STRONA GŁÓWNA

Kłamstwo Wołyńskie 

 
Podczas sesji Rady Miasta Zamość, która odbyła się 30 czerwca 2025 r , Wiesław Nowakowski stwierdził, że Polacy „sami przyczynili się” do rzezi wołyńskiej, m.in. poprzez niszczenie ukraińskich cerkwi. „Oni zaczęli się bronić. Efektem było co? Rzezie wołyńskie” – powiedział Nowakowski.  „I coś my zaczęli z nimi robić? Na siłę polonizację, zapominając, że kiedyś była rusyfikacja i germanizacja. Zaczęliśmy niszczyć, zgodnie z prawem, jakie wtedy było, ich cerkwie, ich szkoły, ich świetlice, zaczęliśmy to wszystko niszczyć. Oni zaczęli się bronić. Efektem było co? Rzezie wołyńskie, które też były i z naszej winy. Tylko że my o tym nie pamiętamy” – powiedział wiceprzewodniczący Rady Miasta Zamość Wiesław Nowakowski.

                                                                                                                         LINK

Odpowiadając pokrótce na liczne kłamstwa zawarte w tej skandalicznej wypowiedzi Wiesława Nowakowskiego warto zacząć od tego, że żadnej polonizacji na siłę nigdy nie było, kto chciał ten się polonizował dobrowolnie.Władze polskie II RP nie prowadziły  polityki zmierzającej do narodowej asymilacji Ukraińców. Świadczy o tym stałe wspieranie rozwoju ukraińskich placówek kulturalno-oświatowych, organizacji sportowych i paramilitarnych ba nawet tolerowanie ich antypolskiego charakteru (np. “Łuh”, “Sokił”) . Do wybuchu wojny w tych dwóch organizacjach przeszkolono paramilitarnie i wojskowo co najmniej 50 tys. młodych Ukraińców. Po cichu polskie władze w swej naiwności liczyły, że te  organizacje będą stanowić kadry do walki o Wielką Ukrainą ale za Zbruczem (Sowiecka Ukraina). A tym czasem wyszkolono kadry, które podczas II WS w dużym stopniu zasiliły szeregi UPA i splamiły się masowymi mordami ludności polskiej. Władzom polskim zależało przede wszystkim na asymilacji państwowej czyli aby mniejszość ukraińska, zachowując swoje narodowościową odrębność, pozostała lojalna wobec państwa polskiego. Niestety przywódcy ukraińscy  nie  dążyli  do zgody z Polakami ale do konfrontacji, nie zadowalali się żadnymi ustępstwami czy nawet ewentualną przyszłą autonomią a ich celem ostatecznym było zbudowanie “Wielkiej Ukrainy” od Kaukazu aż po San wolnej od  Polaków i innych narodowości, które miały być z niej usunięte na drodze eksterminacji. Eugeniusz Onacki podczas odczytu wygłoszonego w Londynie oświadczył, że sprawa ukraińska w Małopolsce Wschodniej nie może być załatwiona drogą pokojową. Jego zdaniem UWO nie złoży broni, aż do wyparcia „okupacji polskiej” z ziemi ukraińskiej. W czasopiśmie ukraińskim pt. „Rozbudowa Nacji” apelowano do ludności ukraińskiej o gotowość do wojny z Polską, ponieważ:  „Zbliża się nowa wojna, do której winniśmy się przygotować. Z chwilą kiedy dzień ten nadejdzie, będziemy bez litości. Zobaczymy powstających Żeleźniaków i Gontę (przywódców band ukraińskich znanych z okrucieństw), i nikt nie znajdzie litości a poeta będzie mógł zaśpiewać „ojciec zamordował własnego syna”. Nie będziemy badali kto bez winy, tak jak bolszewicy, będziemy najpierw rozstrzeliwali a potem dopiero sądzili i przeprowadzali śledztwo” .  Wiadomo, że podczas drugiej wojny światowej Ukraińcy postępowali wobec Polaków tak jak im zasugerował E.Onacki.

Bezczelnym kłamstwem jest mówienie o jakiejś "obronie" w sytuacji gdy stroną agresywną i atakującą byli Ukraińcy, którzy dokonali przecież okrutnego ludbójstwa na cywilnej ludności polskiej. Jak wyglądała w praktyce ta “obrona”  i przed kim była ona prowadzona widać po kilku poniższych przykładach z Wołynia: we wsi Sytnica (pow. Łuck) dwoje dzieci Władysława i Janiny Hulkiewiczów, jedno sześcioletnie, drugie sześciomiesięczne, banderowcy żywcem zakopali; w osadzie leśnej Małuszka (pow. Kostopol) 13-letniemu Stasiowi Wojciechowskiemu zadano 19 ran kłutych i duszono go sznurkiem; we wsi Zamlicze (pow. Horochów) pięcioro dzieci Usarskich porąbano siekierami, niemowlęciu połamano wszystkie kosteczki i gnojem zatkano usta; w Wiśniowcu Nowym (pow. Krzemieniec) dziecko-noworodek Antoniego i Feli Kozakowskich zostało rozbite o ścianę domu (ten sposób zabijania małych dzieci był bardzo częsty); we wsi Swinarzyn (pow. Kowel) paroletni synek Lipskich został przybity do stołu za język, a pozostałe rodzeństwo zostało wrzucone do studni; w kolonii Czmykos Janince Kotas, lat 12, znajomy Ukrainiec ze wsi Czmykos odrąbał nogi w połowie łydek, zmarła z wykrwawienia w rowie przysypana cienką warstwą ziemi.

Wbrew temu co twierdzi ukraińska propaganda, głównym czynnikiem sprawczym zbrodni ukraińskiego ludobójstwa na ludności polskiej Wołynia i Małopolski Wschodniej była przekazywana od pokoleń nienawiść zasiana w duszach naszych pobratymców z inspiracji ounowskiego szowinizmu,  realizowana przy współpracy  Cerkwi greckokatolickiej. Mitem zaś są rzekome krzywdy – jako główny czynnik sprawczy – czy niewłaściwa polityka władz II RP w stosunku do mniejszości narodowych.  Już w wieku XIX pod zaborem austriackim  postulowano mordowanie Polaków. „Zoria Hałyćkaja” zachęcała do wytępienia „polskich panów”, pouczała chłopów, jakich narzędzi mają używać do walki – pali, drągów, toporów i siekier. Dnia 31 lipca 1848 r. na posiedzeniu unickiej Rady Świętojurskiej we Lwowie użyto po raz pierwszy jakże popularnego później hasła: Lachy za San. Z takim bagażem Ukraińcy weszli w przełomowy dla dziejów tej części Europy Środkowej okres wojen światowych. Idea eksterminacji Polaków oraz wyrzucenia pozostałej przy życiu ludności z reszty ziem „Wielkiej Ukrainy" była bardzo popularna wśród ukraińskich elit politycznych już w pierwszej połowie XX w. Po raz pierwszy pojawiła się w publicystyce politycznej działacza nacjonalistycznego Mykoły Michnowśkiego.  Jego zdaniem tylko „jednoplemienne państwo" jest w stanie zagwarantować rozwój duchowy i materialny dobrobyt. Autor podkreślał: „jako ostatni wchodzimy na historyczną arenę i albo zwyciężymy, albo zginiemy". Tę deklarację naśladowali później działacze OUN.  Analiza piśmiennictwa Michnowśkiego wskazuje, że postulował on „gonić zewsząd z Ukrainy" całą ludność nieukraińską, w myśl zasady. „Ukraina i jej dobra tylko dla Ukraińców, a nie dla obcych".  Idea skrajnego nacjonalizmu opartego na solidarności plemiennej i nienawiści do obcych została więc zasiana. Swoich wyznawców znalazła w Galicji Wschodniej w początkach XX w, tam zagnieździła się i bujnie rozkwitła. Agitacja miała nakłaniać Ukraińców do nieposłuszeństwa władzom i ustawom oraz krzewić nienawiść do Polski i Polaków.  Najbardziej znaczącą rolę w propagowaniu nienawiści odegrał czołowy ideolog nacjonalizmu ukraińskiego Dmytro Doncow. Zamieszczał on swoje artykuły zarówno w pismach legalnych, jak i nielegalnych pod własnym nazwiskiem lub pseudonimami. Dwa lata po zakończeniu II wojny światowej były nacjonalista Mychajło Demkowicz-Dobrianśkyj określił Doncowa jako „człowieka, który wyzwolił zwierzę w Ukraińcu" i „uświęcił amoralność w walce politycznej". Ogłoszona w roku 1926 przez Doncowa w pracy Nacjonalizm doktryna nacjonalizmu ukraińskiego wywarła potężny wpływ na kształtowanie się postaw młodych Ukraińców zamieszkujących Małopolskę Wschodnią. Doncow był przez nich uznawany niemal za proroka. Jego stosunek do religii, do świata wartości absolutnych był wrogi. W to miejsce wprowadził tezę o amoralności w nacjonalizmie jako głównej zasadzie swej ideologii. Jest faktem, że najbardziej bezwzględni przywódcy nacjonalizmu ukraińskiego Bandera i Szuchewycz wychowali się na pracach Doncowa, ba, traktowali je jak biblię. 

Kłam twierdzeniu o tym, że jakoby to błędna polityka władz II RP wobec Ukraińców była powodem Rzezi Wołyńskiej  zadaje fakt, że jej preludium  było już  w latach 1918-1919 a nawet wcześniej bo za czasów Petlury. To za rządów Petlury po raz pierwszy rozbrzmiało na Ukrainie hasło: „Ukraina dla Ukraińców” sformułowane przez jego kolegę partyjnego Mykołę Michnowskiego. Pociągnęło ono za sobą krwawe żniwo m.in. wśród ludności polskiej i żydowskiej. Jak pisała Zofia Kossak-Szczucka w swojej książce „Pożoga”: „ za Centralnej Rady Ukraińskiej prześladowania obejmowały tylko polskich ziemian, natomiast za Petlury rozszerzyły się na polską służbę, katolicką szlachtę , „całą polskość jednym słowem.”  Warto też przypomnieć, że już z chwilą wycofania się ze Lwowa garnizonu austriackiego, który przekazał całe swoje uzbrojenie Ukraińcom, od 1 listopada 1918 roku zaczęły się mordy na polskiej ludności cywilnej. Na prowincji działy się dantejskie sceny, bardzo mocno przypominające to, co się stało na Wołyniu w czasie II wojny światowej. Szczególnie groźni byli uzbrojeni chłopi ukraińscy bestialsko mordujący Polaków. Znęcali się nad ofiarami, gwałcili i mordowali kobiety, a polskie wsie rabowali i podpalali.  Tak zrobiono w Sokolnikach, w Biłce Szlacheckiej w Dawidowie, tak robiono zawsze w każdej wsi, która miała opinię wsi polskiej. Podpalano zazwyczaj chaty i strzelano do ludzi. W ten sposób spalono ponad 500 gospodarstw, czyli około 2000 budynków. W ten sposób zginęło w Sokolnikach ponad 50 osób i 28 w Biłce. Palono żywcem w domach i stodołach. Komisja sądowa i lekarska przy udziale polskiej administracji odkryła zwłoki w rożnych miejscowościach . I tak w jednym grobie, gdzie było 5 osób pomordowanych Polaków, bez trumien w nieładzie, półnagich, część Wrzucona żywcem. Istniały ślady okrutnego znęcania się nad ofiarami.  Ofiary były najpierw katowane, potem obijane kolbami, znęcano się, wyrywano języki, wyrywano palce. Tego rodzaju wypadków stwierdzonych sądownie było z Jaworowa – 17, ze Złoczowa – 28.  Jest to wytwór tej szkoły, która zaprawiała młodzież na hąjdamaków w pojęciu Tarasa Szewczenki. “Hajdamak bierze święty nóż, poświęcony we krwi lackiej i morduje wszystko lackie, nawet żony i dzieci z laszki urodzone.”  Znamienna była także postawa w tamtym okresie duchowieństwa greckokatolickiego, do złudzenia przypominająca postawę z czasów II wojny światowej. Niezwykle ważne są dwie odezwy duchownych unickich skierowane do Ukraińców. W pierwszej wzywano naród ukraiński do ponownego zdobycia Lwowa, apelując do kapłanów unickich, aby organizowali lud do walki. Pisano tam m.in. „Należy wysłać wszystkich zdolnych do broni mężczyzn”, celem utworzenia silnej armii. Odezwa kończyła się hasłem: „Głosimy świętą wojnę”. Druga odezwa była wręcz bluźniercza: „Kto w Boga wierzy, kto ma choćby tyle sił, aby unieść rusznicę, albo nóż, idź przeciw lachom pijawkom, a Bóg odpuści ci bracie twoje grzechy, jakbyś odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej. (…) Pamiętajcie bracia i siostry, że nieodpuszczalnym grzechem jest choćby dać wody zranionemu lachowi… Zrywajcie drogi za nimi i przed nimi, zabijajcie ich we śnie i na kwaterach i nie znajcie litości wobec nich. (…) Uczcie nawet małe dzieci, że wojna przeciw lachom, to święta wojna”.  W Złoczowie i Kamionce Strumiłowej jak i w innych miejscowościach główną rolę w wyrządzaniu szkód latynizmowi i polskości odgrywali księża ukraińscy. Wszędzie miejscem agitacji były cerkwie, gdzie głoszono nienawiść ku drugiemu obrządkowi katolickiemu i bratniemu narodowi. W Skalacie zwołano do cerkwi wiec proklamujący „wolną Ukrainę”.  Łacinników z drwinami przezwano tam „łatkami”. Ksiądz Stećko głosił na  odpuście w Chmieliskach, że „łacinnicy to nasi najwięksi wrogowie”,  ksiądz Bałko – dziekan i proboszcz w Turylczu stał na czele tych których hasłem było niszczyć wszystko co polskie, ksiądz Romanyszyn – proboszcz z Olechowa w święto Jordanu wygłosił podburzające kazanie.  W Toporowie tenże ksiądz stwierdził z ambony, że na Ukrainie muszą zniknąć „łacińskie kościoły i kościółki”. Ksiądz Ficałowicz – proboszcz ze Szwejkowa mówił najczęściej na temat: „Ukraina i wrogie Lachy”. W celach agitacji objeżdżał wiele wsi szerząc nienawiść do Polski i narodu polskiego. Ksiądz Gurguła – proboszcz w Sokołówce głosił w cerkwi, że „wiara rzymsko-katolicka i greckokatolicka, to nie ta sama wiara, ale inna”. Okrucieństwo Ukraińców wobec Polaków podczas wojny polsko-ukraińskiej 1918-1919 jest niemal odbiciem rzezi dokonywanych przez nacjonalistów ukraińskich w latach 40-tych XX wieku. Nie było co prawda tak zorganizowane i nie odbywało się na tak szeroką skalę jak ludobójstwo z czasów okupacji niemieckiej, ale stanowiło ewidentne preludium i pokazywało, kto był tutaj agresorem, a kto ofiarą.

Warto podkreślić, że w 1919 roku istniała  możliwość zawarcia porozumienia z Polską, które mogło doprowadzić do powstania, co prawda, buforowego ale jednak własnego państwa ukraińskiego, obejmującego późniejsze województwa stanisławowskie, tarnopolskie, część wschodnią województwa lwowskiego bez Lwowa, a być może również województwo wołyńskie. Powstanie tego państwa ukraińskiego stwarzałoby możliwość rozszerzenia go o tereny na wschód od Zbrucza, a także ułożenia stosunków polsko - ukraińskich na zasadach współpracy i przyjaźni. Szansa ta jednak została przez ukraińskich polityków galicyjskich zaprzepaszczona. W styczniu 1919 roku polski sztab generalny Wojska Polskiego pragnął bowiem doprowadzić do zaprzestania walk w Galicji Wschodniej, sankcjonując w pewnym sensie istnienie ZURL. W tym samym mniej więcej czasie przybyła do Lwowa, pragnąc doprowadzić do zawarcia rozejmu, delegacja Ententy. Polacy opowiadali się za zawieszeniem broni na linii biegnącej wzdłuż Bugu, następnie 15 km na wschód od Lwowa i wprost w dół do Dniestru. Na południe od Dniestru na terenie zagłębia borysławsko - drohobyckiego, Polacy zgadzali się na neutralizację tego terenu pod kontrolą Ententy.  Propozycje zachodnie jako ostateczne określały granicę rozejmu na linii Berthelemy'ego, mającą przebiegać linią Bugu do Kamionki  Strumiłowej, a dalej na południe granicą powiatów do Bóbrki, wzdłuż linii kolejowej do Wybranówki, od której skręcałaby do Mikołajowa i stąd wzdłuż linii kolejowej Lwów - Stryj aż do granicy Galicji w Karpatach, przy czym zagłębie naftowe pozostałoby po stronie polskiej. Zarządzałaby nim komisja międzynarodowa, a 50% wydobycia ropy przekazywane byłoby Ukraińcom. Propozycję tą odrzuciła strona ukraińska, proponując konsekwentnie linię demarkacyjną na Sanie. Odrzucenie propozycji Ententy,  było poważnym błędem strony ukraińskiej, wykazującej się, jak to określił jeden z historyków, „zwierzęcą zaciekłością" połączoną z niewiarygodną polityczną ślepotą i zacietrzewieniem. Zerwanie zawieszenia broni przez stronę ukraińską 1 marca 1919 roku oraz ostrzelanie pociągu odwożącego delegację aliantów ze Lwowa do Przemyśla, było  działaniem strategicznie bezsensownym, a politycznie zabójczym pociągnięciem. Wznowione zostały walki polsko - ukraińskie, toczone ze zmiennym szczęściem. Ponowna znaczna przewaga wojsk polskich i wyparcie ukraińskich na linię Brody - Jeziorna - Złota Lipa oraz sytuacja polityczna rządu polskiego na arenie międzynarodowej, skłaniała stronę polską do rozmów z Ukraińcami. Niestety, woli takiej znowu nie było po stronie ukraińskiej. 14 czerwca strona polska zaproponowała S. Petlurze, przywódcy naddnieprzańskiej Ukraińskiej Republiki Ludowej, pozostającej od 22 stycznia 1919 roku w symbolicznej unii z ZURL, podpisanie przymierza, proponując rozgraniczenie wojsk wzdłuż frontu z 1 czerwca, który przebiegał wzdłuż Seretu i Złotej Lipy z tym, że Tarnopol pozostawał po stronie polskiej. Była to propozycja mniej korzystna dla strony ukraińskiej od poprzednich, proponowanych przez gen. Barthelemy'ego, czy Louisa Botha. Ukraińscy politycy galicyjscy, przeciwni polsko - ukraińskiemu porozumieniu, dokonali rozwiązania przez URN rządu, przekazując pełnię władzy Jewhenowi Petruszewyczowi, który powołał na dowódcę armii gen. Aleksandra Grekowa. Rozpoczął on ofensywę przeciwko wojskom polskim, osiągając szereg sukcesów. 27 czerwca dowództwo nad wojskami polskimi walczącymi w Galicji Wschodniej objął Józef Piłsudski. Zasilona posiłkami armia polska w Galicji, podjęła kontrofensywę wypierając wojska ukraińskie za Zbrucz. Był to koniec istnienia ZURL.

Należy też podkreślić, że   Ukraińcy w okresie II RP prowadzili na bardzo szeroką skalę akcje terrorystyczne i sabotażowe za co ponosili niestety bardzo małe konsekwencje. A brak surowej kary tylko ich rozzuchwalał. Warto polecić  zainteresowanym doskonałą pracę dr Lucyny Kulińskiej “Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce w latach 1922-1939”, Kraków 2009. Przywódcy ukraińscy z UWO i OUN hołdowali zasadzie, że ugoda z Polską, to pogrzeb myśli o wolności i niepodległości i dlatego wybrali drogę rewolucji.  Jej głównym celem było oderwanie od Polski obszarów południowo-wschodnich czyli województw: lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego. W założeniach OUN z 1930 r. w skład państwa ukraińskiego czyli tzw. „Wielkiej Ukrainy" miały wchodzić ostatecznie tereny: Małopolska Wschodnia, Białoruś, Wołyń, Chełmszczyzna, część Podlasia, ponadto Ukraina sowiecka z Krymem, część Besarabii, Bukowiny i Podkarpacia. Zachodnią granicę "Wielkiej Ukrainy" nie była już rzeka San ale miały ją wyznaczać miasta: Szczebrzeszyn, Biłgoraj, Tarnogród, Leżajsk, Łańcut, Gorlice oraz Nowy Targ (!). W wyniku prowadzonego przez UWO i OUN terroru indywidualnego i zbiorowego w latach 1922-1939 straciło życie lub zostało okaleczonych kilkaset osób. Byli to Polacy, Ukraińcy, Żydzi, a nawet i Rosjanie. Ofiarami zamachów padali zarówno przedstawiciele polskich władz politycznych i administracyjnych jak poseł Tadeusz Hołówko, minister Bronisław Pieracki, kurator szkolny Stanisław Sobiński jak i wpływowi Ukraińcy: Sydor Twerdochlib, Sofran Matwijas czy Iwan Babij. O krok od śmierci w zamachach znaleźli się: marszałek  Józef Piłsudski,  prezydent  Stanisław   Wojciechowski.   Przygotowywane   były kolejne zamachy na: ministra Augusta Zaleskiego, ministra Sławoja Felicjana Składkowskiego, wojewodów: Henryka Józewskiego i Bronisława Nakoniecznikowa-Klukowskiego, komendanta policji Czesława Grabowskiego i wielu innych. Obiektem ataków i zabójstw zostawali jednak przede wszystkim policjanci, żołnierze (szczególnie KOP), nauczyciele, wójtowie i sołtysi, leśnicy, członkowie „Strzelca", listonosze, koloniści oraz zwykli chłopi. Dużą grupę ofiar stanowili Ukraińcy, lojalni wobec Państwa PolskiegoOUN i UWO  zainicjowały też szeroko zakrojoną i niezwykle nasiloną akcję sabotażową w Małopolsce Wschodniej w drugiej połowie 1930 r. Akcja ta miała za cel nagłaśnianie tzw. „kwestii ukraińskiej” w Polsce i na terenie międzynarodowym i hamowanie wzrastających w ukraińskim społeczeństwie nastrojów ugodowych w stosunku do Polski. Usiłowano również podnosić w społeczeństwie ukraińskim autorytet UWO i OUN, przez wykazanie żywotności i aktywności tych organizacji, a także starano się obudzić wśród lojalnej ludności ukraińskiej przekonania o słabości władz polskich. Działalność sabotażowa rozpoczęła się od  napadów na majątki znanych i zasłużonych polskich urzędników wojskowych i cywilnych jak generałów, byłych wojewodów i ministrów Akcja ta w szybkim czasie rozszerzyła się na wszystkich ziemian  na kolonistów oraz częściowo i na obiekty państwowe. Owszem zdarzały się sporadycznie przypadki zamykania ukraińskich szkół  czy świetlic ale tylko wtedy gdy te prowadziły działalność antypaństwową i antypolską.  Na przykład mieszkańcy gminy Słoboda Złota większością głosów podjęli decyzję o rozwiązaniu miejscowej "Proswity", "Łuhu" i "Koła Towarzystwa Ochrony Dzieci i Opieki nad Młodzieżą". Masowy udział w akcjach sabotażowych wzięła młodzież szkolna i akademicka. Aktywnością wyróżniały się zwłaszcza gimnazja ukraińskie w Tarnopolu i prywatne gimnazjum „Ridna Szkoła” w Rahotyniu. Obie szkoły zostały zamknięte.

Wbrew powszechnie głoszonym przez Ukraińców kłamstwom o dyskryminowaniu ich przez Polskę, zwłaszcza na polu ekonomicznym, należy stwierdzić, że w okresie  rządów polskich zaznaczył się wybitny rozwój ukraińskiego ruchu spółdzielczego. Liczba spółdzielni ukraińskich rosła niemal lawinowo. W roku 1913 było 557 spółdzielni, w roku 1925 – 839, w roku 1927-1509, a w roku 1929-2393. Spółdzielnie te otrzymywały znaczne subwencje finansowe od rządu polskiego. W okresie 1929 do 1931 r. Państwowy Bank Rolny udzielił spółdzielniom ukraińskim kredytów: krótkoterminowych na sumę 1 895 754 zł oraz długoterminowych na sumę 1 904 182 zł. Niektóre spółdzielnie ukraińskie rozwijały się znakomicie. Należał do nich „Masłosojuz", który miał swoje oddziały we Lwowie, Drohobyczu, Kołomyi, Łucku, Przemyślu, Samborze, Stanisławowie, Stryju, Sokalu, Rudkach oraz ekspozytury w Katowicach i hurtowy skład w Bielsku. W samym Lwowie dysponował 10 sklepami, wszystkich zaś sklepów w kraju posiadał 28. Eksport za granicę wynosił prawie 100 tys. kg. Obrót sięgnął 736 489 zł, dochód brutto 49 672 zł. „Masłosojuz" zorganizował też handel drobiem. Doszło nawet do próby całkowitego zmonopolizowania przez tę instytucję produkcji i handlu drobiem oraz pierzem w Małopolsce Wschodniej. Szczególną uwagę zwrócił rząd polski na odbudowę zniszczonych wsi w Małopolsce Wschodniej. Wydatki inwestycyjne na tych terenach były ogromne. Do końca 1928 r. odbudowano 125 tys. domów mieszkalnych, oddano pod uprawę 2 800 tys. hektarów ziemi leżącej dotąd odłogiem. Od roku 1933 ukraińskie organizacje gospodarcze przystąpiły do budowy własnego przemysłu, by również w tej dziedzinie uniezależnić się od polityki gospodarczej państwa. Praca w tym kierunku prowadzona była przede wszystkim w centralach lwowskich. Pierwsza była spółdzielnia tkacka „Kometa" (produkcja tekstylna - płótna lniane, drelichy, konopie, bawełna i wełna), kolejną - fabryka nici kolorowych „Wesełka" we Lwowie. Początkowo przemysł ukraiński nastawiony był na własny rynek narodowy. Rozbudowywano przy tym hurtownie i sklepy. Dla ich finansowania powstał Ludowy Bank Przemysłowy. W „Centrsojuzie" rozszerzono zbyt żywego drobiu, jaj i nierogacizny. Dzięki rozwojowi „Masłosojuzu", oprócz wyrobu masła, możliwe stało się zorganizowanie serowni, bryndzami, pasteryzarni mleka i sprzedaży bitego drobiu. W „Silskim Hospodarze" rozpoczęto akcję udoskonalania sprzedawanych produktów. Założono ok. tysiąca kół hodowców nierogacizny i liczne sekcje hodowców drobiu. W Stanisławowie zorganizowano farmę racjonalnej hodowli kur. W Janczynie powstała Wyższa Szkoła Gospodarstwa Wiejskiego obejmująca dziewięciomiesięczne kursy dla kandydatów z ukończoną szkołą średnią. We Lwowie rozpoczęły swą działalność: szewska kooperatywa pod nazwą „Derma", kooperatywna restauracja „Witamina", kosmetyczne wytwórnie „Aloe" i „Formoza", spółka konfekcji męskiej „Teka", fabryka narzędzi szewskich „Deutron", kooperatywa cukrownicza „Misto", kooperatywna przetwórnia owoców „Produkcja", fabryka krochmalu „Brylant", wiele piekarń, sklepów bławatnych, korzennych i innych zarówno we Lwowie, jak i poza nim. W fabryce „Suspilny Promysł" zaczęto wytwarzać cykorię z własnego surowca, a w fabryce cukierków „Fortuna Nowa" we Lwowie otworzono sklep i rozpoczęto produkcję czekolady. Dyrekcja „Centrosojuzu" przystąpiła do rozbudowy fabryki mydła. Poza tym w roku 1934 ukraińska ekspansja gospodarcza szła w kierunku tworzenia drobnych warsztatów pracy we wsiach i miasteczkach (warsztaty kowalskie, blacharskie, stolarskie, krawieckie, szewskie). Ruch spółdzielczy rozrastał się; tylko w grudniu 1933 r. przyjęto do RSUK  (Rewizyjny Sojuz Ukraińskich Kooperatyw) 30 nowych spółdzielń. Do roku 1922 wydawano oficjalny organ RSUK - tygodnik ilustrowany „Hospodarśko-Kooperatywnyj Czasopys", zaś od 1928 r. miesięcznik teoretyczny „Kooperatywna Respubłyka".  Pod koniec 1937 r. do RSUK we Lwowie należało 668 spółdzielni kredytowych, w tym 2 centrale kredytowe - „Centrobank" i „Dnister" 112 „Ukrainbanków", 11 miejskich kredytowych spółdzielni pracowniczych oraz 543 "wiejskie „rajfajzerki"  W porównaniu z  1936 r. stan organizacyjny kredytowych spółdzielni RSUK zwiększył się o kolejne 73 jednostki. Ukraińcy poszli jeszcze dalej. W roku 1938 na teren ukraińskiego życia gospodarczego wkroczyła Ukraińska Asocjacja Gospodarcza (UGAŚ). Pisał o tym zespół pisma „Torhowla i Promysł" w artykule Idea która znalazła już swoich wyznawców z 15 września 1938 r. Pod tą nazwą powstało w Przemyślu stowarzyszenie kupców, firm handlowych i przedsiębiorstw przemysłowych. Członkowie UGAŚ wydawali swoim klientom bloczki kasowe na każdą sumę zakupów, a na koniec roku wypłacano posiadającym bloczki 2% zwrotu sumy zakupów. Firma co miesiąc wpłacała na konto „Prom Banku" - centralnej kasy spółdzielczej przemysłu i handlu ukraińskiego - 2% obrotu. Z tych sum tworzono Fundusz Rozbudowy Gospodarczej. Takimi działaniami pozyskiwano klientów i zwiększano obroty. Rzeczą zadziwiającą jest, że państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego mimo świadomości nadchodzącej ukraińskiej irredenty nie wahał się sprzedać Ukraińcom kilku obiektów gospodarczych we Lwowie, jak fabryki obuwia „Gafota", fabryki żarówek „Helios" i innych.
Reasumując można stwierdzić, że w okresie międzywojennym nastąpił  burzliwy rozwój ukraińskiego życia gospodarczego na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Jednak ukraińskie organizacje gospodarcze stanowiły oparcie dla ruchu nacjonalistycznego. Jak pisali o tym w czasie okupacji polscy autorzy: „W pracy konspiracyjnej dzielnie sekundowały UWO-OUN i pomagały materialnie różne spółdzielnie, które swoim zasięgiem obejmowały nawet Śląsk i Poznańskie. Polacy kupowali masło, jaja, mleko, nie wiedząc, że równocześnie dokładają grosz do dozbrajania wrogów Polski [...]". Ponadto rząd Polski tolerował sytuację, w której ogromny wzrost ukraińskiej spółdzielczości był finansowany z nieznanych źródeł. Pozwalano też na organizowanie ukraińskich Wielkich Central gospodarczych, pozostających w bezpośrednich stosunkach z Berlinem, bez żadnej kontroli ze strony państwa. Wszystko to działo się w kraju określanym jako „więzienie dla Ukraińców".

W dziedzinie oświaty nastąpił ogromny wzrost ukraińskich towarzystw i instytucji kulturalnych. „Proświta”, główne towarzystwo oświatowe liczyło w 1916 r. 2955 kół i bibliotek. Pierwsza wojna zniszczyła prawie całkowicie jej organizację. Jeszcze w 1925 r. „Proświta”, po założeniu licznych nowych placówek miała zaledwie 1600 kół i bibliotek. Jednak już w 1929 r. było ich 3020. Następujące cyfry obrazują udział ludności ukraińskiej w samorządach. Na terenie Małopolski Wschodniej ogólna liczba mandatów do rad gminnych wiejskich wynosiła w 1930 r. 87 110, z tej liczby Ukraińcy otrzymali 59 501 mandatów. W radach miejskich na ogólną liczbę 5161 mandatów, Ukraińcy mieli 973 mandaty, a Żydzi  909 mandatów. W dziedzinie oświaty zaznaczył się wielki wzrost ukraińskich towarzystw i instytucji kulturalno-oświatowych. Już konstytucja marcowa z 1921 r. zapewniała wszystkim mniejszościom narodowym “prawo zachowania swej narodowości i pielęgnowania swojej mowy i właściwości narodowych", co oznaczało m.in. możliwość zakładania i prowadzenia szkół z własnym językiem wykładowym.  Ze szczegółowych badań na ten temat wynika, że np. w 1926 r. liczba uczniów szkół podstawowych w Małopolsce Wschodniej z językiem wykładowym ukraińskim stanowiła 51,2% liczby wszystkich dzieci uczących się w tym typie szkolnictwa, a liczba szkół z językiem polskim 41,7%. W roku szkolnym 1930/31 polscy Ukraińcy mieli 3113 szkoły powszechne, w tym 139 z własnym językiem wykładowym, oraz 2974 szkoły utrakwistyczne (dwujęzyczne). Wzrostowi szkół utrakwistycznych sprzyjała polityka rządu polskiego, a zwłaszcza władz terenowych. Stosunkowo wysoka była liczba studentów narodowości ukraińskiej w roku akademickim 1929/30 (2175 osób), studiujących na wszystkich polskich uczelniach. W tymże roku Ukraińcy mieli 83 tytuły własnych czasopism w języku narodowym, w tym 13 o treści religijnej, 3 młodzieżowe, 21 politycznych, 10 o treści gospodarczej, a 14 o treści kulturalno-oświatowej . Charakteryzując sytuację na ziemiach Małopolski Wschodniej w 1930 r.. czyli przed wybuchem akcji sabotażowych, należy stwierdzić, że ludność ukraińska korzystała wówczas z szerokiego samorządu na wszystkich szczeblach administracji terenowej oraz w centralnych władzach Polski . Władze polskie wychodziły z założenia, że jedynie w demokratycznym państwie, gwarantującym wszystkim obywatelom swobodny rozwój kulturalny, językowy. religijny, narodowy i polityczny, należy w przyszłości szukać najwłaściwszych rozwiązań.

Jeśli chodzi o  stosunki w sferze obrotu ziemią to  panował na Kresach   agrarny liberalizm. Miały miejsce parcelacje sąsiedzkie dokonywane na ogromna skalę, a przede wszystkim  „znaczna część polskich kolonistów z zachodu odeszła z powrotem w swoje rodzinne strony i ziemia którą oni otrzymali za bezcen, przeszła za drogie pieniądze w ręce miejscowego, przeważnie ukraińskiego włościanina." Jak donosił dalej "Biuletyn Polsko-Ukraiński" z 1936 roku: „Jest przecież ogólnie znaną rzeczą, iż Ukraińcy na ziemiach południowo-wschodnich nabyli gros rozparcelowanych obszarów i nadal je nabywają, gdyż nikt z czynników odpowiedzialnych politycznie nie odmawiał i nie odmawia im prawa do ziemi, na której obok autochtona Polaka zamieszkują. Dowodem tego są chociażby ogłoszone ostatnio w prasie polskiej fakty rozparcelowywania ziemi w woj. południowych pomiędzy Ukraińców. Wszelkie więc korekty, które mają być dokonane przy obecnej parcelacji, będą tylko wyrównaniem nieprawidłowości w tej dziedzinie, wynikłych z faktu bezplanowego i chaotycznego dotychczas przeprowadzenia parcelacji. Źródeł więc ukraińskiej akcji antyparcelacyjnej szukać należy w ukraińskiej ofensywie politycznej, jest ona środkiem do realizowania politycznych planów. Wywiera się więc nacisk na czynniki rządowe i zrzuca odpowiedzialność na Polaków."   W tej ważkiej dla przyszłości Kresów sprawie wypowiadali się redaktorzy lwowskiego „Dziennika Polskiego". Alarmowali oni polską opinię publiczną o dramatycznie szybkim przechodzeniu ziemi w ręce Ukraińców, a częściowo i Żydów. Na łamach „Dziennika Polskiego" stwierdzono, że chłopi ukraińscy, aby nabyć ziemię, chętnie omijają przepisy, korzystając z podstawionych osób. Informatorzy prasy polskiej donosili też o wizycie delegacji Polaków Podolan w Warszawie, u marszałka Rydza-Śmigłego. Delegacja ziemi podolskiej wybrana została na wojewódzkim zjeździe przedstawicieli społeczeństwa polskiego w Tarnopolu, by przekazać postulaty ludności ziemi podolskiej w zakresie rolnictwa, Kościoła, szkolnictwa i spraw gospodarczych na Kresach. Tematem rozmów była też parcelacja. Delegacja przedstawiła stanowisko ludności polskiej, jednogłośnie opowiedziano się za tym, by ziemia polska nie przechodziła masowo w obce ręce. Wizyta Podolan zakończyła się fiaskiem. Pisano, że za delegacją podolską mają się udać do Warszawy delegacje lwowska i stanisławowska. W artykule czytamy m.in.: „Nie mamy dokładnych danych, zwłaszcza z lat ostatnich, lecz to co prywatnie ustalić zdołaliśmy, jest zaiste rozpaczliwe. Oto w roku 1935 rozparcelowano na obszarze Małopolski Wschodniej ponad 355 000 ha z czego od razu w ręce ukraińskie przeszło 188 300 ha. Nie można dziś ustalić danych obrazujących skalę zjawiska przejścia ziemi polskiej pośrednio w ręce obce - cyfra ta dochodzić ma do 80 000 ha. Nie mamy również danych odnoszących się do zdobyczy parcelacyjnych pośrednio lub bezpośrednio przez Żydów [...]". Na łamach „Dziennika Polskiego" informowano dalej, że od powstania państwa polskiego do dnia 10 października 1936 r. polscy właściciele realności we Lwowie sprzedali 1700 kamienic nie-Polakom. Z tego 1200 kamienic kupili Żydzi, a 500 Ukraińcy. Tak się działo we Lwowie, gdzie istniało wiele organizacji patriotycznych, stojących na straży narodowych interesów polskich, a cóż dopiero mówić na prowincji?

Jeśli chodzi i niszczenie nieużywanych cerkwi to trzeba spojrzeć najpierw na tego przyczyny. Po zawarciu konkordatu, który regulował stosunki między Watykanem a rządem polskim i dotyczył obrządku rzymskokatolickiego, greckokatolickiego i ormiańskiego, pozostały do uregulowania stosunki między Polską a wyznawcami prawosławia. Wspomniana uprzednio umowa tymczasowa nie mogła zastąpić normalnej umowy. Pragnąc uzyskać od rządu polskiego jak najkorzystniejsze warunki dla prawosławia, metropolita prawosławny Dionizy rozpoczął, na bazie byłych - pozostających po zaborze rosyjskim, często nieużytkowanych cerkwi -zakładanie parafii prawosławnych. Akcja powoływania parafii prawosławnych miała być w rozmowach z rządem polskim argumentem dla ujęcia nowo utworzonych parafii prawosławnych w akcie normalizującym stosunki prawosławia w Polsce. Dawałoby to metropolicie i Cerkwi prawosławnej wymierne korzyści finansowe. Parafie etatowe otrzymywały dotacje rządowe. Tylko w powiatach chełmskim i tomaszowskim, gdzie istniało 18 parafii etatowych, powołano 21 nowych. Działanie metropolity Dionizego, powołującego nowe parafie prawosławne w miejscowościach o małej liczbie ludności prawosławnej, wywoływało niezadowolenie polskich mieszkańców tych miejscowości, pamiętających jeszcze czasy zaboru rosyjskiego. Rząd postanowił podjąć akcję, zmierzającą do zmniejszenia liczby cerkwi w miejscowościach, gdzie były one dotychczas nieużytkowane. Zbędne, zdaniem administracji lokalnej cerkwie, rozbierano przy pomocy wojska, członków Strzelca, ludności polskiej. Równocześnie dawne kościoły, przekazane przez władze carskie na świątynie prawosławne, były zwracane katolikom. Do połowy lipca 1938 roku rozebrano na Lubelszczyźnie 91 cerkwi, 10 kaplic, 26 domów modlitw. Ludność prawosławna zachowała 49 cerkwi parafialnych, 4 filialne i 1 klasztor.
Potwierdzeniem słuszności obaw Rządu II RP, iż Cerkiew prawosławna, szczególnie na terenie województwa lubelskiego staje się  wraz ze wzrostem w niej tendencji ukrainizacyjnych  coraz bardziej  wrogą wobec państwa polskiego, były działania jej przedstawicieli  podczas  II WS - więcej informacji w tekstach poniżej:

SPRAWA  NISZCZENIA CERKWI W  II  RP

CERKIEW  PRAWOSŁAWNA 1939-1947

Przykładowe afisze w zasobach Archiwum Państwowego w Przemyślu obrazujące bardzo szeroki zakres działalności oświatowej i kulturalnej Ukraińców w Przemyślu w II RP. 

a

a

a

Opracowanie strony:  © P.Jaroszczak - Przemyśl 2025