskość wielu poprzednich pokoleń, odsunął. Do pierwszych należał młody Tadeusz Rylski. Antonowicz był jego nauczycielem domowym, uczeń poszedł droga mistrza w chlopomańslwie; naśladując jego demokratyczne, a właściwie hajdamackie poglądy, zmarnował młodość i życie. Rzucił się na agitacyę antyszlachecką, a w domu zacnego ojca i dobrego Polaka, spotkał się z najgorętszą opozycyą. Wytworzyło lo domową atmosferę nieznośnie ciężką. Rylski zaawanturował się do tego stopnia, że chodziły pogłoski, jakoby miał zamiar zamordowania własnego ojca. Demokracya hajdamacka tego rodzaju stała się zgorszeniem całej okolicy. Idąc dalej śladem moralności i przekonań Antonowicza, Rylski przyjął prawosławie, jako religię, która go miała zbliżyć do ludu. W pojęciu tego zbliżenia się poszedł jeszcze dalej — gdyż ożenił się z wiejską  dziewczyną swojej  wsi. Pomiędzy tymi, którzy odsunęli się od Antonowicza—a było ich bardzo wielu i znaleźli się wszyscy w szeregach walczących — jedno z najwybitniejszych miejsc zajął Leonard Sowiński. Chociaż do końca życia pozostał chłopomanem   demokratą,   który w szlachcie widział gnębicieli ludu ruskiego, nie wyrzekał się jednak ani idei polskiej, ani religii, ani narodowości.

Drugim byl Padalica (Zenon Fisz), kolega uniwersytecki Antonowicza, który prowadził z dawnym przyjacielem polemikę w sprawie wydawnictwa aktów. Wrócimy do lego lematu w miejscu wlaściwem. Docinal on niejednokrotnie Antonowiczowi. Śród jednej z dysput, gdy późniejszy profesor i wódz Rusinów wyśmiewał w żółcią przepojonych słowach ustrój Polski i wytykał wady narodowe, poparte sarkazmem, Padalica odezwał się: „błądzić jest rzeczą ludzką, i Noe błądził, ale z pomiędzy synów jeden tylko Cham śmiał się". Ażeby scharakteryzować poglądy Antonowicza na społeczeństwo polskie, które w uniwersytecie jeszcze uważał za swoje, przytoczę kilka wyjątków z jego Pamiętnika, złośliwych, pełnych żółci  i  fałszu:

„Po przyłączeniu kraju do Rosyi, polityczne prawa szlachty były, prawda, zmiejszone, ale natomiast porządek pańszczyźniany, zrównany z tym, jaki miał miejsce w głębi państwa rosyjskiego, znalazł obronę w mocnej władzy administracyjnej i sile wojskowej".

Według zdania rosyjskich historyków i publicystów dzisiejszych, Polska nie tylko nic nie straciła, lecz zyskała nawet na pozbawieniu jej samodzielności  państwowej.

„Samowładztwo panów z teoretycznych marzeń przeszło do rzeczywistości. Panowie mogli żądać pańszczyzny w takich rozmiarach, jakie sanu nakładali. Ich władza nad osobą włościanina  niczem   nie    była   krępowaną i chociaż karać śmiercią włościan nic mogli, lecz prawo chłosty bylo im dane bez ograniczeń. Oprócz lego pan posiadał prawo oddawania włościan w rekruty na 25 lat i wysyłania ich na mocy własnego wyroku do Syberyi na osiedlenie. O formowaniu hajdamackich szajek mowy teraz  być nic mogło, a i uciekać bylo o wiele trudniej. Dochody z dóbr pańskich zaczęły się teraz zwiększać i w początkach XIX stulecia urosły dziesięcin, a nawet dwunastokrotuie w porównaniu z tern. co było za czasów Rzeczypospolitej. Stosunek panów do włościan w kraju południowo-zachodnim był prawdopodobnie ani gorszy, ani lepszy, jak i w innych miejscowościach. Ta sama samowola, ten sam system podkupu urzędowych figur z adminislracyi, który widzimy w calem cesarstwie rosyjskiem".

Cóż za zbrodnię popełniła szlachta, skoro wzmagał się jej dobrobyt, skoro slosunki pańszczyźniane były takie same jak w Rosyi i obowiązywało jednakie prawo? Że prawo było niesprawiedliwe dla całej warstwy ludowej, jest to winą wieku i prawodawstwa, ale nie ludzi korzystających z praw.

"Pan tylko siebie za człowieka uważał, zgoła nie dopuszczając myśli, aby i włościanin mógł być człowiekiem. Ciągłe chłosty i nadużycia czyniły los ludzi dworskich wprost do niewytrzymania. Oddzielnej kategoryi służby dworskiej nie było, pan brał ze wsi tyle sług, ile mu się podobało i takich, jakich chciał, trzymając ich we dworze, stosownie do swej woli, po lat kilka, po lat kilkadziesiąt, a czasem i przez całe życie. Ta nieszczęśliwa służba dworska była skazaną nie tylko na pracę niewolniczą. lecz i na znoszenie wszelkich kaprysów swego pana. Jeżeli przypatrzymy się kulturze szlachty naszego kraju, to będziemy   musieli przyznać, że była  ona nader słaba. W latach 40- 60 XIX. wieku w całym kraju było trzy rarissimae aves — trzech magistrów, z dalekich przytem uniwersytetów. Wogóle zaś szlachta rzadko kończyła szkoły, a do uniwersytetu wstępowali właściwie nie panowie, a dzieci drobnej szlachty służebnej. Literatura, mająca prawo obywatelstwa w społeczeństwie szłacheckiem, była niebogata, tendencyjna pod względem kierunku i pozbawiona elementów społecznych. Dają. się w niej zauważyć dwa najbardziej wybitne kierunki, z jednej strony idealizacya szlacheckich zasad w historycznych opowieściach Pola i mdławo-filozolicznych wierszach Krasińskiego, a z drugiej strony tak zwana szkoła ukraińska. Nie należy jednakże sądzić tej szkoły, fałszywie opierając się na jej nazwie. To, co Polacy nazywali szkołą ukraińską, nie miało właściwie nic wspólnego z Ukrainą. Pyły to poematy lub opowieści z quasi-ukraińskiej mitologii. lub rozprawy z czasów historycznych, które sławiły rycerskość szlachty w walce z kozakami Kozak w utworach szkoły ukraińskiej był wystawiony bądź jako wierny sługa pański, bądź jako bandyta, bądź jako postać fantastyczna, którą nawet opisać jest rzeczą niemożliwą. Tak naprzykład w utworach jednego z poetów tej szkoły, Olizarowskiego, cała treść poematu w tem się streszcza, że kozak na prośbę swej ukochanej rzuca się dopędzać chmurę, by onej chmury kawałek przynieść jej w podarunku. Pominę poematy Słowackiego, jako poety, który sam o sobie mówił, że jest zupełnie subjektywnyni i że opisuje nie to, co było w rzeczywistości, lecz to, co pragnął w niej znaleźć."  

Należy pamiętać o lem, że są to sądy i poglądy człowieka, stojącego na świeczniku ukraińskim, przewodnika narodu. Możnaby z naszym Aeernem  powiedzieć : ślepi   wodzowie ślepych. Słowem, społeczeństwo polskie, współczesnic Antonowiczowi, miało być nicością moralną i  umysłową. Antonowicz potralil wynaleźć wśród szlachty kresowej nawet to, czego żaden Rosyanin nie dostrzegł, czego nawet Bibikow nie mógł znaleźć — jezuitów. A co też wyrabiali ci jezuici, proszę łylko posłuchać. Niezadługo przeczytamy to w ruskich podręcznikach szkolnych :

„W tem mało kulturalnem  i apatycznem społeczeństwie szlacheckiem znalazła się grupa ludzi, którzy zdecydowali się wykorzystać taki stan rzeczy i schwycić wszystko w swoje ręce. Byli to jezuici. których klasztory były pozamykane i którym pobyt w Rosyi był oficya1nie  zabroniony, co wszakże nie przeszkadzało temu, że organizacya jezuicka istnieć nie przestawała, a należeli do niej ludzie różnych stanów związani z organizacya ślubem posłuszeństwa. Aby mieć wpływ na szlachtę, postarali się oni skodyfikować wszystkie zasady, które błądziły wśród społeczeństwa, nie ujęte w żadne formy, a do głównych zasad zaliczono — katolicyzm, polski patryotyzm i szlachectwo, jako dogmat. W tym czasie, gdy miałem możność spotkać tych ludzi, prowincyałem ich na kraj południowo-zachodni był znany kaznodzieja kijowski ksiądz Godlewski, a udział w zgromadzeniu przyjmowało bardzo wielu łudzi wolnych profesyi, głównie zaś nauczycieli domowych. Widząc nieokreśloność społeczeństwa szlacheckiego, jezuici usiłowali zlać jego dążenia w pewien zorganizowany system, dzięki czemu od razu zdobyli duże wpływy. W tym również celu obsadzali oni swoimi członkami ekonomiczne i pedagogiczne posady u panów, tak że nie było prawie bogatszego domu. gdzieby jezuita nie zajmował stanowiska — rządcy, nauczyciela, kapelana, lub czegoś w tym rodzaju. Członkom swoim stwarzali oni głośną a niezasłużoną reputacyę i ja sam spotykałem się u pewnego bogatego pana z nauczycielem Postępskim. posiadającym świadectwo domowego guwernera. którego jednakże wszyscy uważali za magistra matematyki. W ten sposób jezuici nietylko kierowali społeczeństwem szlacheckiem, lecz i ciągnęli stąd zyski materyalne. Umieli oni skłonić wiele osób zamożnych  do zapisów na rzecz zakonu (Berezowski, Waszyński), werbowali młodych ludzi, Formując z nich początkowo religijne bractwa, w rodzaju bractwa Serca Jezusowego. których członkowie obowiązani byli spełniać pewne religijne obrządki i płacić składki, a na wybitniejsze pośród nich jednostki zwracali szczególniejszą uwagę, wprowadzając takowe do swojej organizacyi".

Oto tak  wygląda Ukraina-Ruś Hruszewskiego pod piórem miłującego lud wiejski odszczepieńca. Nic dziwnego. Antonowicz był sprawiedliwym, bo nawet ojcu i matce czarnych  barw nie żałował. Obarczając szlachtę kresową najrozmaitszymi zarzutami, oczywiście i to przypomniał, że nadużywała prawa pańszczyźnianego i kazała robić chłopom 6 dni  w  tygodniu. Zapomniał tylko o pewnych drobnostkach. Nadużycia jeśli były, to z winy niedołężnego rządu, że prawo zwyczajowe ludu szanowano, że w święta ludowe nie było pańszczyzny — a któż  policzy owych Aleksijów czołowikiw bożych, Dmytrów, Iwanów etc.! że było 19 świąt  kościelnych,   19 galówek   (tabelnyje  dni) i 52 Niedziele. Zapomial dodać, że chłop nie płacił podatków, tylko "pan" za niego, nie płacił za używaną ziemię, brał budulec z dworskiego lasu, bezpłatny opal; że "pan" budował dla niego cerkiew, parochowi dawał opał, budulec i ziemię. Jużci - to była wielka krzywda ludowi, bo przecież coś u "pana" zostało jeszcze. Nic mam zamiaru bronić nadużyć, ale — wylew żółci  jest zawsze tylko chorobą.

Widzieliśmy już, że Antonowicz odbywał wakacyjne wycieczki z Bryckiego do siostry. Na tem bynajmniej nie zakończyło się. Po roku 1850 przybierały one charakter regularny i kierowane były myślą poznania ludu wiejskiego. Gdyby Antonowicz znalazł się w otoczeniu ludu polskiego, gdyby miał możność poznania jego życia i otaczającej go przyrody, byłby się niezawodnie stal jednym z najwybitniejszych polskich etnografów. Los pokierował nim inaczej. Rozbudzony umysł młodzieńca fantastycznemi powieściami Czarkowskiego, podniecony czytaniem Skalkowskiego, stworzył w swojej wyobraźni Kozaczyznę nie istniejącą nigdy, na którą powieściopisarz patrzał przez pryzmat poezyi, a historyk opowiadał tylko końcowy ustęp z jej życia. Zainteresowany Kozaczyzną, jako objawem społecznym, wojskowym, a poniekąd państwowym, zapragnął poznać sferę ludową, z której urodziła się Kozaczyzna. Do tego celu wiodła tylko podróż piechotą, z tobołkiem  na plecach, od wsi do wsi. Taką drogę poznawania wybrał Antonowicz, a nie można zaprzeczyć, że była lo droga najkrótsza i najlepsza. Nie przyniosła wszakże pozytywnych i dodatnich rezultatów. Stała się tylko podkładem i materyalem do przyszłej pracy i budowy. Z tego co czytał Antonowicz w okresie do roku 1860, wrażliwa dusza młodzieńca wchłaniała i odczuwała tylko pierwiastki wszechludzkie i na tej kanwie rysowała się w jego wyobraźni olbrzymia postać ludu-męczennika, pracującego na roli, przykutego do roli, zależnego, jak niewolnik prawie, od siły państwowej, która się nazywała strasznem dla niego imieniem — pan. Prosty umysł ludu nie sięgał głęboko, nie widział gdzie i w czem leżą krępujące go łańcuchy, on widział tylko ostatnie ogniwo tego łańcucha w panu. I Antonowicz łatwo przyswoił sobie nie tylko psychologię ludu. lecz jego pogląd na własną dolę. Poznanie nielicznych wówczas dzieł historycznych, obejmujących mniej lub więcej szeroko dzieje polsko-ruskich zatargów (Markiewicz, Historya Russów, Kamieńskij) — polskie opracowania prawie nie istniały — pokazało mu straszny obraz prześladowania i gnębienia tego ludu przez państwo polskie. W tych argumentach — przesadnie fałszywych — znalazł nie tylko poparcie usprawiedliwienia i wytłumaczenie genezy krzywd ludu, ale znalazł winowajcę tych krzywd.

Był to w jego przekonaniu, a raczej w przekonaniu historyków rosyjskich, szlachcic polski, spadkobierca swawoli i nadużyć, jak mniemano, dawnej Rzplej polskiej — pan polski. W ten sposób znalazł niejako poszukiwaną niewiadomą, za pomocą której mógł odtąd rozwiązywać wszelkie zagadnienia przeszłości, którą mógł podsunąć pod każdą kwestyę społeczną, ekonomiczną, historyczną i  rozwiązać ją z łatwością. Tak więc szkolą, literatura, książka, jednostronne i fałszywe z jednej strony, z drugiej żywa masa ludowa, odrębna od polskiej i rosyjskiej, pozwoliły młodzieńcowi nie tylko formułować pojęcie odrębności szczepowej, lecz wynaleźć dla przyszłości i teraźniejszości klucz otwierający ciemnie dziejowe, a dla przyszłości drogowskaz. Kluczem — były jakoby jakieś wielkie winy Rzplej względem Rusi w przeszłości, w teraźniejszości „pan" stawał się biczem bożym, a najbliższa nadzieja na lepszą przyszłość — wyrwanie chłopa ruskiego z rąk pana-Polaka. O panu-Rosyaninie mowy nie było, bo nie wolno było mówić o nim z tego stanowiska co o Polaku.

I oto geneza rozbudzenia miłości dla ludu i nienawiści dla jego w rzekomych gnębicieli. Wyrabiało się powoli przekonanie, niczem nieuzasadnione, oprócz sentymentalizmu, że spodem fala ludowa niosła wszystko co było śród ludności najlepszego i najszlachetniejszego, a górą płynął prąd ciemiężyciełi, gnębicieli, wyposażony we wszystkie możliwe wady i biedy. Jednych   można   było tylko miłować, drugich, tylko nienawidzieć. W dalszym ciągu życia Antonowicz te pierwiastki wzmacniał i rozwijał.
I oto w ten sposób powoli formowały się w młodzieńczym zapalnym, a niewyrobionym umyśle, poglądy ukrainolilskie, miłość pełna sentymentalizmu i uniesienia, na razie bez żadnego prawie oparcia, wynikająca z nieokreślonej litości i sympatyi. Podstawy dla sentymentu znalazły się później. Powiedziałem, że gdyby przypadek rzucił był późniejszego historyka Rusi w sferę ludu polskiego, byłby się stal tak samo zagorzałym jego obrońcą jak stał się obrońcą ludu ruskiego. W Rosyi byłby Sacharowem, w Serbii — Wilkiem Karadżiczem. Nosił w duchu swoim i charakterze ideę miłowania słabych i upośledzonych, a uporczywość, z jaką trwał przy raz powziętych przekonaniach, pozwalała mu wytrwale i konsekwentnie w raz powziętym kierunku pracować.

Nie wiemy czy ta wędrówka wzdłuż i wszerz prawosławnej Rusi wydała jaki plon naukowy — mało śladów pod tym względem pozostało — ale zadzierzgnęła między nim a Rusią niewidzialny węzeł sympatyi i niewątpliwie stała się impulsem do badań historycznych i do wyboru drogi pracy na cale życie. Natrafiał w tej podróży na świeże jeszcze podania o hajdamakach, na legendy kozackie o walkach z Polakami, oglądał ruiny Siczy, a to wszystko,    podsycane   wspomnieniem   książkowych wiadomości, formowało w duchu zbyt jednostronnym poglądy młodzieńca na przeszłość i  teraźniejszość ludu wiejskiego. Kilka lat trwały takie wycieczki w przebraniu chlopskiem; świty włościańskie i długie buty otwierały im drogę do chat  wiejskich i do dusz wiejskich. Wołyń, Podole, Ukrainę Chełmszczyznę, tak zwaną Noworosyę, dawne Dzikie Pola aż do morza - wszystko przemierzył nogami wlasnemi. Takie wędrówki nie mogły były ujść czujności władz, tem bardziej że młodzi zapaleńcy, wracając z wakacyi, dzielili się z kolegami swemi wrażeniami. A działo się to, jak powiedziałem, w chwili dużego rozbudzenia się życia umysłowego, szczególnie śród młodzieży akademickiej w Kijowie. Młodość lubi krytykę, chociaż rzadko zdaje sobie sprawę do czego bezwzględna krytyka własnego narodu i społeczeństwa zaprowadzić może. Otóż, owe sprawozdania młodych zapaleńców nacechowane były zbyt lekkomyślnem potępieniem szlachty i całego szlacheckiego społeczeństwa na Rusi. . 
"Pan", "szlachcic" stal się kozłem oliarnym, odpowiedzialnym i za siebie i za system rządowy rosyjski. Obwiniano nie rękę, ale miecz. Ponieważ taka krytyka, zbyt głośna, przybierała charakter epidemii złośliwej, nic dziwnego że budziła ona niepokój, zarówno ze strony rządu jak i krytykowanych szlachciców.

Niepewność rzeczywistego stanu rzeczy. zwiększała obawy, które przybierały na się potworne kształty. Obawiano   się   rozruchów, za wichrzeń, rzezi, świeżo jeszcze tkwiły w pamięci krwawe wypadki 
"zapisywania w kozaki". Ażeby wyświetlić całą sprawę, postanowiono oddać ją do sądu szlachcie. Antonowicz dostał wezwanie od marszałka berdyczowskiego, do którego juryzdykcyi należał, ażeby się stawił i usprawiedliwił się z pogłosek, obiegajarych o nim. jakoby szerzył ateizm. nienawiść do szlachty, a lud wzywał do rzezi  panów. Antonowicz stawił się. Nietrudno było usprawiedliwić się — z pogłosek. Słodko wymowny Bobrowski, który sam w swoich Pamiętnikach splugawil całą szlachtę na Rusi zamieszkałą, skorzystał z okazyi wygłoszenia mówki. A szlachta, znając tę słabostkę petersburskiego liberała, zbyt mało dawała mu okazyi do gadania. Wybrząkal tedy swą mowę na temat, że — nie trzeba prześladować ludzi za teoretyczno-lilozołiczne przekonania i że dobrze jest że młodzi ludzie nie tracą czasu na hulanki, lecz pracują nad kwestyami społecznemi. Właśnie mówił o tem czemu nikt nie zaprzeczał wcale, a zbyt przewidującym  nie okazał się.
Rząd ze swej strony pragnął wyjaśnić, ile też w mętnych pogłoskach leży prawdy, a właściwie czy nie jest  to akcya antyrządowa.
Antonowicz, oskarżony o utworzenie komunistycznego stowarzyszenia, został wezwany przez jeneral-gubernatora do wytłumaczenia się. Z tego tłumaczenia się wynikło jedno tylko zdeklarowana nienawiść Antonowicza do   szlachty.   To nie tylko   nic   było   zbrodnią wobec rządu rosyjskiego, ale przeciwnie — tolerowano ją jako wybryki młodzieży nieszkodliwe. W cichości podzielano przekonanie, że mogą one być nawet pożyteczne. Niedługo trzeba było na to czekać. Kolega i przyjaciel Antonowicza Tadeusz Rylski, jako młodzieniec bardziej krewki, a mniej ostrożny, pozwalał sobie wobec komisyi na różne eksknrsy i — skazany został na wysłanie do Kazania.   Antonowicz wyszedł cało.

W każdej działalności swojej był przede-wszystkiem organizatorem i agitatorem. Działalność ta da się podzielić na dwa wielkie okresy : do roku 1863 wyłącznie społeczna, z domieszką marzeń politycznych; od r. 1863 naukowa, w myśl zadań polityki rosyjskiej. Dopiero w drugiej połowie drugiego okresu, po r. 1880, przeszedł stanowczo na pole pracy, nie mającej żadnego związku z polityką i ideą społeczną — do archeologii. W tym też porządku, równorzędnie z jego życiem, rozpatrzymy pokrótce działalność tego niezwykłego, dziwnego, zagadkowego i tajemniczego człowieka, z wykluczeniem archeologii. Początki działalności jego w uniwersytecie jeszcze ograniczały się do wpływu na młodszych i zapaleńszych kolegów, którzy nie mogli znaleźć drogi do zużytkowania nadmiaru posiadanej energii. W tym przełomowym czasie w dziejach Rosyi, Antonowicz z medycznego wydziału przeniósł się na historyczno-filologiczny,   i umacniając   swoje przekonania    antypolskie powagą pofesorów, rozpoczął samodzielne studya nad dziejami Rusi pod duchowem przewodnictwem "kazionnych historyków". Dla tych studyów miał już z góry sformułowane poglądy przez mistrzów swoich, miał ramy gotowe dla przyszłych prac nad dziejami Rusi. Nie trudno się było domyśleć, jakie obrazy w te ramy wprawiać będzie. Droga jego przyszłości zarysowywała się wyraźnie, zagadką tylko było, komu służby swoje ofiaruje. Ubogi, skromny, pracowity, oddany wyłącznie studyom historycznym, lekcyami prywatnemi zarabiał na chleb powszedni. Równocześnie jednak brał gorący i żywy udział wżyciu akademickiej młodzieży polskiej.

Wspomniałem już o tem, że rok 1856 można uważać za przełomowy w życiu polskiego społeczeństwa na Ukrainie, że od tej chwili rozpoczęła się inna doba życia dla młodzieży akademickiej uniwersytetu kijowskiego. Jeżeli uznanie potrzeby rozwiązania kwestyi włościańskiej i powszechne zainteresowanie się nią całego polskiego wykształconego ogółu można przyjąć za chwilę rozbudzenia się społecznego, to narodowe przebudzenie się Ukrainy, na czele którego stanęła młodzież uniwersytecka w Kijowie, niewątpliwie przypisać należy wpływom polskiej emigracyi, skupionej przeważnie w Paryżu i Londynie. Wszystkie ideały emigracyjne. z Polską od morza do morza, z wolnym ludem, z przesadną wiarą we własne siły, z wiarą w możność   rozwiązania kwestvi polskiej tylko
orężem — wszystko lo stało się programem demokratycznym młodzieży kijowskiej. Pod hasłem tych ideałów rozpoczął się ruch narodowy, agitacyjny. Centralizacya paryska miała wszędzie swoje agencye, swoich ludzi. W. Antonowicz był jednem z jej narzędzi, bardzo czynnych. W r. 1800 przyjeżdżali na kontrakty kijowskie redaktor Constitutionel'a i Levy, zaszczycony niegdyś przyjaźnią Adama Mickiewicza, i zbierali składki na mające się formować legiony polskie. Już wówczas istniały w Kijowie organizacye akademickie i w całym kraju zawiązywały się tajne grupy antyrządowe. Były to roboty przygotowawcze, mające na celu skupianie ludzi pod jednym sztandarem narodowym, koło jednej idei — potrzeby wyzwolenia się z jarzma.   Wówczas Antonowicz uchodził jeszcze za gorącego Polaka, podzielającego te poglądy i hasła, a jego ostre demokratyczne przekonania, noszące wybitny charakter demagogii, niezbyt raziły przewódców, którzy oddawali się złudnemu marzeniu, że w imię ideałów kozaczyzny, z polską szlachtą pójdzie do walki o wspólną wolność — ruski lud. Tkwiła w tern głęboka nieznajomość psychiki tego ludu.

Nie wiemy, w jaki sposób Antonowicz zbliżył się z Centralizacya, dość że z jej ramienia był czynnym. Jeśli wierzyć członkowi Komisyi śledczej w Wilnie N.B.Gogielowi, Antonowicz w r. 1860 jeździł jako emisaryusz ukraiński z listami do Petersburga, widział się tam z Ohryzką i innymi, informując o stanie robót przygotowawczych w kraju. Odwiedzał także Warszawę, gdzie stykał się z Kraszewskim, Moskwę, gdzie porozumiewał się z Kiniewiczem i Dalewskim. Pierwszy, jak wiadomo, był rozstrzelany za usiłowanie zrobienia dywersyi na rzecz walczącej Polski, w Kazaniu; drugi powędrował na Sybir  do   ciężkich   robót.   Słowem   działalność Antonowicza była dla Kosyi świadomie szkodliwą, a całkowicie poświęconą sprawie polskiej. W tym okresie, jakkolwiek gorący przyjaciel ludu ukraińskiego, jak wielu młodzieży akademickiej, stał w zupełności na gruncie programu historycznej Polski i z polityki ogólnopolskiej nie wyłączał Rusi. W kilka lat później, gdy już stanął zdecydowanie i jasno po stronie rządu, jak wielu przed nim już to uczyniło, Komisyc śledcze w Wilnie i Kijowie wykryły współudział Antonowicza w pracy przygotowawczej do powstania, ale wciągu ostatnich dwóch lat pojęcia jego polityczne i przekonania społeczne tak się wyklarowały, że stal się głównym, popularnym i stanowczym wrogiem polskości. Klęska roku 1863 wyleczyła go ze złudzeń, a wzmocniła w nim krytycyzm polskiego społeczeństwa. Rząd rosyjski zrozumiał rychło, ile pożytku odnieść może w walce z polskością od takiego gorącego i w broń stosowną zaopatrzonego sojuszuika, jakim się okazać już zdołał Antonowicz. Rozpędzając przeto wszystkich po Sybirach i Uralach, Antonowicza zostawił w spokoju. Czekała na niego praca dalszego plugawienia dawnej Rzptej polskiej. Stał się on dla historyi i polityki państwowej tem, czem Bobowscy i Siemaszkowie dla prawosławia, o tyle pożyteczniejszym od nich, że pociągnąwszy całą inteligencyę ukraińską ku przeszłości, oceniał tę przeszłość z punktu polityki i nauki rosyjskiej, rozbudził   bezpodstawna nienawiść   do   Polski, zamknął zupełnie przed nią oczy na przyszłość i utopił w żółci i goryczy własnej ideę pożytecznej pracy dla Rusi.


Zmiana narodowości (1861).

Gdy na uniwersytecie kijowskim potworzyły się naprzód kola koleżeńskie, a później ukształtowały się z nich grupy polityczne, Antonowicz nie odrywał się wcale od polskości. Grupy te nazywały się gminami. Istniała tedy gmina: Ukraińska, Podolska, Wołyńska, Litewska i Królestwa Kongresowego. Nie tworzyły one bynajmniej związków zamkniętych i nosiły cechy raczej terytoryalnych granic, niż politycznych lub społecznych. Pod względem społecznym do wszystkich gmin należała prawie wyłącznie szlachta, gdyż inne warstwy do uniwersytetu nie uczęszczały. Członkowie sami przystępowali do tej gminy, do której pragnęli zaliczyć się na podstawie bądź przynależności terytoryalnej, lub przekonań, bądź związków koleżeńskich. Wolno było na zebrania jednej gminy przychodzić członkom innych — po prostu dla lepszej informacyi co się śród młodzieży dzieje. Antonowicz należał do gminy ukraińskiej. Sosiński utrzymywał, że początkowo do litewskiej się zapisał. Duch całej młodzieży ówczesnej akademickiej w Kijowie  był mocno demokratyczny, z zabarwieniem z jednej slrony ludowem, według słusznego hasła emigracyjnego: w czyjem ręku lud, w lego ręku sprawa polska, z drugiej aniyszlaclieekim. Jeżeli sympatye dla ludu wiejskiego wogóle łatwo dadzą się wyjaśnić, zrozumieć i usprawiedliwić, to tendeneye antyszlacheckie były tylko następstwem patrzenia na dzieje własne przez pryzmat rosyjskiej polityki i szkoły. Zetknąwszy się z tą szlachtą w robocie, że tak powiem, pozbywano się rychło uprzedzeń i fałszywych sądów, gdyż przekonano się, że ona jedna dotychczas przechowywała w duszy swojej ideę polską, że tą ideą walczyła przez sto lat prawie, a brak powodzenia i nieszczęścia, jakkolwiek dotykały cały naród, to ją — najwięcej, bo ona ziemią, życiem i krwią płaciła za niepomyślną walkę o tę ideę. Oczywiście, że w oczach Rosyi ci wieczni buntownicy, ci szlachcice, musieli uchodzić za najgorszych ludzi, bo gdy lud wiejski milczał, mieszczaństwo ledwie półgębkiem odzywało się, szlachta jedna walczyła i dla tej walki nie żałowała ani mienia, ani życia, ani pieniędzy. Urzędowi historycy nie lubili wobec polskiego audytoryum mówić szeroko o swoich oprycznikach, bojarach i dworzanach carskich, którzy krew z ludu ssali, ale o nadużyciach, swawolach i fantazyach polskich szlachciców z lubością rozprawiali. Wytworzyło się w ten sposób pojęcie o szlachcicu polskim jako o osobniku, dźwigającym na sobie   zbrodnie   polityczne,   społeczne,   narodowe z przeszłości, a dziś niezdolnym do niczego, szkodliwym, godnym wytępienia tak, jak wilcy w Anglii.

Nie myślę wcale bronić nadużyć szlachty polskiej, jak nie dadzą się obronić nadużycia klas rządzących nigdzie, ale inny i z innego stanowiska jest pogląd na te nadużycia historyków rosyjskich, inny nasz. Gdy przeto większość młodzieży kijowskiej, znając wady własnego narodu, nie odrywała się jednak od niego, Antonowicz w krytyce tego społeczeństwa poszedł do ostatnich granic i doszedł do odstępstwa. Wiodła go do tego chęć przewodnictwa, chęć zajęcia dominującego stanowiska i takie samołudzenie się, jakiemu ulegał Chmielnicki gdy wierzył, że pod "mocną ręką" znajdzie opiekę i wolność. Wyłączył się tedy Antonowicz z gminy polskiej i założył odrębną, swoją Hromadę ukraińską [1] — bez ukraińców. Należeli do niej sami Polacy. Nie wiem czy kilku Rusinów o niewyraźnym patryotyzmie ruskim znalazłoby się w tej gromadzie. Przed r. 1863 inteligencyi ruskiej na Ukrainie nie było prawie, nie było przeto komu i z Antonowiczem łączyć się. Z Hromady  owej powoli usuwać się poczęli Polacy.Jednym już wówczas krytyka Antonowicza pachniała odszczepieństwem, drudzy dojrzewając umysłowo, odrywali się od jego hajdamackiej demokracyi. Przy Hromadzie   pozostały żywioły najbardziej bałamutne, najskrajniej demokratycznie     usposobione,   a   przeniknione  sympatyami o nieokreślonych ściśle granicach, dla Rusi, łudziły się możnością odegrania samoistnej roli. Z działalności, a bardziej ze słów Antonowicza widać hyło, że marzy o stworzeniu stronnictwa ruskiego, niezależnego od Polaków. Walka z Rosyą stawała się coraz bliższą, coraz hardziej nieuniknioną. Co ona przyniesie, nikt na pewno nie wiedział. Antonowiczowi zdawało się, że w tej walce udział weźmie także owo sformowane przez niego w zarodku stronnictwo ruskie bez Rusinów — dyplomatycznie, i coś będzie mogło zyskać dla narodu. Dotychczas grupa ruska, z Antonowiczem na czele a z Polakami jako członkami, działała wspólnie z polskiemi, ale śród dyskusyi koleżeńskiej postawiono pytanie: czy, zamiast popierać wspólne dążności, nie lepiej byłoby walczyć o interesy wyłącznie ruskie? Antonowicz rozstrzygnął pytanie na korzyść potrzeby samodzielnego ruchu ruskiego. To był początek rozłamu w Hromadzie. Większość stanęła na gruncie państwowości polskiej, mniejszość z Antonowiczem na czele, postanowiła działać na własną rękę i żądać od Rosyi zupełnej autonomii Rusi. W styczniu 1861 roku, w piśmie wydawanem w Petersburgu przez garstkę niezdecydowanych ukrainofilów, ukazał się pierwszy artykuł Antonowicza przeciwko ruchowi polskiemu na Rusi, identyfikującemu sprawę Rusi z sprawą polską. Artykuł ten był ogromnie na rękę Rosyi, bo wprowadzał   rozłam   i   rozdwojenie   do   jednolitej   dotych czas pracy młodzieży kijowskiej. Był on klinem, który rozsadzał i osłabiał całą polską robotę. Doniosłość tego artykułu oceniono należycie i zwrócono uwagę na młodego zapaleńca, który tak w porę przychodził im pomocą.

[1]  Jak się przypuszcza 
kijowska Hromada z drugiej połowy XIX stulecia, której członkami byli Antonowicz, Dragomanow i inni, była organizacją pomocniczą Loży Słowian Zjednoczonych. Włodzimierz Antonowicz, przywódca kijowskiej Hromady, jej dusza, główny ideolog i główny organizator, zapewne należał  także i do Loży. To pozwala zrozumieć jego rolę w doprowadzeniu w 1890 roku do “ugody" galicyjskiej. I zapewne także i Hruszewski, protegowany Antonowicza.  
Ukraiński autor M. Hałyn pisze o Hromadzie co następuje:

,,Stara Ukraińska Hromada" w Kijowie była organizacją ściśle konspiracyjną, bardzo zwartą. Istniała od rok 1863 do 1919. Autor nie był jej członkiem, ale wiele o niej wie. Głównymi osobami w Hromadzie byli Antonowicz i P.H.Żyteckij. Należał do niej także i Dragomanow, ale potem wystąpił. Autor wymienia kilkanaście nazwisk członków. Mówi, że w istocie było ich dużo więcej. Antonowicz był wychowawcą całego pokolenia uświadomionej inteligencji ukraińskiej. Tadeusz Rylski też był członkiem Hromady. Był to polski szlachcic. Ożenił się z chłopską córką, prawosławną. Spowodowało to ,,lament" w jego rodzinie, że ożenił ale ze schyzmatyczką. Czasopismo “Kijewskaja Starina" było ,,organem" Hromady. Rok 1905 przyniósł ze sobą przewrót w Hromadzie. Starzy członkowie pomarli, “ukrainofilstwo" się skończyło, został ruch ukraiński bez “filstwa". “Do roku 1905, przez cały czas od początku jej istnienia, a czas ten trwał 50 lat, skład Hromady pozostawał prawie nie zmieniony. Ja nie znam przykładu, by gdziekolwiek w świecie, jakakolwiek nielegalna partia, a Starą Hromadę trzeba uważać za nielegalną partię, istniała tak długo w prawie niezmienionym składzie... Swoją historyczną rolę Stara Hromada spełniła.”  - przypis za artykułem: Ruch ukraiński i masoneria


Jakkolwiek Antonowicz ukończył uniwersytet już w r. 1860, nie zrywał jednak związków koleżeńskich, i jak widzieliśmy, pracował w Centralizacyi. Z chwilą założenia Hromady pojęcia jego polityczne i społeczne poczęły odchylać się od wspólności polskiej. Stawało się to coraz bardziej jaskrawem z rozpoczęciem jego karyery służbowej. Po ukończeniu uniwersytetu, jako nauczyciel wykładał w I. kijowskiem gimliazyum łacinę, a w rok później historyę Rosyi w korpusie kadetów w Kijowie. Nienawiść do wszystkiego co polskie otwierała mu drogę — do pracy, której nie każdy chciał się podjąć. Niegdyś dla hetmaników kozackich, kłócących się między sobą i dla starszyzny posyłano ruble i sobolowe szuby, teraz urzędniczy chleb zamykał usta ruskiej inteligencyi. Za tym chlebem poszedł Antonowicz. Budził w obcym rządzie — może zupełnie nieświadomie— nadzieje sojuszu i nadzieje te nie zawiodły. W chwili nieoczekiwanego i niezwykłego rozbudzenia się kresowego społeczeństwa, taki człowiek jak Antonowicz, w walce z wlasnem społeczeństwem będący, niezmiernie mógł być pożytecznym. Uśmiechano się do niego, a on, może nawet bezwiednie, pochylał się ku tym uśmiechom. Dopomogła do lego ważna okoliczność, klóra z jednej strony usunęła Antonowicza od współdziałania z Polakami, z drugiej przechyliła go na stronę urzędowych poglądów. Wahając się długo między dwiema religiami, dwiema ojczyznami i dwiema narodowościami, Antonowicz uchylił wreszcie przyłbicy — i stało się widocznem, w jaką stronę wzrok jego skierowany. Wszyscy dostrzegli — on jeden tylko zdawało się, nie wiedział dokąd idzie i gdzie zajdzie.

Wiadomo, że uniwersytet kijowski powstał z funduszów polskich, szlacheckich, że większą część zbiorów z Wilna i Krzemieńca tu przeniesiono, że rząd rosyjski miał go stworzyć wrzekomo dla szlachty polskiej. Wszystkie koła młodzieży zgodziły się na wysłanie deputacyi do Petersburga z memoryałem o potrzebie wprowadzenia do wykładów uniwersyteckich języka i literatury polskiej — a wogóle języka wykładowego polskiego. W przewidywaniu, że deputaci zakończą swoje sprawozdanie w fortecy Petro-Pawłowskiej, postanowiono zarządzić losowanie. Już deputaci byli wybrani, kiedy zjawił się Antonowicz, proponując porozumienie się z Rusinami i swoje pośrednictwo. Sam fakt, że zaproszonym na wspólne narady nie został, świadczył, że z bożka krytyki zeszedł na człowieka małego zaufania. Przyszedł tedy sam i począł przedstawiać, że deputacya będzie posiadała większe znaczenie, jeżeli popartą będzie przez żywioł  "miejscowy". Tern samem zaznaczał,  że   Polacy   takim   żywiołem nie są, a równocześnie był to dowód, w jaki sposób ustalały się jego poglądy historyozoficzne i w jakim kierunku. W końcu długiej i bezcelowej dyskusyi pokazało się, że grupka Polaków „miejscowych" uważających się za Rusinów, z Antonowiczem na czele, wówczas dopiero skłonną będzie popierać te żądania, jeżeli deputacya prosić będzie o katedrę literatury polskiej i języka ruskiego. Literatura ruska jeszcze wówczas nie istniała, a raczej była w zarodku. Antonowicz zagroził, że jeśli Polacy wyślą swoją deputacyę, to on postara się o kontr-deputacyę, która prosić będzie, ażeby rząd nie pozwolił Polakom na język wykładowy polski. Nie wiem, jakie granice owej „katedrze języka ruskiego" zakreślano, gdyż jeżeli dzisiaj literatura ta posiada kilku bardzo miernych zdolności przedstawicieli, to wówczas była jeszcze uboższą: okruchy niepewnego pochodzenia, poezya bez ducha i trochę polemicznej religijnej literatury w języku białoruskim. Oto było wszystko. Z katedrą literatury i języka ruskiego można było bez niczyjej szkody wstrzymać się — bo ruskiemu społeczeństwu przedewszystkiem potrzebną była znajomość abecadła. Słuszność, jak się później pokazało, była po stronie młodzieży polskiej. Polaków nie można było urzędami i pensyami przekupić. Rusini z dobrą miną sami szli w pułapkę. Z tego rozdwojeniu z ogromną zręcznością skorzystał rząd i użył go jako atutu przeciwko ruchowi polskiemu. Zgoda Polaków z Rusią była dla rządu rosyjskiego zawsze niebezpieczną; rozłam — zawsze pożyteczny. Dla lego też Antonowicza lak chętnie pochwycono w urzędowe objęcia: droga, na jaką wstąpił, była zbyt widoczną, zbyt dla rządu rosyjskiego dogodną, aby z błędu nowego renegata nie skorzystać.
Dla kolegów — przynajmniej dla znacznej niezaślepionej większości — dla polskiego społeczeństwa wreszcie, przypatrującego się jego robocie z daleka, nie ulegało wątpliwości, w którą stronę pochylił się stanowczo Antonowicz. Szkodliwość jego dla nas była widoczną, a jednak to był tylko początek i nikt jeszcze nie przypuszczał, ile szkody przyniesie on Rusi, do której się przyznał otwarcie, ile pożytku otrzyma z jego działalności urzędowa historya, o ile powstrzyma przez cale pokolenie politycznyc narodowy i  moralny rozwój Rusi.

Jeden z współczesnych Antonowiczowi publicystów polskich, biorący gorący udział w życiu kresowego społeczeństwa, Zenon Fisz, znany pod pseudonimem Padalicy, nie wahał się już w końcu 1861 roku nazwać Antonowicza w Osnowie — perekińczykiem (perewerteń). W styczniu 1862 roku w tej samej Osnowie Antonowicz otwarcie już przyznał się do odstępstwa. W artykuliku p. t. „Moja spowiedź" wypowiedział kilka myśli, które stały się wytyczną drogą dla dalszej pracy w życiu, a osobliwie w działalności jego historycznej i społecznej. W artykuliku tym okazała się nie tylko jego moralność, ale przewrotność charakteru, krętactwo kazuistyczne i golowe, sformułowane na podstawie polityki urzędowej rosyjskiej, wprowadzonej do nauki dziejów, tezy, dla których później szukał poparcia w materyałach źródłowych  i stosownych rozumowaniach.

Antonowicz przyznał się publicznie do odstępstwa — oderwał się jawnie od społeczeństwa polskiego. Trudno było uczynić inaczej wobec zajętego wrogiego stanowiska dla narodu i sprawy polskiej. „Tak, rzeczywiście -pisał — jestem odstępcą, ale słowo to, samo przez się, nie ma żadnego znaczenia. Ażeby sobie wszakże wyrobić pojęcie o renegacie, trzeba wiedzieć kogo on zdradził i do kogo przyłączył się — inaczej wyraz ten pozostanie bez znaczenia i będzie pustym dźwiękiem". Począł tedy usprawiedliwiać się dla czego własny naród zdradził. Dowody jego, a raczej rozumowania mogły wystarczyć dla urzędowej Rosyi, wobec klórej posiadały niejakie prawdopodobieństwo lojalności, ale wobec etyki dla każdego uczciwego człowieka były obrzydliwe,  a żadne pozory szczerości, żadne stawanie na szczudłach niby wysokich myśli i pojęć, nie w stanie były lego niesmaku zatrzeć. Uskarża się on w swojej „spowiedzi", że zbyt długo podzielał „przyzwyczajenia i przesady społeczne i narodowe" ludzi szlacheckiej sfery, ale gdy "przyszła chwila samowiedzy, z zimną krwią ocenił swoje położenie w kraju, zważył jego wady, rozważył dążności i przyszedł do przekonania, że położenie tej sfery nie ma wyjścia, jeżeli ona nie zmieni swego wyjątkowego poglądu i swoich agresywnie pojmowawanych praw na kraj i jego narodowość"

Powiada on :
„Przekonałem się, że Polacy-szlachcice, zamieszkujący Ruś, mają wobec własnego sumienia tylko dwa wyjścia : albo pokochać naród śród którego mieszkają, pracować dla jego interesów, powróć i ć do narodowości, porzuconej niegdyś przez swoich przodków, a pracą i miłością, według możności, wynagrodzić wszystko złe, wyrządzone niegdyś temu narodowi, który wykarmił mnogie pokolenia wielmożnych kolonistów, płacących za pot i krew pogardą, łajaniem, nieposzanowaniem jego religii, obyczajów, moralności, osoby; — albo, jeżeli starczy im siły moralnej po temu, przesiedlić się na polską ziemię, do polskiego ludu, ażeby wobec samego siebie nie narażać się na zarzut, że się było plantatorem, kolonistą, żyjącym cudzą pracą, że się zasłania drogę do rozwoju narodu ruskiego, w którego chatę wlazł nieproszony, z obcemi, że należy do obozu, dążącego do zdławienia rozwoju narodowego Rusinów".

Śród czułych frazesów nad dolą ludu wiejskiego, na który poza osobistym, innego wpływu polskie społeczeństwo nie miało, Antonowicz oświadcza, że „pokochał ten naród", że postanowił pracować dla niego — z ostrożności nie pisze o charakterze swojej pracy — że pragnął "oświecać ów naród, na podstawie własnych jego zasad narodowych, że żądał, ażeby było południowo-ruskiem (tak) co nie było polskiem, że wreszcie znalazł przeszkody do tego śród społeczeństwa polskiego", lecz ażeby ."uspokoić swoje sumienie" , nie miał innego wyjścia, jak — zostać odstępcą i zapewniał czytelników Osnowy, rząd rosyjski i naród ruski, który z łaski rządu rosyjskiego czytać „Spowiedzi" nie mógł, bo czytać nie umiał. że jest "dumnym" ze swego nowego tytułu, zaręczając że jest to tak dla niego zaszczytne "jak gdyby z papisty (zapewne Polaka rzymsko-katolickiego wyznania) został uczciwym i pracowitym sługą ogólno-narodowej  sprawy, z plantatora został abolicyonistą".

W krótkim wyciągu krótkiej „Spowiedzi" Antonowicza widać tylko sprzeczności, sprzeczności, sprzeczności — między pragnieniem a rzeczywistością, między sumieniem jego a frazesem o sumieniu, między prawdą dziejową a zapatrzeniem się w jeden punkt polityki nowożytnej demagogicznego fanatyka publicysty. Wolno było każdemu i niejeden  to zrobił, porzucić „przyzwyczajenie i przesady kastowe", ale z lego nie wynikała bynajmniej potrzeba wyrzeczenia się religii i narodowości. Religia jest rzeczą sumienia, a narodowość — skupieniem pewnych cech etnograficznych i etnologiczuych, wyrobieniem pewnych, wspólnych temu skupieniu ideałów na dziś i na przyszłość. Takie cechy i ideały, a nawet zadania i cele ogólniejsze, nie formują się za pomocą artykulików politycznych, lecz wytwarza je życie długowiekowe. Nie przekształcają się też one na zawołanie, lecz tyleż czasu co najmniej potrzebują do zmiany ile potrzebowały do utrwalenia się. Stając się dorobkiem kulturalnym, a zatem własnością narodu, są drogie każdej uczciwej jednostce, która nie uważa za rzecz moralną zmieniać swego dorobku jak sukni — na piękniejsze, mniejsza już z tem, że samo pojęcie piękności jest rzeczą względną. Dlatego zwykle każdy naród potępia taką jednostkę, która lekkomyślnie lub dla źle pojętego interesu wyrzeka się swojej religii i narodowości, jako jednostkę pozbawioną przedewszystkiem moralności.
Błędnie rozumował Antonowicz, że byl "oderwany" od ruskiego narodu, że uważał siebie tylko za „kolonistę", gdyż właściwie to co zrobił, da się streścić w krótkich słowach bez bombastycznych frazesów: zmienił tylko religię i poszedł na służbę idei państwowej i to w chwili właśnie kiedy ona stała się zwycięską i kiedy na gwałt   potrzebowała ludzi do walki z polskością. Powiedziano mu słusznie, że jego historya jest "kazionną". Rosya, postawiwszy tezę jedności i jednolitości urzędowej z Rusią, mogła uważać ludność polską, zamieszkującą Ukrainę, za „kolonistów" lub za "oderwanych" od pnia wszechrosyjskiego, ale od polityki do prawdy droga daleka.

Nestor — zadający kłam wszystkim teoryom politycznym o „kolonistach" a dlatego tak bardzo lekceważony przez Antonowicza i Hruszewskiego — późniejszą Ukrainę nazywał "ziemią polską". Kolonizacyę, rozpoczętą od XVI. w. po spustoszeniach tatarskich i innych można i należy nazwać raczej powrotem do starych siedzib. Ludzi i plemiona rozdzieliła religia, ale nie ziemia. Antonowicz radził szlachcie polskiej powrócić do narodowości ruskiej porzuconej, ale nie miał odwagi radzić Czerkaskim, Chitrowym, Oboleńskim i tysiącom innych "powrócić" do praojców swoich, Tatarów; Paskom, Chrapowickim, Żukowskim i w. in. do Polaków; poecie Puszkinowi — do murzynów.

Jeżeli chodzi o składniki etnograficzne późniejszej Rusi wogóle, to ludność miejscowa najmniej ma prawa nazywać się ruską, a tem bardziej jednolitą, gdy zmieszała się z Polowcami, Pieczyngami, Waregaini a później Tatarami i to z tak wielką domieszką różnych niesłowiańskich składników, że dziś jeszcze między ludnością ukraińską wybitnie rozpowszechnionym jest typ tatarski. Do kogóż Antonowicz "powrócił" i kogo uważał za autochtonów? Co do nazwy „kolonistów", przyczepionej do szlachty ukraińskiej, jest ona nawskróś pojęciem politycznem rosyjskiem. Ruś cała, do połowy XVII. w. należała do Rzptej, w której ruch ludności odbywał się w rozmaitych kierunkach. Gdzie zatem ziemia była niczyja, pusta, której miejscowa ludność, bardzo nieliczna, jeżeli i była — nie używała, tam każdy, kto sie na niej osiedlał, stawał się nie kolonistą przypadkowym, lecz obywatelem państwa. To nie Parana brazylijska, Stany Zjednoczone lub Kanada. Nie odbierano ziemi nikomu, bo nie miała posiadaczy, ani Burjatom, ani Samojedom, ani Tatarom i ich współplemieńcom, zasiedlano ją we własnem państwie, bez krzywdy niczyjej, przeciwnie z tym niezaprzeczonym pożytkiem, że opieką, wolnościami i obroną zachęcano na poły osiadłą tubylczą ludność do spokojnej kulturalnej pracy. Dla tej ludności budowano cerkwie — proszę tylko sprawdzić nadania! — sprowadzano popów, słowem, nie "poniewierano" religii, lecz ją szanowano. Temu wszystkiemu chyba żółcią napojony człowiek zaprzeczyć może.  Wprawdzie Sapiehowie, Ostrogscy, Wiśniowieccy, porzucili religię grecką, ależ oni nie uważali się za nic innego jak tylko za Polaków wschodniego obrządku, których do dziś dnia nie brak. Prawosławie nie przeszkadzało im być najwyższymi dostojnikami w Rzptej i całość interesów polskich mieć na pieczy, nawet wtedy gdy wypadało wydawać uchwały  przeciwko .,swawoleństwu" kozackiemu.

Nic nie powiedział Antonowicz o tern, że ażeby być Polakiem, niekoniecznie potrzeba być rzymsko-katolikiem, że religia chrześcijańska szła do Polski dwiema drogami: z Grecyi i z Rzymu, przez Kijów, jakoteż Pragę i Kraków, że zatem Polanie od Dniepru przyjęli grecki obrządek, a od Wisły — rzymski, że w jednym i drugim obrządku są odcienie, które nazywają herezyami, ale przecie ani Mołokanów, ani Skopców, ani Starowierców nie nazywa nikt Rusinami, tak samo jak nie nazywano Aryanów i Protestantów Niemcami. Firleje i Weiherowie, Weissenhoffowie i Korfowie byli nawskróś Polakami, chociaż protestanci. Powiedziałem już, że narodowość - to etnografia, a religia — to sumienie człowieka. Można te pojęcia zmieszać, ale nie złączyć.
Żądając przeto wysiedlenia się "wielmożnych kolonistów" z Rusi, zaszedł w swojej ambitnej zaciekłości tak daleko, jak nie śmiał pójść nawet rząd rosyjski, który usiłował nie „wysiedlić" Polaków, lecz tylko „osłabić polskość" najbardziej wyjątkowemi prawami. Mimo przepowiedni Antonowicza, mimo gorących pragnień rządu rosyjskiego — polskość wzmacniała się, bo miała siły żywotne w sobie i te ideały, których Antonowicz z lekkiem sercem wyparł się.

Wielki protoplasta hajdamaczyzny historycznej niewątpliwie pod koniec swego życia przekonał się o tem, jak się zawiódł srodze na swojem "oderwaniu się". Polski nie zniszczył a Rusi nietylko nie zbudował, lecz ją osłabił i zdeprawował swymi poglądami. Pod koniec swego życia pisał: "Wszystkie moje omyłki widzę teraz  jaśniej  i dokładniej" - ale trudno już było poprawić je — chociaż próbował. Nigdy może więcej jak w owej „Spowiedzi" Antonowicza nie okazała się przewrotność jego umysłu, zawzięta uporczywość jego charakteru i fałszywe przekonania społeczno-narodowe, odnośnie do Polski, powzięte a priori, dla których przez większą część życia szukał dowodów, zaledwie a w drugiej połowie zaprzestał tej roboty Danaid  — nie przyznając się jednak do tego. Brakło mu szlachetności i siły do cofnięcia się. W okresie „Spowiedzi" był on już, w całem tego słowa znaczeniu, radykałem hajdamackim, bezwzględnym, ślepym, fanatykiem rosyjskiej idei historycznej: że ludowi ruskiemu stalą się przez szlachtę polską jakaś wielka krzywda i stąd wypływała nienawiść tego ludu do Polski historycznej i dzisiejszej. Było to rozmyślną nieprawdą, sztucznie pielęgnowaną dla celów politycznych. Nienawiści rasowej nigdzie i teraz jeszcze niema, jest jedynie zawiść i niechęć, mająca źródło swoje w różnicach ekonomicznych i politycznych warunkach. Takie uczucie tylko wysoka kultura umysłowa złagodzić będzie mogła.

Wspominałem już niejednokrotnie, że idea ta w Rosyi miała doniosłe znaczenie polityczne i   była   pielęgnowana   przez   urzędową   naukę i szkołę. Antonowicz nie chciał tego widzieć i z całą furyą fanatyka, zapatrzonego w jeden punkt, pędził na oślep w te same ramiona, które już zgniotły Wyhowskich, Brzuchowieckiego, Samojłowiczów, Mazepę, Połubotka, Kalniszewskiego — i tylu, tylu innych, w imię idei jedności i jednolitości Rusi z urzędową Rosyą. Antonowicz zdawał się tego nie widzieć, nie dotykał tych przedmiotów przez cały ciąg pracy swojej na polu historyi Rusi. Bałamuciła go natomiast ciągle myśl o krzywdzie doznanej przez Ruś od Rzptej polskiej niegdyś, jak dziś bałamuci jego uczniów frazes o krzywdzie doznawanej od szlachty polskiej. Nic też dziwnego, że porównywał wszystkich właścicieli ziemi na Rusi pod panowaniem Rosyi — włościanie jeszcze właścicielami nie byli — do plantatorów amerykańskich, a siebie do abolicyonisty. Porównanie także jaskrawe, także w owe czasy modne i chętnie stosowane do szlachty polskiej na Rusi.

Ten sam Antonowicz ani słówkiem nie wspomniał wszakże o „plantatorach" za Dnieprem i o tych, którzy stosunek „plantatora" do „chłopa" utrwalili. Rzucał jaskrawe porównanie tłumom, pewnym będąc, że ono wystarczy. Istotnie nikt w owym czasie nie analizował różnic , jaka zachodziła między "abolicyonistą" a Antonowiczem. Abolicyonista propagował piękne idee bezinteresownie, walczył w imię praw ludzkich, ale dla tej walki nie zmieniał ani religii, ani narodowości nie wyrzekał się, nie odrywał się od pnia prawiekowego i nie przyłączał się do innego państwa, wrogiego porzuconej religii i narodowości. Antonowicz to wszystko uczynił z lekkiem sercem, więcej nawet, bo uważał to wszystko za „zaszczyt". Na tym „zaszczycie"- nie poprzestał, bo stając się "z papisty uczciwym człowiekiem"', opluł religię praojców własnych, własną nieżyjącą już matkę i przyznał „uczciwość" tylko ludziom  „prawosławnym". „Spowiedź" owa w Osnowie — nic dziwnego — otworzyła mu drogę do pracy w tym duchu. Wkrótce też porzucił pedagogię szkolną, a przeszedł do pedagogii historycznej, tem chętniej, że już przedtem pracę rozpoczął z dobrym skutkiem i dobrą  nadzieją. Ażeby nie pominąć ani jednego punktu społeczno-politycznej działalności Antonowicza, wspomnieć jeszcze należy o próbie, podjętej przez niego, przeprowadzenia polsko-ruskiej ugody na terenie Galicyi, którą uważał za Piemont ruski. Była to nie tylko próba ekspiacyi, ale akt wielkiego politycznego znaczenia, akt rozwagi i dojrzałości, wypływający ze spokojnego rozważenia tych warunków, w jakich znalazł się naród ruski i ocenienia tych warunków jako czynników na przyszłość. Widział jasno,   że   Ruś  niema,   jako    naród   odrębny, przyszłości z Rosyą, nawrócił więc na drogę historyczną i szukał zgody z tą Polską, którą całe życie oskarżał i znieważał. Pod względem politycznym możnaby go porównać do Jana Wyhowskiego — miał jego umyslowość, jego charakter, jego idee polityczne i jego przewrotność. Jak tamten przekonał się zapóżno, że działał w imienin narodu i dla narodu, który nie rozumiał zupełnie życia politycznego, a przewódcami jego kierowała nie miłość narodu — o czem pojęcia nie mieli — lecz egoizm władzy, ze wszystkiemi jej atybucyami, posunięty do granic swawoli i samowoli. Plącząc się wtych sieciach, upadł.

Jaka była rola Antonowicza w tej ugodzie — nie wiemy; pozostała ona tajemnicą jego i tych, którzy łudząc się widmem zgody z Rusią galicyjską zapomnieli o elementarnej podstawie wszelkich porozumień: o równości kulturalnej i moralnej wodzów i przedstawicieli z obu stron. Jeśli Antonowicz potrafił nakreślić rozumne warunki ugodzie polsko-ruskiej, to wodzowie i przedstawiciele ukraińskiego społeczeństwa dziś jeszcze nie umieją znaleźć granicy między realną podstawą do zgody, a socyałno-politycznemi mrzonkami. Trzeba, ażeby ktoś dawał i przyjmował na siebie gwarancye ugody — charakterem, rozumem, umiarkowaniem. Takich ludzi Ruś nie miała i nie ma dotychczas.


Pierwsze publikacye (1861—1863).

„Spowiedź" Antonowicza była publicznem wytyczeniem drogi, którą nowy obywatel iść zamierzał. Po nieszczęśliwym roku 1863 stał się on czynnikiem nadzwyczaj pożądanym w walce z pokonanymi już Polakami. Agitacya polska, prowadzona przed rokiem 1863 w celu pozyskania ludu wiejskiego dla powstania okazała się marzeniem, zakończonem tragicznie. Polityka urzędowa Rosyi, po powstaniu nakazywała niejako pogłębić ów przedział jaki między dwiema narodowościami zarysował się, ażeby rozdzielić je jak najdalej od siebie. Do tej roboty doskonale nadawał się Antonowicz, doskonale był przygotowany, bo zerwawszy węzły łączące go z własnem społeczeństwem, tern łatwiej dał się do niej użyć. Przenoszenie nienawiści z historyi do życia codziennego już rozpoczęli profesorowie Antonowicza — Iwaniszew, Maksymowicz i Kostomarow, który tworzył bractwo miłości na papierze, a bractwo nienawiści propagował pracą całego życia. Antonowiczowi los pozwolił nie tylko odziedziczyć idee mistrzów, lecz je rozwinąć, ugruntować, w ideach tych wykształcić całe pokolenie. Ukończenie wydziału historyczno-filozoficznego i wybranie sobie dziejów Rusi, a właściwie polsko-ruskich stosunków za główny temat pracy, już na ławie uniwersyteckiej zetknęło go i zbliżyło z profesorem na wydziale prawa w uniwersytecie kijowskim — M. Iwaniszcwym i drugim, mniej wyraźnym działaczem, M. Józefowiczem. Pierwszy z nich był głównym redaktorem t. z. Komisy i Archeograficznej, której celem było przedewszystkiem zbadanie materyałów, zgromadzonych w Centralncm Archiwum w Kijowie, odnoszących się do województw ruskich dawnej Rzptej polskiej. Drugi, Józefowicz, człowiek bardzo niewyraźny, opinii w szerokich kołach fatalnej, coś pośredniego między szpiegiem urzędowym a „podporą tronu" — pełnił funkcyę przewodniczącego tej komisyi. Był to człowiek niezdatny do żadnej pracy, a tein bardziej historycznej, ale lubiący wściubić wszędzie swoje trzy grosze z tytułu przewodniczącego.
Otóż Antonowicz jeszcze jako akademik rozpoczął pracę pod kierunkiem Iwaniszcwa i bezpośredniemu wpływowi jego podlegał najbardziej. (...) Podalica (Kuryer. Wileński. 1861 Nr. 30) zarzuca komisyi, że jej prace cechuje duch stronniczy, starający się wystawić historyczne życie dawnej Polski z ujemnej tylko strony; że komisya pała do Polaków niechęcią i daje publiczności wybór aktów nie tyle odpowiadający potrzebom historyi, ile osobistym przekonaniom członków komisyi, — w której Antonowicz nie tylko pracował, lecz magna pars fuit. Nie ulegało to żadnej wątpliwości, ale redaktorowie bronili się w dziwny sposób. Oto wysuwano jako argument „uczoność towarzystwa, złożonego z profesorów uniwersytetu" — nieomylność oczywiście nie ulegająca wątpliwości!;  — mówiono o ludziach, którzy „zestarzeli sie w fałszywych pojęciach historycznych o złotym wieku starożytnej Polski, oraz o tem szczęściu jakiego używały narody, wchodzące w skład Rzptej polskiej". Komisya szła jeszcze dalej, bo proponowała każdemu oglądanie aktów na dowód, że są — prawdziwe. Tymczasem nie o fałszerstwo chodziło, lecz o wybór, ugrupowanie i wnioski. Niesłuszne krytyki pochodzą, według zdania autorów stąd, że  "zacofani polscy patryoci znają tylko powierzchownie polską historyę". Oczywiście, dobra znajomość dziejów polskich mogła być tylko przywilejem historyków rosyjskich i ruskich. Na usprawiedliwienie siebie autorowie powołali na świadka Moraczewskiego, cytując z jego historyi to wszystko, co odpowiadało ich poglądom.

Odpowiedź komisyi jest z tego względu dla nas interesującą, że w niej zostały albo sformułowane, albo zaznaczone tylko te wszystkie tezy historyczne, których rozwojem i uzasadnieniem zajął się w dwa lata później Włodzimierz Antonowicz w dalszym ciągu wydawanych aktów, zatem: fanatyzm religijny został wprowadzony do Polski przez Rzym i Jezuitów; "rewolucya" kozacka, a osobliwie Bohdana Chmielnickiego, była następstwem ucisku ludu i fanatyzmu religijnego; dzieje Polski to jedna wielka czarna plama w dziejach ludzkości; szlachta ruska, niezbyt pewnego pochodzenia, bo i Rosyanie i Rusini mają do niej pretensye  narodowe, spolonizowała się, — musi się zatem odpolszczyć. Na tym punkcie jest nowa "zakowyka" : po odpolszczeniu się jaką ma się stać — rosyjską czy ruską? Dodać jeszcze trzeba, że na lud białoruski i ruski począł się wyrabiać idealistyczny pogląd, odnośnie do jego mało znanej przeszłości. Dziś jesl on niczem, masą bierną, ale w przeszłości był jakoby potęgą, tworzył jakieś ciała samorządne tak doskonałe, że, ażeby ludzkości zabezpieczyć sieczną szczęśliwość, należy tylko wrócić do tych organizacyi pierwotnych, pełnych mądrości, sprawiedliwości i rządów idylicznych. Organizm ten nazywał się „obszczina". Ale opuśćmy ten temat, do którego w innem miejscu wrócić nam wypadnie.
Takie były pierwsze kroki publiczne Antonowicza. W r. 1862 nastąpiła „Spowiedź" publiczna, nie przed Armią zbawienia (Arinee de salut), lecz przed czytelnikami Osnowy. Spowiedź ta nie pozostała bez skutku. Na początku roku 1863 Antonowicz wstąpił do kancelaryi generał-guber. kijowskiego i jawnie został „odkomenderowany" do komisyi archeograficznej „dla wyszukiwania odnośnych aktów". W maju wybuchnął „bunt" w Kijowie. Najbliżsi koledzy Antonowicza siedzieli w kajdanach lub powędrowali piechotą na Sybir, a młody uczony został naczelnym redaktorem komisyi i kształcił dalej młodzież korpusu kadetów w Kijowie w historyi rosyjskiej.

Pod wpływem klęski, jaką poniósł ruch zbrojny na Ukrainie, Wołyniu i Podolu, rozwiązały się usta wszelkim żywiołom antypolskim. Nieprzyjaciel był już powalony na ziemię — należało go tylko dobić. Przed półtora rokiem jeszcze, bo wkońcu 1861 prezes komisyi archeograficznej wolał patetycznie: "Odwołuję się do całej naszej spółczesnej literatury, wyrażającej w sobie ogólne zdanie całej Rosyi, czy jest choć jeden dziennik, choć jeden wiersz, wydrukowany po rosyjsku, gdzieby znaleźć można uczucie niechęci do narodowości polskiej, gdzieby wtedy, kiedy się o niej mówi, nie wyrażał się szacunek i współczucie ! My nie jesteśmy — zapewniał — wrogami polskiej narodowości, przeciwnie, pierwsi z serca cieszymy się i dziękujemy rządowi za wprowadzenie do tutejszych zakładów naukowych języka polskiego, który, jak jest nieodzownie potrzebny dla swoich (podkreślenia Józefowicza) tak może być pożyteczny i dla naszych, z przyczyny blizkiego pobratymstwa i bogactwa swej literatury". (Odpowiedź kijowskiej komisyi str. 3.). W r. 1863 ci sami z równym ferworem wołali : crucifige! - i dowodzili, że polski język niepotrzebny, a Polaków należy zniszczyć, tein bardziej, że po zgnębionych Polakach pozostały wcale dobrze zagospodarowane majątki ziemskie, które „za wierną służbę" przechodziły do rosyjskich jenerałów   i   wysokich   urzędników. Oto w   takich warunkach   rozpoczęła   się urzędowa karyera Antonowicza jako głównego redaktora komisyi wydawniczej. Już w czasie powstania wykrył się współudział jego w robotach przygotowawczych. Ale Antonowicz już wstąpił był na drogę prawowierności, już był zasłonięty urzędowem stanowiskiem, już miał wielkie poparcie Iwaniszewa, który najtrafniej ocenił znaczenie Antonowicza w pogłębieniu przedziału między historyczną Polską a Rusią i zaszczepieniu ducha tych poglądów w nowożytne społeczeństwo. Antonowicz już miał obrońców. Jego spowiedź otworzyła mu szeroko wrota do sympatyi sfer urzędowych ; przyjęciem tedy prawosławia zasłonił się od wszelkiej odpowiedzialności i zerwał faktycznie węzły, łączące go z narodem polskim.

Był to okres w jego życiu największej pracy, największych zmagań się duchowych, niewidzialnej walki wewnętrznej, które musiały być następstwem tak nagłego i wielkiego przewrotu w jego życiu. Zerwawszy stanowczo i brutalnie wszelkie stosunki z polskiem społeczeństwem, nowego ogniska duchowego jeszcze nie miał i nie mogło się ono wytworzyć rychło. Czuł się samotnym i w wielkiej pracy szukał uspokojenia dla znękanego ducha. Zanim dla idei i poglądów szkolnych zdołał wynaleźć uzasadnienie w materyale historycznym, już w poezyi próbował sformułować syntezę dwóch najwybitniejszych zjawisk z życia Rusi, złączonej z Rzptą polską — kozaczyzny i hajdamaczyzny. Pogląd ten wypowiedział w  czasopiśmie ruskiem   w   Galicyi   z   r.   1863.  p. t. Meta. O ile charakterystyka ludzi, którzy w znacznej mierze wywołali ruchy kozackie i hajdamakcie, jest trafna i słuszna, o tyle ocenianie tych zjawisk jest błędne, dowolne, pozbawione wszelkiej podstawy słuszności faktycznej i noszące cechy demokratycznego sentymentalizmu. „Zdobywanie sławy"- kozackiej równało się sławie condottierów, dla których nie idea, lecz samowola wojskowa była jedynem pragnieniem i celem walki. Hajdamaczyzna spadła jeszcze niżej, bo stała się, zarówno w pojęciu ludu ruskiego jak w dziejach, zwykłem rozbójnictwem. Nie przeszkodziło to wszakże Antonowiczowi zrobić z nich „mścicieli krzywd swego ludu", „obrońców prawdy i woli" (...) Różnostronna działalność naukowa Antonowicza nakazywałaby rozszerzyć mocno ramy niniejszego szkicu,   to  znaczy   objąć  także   archeologię i etnografię, którym wódz ukrainizmu nowoczesnego poświęcił wiele lat pracy. Ale praca Antonowicza na tern polu nie ma żadnego związku z wpływem, jaki wywierał na charakter polityczno-społecznego ruchu, przede wszystkiem w Galicyi i na kształtowanie się szkoły historycznej,   którą    możnaby   nazywać kijowską. Wbrew wszelkiej słuszności, że historya każdego narodu powinna być rozpatrywaną tylko ze stanowiska tego państwa, w skład którego naród wchodzi, szkoła kijowska, której największy impuls nadał Antonowicz i w duchu której wykształcił całe pokolenie, badała dzieje ruskiego narodu ze stanowiska społecznego i politycznego obcego państwa — Rosyi lub ze stanowiska ultra-demokratycznych idei, rozgrzeszających swawolę państwową i szukających dla niej coute que coute usprawiedliwienia w przyczynach nieistniejących wcale lub nieproporcyonalnie małej doniosłości. Krewkość osobista lub błędnie rozumiana polityka nadawała wszelkim badaniom swoje zabarwienie i charakter. (...)

Zakończenie

(...) Hruszewskij, słusznie bardzo powiedział, że: „wszystkie prace historyczne Antonowicza, z niewielkimi wyjątkami, to jeden akt oskarżenia historycznej Polski". (Zapiski Ukrain. Naukow. T o w a r. w Kijewi, Kijew 1909, str. 12). Ale akt oskarżenia nie jest jeszcze wyrokiem. Antonowicz był prokuratorem ze strony Rosyi. Zdawało mu się tylko, że bronił swego (od niedawna) narodu i wyjaśniał jego dzieje, a on z tych dziejów broń wyrabiał dla nowego pokolenia i przeszłość zabarwiał obcą polityką. Narodowi, do którego niby wrócił, żółć dawał, zrobił go niezdolnym do życia politycznego w najdalszej przyszłości, niezdolnym do samodzielności, skazując na życie niewolnika pokornego i przykutego do obcego państwa, radnej idei orzeźwiającej i pokrzepiającej na przyszłość nie zostawił po sobie. Rozszarpał tylko rany dziejowe, już zagojone prawie i trucizną goryczy i nienawiści zatruł dwa bratnie narody, pokrewne kulturą, sąsiedztwem i kilkowiekowem życiem wspólnem. Stawał na stanowisku obrońcy swego narodu w przeszłości, a w teraźniejszości nic mu nie obiecywał i nic innego nie radził nad pokorne znoszenie niewoli rosyjskiej. Zamiast politycznych ideałów radził mu się zadowolnie używaniem swego języka w literaturze i w szkole ludowej.

Wódz nowożytnego ukrainizmu zatem może być ceniony tylko jako pracowity wydawca aktów. W tem leży jego zasługa i wady. Zasługa — bo zapoznał dziejopisarzy dwóch narodów z nieznanym dotychczas materyałem ; wady — bo, badając jednostronnie ten materyał, był fałszywym interpretatorem jego, dawał obraz niedokładny i źle oświetlony, a przyrodzona skłonność do syntezy i zbyt pospiesznych uogólnień przeszkadzały mu zbliżyć się do prawdy. Po roku 1880 przeszedł stanowczo na inne zupełnie pole pracy: geografii historycznej i archeologii. Na   tem   polu   nie   miał już żadnego zetknięcia się z dziejami, oplwancj przez siebie i porzuconej ojczyzny praojców swoich ; badaniom mógł oddawać się spokojnie i dlatego rezultaty pracy były jaśniejsze i trwalsze. Ale nad tą dziedzina pracy jego wcale zastanawiać się nie będziemy, gdyż wykracza ona poza ramy, zakreślone niniejszemu szkicowi. Był to okres uspokojenia się, a może i zmiany przekonań. Autor niniejszego szkicu spotykał Antonowicza w domu przedwcześnie zgasłego etnografa Czesława Neymana i z ust profesora słyszał: „teraz jużbym się pod niejedną pracą moją nie podpisał". Od szczegółów wszakże, z właściwą jemu skrytością, uchylał się. Że się w tym człowieku odbywał proces tajemnego zmagania się ze sobą, niewidzialnych walk wewnętrznych i przeobrażeń się przekonań, łatwo dostrzec z tego, że w drugiej połowie życia do oskarżonej i oplwanej przez siebie Polski zbliżyć się pragnął i zainicyował to zbliżenie się tam, gdzie ono miało jakie takie podstawy— w Galicyi. Ta karta jego działalności jest wszakże dotychczas zakrytą jeszcze.

Człowiek spokojny i dobry; umysłowość dziwna, nielogiczna i niejednolita; charakter skryty, uporczywy, zawistny, cichy z pozoru,, a wybuchający lawą z pod pióra. Historyk o wielkiem, wszechstronnem wykształceniu, o wielkich literackich zdolnościach, człowiek o wielkiej ukrytej pysze, która go popychała do wynoszenia się ponad innych wszelkimi sposobami.   Pragnął   być wodzem   i   był   wodżem w obcem społeczeństwie, sprzeniewierzywszy się własnemu narodowi i religii praojców. Pod względem przekonań walczył w nim zawsze humanista z nowożytnym socyalistą — anarchistą, który zna tylko dwie kategorye ludzi — głodnych i sytych, dla którego sztandarem pewnego rodzaju jest — walka klas, a ideałem — jakiś bezpaństwowy falanster. Poza zasługami dla dziejów Rusi ukrywa się zbrodnia względem niej popełniona : wychowanie w swoich poglądach i przekonaniach całego pokolenia historyków i polityków, oderwanie ich od prawdy życia, przeniesienie zarazka nienawiści z dziejów do teraźniejszości. To wszystko przyczyniło się do obniżenia poziomu moralności narodowej i publicznej w dzisiejszem pokoleniu jego duchowych wychowanków, zachwaściło szkołę i literaturę na długie lata. Szlachetne pierwiastki powoli wciskają się w życie społeczeństwa, zle i szkodliwe bardzo prędko. O  człowieku wielkim w pojęciu państwowem, który stał się filarem nowożytnych Niemiec lecz zaszczepił butę, zawziętość i nienawiść do wszystkiego co nie jest niemieckiem, powiedziano: Bismark znieprawił duszę narodu niemieckiego. I  powiedziano słusznie. Tosamo, w granicach nauki historycznej, możemy zastosować do Antonowicza.



Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2012